Cukier i inne namiÄtnoĹci / Partir un jour
Cztery lata temu festiwal filmowy w Cannes otworzyĹa samoĹwiadoma komedia grozy o zombie i kinie klasy Z ("CiÄcie!"). W nastÄpnych edycjach zobaczyliĹmy kolejno: pseudofeministyczny romans kostiumowy dumnej przeciwniczki ruchu #metoo ("Kochanica krĂłla Jeanne du Barry"); naprawdÄ udanÄ
metanarracyjnÄ
satyrÄ na cancel culture i Hollywood od francuskiego mistrza figlarstwa ("Drugi akt"), aĹź wreszcie,
Cztery lata temu festiwal filmowy w Cannes otworzyĹa samoĹwiadoma komedia grozy o zombie i kinie klasy Z ("CiÄcie!"). W nastÄpnych edycjach zobaczyliĹmy kolejno: pseudofeministyczny romans kostiumowy dumnej przeciwniczki ruchu #metoo ("Kochanica krĂłla Jeanne du Barry"); naprawdÄ udanÄ
metanarracyjnÄ
satyrÄ na cancel culture i Hollywood od francuskiego mistrza figlarstwa ("Drugi akt"), aĹź wreszcie, w 2025 roku, boomerski debiut opowiadajÄ
cy o kolejach Ĺźycia i gotowaniu w wersji europop. Co z tego wszystkiego wynika? W zasadzie nic â poza tym, Ĺźe film otwarcia najbardziej prestiĹźowego festiwalu na Ĺwiecie to niemal zawsze strata czasu, zawĂłd lub nieĹmieszna pomyĹka, koĹczÄ
ca siÄ gorliwymi modlitwami krytykĂłw o to, aby przyszĹe produkcje w terminarzu okazaĹy siÄ juĹź tylko lepsze. Tak wĹaĹnie jest z "Partir un jour" â mdĹym, choÄ momentami zabawnym melodramatem AmĂŠlie Bonnin, ktĂłry w pierwszych minutach filmu nieoczekiwanie przeobraĹźa siÄ w wykrÄcajÄ
cy wnÄtrznoĹci z krindĹźu musical. "Alors on danse!" â Ĺpiewa bohater juĹź w pierwszej scenie, ale na sali kinowej, o dziwo, nikt nie chce taĹczyÄ⌠ByÄ moĹźe to gĹoĹna premiera "Emilii Perez" Jacques'a Audiarda na zeszĹorocznym Cannes zainspirowaĹa i zmotywowaĹa debiutujÄ
cÄ
reĹźyserkÄ, by siÄgnÄ
Ä po gatunek musicalu, a "Partir un jour" to jeden z pierwszych symptomĂłw tej ogarniajÄ
cej FrancjÄ muzyczno-filmowej obsesji. Miejmy jednak nadziejÄ, Ĺźe nie. OglÄ
dajÄ
c "Partir un jour", ma siÄ bowiem wraĹźenie, Ĺźe wstawki Ĺpiewno-taneczne zostaĹy dopisane w scenariuszu gdzieĹ na szarym koĹcu produkcji, po tym, jak ktoĹ doradziĹ Bonnin i jej wspĂłĹscenarzyĹcie Dimitriemu Lucasowi, Ĺźe jeĹli to zrobiÄ
, caĹoĹÄ wyjdzie na pewno bardziej ĹwieĹźo, Ĺźywotnie i ciekawie. Spoiler: staĹo siÄ na odwrĂłt. ReĹźyserka, zupeĹnie jak protagonistka filmu â Cècile (Juliette Armanet) â nie wie, czy sĹuchaÄ siÄ gĹosu rozsÄ
dku czy serca. Wszystko, co w filmie pozuje na mĹodzieĹcze i peĹne werwy, podszyte jest sentymentalizmem i lÄkiem przed kryzysem wieku Ĺredniego. Wynika to wĹaĹciwie juĹź z samej linii fabularnej: Cècile, laureatka sĹynnego kulinarnego reality show i szefowa kuchni ekskluzywnej restauracji w ParyĹźu, niemal jednoczeĹnie dowiaduje siÄ, Ĺźe jest w ciÄ
