Blade światło morza / Dziadku, wiejemy!

Sporo obiecywałem sobie po filmie Olgi Chajdas, bo trzeba przyznać, że "Dziadku, wiejemy!" w zwiastunach zapowiadało się na produkcję dynamiczną, zabawną i tak po ludzku fajną. A że zupełnie niedawno w recenzji "Oskarz, Patki i Złota Bałtyku" przekonywałem, że polskie kino familijne ma się bardzo dobrze, miałem nadzieję, że oto zyskam kolejny dowód na poparcie tej tezy. No cóż, nie do końca się

Maj 12, 2025 - 12:16
 0
Blade światło morza / Dziadku, wiejemy!
Sporo obiecywałem sobie po filmie Olgi Chajdas, bo trzeba przyznać, że "Dziadku, wiejemy!" w zwiastunach zapowiadało się na produkcję dynamiczną, zabawną i tak po ludzku fajną. A że zupełnie niedawno w recenzji "Oskarz, Patki i Złota Bałtyku" przekonywałem, że polskie kino familijne ma się bardzo dobrze, miałem nadzieję, że oto zyskam kolejny dowód na poparcie tej tezy. No cóż, nie do końca się udało, bo choć w filmie Chajdas niby wszystko się zgadza – jest i przygoda, i porządna obsada, i doświadczona ekipa – zbyt wiele rzeczy w nim nie gra, by "Dziadku, wiejemy!" mogło stać się klasykiem polskiego kina familijnego. Zanim wspomnę o tym, co nie gra, napiszę kilka słów o fabule, bo ta jest całkiem nieźle rozpisana i stanowi jeden z mocniejszych elementów filmu. Głównymi bohaterami "Dziadku, wiejemy!" jest Jagoda (Anna Nowak), często uciekająca w świat wyobraźni nastolatka o dość burzliwej naturze, oraz jej dziadek Jeremi (Jan Peszek), jegomość niezwykle jak na swój wiek aktywny, będący dla swej wnuczki najlepszym kompanem i nieustającą inspiracją. Poznajemy ich w momencie, w którym dziadkowi grozi skierowanie do placówki dla pacjentów z problemami natury mentalnej, a że Jeremi nie chce zgodzić się na zamieszkanie w domu swej córki Marty (Agnieszka Grochowska), Jagoda postanawia "wykraść" dziadka z domu spokojnej starości i wyruszyć ze swym najlepszym kumplem na wyprawę. Dokąd? Tego dziewczyna jeszcze nie wie, ale jest przekonana, że dziadek przemierzył świat wzdłuż i wszerz jako kapitan statku, więc na pewno coś wymyśli, prawda?  Na tym etapie "Dziadku, wiejemy!" składa sporą obietnicę: obietnicę przygody. Nie ma tu co prawda mapy skarbu ani elementów magicznych, których szukaliby bohaterowie, ale punktem wyjścia filmu Olgi Chajdas jest jednak wyprawa w nieznane, w dodatku w tajemnicy i wbrew woli rodziców Jagody i opiekunów Jeremiego. Zanosi się więc na "będzie się działo"; że szalony dziadek i gniewna wnuczka wpadną w nie lada tarapaty, a na swej drodze napotkają fantastyczne postacie, które ubarwią i wzbogacą ich przygodę. I rzeczywiście: są tarapaty, są i barwne postacie pojawiające się na drodze bohaterów, ale wszystko to okazuje się jakieś "niedopieczone", na pół gwizdka, jak gdyby twórcy uznali, że młoda widownia zadowoli się byle czym. Jeśli więc bohaterów ktoś ściga, to w żółwim tempie; jeśli pojawia się zagrożenie, to raczej takie, że Jagoda i Jeremi padną z nudówm, niż że ktoś autentycznie może zrobić im krzywdę. "Dziadku, wiejemy!" to jak Kino Nowej Przygody na zaciągniętym hamulcu ręcznym, a zamiast artefaktów pokroju Arki Przeznaczenia mamy tajemnicze "światło morza", które świeci tu wyjątkowo blado. Film Olgi Chajdas idzie znanym dla kina familijnego obsadowym tropem: znane i szanowane nazwiska jako dorośli bohaterowie (dla rodziców) plus nowe twarze jako postacie dziecięce / nastoletnie, z którymi identyfikować się może młoda widownia. I ta mieszanka sprawdza się dobrze, tak jak wcześniej działo się to choćby we wspomnianym "Oskarze, Patce i Złocie Bałtyku" czy dwóch częściach "Za dużego na bajki". Zgrzyta jednak to, co powinno napędzać relację buntowniczej wnuczki i jej szalonego dziadka: dialogi. Jagoda wiele ze swych kwestii wypowiada przez zaciśnięte zęby, a jej rozmowy z Jeremim prawie wcale nie mają w sobie tak pożądanego w kinie familijnym humoru i luzu. To wielka szkoda, bo sam wielokrotnie wychodziłem z seansów podobnych produkcji, słuchając swej kilkuletniej córki cytującej co zabawniejsze dialogi. Tym razem niestety niespecjalnie było co przywoływać – owszem, kilkukrotnie uśmiechnąłem się podczas seansu, ale nie przypominam sobie żadnych salw śmiechu na sali. A to chyba najbardziej druzgocąca recenzja dla filmu, który ma nie tylko wzruszać (co w "Dziadku, wiejemy!" udaje się całkiem nieźle), ale i bawić. Są tu sceny i postacie wywołujące autentyczny cringe (kierowczyni TIR-a podrywająca policjantkę, para "zbirów" niczym z wczesnych komedii lat 90.), jest też niewykorzystany potencjał, zwłaszcza na polu animacji, która pojawia się tu stanowczo zbyt rzadko, a i to w dalece powtarzalny i nieatrakcyjny sposób. Po obejrzeniu zwiastuna spodziewałem się, że elementy animowane będą ważnym elementem podróży bohaterki, zarówno w wymiarze dosłownym, jak i tym bardziej umownym – psychologicznym. Trzeba oczywiście pochwalić twórców "Dziadku, wiejemy!" za odwagę w łączeniu różnych form filmowych, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wprowadzenie animacji do filmu aktorskiego odbyło się tu jak wszystko inne: na pół gwizdka. Zatem z zapowiadającej się na widowiskową komedii przygodowej o różnicach pokoleniowych została bardzo ładnie nakręcona, wzbogacona świetną muzyką Smolika produkcja, od której młodzi widzowie zapewne się odbiją. Nie ma tu bowiem dość charyzmy i pazura, aby wspomniane wcześniej "światło morza" rozbłysło pełnym blaskiem.