Oto cmentarz śmiałków, którzy za marzenia zapłacili życiem. Spoczywa tam ponad 300 ciał
Mount Everest, cmentarz zlokalizowany tak wysoko, jak żaden inny, każdego roku zbiera śmiertelne żniwo. Odkąd ludzie zapałali pragnieniem postawienia stopy na Dachu Świata, nie było roku, w którym nie doszło do śmiertelnego wypadku. Ci, którzy nie zdołali zejść z góry, zostali tam na zawsze. Ich ciała są teraz przestrogą dla innych, ale także nieformalnymi drogowskazami, ułatwiającymi nawigację na szlaku prowadzącym na szczyt.

Spis treści:
- Pierwsze ofiary Everestu
- Najtragiczniejsze wypadki na Mount Evereście
- Dlaczego Mount Everest zbiera śmiertelne żniwo?
- Ciała śmiałków niczym drogowskazy
- Większość ciał zostanie tam na zawsze
Cmentarz na Mount Everest (8849 m n.p.m.) zapełnia się od 1922 roku, a przynajmniej oficjalnie. Należy bowiem podkreślić, że dopiero od 1921 roku istnieje obowiązek prowadzenia zapisów. Nie ulega wątpliwości, że najwyżej zlokalizowana nekropolia będzie zapełniać się nadal. W czasach, gdy o możliwości podjęcia próby zdobycia szczytu decyduje zasobność portfela, nie wiek, stan zdrowia, kondycja fizyczna, umiejętności i doświadczenie wysokogórskie, „góra-potwór” coraz częściej upomina się o śmiałków.
Pierwsze ofiary Everestu
Jako że przed 1921 rokiem nie istniał obowiązek rejestracji, nie wiadomo, kiedy pierwszy śmiałek zginął podczas próby zdobycia Dachu Świata. Pierwsze potwierdzone przypadki śmierci są datowane na 1922 rok.
Wówczas na szczyt wyruszyła druga wyprawa brytyjska w składzie: Charles Granville Bruce, George Mallory, Thomas G. Longstaff, Strutt, Crawford, George I. Finch, Geoffrey Bruce, H.T. Morshead, J.B. Noel, Wakefiled, Morris, T.M. Somervell, E.F. Norton, Dasno i Tejbir Bura. Towarzyszyło im dziewięciu lokalnych pomocników. Osiągnęli wówczas wysokość 8326 m n.p.m. Siedmiu Szerpów zapłaciło najwyższą cenę za ten wyczyn – zginęli pod lawiną.
Najtragiczniejsze wypadki na Mount Evereście
W każdym roku, w którym podejmowane są próby zdobycia wierzchołka Everestu, notuje się śmiertelne wypadki. Niektóre zapisały się jako wyjątkowo tragiczne.
27 maja 1989 roku
Pod zwałami śniegu zginęło czterech polskich himalaistów: Mirosław Dąsal, Mirosław Gardzielewski, Wacław Otręba i Zygmunt Andrzej Heinrich. Eugeniusz Chrobak zmarł następnego dnia, w wyniku odniesionych obrażeń.
10 maja 1996 roku
Ta data jest znana chyba każdemu, kto choć trochę interesuje się wspinaczką wysokogórską. Tamtego dnia wierzchołek próbowały zdobyć dwie komercyjne ekspedycje. W następstwie serii błędów obu kierowników wypraw i załamania pogody zginęło osiem osób.
18 kwietnia 2014 roku
Tamtego tragicznego dnia pod lawiną zginęło 16 Szerpów, przygotowujących trasę przez lodospad.
25 kwietnia 2015 roku
Trzęsienie ziemi o sile 7,9 w skali Richtera doprowadziło do oberwania seraka na przełączy między Pumori i Lingtren. To z kolei wywołało śnieżno-lodowo-kamienną lawinę, która dotarła do bazy głównej pod Everestem. Zginęło 19 osób, a 61 odniosło obrażenia.
