Moja mama nigdy nie przeprasza...

Moja mama nigdy nie przeprasza- po prostu znów zaczyna być miła. Ona nie mówi „przepraszam”. Nie za krzyki. Nie za rzeczy, które wykrzyczała, gdy była zła. Nie za ciche traktowanie, które trwało wiele dni. Nie za sposób, w jaki jej miłość czasami przypominała grę w ciepło-zimno. Po prostu znów zaczęła być miła. Jakby nic się nie stało. Jakbym miała być wdzięczna, że burza się skończyła, minęła nie uznając szkód, jakie po sobie pozostawiła. Kiedyś to znosiłam. Kiedyś tak bardzo cieszyłam się z ciepła, z powrotu do normalności, że pozwalałam bólowi pozostać w ukryciu, byle tylko zachować spokój. Ale spokój bez odpowiedzialności to nie spokój To cisza. To tłumienie. To udawanie, że nic mi nie jest, tylko po to, by nie czuła się niekomfortowo. I myślę, że to właśnie boli najbardziej Nie sama kłótnia, ale sposób, w jaki pomija część, w której moje uczucia powinny mieć znaczenie. Nie potrzebowałam, żeby była idealna. Potrzebowałam tylko, żeby powiedziała: „To cię zraniło. Widzę to. to. Przepraszam.” Ale zamiast tego otrzymałam uśmiech. Nagły akt dobroci. Powrót do normalności, jak gdyby nigdy nic. Im jestem starsza, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że miłość bez odpowiedzialności nie jest rodzajem miłości, którą chcę przekazać. Więc nie, nie potrzebuję przeprosin, by iść dalej. Ale na nie zasługuję. Ponieważ moje uzdrowienie zasługuje na słowa- nie tylko na chwilowe ciepło. Nie bądź takim rodzicem, przeproś, przyznaj się do swoich wpadek. Przynajmniej tyle możemy zrobić. Nie bądź też dupkiem dla swoich dzieci, proste!

Maj 2, 2025 - 10:45
 0
Moja mama nigdy nie przeprasza...
Moja mama nigdy nie przeprasza- po prostu znów zaczyna być miła. Ona nie mówi „przepraszam”. Nie za krzyki. Nie za rzeczy, które wykrzyczała, gdy była zła. Nie za ciche traktowanie, które trwało wiele dni. Nie za sposób, w jaki jej miłość czasami przypominała grę w ciepło-zimno. Po prostu znów zaczęła być miła. Jakby nic się nie stało. Jakbym miała być wdzięczna, że burza się skończyła, minęła nie uznając szkód, jakie po sobie pozostawiła. Kiedyś to znosiłam. Kiedyś tak bardzo cieszyłam się z ciepła, z powrotu do normalności, że pozwalałam bólowi pozostać w ukryciu, byle tylko zachować spokój. Ale spokój bez odpowiedzialności to nie spokój To cisza. To tłumienie. To udawanie, że nic mi nie jest, tylko po to, by nie czuła się niekomfortowo. I myślę, że to właśnie boli najbardziej Nie sama kłótnia, ale sposób, w jaki pomija część, w której moje uczucia powinny mieć znaczenie. Nie potrzebowałam, żeby była idealna. Potrzebowałam tylko, żeby powiedziała: „To cię zraniło. Widzę to. to. Przepraszam.” Ale zamiast tego otrzymałam uśmiech. Nagły akt dobroci. Powrót do normalności, jak gdyby nigdy nic. Im jestem starsza, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że miłość bez odpowiedzialności nie jest rodzajem miłości, którą chcę przekazać. Więc nie, nie potrzebuję przeprosin, by iść dalej. Ale na nie zasługuję. Ponieważ moje uzdrowienie zasługuje na słowa- nie tylko na chwilowe ciepło. Nie bądź takim rodzicem, przeproś, przyznaj się do swoich wpadek. Przynajmniej tyle możemy zrobić. Nie bądź też dupkiem dla swoich dzieci, proste!