
"Nie wiem o tej sprawie" – mówi marszałek Senatu Małgorzata Kidawa-Błońska o zarzutach formułowanych przez wicemarszałka Michała Kamińskiego.
"Nie rozumiem tych emocji Kamińskiego" – stwierdziła Małgorzata Kidawa-Błońska w rozmowie z Piotrem Kraśko w TVN24. Tłumaczyła, że pismo, na które powołuje się Michał Kamiński, miało jedynie usprawnić pracę kierowców i nie zawierało żadnego żądania inwigilacji, również w kwestiach zdrowotnych.
– Wiem, że kierownik dysponujący samochodami i pracą kierowców potrzebuje te dane do układania grafików. Może to pismo jest nieprecyzyjnie napisane, ale chodzi o to, że jeżeli marszałek wyjedzie na urlop, przez kilka dni nie przychodzi do pracy, żeby kierowca w tym czasie mógł wykonywać inne działania – tłumaczyła Kidawa.
– Nie rozumiem tych emocji pana Kamińskiego i liczę, że po prostu przeprosi i mnie i całą kancelarię Senatu za rzucanie takich nieprawdziwych oskarżeń. Nie kontaktował się ani ze mną, ani z panią, minister Polkowską, więc to także jest nieprawda – mówiła marszałek Senatu.
Chodzi o słowa Kamińskiego, który twierdził, iż próbował dodzwonić się do szefowej administracji Senatu.
– Rozmawiałam z panią minister, sprawdzałam, nie ma jego na jej komórce – odparła Kidawa–Błońska.
– Chciałabym, żeby przeprosił i mnie, i pracowników Senatu. Bo naprawdę chodzi o to, żeby kierowcy racjonalnie i dobrze pracowali. Nie rozumiem tego wzburzenia, nie rozumiem tej nerwowości i tych wielkich emocji, które nim targają – mówiła Kraśce.
– To jest jakieś szaleństwo, to pismo, które dostał Michał Kamiński, dostali wszyscy marszałkowie, którzy korzystają z samochodu służbowego – dodała.
– W tym piśmie jest takie stwierdzenie, jeśli wicemarszałek gdzieś leci, jedzie na urlop, jest chory, to muszę o tym wiedzieć. Skoro wicemarszałka po prostu nie ma w pracy, w związku z tym jego kierowca może wykonywać inne czynności – mówiła.
Dodała, że będzie chciała dokładnych wyjaśnień.