Bartek „Fisz” Waglewski. Oaza dla dziadersa

Boję się, że świat muzyki niedoskonałej po prostu zniknie – mówi Fisz, czyli Bartek Waglewski.

Kwi 1, 2025 - 23:58
 0
Bartek „Fisz” Waglewski. Oaza dla dziadersa

Ursynów: bloki z wielkiej płyty, blaszane pawilony ze sklepami i zamieniane na skwery pozostałości po placach budowy, gdzie od lat 70. ubiegłego wieku powstawała południowa dzielnica Warszawy. Nazywana sypialnią stolicy, bo przez dwie dekady nie było tu nic poza budynkami mieszkalnymi, szkołami i kościołami. Kultura to ostatnie, o czym myślą urbaniści. Zamieszkany dziś przez 150 tysięcy osób Ursynów długo miał do dyspozycji jedynie niszowe Dom Sztuki czy Natoliński Ośrodek Kultury. Pamiętam szkolną wycieczkę do tego pierwszego na filmApollo 13z Tomem Hanksem, podczas której czytający na żywo polskie dialogi lektor po prostu zasnął w połowie seansu. W 1999 roku na Imielinie, w centralnej części Ursynowa, otwarto Multikino, pierwszy w Warszawie multipleks na kilkanaście sal. Po bliższy kontakt z kulturą trzeba było jednak jeździć do innych, położonych bliżej centrum dzielnic. Pomagało metro.

W połowie lat 90., wśród szarych, nieocieplonych jeszcze bloków i zielonych skwerów Starego Ursynowa rodziło się zjawisko, które wkrótce miało zawojować polską scenę muzyczną. Choć od dziewiątego roku życia mieszkałem na Ursynowie, mój kontakt z hip-hopem był ograniczony. A jednak miałem pełną świadomość, że tuż obok, w mieszkaniach o takim samym metrażu, moi rówieśnicy piszą zwrotki i nagrywają do nich podkłady muzyczne. Jednymi z tych, którym udało się odnieść sukces, byli Bartek „Fisz” Waglewski i jego brat Piotrek „Emade”. Chociaż chodziliśmy do tej samej podstawówki, nasze drogi przecięły się dopiero w dorosłości, bo wszyscy zostaliśmy na Ursynowie. Od kilkunastu lat jesteśmy z Fiszem sąsiadami, mieszkamy przy jednej ulicy. Nigdy jednak nie wyszliśmy poza kurtuazyjne „cześć” w osiedlowym sklepie lub wtedy, gdy spotykałem go spacerującego z psem. 

W 2011 roku znajomy początkujący muzyk, brat przyjaciółki, poprosił mnie o przysługę. Chciał, żebym nagrane przez niego demo – tak zwaną epkę – razem z krótkim listem wrzucił Fiszowi do skrzynki pocztowej. Prosił go o przesłuchanie i opinię. Zrobiłem to, a potem zapomniałem o sprawie na długie lata.

Kiedy w lutym Fisz Emade Tworzywo zaproponowali słuchaczkom i słuchaczom nowy album –25, bo tyle lat są już na scenie – umówiliśmy się z Bartkiem w kawiarni, do której obaj mamy blisko. Pierwszy raz wyszliśmy w rozmowie poza „cześć”, a ja zapytałem między innymi o tamto demo wrzucone do skrzynki. – Zaniosłem tę płytę to wytwórni – przypomniał sobie. – Mówiłem: „Zobaczcie, jakie fajne klimaty”. Byli sceptyczni, mówili, że to jeszcze jeden gość, który rapuje po angielsku.

Poniekąd mieli rację. Wspomniany kolega kilka lat później nagrał epkę po polsku i jako Taco Hemingway szybko odniósł spektakularny sukces. 

Wywiad z Fiszem musiałem zacząć jednak od pytań o Ursynów. Dla kogoś, kto literacko zajmuje się przestrzenią i krajobrazem, zagadnienia związane z więzią, jaka powstaje między człowiekiem a miejscem, wydają się ważne dla zrozumienia drugiej osoby.

