„Trzecia osoba” Anna Kańtoch

  Wydawca: Wydawnictwo Marginesy Data wydania: 24 kwietnia 2025 Liczba stron: 328 Oprawa: miękkaCena det.: 49,90 zł Tytuł recenzji: Rodzinne przekleństwo Czasem Anna Kańtoch przeraża mnie tym, jak wiele wie o człowieku. Za każdym razem fascynuje sposobem pokazywania, jak wiele odcieni mroku kryje ludzka dusza. Zawsze sięgam po książki tej autorki z ogromną ciekawością, czym tym razem mnie zaintryguje, czym uwiedzie, czym zbulwersuje, czym absolutnie zaskoczy. Po kameralnej opowieści noir „Czeluść”, która od roku nie może opuścić mojej głowy, Kańtoch wraca do tak zwanego gatunku komercyjnego. Ale jej powieści kryminalne to nie są produkty popkulturowe przeznaczone na sprzedaż dla lubiących opowieści z dreszczykiem czy kryminalne intrygi. To za każdym razem są pogłębione wiwisekcje tego, jak mrocznymi istotami jesteśmy i jak bardzo boimy się zmierzyć ze świadomością, że stać nas na wszystko, co piękne i wzniosłe, ale także na to, co gorzkie i podłe. „Trzecia osoba” będzie książką o deformacji pamięci. O degradacji osobowości i oswajaniu zła w sobie. O jego banalizowaniu. Ale także o tym, jak potrafimy patrzeć na rzeczywistość, by jednak nie osunąć się w obłęd. Właśnie dzięki temu, że coś zdegradujemy, bo to przedefiniujemy, i temu, że uświadomimy sobie, jak bardzo – w paradoksalny sposób – życiodajny jest pierwiastek zła, który w sobie nosimy. Nie oczekujcie żadnej prostej historii. Proste są tylko środki zastosowane do opowiedzenia o tym, co przerażającego może drzemać w ludziach. Tutaj punktem wyjścia i motywem, wokół którego koncentrują się zdarzenia, jest zniknięcie rodziców, którzy pozostawiają trójkę dzieci w lesie, ale również w gęstwinie pamiętania, niepamięci, kształtowania osobowości w obliczu traumy. Co tu się wydarzyło? Dlaczego tak trudno uwierzyć w rozwikłanie tej zagadki, którą proponuje Anna Kańtoch? Skąd w ogóle autorka bierze takie pomysły, które odsłaniane stopniowo, wgniatają w fotel, odbierają oddech? Nie chce się wierzyć w to, co się przeczytało. A jednak to wszystko wydaje się prawdopodobne. Tak jak to, w jaki sposób ze sprawą zaginięcia dwójki dorosłych sprzed trzech dekad połączy się mroczna droga osuwania się w egzystencjalny niebyt pewnego nastolatka. Co pamiętamy z dzieciństwa, z czasu, gdy byliśmy w wieku dziewięciu, siedmiu, dwóch lat? Zwłaszcza gdy zostało ono naznaczone taką traumą, z którą później trzeba iść przez życie i nie dać się jej złamać? Kiedy rodzice zostawiają ich samych, Marcin ma właśnie dziewięć, Milena siedem, a Mateusz dwa lata. „Trzecia osoba” imponuje przede wszystkim układem fabularnym ze zróżnicowanymi wizualizacjami przeszłości nakładającej się na teraźniejszość. Wiele lat po zniknięciu rodziców Marcin wydaje się spokojny, zrównoważony, ma swoje przyzwyczajenia czy neurozy, ale generalnie wiedzie spełnione, choć samotne życie. Wydaje się nie mieć żadnego problemu z tym, co pamięta, lecz wciąż niczym zahipnotyzowany wraca tam, gdzie był jego dom rodzinny. Milena wybiera inny model życia: znajduje partnera, ma dziecko, jest przedsiębiorcza i potrafi odnaleźć się w każdej trudnej sytuacji. O ile pamięć jej starszego brata wydaje się w swym odosobnieniu i swoistym smutku uporządkowana, Milena walczy z tym, jak pamięta przeszłość. Walka polega na tym, że kobieta przypomina sobie detale, które coraz bardziej niepokoją, zazębiają się, tworząc jakąś koszmarną strukturę, a jednocześnie – zbliżają ją w tym wszystkim do Marcina. Mateusz jest za to osobny. Przez lata w poczuciu odtrącenia przez rodzeństwo, a przecież powinien być najbardziej emocjonalnie uporządkowaną osobą. Bo co dwulatek może pamiętać? Okazuje się, że to właśnie on pamięta jeden, ale najważniejszy dla tej historii szczegół. A Anna Kańtoch oddaje nas w ręce tej trójki bohaterów, którzy po kolei sięgają pamięcią wstecz, zgrabnie zaś dołączona intryga kryminalna jedynie dynamizuje ten tryptyk. Bo to tryptyk o przekleństwie pamięci. Najpierw po beskidzkiej prowincji oprowadza nas Marcin, potem autorka odstawia go na narracyjną bocznicę, by dalszej historii nadawała tempo Milena. Natomiast gdy robi się najbardziej mrocznie, na scenę wkracza ten, który przecież nic nie pamięta. I wówczas odsłonięte zostają kolejne przerażające karty historii, w którą nie chce się uwierzyć. Anna Kańtoch dba o detale tła, którym trzeba się bacznie przyglądać. Przemiany, jakie dokonują się w naturze w trakcie przebiegu zdarzeń – od chłodnej pory między zimą a wiosną po początek ciepłego lata. Stacje drogi krzyżowej, dodane tutaj niby przypadkowo, a jednak tak znaczące dla metaforyki tej powieści. Najważniejsze są jednak motywacje bohaterów, ich reakcje i działania, odpowiedzi na reakcje i działania innych. Ważne są również coraz mroczniej wyglądające zagadki. Nieprzypadkowo Milena mówi do Marcina: „Niektóre tajemnice lepiej zostawić nierozwiązane”. Poznając szokujący finał tej historii, niejeden czytający odniesie wrażenie, że wcale nie chciałby tego wszystkiego wiedzieć. Że autorka nie ma prawa pozostawi

