"Odra: zanieczyszczona, zdegradowana, ale wciąż żywa" – prof. Robert Czerniawski o przyszłości rzeki

Katastrofa ekologiczna na Odrze poważnie nadszarpnęła stan rzeki, ale nie zabiła jej. – Odra pozostaje ekosystemem, który walczy o przetrwanie na wszelkie możliwe sposoby – mówi prof. dr hab. Robert Czerniawski, ichtiolog, hydrobiolog i ekolog wód, specjalista w zakresie transportu materii organicznej w rzekach. Jak się czuje Odra?  Prof. dr hab. Robert Czerniawski: Jak rzeka zanieczyszczona i zdegradowana. Zanieczyszczenie nadal jest istotnym problemem. Obecnie nie prowadzi się na niej prac regulacyjnych. Mieszkańcy nadodrzańskich miejscowości, z którymi niedawno się spotkałam, twierdzą, że Odra jest martwa.  Nie jest to właściwe określenie. Wiem, że wielu zwolenników naturalnego podejścia do Odry używa takich pojęć, ale nie można tak mówić. Odra nigdy nie była i nie jest martwa. Oczywiście, nie jest to powód do bagatelizowania problemu, bo problem jest i to olbrzymi.  Wędkarze też kontrargumentują takie słowa, udowadniając, że w Odrze wciąż przecież żyją ryby, małże, ślimaki i roślinność.   Oczywiście, Odra jest rzeką silnie zdegradowaną, zniszczoną, ze znacznie ograniczoną przez katastrofę liczbą zwierząt i wciąż zagrożoną przez działalność człowieka. Ale mimo tego nadal pozostaje ekosystemem, który walczy o przetrwanie na wszelkie możliwe sposoby.  Wciąż poziom zagrożenia jest wysoki, jednak istnieją organizmy, które się do niego przystosowały zarówno ewolucyjnie, jak i genetycznie. I potrafią przetrwać w trudnych warunkach, co udowadniają od kilkudziesięciu lat.  Wszystkie?  Wiele gatunków już zniknęło z naszych rzek, głównie z powodu niewielkiej ilości wody, a raczej niewielkiego przepływu wody, w wyniku przekształceń, wysokiej temperatury i zanieczyszczeń.  Dobrym przykładem jest łosoś, oczywiście jako jeden z wielu zagrożonych. W 1986 roku w Polsce złowiono ostatniego "polskiego" łososia w Drawie, co oznaczało koniec polskiej populacji tego gatunku w naszych wodach. Obecnie do zarybiania polskich rzek wykorzystuje się tzw. stado reproduktorów łososi pochodzących z Dźwiny na Łotwie. Mimo trzydziestoletnich prób odbudowy, nie udało się doprowadzić do samoistnego odtwarzania populacji, tzn. wystarczalnego naturalnego tarła i rozwoju tych ryb.  Dlaczego?  Młode łososie charakteryzują się bardzo wysoką śmiertelnością, a wylęg czy narybek, które później się rozwijają, giną często w stu procentach z powodu np. wysokiej temperatury wody. Oczywiście tych powodów jest więcej.  Łosoś to ryba zimnolubna, więc niedobrze znosi wyższe temperatury. Do tego dochodzi brak odpowiednich miejsc do odbycia tarła, ponieważ rzeki z powodu podwyższonej temperatury i dalej wysokiego metabolizmu, w efekcie charakteryzują się zamulonym dnem. Łososie potrzebują czystych tarlisk żwirowych, których niestety brakuje.  Dyskusje na temat ratowania łososia trwają, ponieważ jest to ryba dwuśrodowiskowa, żyjąca także w morzu. Jednak Bałtyk staje się również coraz cieplejszy, co może w przyszłości utrudnić przeżycie łososia, zwłaszcza w wyższych temperaturach.  Pytanie, czy warto na siłę ratować ten gatunek, skoro zarybianie nie przynosi pozytywnych efektów? Przy zarybianiu 8 milionami sztuk, obserwujemy ponad 90 proc. śmiertelność, co prowadzi do refleksji: czy nie przyczyniamy się do niepotrzebnego cierpienia tych ryb w tych niekorzystnych warunkach.  