Ĺźy, a jej ukochany tata po raz trzeci otarĹ siÄ o ĹmierÄ. Nie mogĹo byÄ inaczej: powrĂłt do rodzinnego miasta okazuje siÄ ckliwym zderzeniem z dawnymi marzeniami i grzeszkami mĹodoĹci. Cècile znĂłw czuje siÄ jak nastolatka, gdy spotyka swojÄ
dawnÄ
miĹoĹÄ, wciÄ
Ĺź Ĺźywo zainteresowanego niÄ
RaphaĂŤla (Bastien Bouillon). W kuchni, u boku rodzicĂłw, cofa siÄ z kolei do lat dziecinnych, kiedy to zakochaĹa siÄ w gotowaniu po raz pierwszy. SzukajÄ
c w miÄdzyczasie pomysĹĂłw na popisowy deser godny trzeciej gwiazdki Michelin, kobieta rozmyĹla nad tym, czego wĹaĹciwie pragnie. ZostaÄ matkÄ
? WrĂłciÄ do byĹego chĹopaka, ĹamiÄ
c serce obecnemu? A moĹźe porzuciÄ Ĺźycie w wielkim mieĹcie na rzecz maĹego lokalnego bistro na prowincji? Wszystkie te pytania Bonnin zostawia bez odpowiedzi, kwitujÄ
c je nostalgicznym spojrzeniem Cècile w stronÄ zachodzÄ
cego sĹoĹca. MiÄdzy zawaĹem serca a mĹodzieĹczymi motylami w brzuchu, geriatriÄ
a energicznÄ
"EmiliÄ
Perez" "Partir un jour" miota siÄ boleĹnie jak ryba w sieci, wywoĹujÄ
c w widzu konsternacjÄ i poczucie Ĺźenady. Jedyne, co choÄ trochÄ ratuje nudnÄ
i topornÄ
wizjÄ Bonin, to wokalne i ĹyĹźwiarskie umiejÄtnoĹci czarujÄ
cej Juliette Armanet. JeĹli nie kochacie francuskich komediodramatĂłw, w ktĂłrych doroĹli zamiast szczerze ze sobÄ
rozmawiaÄ, ĹpiewajÄ
, nie liczcie na nic wiÄcej. NajwiÄkszy zarzut, jaki mam do debiutu Francuzki, to jej powĹciÄ
gliwe podejĹcie do kobiecej autonomii i macierzyĹstwa. Z jednej strony, usiĹuje obdarzyÄ swoja bohaterkÄ zrozumieniem i akceptacjÄ
, gdy ta wyznaje partnerowi, Ĺźe nie chce mieÄ dzieci. Z drugiej, gdy wydawaĹoby siÄ, Ĺźe jest stuprocentowo pewna swojego postanowienia, Bonnin rozpoczyna czuĹostkowÄ
kampaniÄ pro-life, grajÄ
c na emocjach Cècile, by wzbudziÄ w niej poczucie winy i tym samym nakĹoniÄ do donoszenia ciÄ
Ĺźy. Na domiar zĹego, filmowczyni w zasadzie dwukrotnie niemal odbiera sprawczoĹÄ protagonistce, nie raczÄ
c zdradziÄ widzowi, jakÄ
decyzjÄ podejmie finalnie niespeĹniona Cècile. "Partir un jour" okazuje siÄ tak samo sĹodko-gorzki i banalny, co kostka cukru namoczona w kawie, a wiÄc ulubiony przysmak z dzieciĹstwa kobiety, ktĂłry nieironicznie zamierza podawaÄ goĹciom w swojej wykwintnej restauracji. AĹź chce siÄ wstaÄ i klasnÄ
Ä dĹoĹmi, by doceniÄ owÄ
brawurÄ i oryginalnoĹÄ, tak jak zrobiĹ to zaledwie jeden pan na pokazie prasowym (byÄ moĹźe Francuz), ktĂłrego wiwat trwaĹ zawrotne trzy sekundy.