W połowie rozmowy do naszego stolika podeszła pani, na oko po siedemdziesiątce, i przeprosiła, że na chwilę musi nam przeszkodzić. – Byliśmy waszymi sąsiadami – mówiła do Fisza. – Któreś z moich dzieci chodziło z panem albo z pana bratem do szkoły. Pamiętam też pana ojca w takiej arabskiej chuście, siedział przy piaskownicy i pilnował was przy zabawie. Jestem wielką fanką, trzymam kciuki!

– Taką mam teraz publiczność – uśmiechnął się Bartek, kiedy znów zostaliśmy sami. W końcu artystyczny jubileusz to dobry moment na refleksję. 

Adam Robiński: Jesteś równolatkiem dzielnicy, w której mieszkałeś przez większość życia. Kto się lepiej starzeje, ty czy Ursynów?

Fisz, właśc. Bartosz Waglewski(ur. 1978), muzyk, kompozytor, wokalista, producent muzyczny. Współtwórca zespołów Tworzywo Sztuczne, Kim Nowak, Bassisters Orchestra. Prowadzi audycję Wagle w Radiu Nowy Świat. Laureat Paszportu „Polityki”, zdobywca ośmiu Fryderyków.

Bartek „Fisz” Waglewski: Mój Ursynów bardzo się skurczył. Wychowaliśmy się na osiedlu z wielkiej płyty, przy ulicy Kulczyńskiego. W latach 80. cała dzielnica składała się z takich osiedli. Mówię, że się skurczył, bo dziś nie jestem sobie w stanie wyobrazić, jakim cudem w tej szarej rzeczywistości, na podwórkach, które wyglądały, jakby ktoś je powielił na ksero, byliśmy w stanie zbudować gigantyczny plac zabaw.

Ursynowskie osiedla to mikrokosmos, który potrafił być całym światem.

Dziś chodzę po tych miejscach i w głowie mi się nie mieści, jakie to wszystko jest małe. Górki, na które się wdrapywaliśmy z sankami, żeby zjeżdżać z dużą prędkością. Placyki, które były naszymi boiskami albo na których rysowaliśmy pola do gry w tak zwane kwadraty. I to wszystko tu, w tej tyciej przestrzeni między blokami?

Jesteśmy prawdopodobnie ostatnim pokoleniem, które wie, co to trzepak.

Pokoleniem okresu przejściowego. Urodziliśmy się jeszcze w poprzednim systemie, pamiętamy peweksy i Baltonę. Przylepialiśmy nosy do witryn tych sklepów, bo widzieliśmy rzeczy, za które płaciło się dolarami, więc były tylko dla wybranych. Potem nasze osiedla zostały okablowane, a w naszych telewizorach pojawiły się nowe kanały telewizyjne, na przykład Top Canal, na którym jeden za drugim leciały jakieś przedziwne filmy sensacyjne jakości rodem z kaset VHS.

Telewizja kablowa była oknem na świat.

Ale potem wychodzę spomiędzy bloków i widzę w ursynowskich osiedlach pomnik transformacji. Dziś się już tak nie buduje. Te dawne osiedla otoczone są nowymi, z cegły lub pustaków, które są o wiele nowocześniejsze, jakby z innego świata. Inaczej wyglądają, inaczej funkcjonują. Niektóre są zamknięte, inne w ogóle nie mają wspólnej przestrzeni, patio czy skweru. To jest zresztą opowieść o całej Warszawie. Lubię czasami patrzeć na okolice Dworca Centralnego, gdzie z jednej strony stoi dobrze odrestaurowany dworzec, a obok niego wciśnięty budynek Złotych Tarasów, które są jakimś warszawskim snem o Dubaju. Niewiele dalej widzisz Pałac Kultury i Nauki, prezent od Stalina, który z kolei kontrastuje z marzeniem o Wall Street, a więc drapaczami chmur z biurami zajmowanymi przez zachodnie firmy. To wszystko ma postać mocno karykaturalną.

Ursynowskie osiedla też się zmieniły.

Ale one się bronią, choćby dlatego, że do dziś zachowały dużo zieleni. Mamy wewnątrzosiedlowe skwery, tereny Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego i Las Kabacki. Z drugiej strony, nie ma już takich klasycznych bloków o elewacji z szarych kamyczków. Wszystkie zostały …