Po prostu nie mamy na tyle licznych odpowiednich miejsc, gdzie moglibyśmy przeprowadzić takie zarybienia. Co więcej, w miejsce łososia i innych rodzimych gatunków pojawiają się gatunki obce i inwazyjne, które lepiej tolerują te zmieniające się warunki, np. trawianka, czebaczek. Człowiek, też w sposób niekontrolowany prowadzi zarybienia gatunkami obcymi np. amurem. Karaś srebrzysty oraz karp, które również nie są rodzimym gatunkiem, mogą wkrótce będą masowo odbywać tarło w cieplejszych wodach. W przypadku karasia srebrzystego jest to zjawisko powszechne. Co możemy zrobić, aby poprawić sytuację naszych rzek?    Zwykli obywatele nie mają tutaj zbyt dużego wpływu. Działania na rzecz poprawy stanu rzek powinny być podejmowane systemowo, odgórnie, na poziomie rządowym.   Sama rzeka jako koryto nie powinna być bezpośrednio poddawana zabiegom ratunkowym – kluczowe jest zarządzanie jej zlewnią, czyli obszarem, z którego spływa do niej woda. Rzeka jest jedynie końcowym odbiornikiem, a jej stan zależy od olbrzymiego terenu wokół.  Szczególnie w przypadku małych rzek ważne jest, aby woda przez cały rok zasilała je nie tylko powierzchniowo, ale przede wszystkim podziemnie, poprzez wody gruntowe. Tworzą one system przypominający sieć naczyń krwionośnych, w którym zasilanie rzeki znajdującej się na końcu dorzecza powinno odbywać się stopniowo i naturalnie.  Dlatego kluczowe działania powinny skupiać się na obszarze zlewni, a nie w samym korycie rzeki. Budowanie zapór czy spiętrzanie wody nie rozwiązuje problemu, jeśli nie zapewni się jej stałego dopływu. W przeciwnym razie powstają zbiorniki stojącej wody, co prowadzi do po

Kwi 18, 2025 - 07:34
 0
"Odra: zanieczyszczona, zdegradowana, ale wciąż żywa" – prof. Robert Czerniawski o przyszłości rzeki
Katastrofa ekologiczna na Odrze poważnie nadszarpnęła stan rzeki, ale nie zabiła jej. – Odra pozostaje ekosystemem, który walczy o przetrwanie na wszelkie możliwe sposoby – mówi prof. dr hab. Robert Czerniawski, ichtiolog, hydrobiolog i ekolog wód, specjalista w zakresie transportu materii organicznej w rzekach. Jak się czuje Odra?  Prof. dr hab. Robert Czerniawski: Jak rzeka zanieczyszczona i zdegradowana. Zanieczyszczenie nadal jest istotnym problemem. Obecnie nie prowadzi się na niej prac regulacyjnych. Mieszkańcy nadodrzańskich miejscowości, z którymi niedawno się spotkałam, twierdzą, że Odra jest martwa.  Nie jest to właściwe określenie. Wiem, że wielu zwolenników naturalnego podejścia do Odry używa takich pojęć, ale nie można tak mówić. Odra nigdy nie była i nie jest martwa. Oczywiście, nie jest to powód do bagatelizowania problemu, bo problem jest i to olbrzymi.  Wędkarze też kontrargumentują takie słowa, udowadniając, że w Odrze wciąż przecież żyją ryby, małże, ślimaki i roślinność.   Oczywiście, Odra jest rzeką silnie zdegradowaną, zniszczoną, ze znacznie ograniczoną przez katastrofę liczbą zwierząt i wciąż zagrożoną przez działalność człowieka. Ale mimo tego nadal pozostaje ekosystemem, który walczy o przetrwanie na wszelkie możliwe sposoby.  Wciąż poziom zagrożenia jest wysoki, jednak istnieją organizmy, które się do niego przystosowały zarówno ewolucyjnie, jak i genetycznie. I potrafią przetrwać w trudnych warunkach, co udowadniają od kilkudziesięciu lat.  Wszystkie?  Wiele gatunków już zniknęło z naszych rzek, głównie z powodu niewielkiej ilości wody, a raczej niewielkiego przepływu wody, w wyniku przekształceń, wysokiej temperatury i zanieczyszczeń.  Dobrym przykładem jest łosoś, oczywiście jako jeden z wielu zagrożonych. W 1986 roku w Polsce złowiono ostatniego "polskiego" łososia w Drawie, co oznaczało koniec polskiej populacji tego gatunku w naszych wodach. Obecnie do zarybiania polskich rzek wykorzystuje się tzw. stado reproduktorów łososi pochodzących z Dźwiny na Łotwie. Mimo trzydziestoletnich prób odbudowy, nie udało się doprowadzić do samoistnego odtwarzania populacji, tzn. wystarczalnego naturalnego tarła i rozwoju tych ryb.  