Szef związkowców z sieci Auchan: 4-dniowy tydzień pracy to wielka szansa dla handlu. Jesteśmy na tak!
Pomysł skrócenia tygodnia pracy może wywołać małą rewolucję społeczną, ale przyniesie tylko dobre skutki dla pracowników handlu - uważa Dariusz Paczuski, przewodniczący zarządu regionu Mazowsze NSZZ “Solidarność” i przewodniczący związku zawodowego NSZZ “Solidarność” przy Auchan Polska.

Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej ma zamiar uruchomić programy pilotażowe związane ze skróceniem czasu pracy do 4 dni w tygodniu - jak oceniacie ten pomysł: czy to krok w dobrym kierunku? Czy polska gospodarka jest na to gotowa?
Jak najbardziej jest to dobry pomysł, szczególnie w przypadku handlu.
Spodziewałam się raczej przeciwnej odpowiedzi: że to niewykonalne w sklepach.
Dlaczego? Zatrudnieni w handlu są bardzo obciążeni pracą. Pracodawcy, tnąc koszty, dokładają im co i rusz nowe obowiązki, nie podwyższając przy tym płacy. Owszem, rośnie płaca minimalna, ale to wciąż są zarobki niewspółmierne do obowiązków. Dlatego też uważam, że pomysł ministerstwa może obudzić z marazmu pracodawców, którzy wpadli w błędne koło związane z minimalizacją zatrudnienia i śrubowaniem tych, którzy pracują.
Co ma Pan na myśli mówiąc o przebudzeniu się z marazmu?
Pracodawcy operujący w branży handlowej muszą wreszcie postawić na jakość obsługi, jeśli chcą utrzymać klientów, ale też pracowników. Muszą zdać sobie sprawę, że nie każdy może być sprzedawcą czy nadaje się do bezpośredniego kontaktu z klientem.
Aby być kasjerem, trzeba lubić ludzi, lubić rozmawiać z nimi, być wyrozumiałym. Trzeba mieć też tzw. smykałkę. Nie każdy to ma, więc nie każdy nadaje się do pracy w sklepie. Żeby jednak utrzymać dobrego pracownika, trzeba mu zapłacić tyle, żeby on nie musiał się martwić, czy starczy mu pieniędzy do pierwszego.
Płaca musi być godna, czyli taka, która pozwala zatrudnionym godnie żyć. Ale nie tylko pieniądze są decydujące przy wyborze pracodawcy. Niezwykle ważne są też atmosfera w pracy oraz jej warunki, czyli te składowe, które zostały w ostatnich latach zepchnięte przez sieci handlowe na boczny tor.
Wnioskuję zatem, że jako związkowcy popieracie pomysł ministerstwa.
Jak najbardziej. Jest to bardzo ciekawy pomysł, który może zmniejszyć obciążenie pracą w handlu. Owszem, może wywołać małą rewolucję społeczną, ale one może przynieść tylko dobre skutki dla pracowników handlu.
Nie obawia się pan zwolnień albo redukcji wynagrodzeń?
Byłby to samobój ze strony sieci handlowych. Obniżka wynagrodzeń absolutnie nie wchodzi w grę - tu konieczna jest pomoc ze strony rządu, co pani ministra już zapowiedziała. Co to będzie jednak konkretnie, to jeszcze tego nie wiemy. Ale sygnały płynące z resortu pracy są dobre.
Na pomyśle mogę więc zyskać pracownicy, a co z tego będą mieli pracodawcy?
Bardziej zadowolonych i wypoczętych pracowników. Proszę pamiętać, że z niewolnika nie ma pracownika, podobnie jak z osoby przemęczonej. Nie ma co ukrywać, pomysł ministerstwa będzie stanowić największe wyzwanie dla pracodawców. Pracownicy będą naciskali, aby wprowadzić krótszy tydzień pracy, więc przedsiębiorcy będą musieli zwiększyć zatrudnienie, aby np. sklepy mogły funkcjonować normalnie. To da się zrobić, wielkie sieci na pewno sobie z tym poradzą.
Podobny lęk przed nieznanym był, gdy wprowadzano ograniczenie handlu w niedziele. I co? Rynek nie doznał zapaści, wielkie sieci nadal odnotowują zyski, mimo że nie mogą handlować w niedziele. Ze skróceniem czasu pracy będzie podobnie. Zmiany są naturalne, trzeba umieć się do nich przystosować.
Sam jestem pracodawcą, zatrudniam kilkanaście osób, i absolutnie nie boję się 4-dniowego tygodnia pracy, choć zdaję sobie sprawę z wyzwań, jakie mnie czekają. Przez pracowników jest to bardzo wyczekiwane rozwiązanie, które docelowo może przynieść korzyści wszystkim i może wreszcie odczaruje złe postrzeganie zawodu sprzedawcy, który jest bardzo obciążający, ale może też przynieść wiele satysfakcji.