Święty bas / Sirât

W eschatologicznej tradycji islamu Sirât to cieńszy niż włos i ostrzejszy od najostrzejszego miecza most rozpostarty nad Piekłem. Jego przeznaczeniem jest połączenie równiny Mahshar, miejsca Sądu Ostatecznego, z Rajem. Natomiast zadaniem – definitywne potwierdzenie prawości i siły wiary dusz oczekujących w zaświatach. Choć forma Sirâtu jest jedna, jego percepcja różni się w zależności od duchowej

Maj 17, 2025 - 10:52
 0
Święty bas / Sirât
W eschatologicznej tradycji islamu Sirât to cieńszy niĹź włos i ostrzejszy od najostrzejszego miecza most rozpostarty nad Piekłem. Jego przeznaczeniem jest połączenie rĂłwniny Mahshar, miejsca Sądu Ostatecznego, z Rajem. Natomiast zadaniem – definitywne potwierdzenie prawości i siły wiary dusz oczekujących w zaświatach. Choć forma Sirâtu jest jedna, jego percepcja róşni się w zaleĹźności od duchowej czystości jednostek. Prawi przejdą przez most błyskawicznie, a sama perspektywa drogi będzie dla nich szczęśliwa. Grzesznicy spojrzą na Sirat jak na karkołomny test, ich przeprawa będzie toporna i bolesna, a ryzyko upadku w piekielną otchłań – Ĺźywe, niedające wytchnienia.   Najnowszy film Olivera Laxe, debiutującego w konkursie głównym prymusa canneńskiego festiwalu, bierze sobie za cel prĂłbę nieoczywistej reinterpretacji tej drogi. Jego Sirât rozpięty jest między Marokiem a Mauretanią. W dole, zamiast ognia piekielnego, stopy parzy Ĺźar saharyjskiej pustyni. Do wejrzenia w swoją wizję zaświatĂłw zaprasza jednak gestem artysty niezainteresowanego reprodukowaniem obrazĂłw utrwalonych w zinstytucjonalizowanej religijności. W pierwszej scenie filmu pokazuje proces budowy rave’owego soundsystemu na marokańskim pustkowiu, w drugiej przygląda się transowemu tańcowi ludzkiej masy, w trzeciej – wprowadza ojca, syna i ich psa, ktĂłrych niedopasowanie do narkotyczno-ekstatycznych realiĂłw festiwalu muzycznego widać z odległości kilometra. Rzecz jasna, nie są tam po to, by wspĂłlnie zarzucić sobie kwacha i otłuc wnętrzności świętym basem z głośnikĂłw. Ojciec, snując się od jednego tańczącego ciała do drugiego, wymachuje wydrukowanymi zdjęciami cĂłrki zaginionej pięć miesięcy wcześniej. Syn, nieskutecznie prĂłbując przekrzyczeć tłusty bit, dopytuje uczestnikĂłw imprezy o ewentualne informacje na temat siostry. Pies chodzi za nimi w ciszy, nie szczeka.  Kreślony przez Laxe punkt wyjścia jest jednak obietnicą innego niĹź "Sirât" filmu; być moĹźe reĹźyserowanego przez Abdellatifa Kechiche’a albo Gaspara NoĂŠ, w ktĂłrym elektroniczna sieka staje się drenującym soundtrackiem wpadania w obłęd – naraz przez głównych bohaterĂłw oraz nas, widzĂłw. Gdy dość szybko okaĹźe się, Ĺźe na muzycznych bachanaliach próşno szukać zaginionej dziewczyny, ojciec oraz syn usłyszą o konkurencyjnej imprezie, hen hen, na dalekiej pustyni. Prowadzeni przez patchworkową rodzinę rejwowcĂłw wyruszą w dalsze poszukiwania; wpierw podchodzący z dystansem do dzielących ich róşnic, z czasem znajdą w nich zaskakująco spajającą i wzbogacającą wartość. To otwarcie na innego staje się w "Sirâcie" naraz tryumfem prozaicznego humanizmu jak i wyjątkowych okoliczności. Ich wspĂłlna droga jest w końcu szalenie wymagająca, zewsząd docierają skrawki komunikatĂłw o globalnej katastrofie (trzecia wojna światowa? Apokalipsa?), a im dłuĹźej trwa podróş, tym więcej ryzyka, cierpienia i traum ostatecznie przynosi. "Co róşni determinację od obsesji?" – pyta jak gdyby swoich bohaterĂłw Laxe, choć oni oczywiście tego nie usłyszą. Jego głos zostanie zagłuszony przez nieprzerwany puls rave’u, wyznaczający rytm i intensywność tej nieskończonej tułaczki.  