Dlaczego?  Młode łososie charakteryzują się bardzo wysoką śmiertelnością, a wylęg czy narybek, które później się rozwijają, giną często w stu procentach z powodu np. wysokiej temperatury wody. Oczywiście tych powodów jest więcej.  Łosoś to ryba zimnolubna, więc niedobrze znosi wyższe temperatury. Do tego dochodzi brak odpowiednich miejsc do odbycia tarła, ponieważ rzeki z powodu podwyższonej temperatury i dalej wysokiego metabolizmu, w efekcie charakteryzują się zamulonym dnem. Łososie potrzebują czystych tarlisk żwirowych, których niestety brakuje.  Dyskusje na temat ratowania łososia trwają, ponieważ jest to ryba dwuśrodowiskowa, żyjąca także w morzu. Jednak Bałtyk staje się również coraz cieplejszy, co może w przyszłości utrudnić przeżycie łososia, zwłaszcza w wyższych temperaturach.  Pytanie, czy warto na siłę ratować ten gatunek, skoro zarybianie nie przynosi pozytywnych efektów? Przy zarybianiu 8 milionami sztuk, obserwujemy ponad 90 proc. śmiertelność, co prowadzi do refleksji: czy nie przyczyniamy się do niepotrzebnego cierpienia tych ryb w tych niekorzystnych warunkach.  Po prostu nie mamy na tyle licznych odpowiednich miejsc, gdzie moglibyśmy przeprowadzić takie zarybienia. Co więcej, w miejsce łososia i innych rodzimych gatunków pojawiają się gatunki obce i inwazyjne, które lepiej tolerują te zmieniające się warunki, np. trawianka, czebaczek. Człowiek, też w sposób niekontrolowany prowadzi zarybienia gatunkami obcymi np. amurem. Karaś srebrzysty oraz karp, które również nie są rodzimym gatunkiem, mogą wkrótce będą masowo odbywać tarło w cieplejszych wodach. W przypadku karasia srebrzystego jest to zjawisko powszechne. Co możemy zrobić, aby poprawić sytuację naszych rzek?    Zwykli obywatele nie mają tutaj zbyt dużego wpływu. Działania na rzecz poprawy stanu rzek powinny być podejmowane systemowo, odgórnie, na poziomie rządowym.   Sama rzeka jako koryto nie powinna być bezpośrednio poddawana zabiegom ratunkowym – kluczowe jest zarządzanie jej zlewnią, czyli obszarem, z którego spływa do niej woda. Rzeka jest jedynie końcowym odbiornikiem, a jej stan zależy od olbrzymiego terenu wokół.  Szczególnie w przypadku małych rzek ważne jest, aby woda przez cały rok zasilała je nie tylko powierzchniowo, ale przede wszystkim podziemnie, poprzez wody gruntowe. Tworzą one system przypominający sieć naczyń krwionośnych, w którym zasilanie rzeki znajdującej się na końcu dorzecza powinno odbywać się stopniowo i naturalnie.  Dlatego kluczowe działania powinny skupiać się na obszarze zlewni, a nie w samym korycie rzeki. Budowanie zapór czy spiętrzanie wody nie rozwiązuje problemu, jeśli nie zapewni się jej stałego dopływu. W przeciwnym razie powstają zbiorniki stojącej wody, co prowadzi do pogorszenia jej jakości, wzrostu zakwitów wody i zaniku organizmów rzecznych.   Aby przeciwdziałać tym negatywnym zmianom, należy gromadzić wodę w glebie – unikać zbędnej melioracji, zalesiać tereny, chronić mokradła i bagna, które są naturalnymi i najlepszymi rezerwuarami wody. Dzięki temu przez cały rok stopniowo i równomiernie zasilają one rzekę, zapewniając jej stabilny przepływ i zdrowy ekosystem.  A progi wodne?  To też nie jest dobre rozwiązanie. Zwiększanie głębokości rzeki poprzez spiętrzanie wody nie oznacza, że w rzece jest jej więcej. Ilość wody w rzece nie zależy od jej głębokości, lecz od przepływu, czyli objętości wody, jaka przemieszcza się w określonym czasie.  