Kwi 22, 2025 - 08:31
 0
„Trzecia osoba” Anna Kańtoch

 

Wydawca: Wydawnictwo Marginesy


Data wydania: 24 kwietnia 2025

Liczba stron: 328

Oprawa: miękka

Cena det.: 49,90 zł

Tytuł recenzji: Rodzinne przekleństwo

Czasem Anna Kańtoch przeraża mnie tym, jak wiele wie o człowieku. Za każdym razem fascynuje sposobem pokazywania, jak wiele odcieni mroku kryje ludzka dusza. Zawsze sięgam po książki tej autorki z ogromną ciekawością, czym tym razem mnie zaintryguje, czym uwiedzie, czym zbulwersuje, czym absolutnie zaskoczy. Po kameralnej opowieści noir „Czeluść”, która od roku nie może opuścić mojej głowy, Kańtoch wraca do tak zwanego gatunku komercyjnego. Ale jej powieści kryminalne to nie są produkty popkulturowe przeznaczone na sprzedaż dla lubiących opowieści z dreszczykiem czy kryminalne intrygi. To za każdym razem są pogłębione wiwisekcje tego, jak mrocznymi istotami jesteśmy i jak bardzo boimy się zmierzyć ze świadomością, że stać nas na wszystko, co piękne i wzniosłe, ale także na to, co gorzkie i podłe. „Trzecia osoba” będzie książką o deformacji pamięci. O degradacji osobowości i oswajaniu zła w sobie. O jego banalizowaniu. Ale także o tym, jak potrafimy patrzeć na rzeczywistość, by jednak nie osunąć się w obłęd. Właśnie dzięki temu, że coś zdegradujemy, bo to przedefiniujemy, i temu, że uświadomimy sobie, jak bardzo – w paradoksalny sposób – życiodajny jest pierwiastek zła, który w sobie nosimy.