Dlaczego Mount Everest zbiera śmiertelne żniwo?
Ponieważ nigdy nie przeprowadzono sekcji ogromnej większości zwłok osób, które nie zeszły z Everestu, nie można jednoznacznie mówić o najczęstszych przyczynach śmierci. W środowisku himalaistów nie ma jednak wątpliwości w tej kwestii.
Wbrew temu, co może się wydawać, ukształtowanie terenu nie jest największym zagrożeniem dla śmiałków chcących zdobyć szczyt. Największe niebezpieczeństwo sprowadza na wspinaczy sama wysokość i wynikające z niej czynniki – temperatura i niedobór tlenu.
Zamarznięcie w trakcie wspinaczki
Może się wydawać, że wspinaczom dysponujący odzieżą dostosowaną do warunków wysokogórskich nie grozi zamarznięcie. Nic bardziej mylnego. Wychłodzony organizm próbuje ratować mózg i serce. W pierwszej kolejności odmrożeniu ulegają najbardziej oddalone i eksponowane członki – palce nóg i rąk, uszy i noc.
Proces przez cały czas postępuje, aż w końcu człowiek staje się bezwładny. Wówczas, w warunkach wysokogórskich jest już za późno na ratunek.
Choroba wysokościowa
Na dużych wysokościach największym problemem jest niedobór tlenu. Zmniejszone ciśnienie parcjalne tlenu w powietrzu sprawia, że do płuc dociera mniej życiodajnego gazu. W rezultacie, dochodzi do niedotlenienia tkanek i tu zaczynają się problemy.
Wczesne objawy choroby wysokościowej to ból głowy, nudności, wymioty i bezsenność. U niektórych pojawia się ostre zapalenie spojówek, nazywane ślepotą śnieżną. W tym stanie skróceniu ulega oddech. Wspinacz szybko zaczyna odczuwać ogromne zmęczenie. Niedotleniony organizm ulega odwodnieniu. To wszystko w konsekwencji prowadzi do wystąpienia obrzęku płuc lub mózgu i śmierci, jeżeli wspinacz nie zdoła zejść na bezpieczną wysokość.
Gorączka szczytowa
Wśród częstych przyczyn zgonów na Evereście (i innych ośmiotysięcznikach) należy wymienić także stan, którzy himalaiści nazywają gorączką szczytową. To niepohamowana chęć kontynuowania wspinaczki, nawet w obliczu pogarszających się warunków.
Ciała śmiałków niczym drogowskazy
Na dostępnych dla wszystkich trasach drogę na szczyt i do innych punktów wyznaczają kolory szlaków. Takich oznaczeń nie ma na Dachu Świata. Na Mount Everest drogowskazami są zamarznięte zwłoki. Wspinacze doskonale wiedzą, gdzie zostali śmiałkowie, którzy nie zdołali zejść z góry. To ułatwia im nawigację. Co prawda wiele zwłok pochowano w lodowych szczelinach. Niektóre zmiotła burza, ale sporo ciał spoczywa na zboczu Everestu od wielu lat.
Na zboczach Mount Everestu znajduje się ponad 300 ciał. Wiele z nich leży blisko trasy lub wręcz na niej.
Zielone Buty
Zielone Buty to przydomek zmarłego na Evereście mężczyzny, nadany mu ze względu na najcharakterystyczniejszą część odzienia. To najprawdopodobniej Tsewang Paljor, indyjski wspinacz, który zginął podczas próby zdobycia wierzchołka w 1996 roku. Zmarł na wysokości ok. 8500 metrów n.p.m., po stronie tybetańskiej.
Śpiąca Królewna
Śpiąca Królewna leży tuż obok drogi południowej, na wysokości ok. 8300 m n.p.m. To przydomek Francys Arsentiev, pierwszej kobiety ze Stanów Zjednoczonych, która zdobyła wierzchołek Everestu bez tlenu. Udany atak szczytowy odbyła w 1998 roku, z mężem Siergiejem. W drodze powrotnej rozdzielili się.