Pomylą się i ci, ktĂłrzy o "Sirâcie" będą myśleć w kategoriach wraĹźliwego kina drogi, w ktĂłrym zjednoczenie w traumie otworzy bohaterĂłw na siebie nawzajem, a puenta okaĹźe się pochwałą międzyludzkiej bliskości. Jeśli dzieło Olivera Laxe przypomina jakiś "film samochodowy", to tylko "Mad Maxa: Na drodze gniewu" wyreĹźyserowanego ręką, powiedzmy, Michelangelo Antonioniego – pod warunkiem, Ĺźe przed wejściem na plan reĹźyser świadomie wypowiedziałby szahadę. Jeśli z kolei opowiada o zaĹźyłości z drugim, to wyłącznie przewrotnie: jako o czynniku odciągającym od relacji z samym sobą (powie ateista) lub z Bogiem (powie mistyk). Ta refleksja szokuje w "Sirâcie" chyba najbardziej, bo pewnie i bezkompromisowo idzie pod prąd trendĂłw współczesnego europejskiego kina. Gdyby ich reprezentacją był czuły obrazek wtulonych w siebie róşnorodnych bohaterĂłw, Laxe w swoim filmie wysadziłby ich pociskiem z granatnika, oszczędzając tylko jednego. Obserwacji jego drogi – od szoku, przez traumę, po oczyszczenie – poświęciłby cały film.  Mam nadzieję, Ĺźe zrobiłby to teĹź z bliską "Sirâtowi" audiowizualną maestrią, ktĂłra stanowi dowĂłd niewiarygodnej świadomości rzemiosła filmowego i własnej roli jako artysty. Laxe sam siebie nazywa "człowiekiem radykalnej akceptacji", podkreślając przy okazji, Ĺźe proces twĂłrczy to pozbycie się ego i prĂłba bezwarunkowego przyjęcia tego, co do filmu chce dodać przypadek. Jeśli tak jest w rzeczywistości, przypadek obdarował go tym razem niezwykle hojnie. Filmując cudowne saharyjskie krajobrazy, reĹźyser eksponuje bowiem całe naręcza pomysłów, zręcznie zrastając obraz z niemal nieustającą ścieĹźką dĹşwiękową autorstwa Kangdinga Raya, leżącą w pół drogi między elektronicznym eksperymentem a klubowym melanĹźem. Filmowane w dalekim planie auta pokonujące pustkowia regularnie chwyta pulsujący wraz z bitem obiektyw, a pustynny miraĹź cieplny czy zamieć piaskowa odnajdują swoją muzyczną ilustrację w formie pitch bendĂłw i glitchy. Przez sporą część seansu głowa sama chodzi do bitu i jest to odruch całkowicie bezwarunkowy. Są jednak momenty, gdy doskonały sound design sprawia bębenkom (i bebechom, bo to doświadczenie dogłębnie przeszywające) fizyczny bĂłl, strzelając w widza z taką intensywnością, jakiej w kinie być moĹźe dotąd nie widziano. Są to chwile bez reszty przeraĹźające.  Choć w tej audiowizualnej doskonałości "Sirât" ani na moment nie tonie w muzułmańskich ornamentach, wybierając drogę całkowicie transnarodowego techno, obcowanie z nim przypomina kontakt z innym projektem reĹźysera, "Mimosas" z 2016 roku. I tam, i tutaj europejski widz ma prawo niejednokrotnie czuć się zagubiony, choć w tym zagubieniu jest coś magnetycznego, przywodzącego na myśl uczestnictwo w obrządku religii, ktĂłrych prawideł nigdy się nie poznało. Z tego względu podróş przez "Sirât" potrafi czasem przybrać formę przeprawy przez prawdziwe pole minowe, ktĂłre widz musi skrupulatnie rozbrajać – jeden fałszywy intelektualny ruch moĹźe łatwo rozsadzić całe rozumienie filmu. Ten strach jednak mija, gdy zdamy sobie sprawę, Ĺźe intencją reĹźysera, ktĂłry mĂłgłby rĂłwnie dobrze przedstawić się jako Francuz, Hiszpan, Galisyjczyk i Marokańczyk, zawsze było dążenie do uniwersalizacji przekazu. W jednym z wywiadĂłw Laxe wspominał, Ĺźe kino pełni dla niego tę samą funkcję, co wiara – jest naraz ścieĹźką do poznania siebie i przestrzenią nieprzerwanej manifestacji niewypowiedzialnego, tajemnicy. I faktycznie, w błądzeniu po "Sirâcie" widz ma szansę odnaleźć dokładnie ten niezwykły paradoks: spojrzeć na samego siebie ze wzbogacającej perspektywy, ktĂłrej do końca nie rozumie.Â