Nie oczekujcie żadnej prostej historii. Proste są tylko środki zastosowane do opowiedzenia o tym, co przerażającego może drzemać w ludziach. Tutaj punktem wyjścia i motywem, wokół którego koncentrują się zdarzenia, jest zniknięcie rodziców, którzy pozostawiają trójkę dzieci w lesie, ale również w gęstwinie pamiętania, niepamięci, kształtowania osobowości w obliczu traumy. Co tu się wydarzyło? Dlaczego tak trudno uwierzyć w rozwikłanie tej zagadki, którą proponuje Anna Kańtoch? Skąd w ogóle autorka bierze takie pomysły, które odsłaniane stopniowo, wgniatają w fotel, odbierają oddech? Nie chce się wierzyć w to, co się przeczytało. A jednak to wszystko wydaje się prawdopodobne. Tak jak to, w jaki sposób ze sprawą zaginięcia dwójki dorosłych sprzed trzech dekad połączy się mroczna droga osuwania się w egzystencjalny niebyt pewnego nastolatka.

Co pamiętamy z dzieciństwa, z czasu, gdy byliśmy w wieku dziewięciu, siedmiu, dwóch lat? Zwłaszcza gdy zostało ono naznaczone taką traumą, z którą później trzeba iść przez życie i nie dać się jej złamać? Kiedy rodzice zostawiają ich samych, Marcin ma właśnie dziewięć, Milena siedem, a Mateusz dwa lata. „Trzecia osoba” imponuje przede wszystkim układem fabularnym ze zróżnicowanymi wizualizacjami przeszłości nakładającej się na teraźniejszość. Wiele lat po zniknięciu rodziców Marcin wydaje się spokojny, zrównoważony, ma swoje przyzwyczajenia czy neurozy, ale generalnie wiedzie spełnione, choć samotne życie. Wydaje się nie mieć żadnego problemu z tym, co pamięta, lecz wciąż niczym zahipnotyzowany wraca tam, gdzie był jego dom rodzinny. Milena wybiera inny model życia: znajduje partnera, ma dziecko, jest przedsiębiorcza i potrafi odnaleźć się w każdej trudnej sytuacji. O ile pamięć jej starszego brata wydaje się w swym odosobnieniu i swoistym smutku uporządkowana, Milena walczy z tym, jak pamięta przeszłość. Walka polega na tym, że kobieta przypomina sobie detale, które coraz bardziej niepokoją, zazębiają się, tworząc jakąś koszmarną strukturę, a jednocześnie – zbliżają ją w tym wszystkim do Marcina. Mateusz jest za to osobny. Przez lata w poczuciu odtrącenia przez rodzeństwo, a przecież powinien być najbardziej emocjonalnie uporządkowaną osobą. Bo co dwulatek może pamiętać? Okazuje się, że to właśnie on pamięta jeden, ale najważniejszy dla tej historii szczegół. A Anna Kańtoch oddaje nas w ręce tej trójki bohaterów, którzy po kolei sięgają pamięcią wstecz, zgrabnie zaś dołączona intryga kryminalna jedynie dynamizuje ten tryptyk. Bo to tryptyk o przekleństwie pamięci. Najpierw po beskidzkiej prowincji oprowadza nas Marcin, potem autorka odstawia go na narracyjną bocznicę, by dalszej historii nadawała tempo Milena. Natomiast gdy robi się najbardziej mrocznie, na scenę wkracza ten, który przecież nic nie pamięta. I wówczas odsłonięte zostają kolejne przerażające karty historii, w którą nie chce się uwierzyć.