Możemy zbudować duży zbiornik zaporowy i podnieść poziom wody o kilkadziesiąt metrów, ale jeśli nie ma dopływu z góry, to nie poprawia to sytuacji hydrologicznej rzeki, ale zmienia tylko jej hydraulikę. Progi i inne budowle hydrotechniczne mają konkretne zastosowania – mogą służyć żegludze, poprawiać dostępność wody do poboru dla rolnictwa czy ułatwiać jej retencję. Są to jednak rozwiązania typowo użytkowe, nie twierdzę, że niepotrzebne, które w ogóle nie rozwiązują problemu niedostatecznego przepływu wody w rzekach.  A co pan profesor sądzi o planach przekształcenia Odry w autostradę wodną? To wcale nie musi być na tyle zły pomysł, aby go całkowicie wykluczać. Oczywiście o autostradzie nie ma mowy, ale o drodze wodnej można podyskutować. Nie ma nic złego w chęci poprawy warunków wodnych, ale kluczowe jest właściwe podejście. Skupianie się wyłącznie na korycie Odry nie rozwiąże problemu, ponieważ rzeka ta obejmuje niemal połowę Polski. Aby w Odrze było wystarczająco dużo wody, należy przede wszystkim zadbać o rzeki, a raczej ich całe dorzecza, które ją zasilają – Wartę, Bóbr, Nysę Kłodzką, Nysę Łużycką, Noteć i inne.  Jeśli odpowiednio zarządzimy zlewnią tych rzek i zapewnimy odpowiednią retencję wody, możliwe będzie utrzymanie właściwej głębokości dla barek i żeglugi śródlądowej. Niemcy skutecznie zrealizowali takie działania w wielu miejscach, poprawiając retencję wody w całych zlewniach.  Trzeba jednak jasno określić priorytety – albo chcemy mieć naturalną rzekę, albo drogę wodną. Można próbować to pogodzić, ale należy pamiętać, że szlak żeglowny nie jest ekosystemem rzecznym w pełnym znaczeniu – jego głównym celem jest umożliwienie transportu wodnego.  Aby żegluga była możliwa, najważniejsze jest zadbanie o wodę w całej zlewni, a nie sztuczne spiętrzanie Odry. Podnoszenie poziomu wody w samym korycie nie zwiększy jej zasobów, a wręcz może pogorszyć sytuację – spowolnienie prądu zmniejszy przepływ i obniży jakość wody, zwiększy parowanie prowadząc do niekorzystnych zmian w ekosystemie.  Dlaczego woda jest tak ważna?  Woda – zaraz po Słońcu – jest fundamentem naszego życia. Słońce jako źródło energii, wpływa na wszystkie procesy na naszej planecie, a woda jest czynnikiem decydującym o naszym, organizmów żywych, przetrwaniu.   Dotyczy to nie tylko życia biologicznego, ale również gospodarki, rolnictwa, ekonomii i funkcjonowania wspólnot.   Nie będzie przesadą stwierdzenie, że to najcenniejszy zasób człowieka.  Co się stanie, jeśli zabraknie rzek?  Nie zabraknie. Rzeki, te mniejsze, co najwyżej mogą wyschnąć, jeśli nie będzie opadów. To kwestia najbliższych dziesięciu lat, ale na razie jeszcze płyną.  Największymi problemami są: susza i niskie stany rzek. Im mniej wody, tym większe stężenie różnych związków chemicznych, zanieczyszczeń czy zasolenia. A to z kolei ogromny problem dla organizmów, co prowadzi do eliminacji wielu gatunków, które nie potrafią przetrwać w takich warunkach.  Kolejnym aspektem jest wysoka temperatura. W naszych rzekach obserwujemy temperatury przekraczające 26, 27, a nawet 30 stopni.  W takich warunkach rozpuszczalność tlenu w wodzie jest bardzo niska, co staje się śmiertelnie niebezpieczne dla wielu gatunków ryb i mięczaków.  Zanieczyszczenia Odry, od pamiętnych czasów, zawsze były obecne. W latach 80. w Polsce było ich więcej, jednak wtedy woda w rzekach była obfitsza, co sprawiało, że zagrożenie nie było tak odczuwalne. Niemniej jednak, te zanieczyszczenia się kumulowały, aż doszło do katastrofy w 2022 roku.  