Kobieta nigdy nie dotarła do obozu VI. Spotkała ją grupa uzbeckich wspinaczy, ale nie zdołali jej pomóc, podobnie jak duet Ian Goodall i Cathy O’Dowd. W ostatniej desperackiej akcji próbował ocalić ją mąż, ale sam przepłacił to życiem.
Większość ciał zostanie tam na zawsze
Od jakiegoś czasu zbocza Everestu oczyszcza nepalska armia, ale to mozolna, wyczerpująca i niebezpieczna praca. Z prywatnej inicjatywy tylko nieliczne ciała są sprowadzane z góry.
Dlaczego? Przemawia za tym kilka czynników. Nie chodzi tu wyłącznie o nieoficjalną tradycję, zgodnie z którą wspinacz powinien spocząć na zboczu góry, którą ukochał, a która go pokonała.
Ryzyko jest zbyt duże
Przede wszystkim należy podkreślić, że większość osób, które przegrały walkę z górą, spoczywa na wysokości około 8 tysięcy metrów, czyli w strefie śmierci. Tak wysoko nad poziomem morza każdy krok jest ogromnym wysiłkiem, przypominającym okrutną torturę. Wspinacz walczy nie tylko z samym sobą, ale także ze śmiercią. Trzeba bowiem wiedzieć, że powyżej 7500 m n.p.m., gdzie procesy rozpadu zaczynają brać górę nad procesami odbudowy, człowiek zaczyna powoli umierać. Rozpoczyna się wtedy wyścig z czasem. Zniesienie zwłok to w takich warunkach ogromne ryzyko.
Należy podkreślić, że na tak ekstremalnej wysokości ciało zamarza w około 4 godziny. W lodowej otulinie masa zwłok wzrasta, nieraz nawet dwukrotnie. Jedna osoba nie ma szans zejść z ciałem. To zadanie dla przynajmniej czterech doświadczonych wspinaczy. W tym miejscu warto postawić pytanie: czy narażanie życia kilku osób można w tej sytuacji uznać za zasadne?
Koszty są zaporowe
Oczywiście niektóre rodziny upierają się przy sprowadzeniu ciała bliskiej osoby, która nie zdołała zejść z góry. Zwykle nie ma problemu ze znalezieniem śmiałków, którzy zgodzą się podjąć ryzyko, ale nie każdy może sobie na to pozwolić, a firmy ubezpieczeniowe odmawiają pokrywania kosztów sprowadzenia zwłok. Koszt takiej akcji liczony jest w dziesiątkach tysięcy dolarów, a opłatę zwykle trzeba uiścić z góry.
Helikopter nie lata tak wysoko
Przyjmując jednak, że pieniądze nie są priorytetem – czy ciał wspinaczy nie można sprowadzić drogą powietrzną? Przecież w 2005 roku Didier Delsalle osiągnmął helikopterem na szczyt Everestu.
Cóż, wyczyn Francuza udowodnił, że śmigłowiec może dotrzeć naprawdę wysoko. Jednak należy podkreślić, że dokonał tego specjalnie przygotowaną maszyną, która była ekstremalnie lekka. Z helikoptera wymontowano wszystko, co nie było absolutnie niezbędne do wzbicia się w powietrze, sterowania i bezpiecznego wylądowania. Gdyby dociążył helikopter zamarzniętym ciałem, skończyłoby się to tragicznie.
Nasz autor
Artur Białek
Dziennikarz i redaktor. Wcześniej związany z redakcjami regionalnymi, technologicznymi i motoryzacyjnymi. W „National Geographic” pisze przede wszystkim o historii, kosmosie i przyrodzie, ale nie boi się żadnego tematu. Uwielbia podróżować, zwłaszcza rowerem na dystansach ultra. Zamiast wygodnego łóżka w hotelu, wybiera tarp i hamak. Prywatnie miłośnik literatury.