Anna Kańtoch dba o detale tła, którym trzeba się bacznie przyglądać. Przemiany, jakie dokonują się w naturze w trakcie przebiegu zdarzeń – od chłodnej pory między zimą a wiosną po początek ciepłego lata. Stacje drogi krzyżowej, dodane tutaj niby przypadkowo, a jednak tak znaczące dla metaforyki tej powieści. Najważniejsze są jednak motywacje bohaterów, ich reakcje i działania, odpowiedzi na reakcje i działania innych. Ważne są również coraz mroczniej wyglądające zagadki. Nieprzypadkowo Milena mówi do Marcina: „Niektóre tajemnice lepiej zostawić nierozwiązane”. Poznając szokujący finał tej historii, niejeden czytający odniesie wrażenie, że wcale nie chciałby tego wszystkiego wiedzieć. Że autorka nie ma prawa pozostawiać go w tak skomplikowanym stanie emocjonalnym. Bo wyjaśnione zostaje wszystko, ale wyjaśnienia niewiele dają. A wręcz powodują jeszcze większy dyskomfort psychiczny odbiorcy, który wchodzi w tę historię gładko i z poczuciem, że jest w stanie przewidzieć, co się naprawdę wydarzyło.

Nie wiem, czy ciekawsze od tego, co jest już zamkniętą historią, nie jest to, co właśnie rozgrywa się przed naszymi oczami. To, w jaki sposób Kańtoch opowiada o złu, któremu nie tyle trzeba stawić czoło, ile trzeba je umiejętnie wyprzeć z pamięci. W opowieści o pamiętaniu, zapominaniu i zniekształceniach tego, czego pamiętać nie chcemy, autorka dba o dynamikę, tworząc barwne postacie drugiego planu: wspomniany już nastolatek, który z określonego powodu osuwa się w nicość obłędu, inteligentny aspirant odnajdujący rozwiązania tam, gdzie nikt ich nie szuka, czy osoby bliskie zaginionej dwójce dorosłych. Wraz z ich zaginięciem pojawia się coś, co obciąża pamięć wielu osób. Zagadka staje się bólem. To historia o tym, że sekrety rodzinne mogą być jednocześnie banalne i przerażająco nietuzinkowe. Dlatego „Trzecia osoba” to nie tylko powieść o tym, co zaciera w naszej pamięci czas, lecz również o tym, co jego upływ w niej odsłania. I nie wiem, co jest tutaj bardziej przerażające. Wiem jedynie, że to kolejna napisana przez Annę Kańtoch książka, po której długo będzie się dochodzić do siebie, bo doskonale rozbija utarte schematy myślenia pozwalające funkcjonować w tak zwanej normalności. Niektórzy nazywają ją szczęściem. Jakże gorzko ponownie wybrzmią tu słowa Mileny, która zapyta starszego brata o to, czy jest szczęśliwy. A raczej jakiego gorzkiego znaczenia nabierze to pytanie, gdy wszystkie tajemnice zostaną jednak odsłonięte wbrew temu, czego oczekiwałaby jedna z bohaterek.

Anna Kańtoch wykorzystała popularny i pełen otwartych literackich furtek motyw rodziny. Ale nie opowiedziała ani o rodzinie szczęśliwej, ani o rodzinie nieszczęśliwej. Bardziej o znamieniu losu i okrutnych konsekwencjach pewnych emocji, które każą rodzinie cierpieć, ale jednocześnie układać się w nowym świecie po katastrofie. Ile można pamiętać, po co pamiętać, a przede wszystkim: jak łatwo jest zapominać – to wiodące problemy bardzo dobrej powieści kryminalnej, w której pojawienie się trupów następuje w znakomitym momencie, dzięki czemu jest to historia jakby przełamana na pół, ale też od początku do końca przemyślana narracja o tym, w jaki sposób potrafimy unieszczęśliwić samych siebie i innych w imię wszystkiego, co chcielibyśmy połączyć z definicją szczęścia. Wstrząsająca historia o tym, jak naznaczona złem rodzina staje się piekłem, w którym wszystko się rozpada, lecz równocześnie wszystko kompulsywnie próbuje się naprawić. Jedno jest pewne: zniknięcie dwójki dorosłych ludzi odpowiedzialnych za swoje dzieci pozostawione w pustce. Nic innego nie jest ani pewne, ani jednoznaczne w tej powieści.