Od 30 lat mamy jednak notoryczny spadek poziomu wód, głównie przez brak równomiernie rozłożonych w czasie opadów, a także przez gwałtowne zmiany w charakterze opadów. Opady są zbyt intensywne, by gleba mogła je wchłonąć, przez co woda szybko spływa do rzeki. Jest jej po prostu za dużo, by rzeki mogły ją zatrzymać i zasilać przez cały rok. Wpływ na to ma również złe gospodarowanie wodą w zlewni, nadmierne pozyskiwanie wód podziemnych i szybkie odprowadzanie wód z całej zlewni, łącznie z korytami rzek.  I dlatego właśnie mamy do czynienia z suszą hydrologiczną.   Katastrofa na Odrze może się powtórzyć?  W zeszłym roku udało nam się zapobiec zakwitowi w Odrze, choć niewiele brakowało, by do niego doszło. Kłodnica przyjęła duże ilości zakwitu z Dzierżna Dużego, kierując je w stronę Odry. Nie byliśmy w stanie przewidzieć tej sytuacji.  Stan rzeki wciąż pozostaje niepewny i nie możemy dokładnie określić, kiedy może dojść do kolejnego podobnego zdarzenia.  Na szczęście jesteśmy lepiej przygotowani na ewentualne zagrożenia. Dysponujemy narzędziami pozwalającymi względnie skutecznie ograniczać skutki zakwitów, jednak wciąż brakuje nam mechanizmów eliminujących ich przyczyny – takich jak zrzuty solanki do rzeki. My ciągle likwidujemy skutki, nie przyczyny. Całkowite rozwiązanie tego problemu poprzez zablokowanie działalności kopalń nie jest w tej chwili możliwe, ponieważ wiązałoby się z ryzykiem kryzysu energetycznego. Na razie musimy skupić się na łagodzeniu skutków, zamiast eliminować źródło problemu.  Podjęliśmy jednak działania w tym kierunku – Ministerstwo Klimatu i Środowiska zastosowało perhydrol, substancję zwalczającą zakwit, przez co nie doszło do dryfu zakwitu złotej algi do Odry. Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wraz z otoczeniem biznesu, stworzył skuteczny naturalny środek zapobiegający zakwitowi złotej algi i poprawiający stan jakości wód.  Warto podkreślić, że zakwit nie oznacza, że "woda tylko kwitnie" – to proces biologiczny, w którym glony jako żywe organizmy, wykorzystują sprzyjające warunki (wysokie stężenie składników odżywczych, wysoką temperaturę, słaby przepływ wody) do masowego rozmnażania się, co może prowadzić do pogorszenia jakości wody i zagrożenia dla ekosystemu, ale również dla samego człowieka.  Inwestujemy w odnawialne źródła energii, takie jak elektrownie wiatrowe na Bałtyku i na lądzie. Niestety, rosnące zapotrzebowanie na energię sprawia, że uniezależnienie się od tradycyjnych źródeł jest nadal bardzo poważnym  wyzwaniem i koniecznym do osiągnięcia.  Wciąż jednak, z uwagi na wieloletnie zaniedbania w kwestii dostosowywania się do zmian klimatycznych, operujemy głównie na poziomie ograniczania skutków, a nie zapobiegania im u podstaw. Jeśli chodzi o Odrę, to musimy być uważni, ostrożni, ale bądźmy dobrej myśli.  prof. dr hab. inż. Robert Czerniawski – ekolog wód, limnolog, potamolog, hydrobiolog, ichtiolog i przyrodnik. Specjalizuje się w badaniu wpływu przekształceń zlewni oraz koryt rzek, a także zanieczyszczeń wód na funkcjonowanie ekosystemów wodnych i zasoby wodne. Ekspert w zakresie transportu materii organicznej w rzekach. Dyrektor Instytutu Biologii i kierownik Katedry Hydrobiologii Uniwersytetu Szczecińskiego. Pełni funkcję Dyrektora Naczelnego Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej – Państwowego Instytutu Badawczego. Przewodniczący Rady Ochrony Przyrody przy Regionalnym Dyrektorze Ochrony Środowiska w Szczecinie oraz Rady Naukowej Drawieńskiego Parku Narodowego. Wiceprezes Polskiego Towarzystwa Hydrobiologicznego.