Zwycięstwo Simiona przyniesie daleko idące konsekwencje dla Rumunii i Europy (ANALIZA)

Spektakularne zwycięstwo George’a Simiona w I turze powtórzonych, rumuńskich wyborów prezydenckich oraz wyeliminowanie po raz pierwszy z II tury kandydatów rządzących od lat – prounijnych socjaldemokratów i liberałów – oznacza prawdziwe trzęsienie ziemi na scenie politycznej 19-milionowego kraju. Przypieczętowanie tego rezultatu w decydującej turze może przynieść wymierne konsekwencje w polityce europejskiej, zwłaszcza względem Ukrainy. George […] Artykuł Zwycięstwo Simiona przyniesie daleko idące konsekwencje dla Rumunii i Europy (ANALIZA) pochodzi z serwisu PCH24.pl.

Maj 6, 2025 - 18:10
 0
Zwycięstwo Simiona przyniesie daleko idące konsekwencje dla Rumunii i Europy (ANALIZA)

Spektakularne zwycięstwo George’a Simiona w I turze powtórzonych, rumuńskich wyborów prezydenckich oraz wyeliminowanie po raz pierwszy z II tury kandydatów rządzących od lat – prounijnych socjaldemokratów i liberałów – oznacza prawdziwe trzęsienie ziemi na scenie politycznej 19-milionowego kraju. Przypieczętowanie tego rezultatu w decydującej turze może przynieść wymierne konsekwencje w polityce europejskiej, zwłaszcza względem Ukrainy.

George Simion, lider antyestablishmentowej prawicowej, nacjonalistycznej partii AUR (Związku Jedności Rumunów) wygrał zdecydowanie pierwszą odsłonę powtórnych wyborów prezydenckich w 36 spośród 47 okręgów wyborczych w kraju. Zdobył 41 procent głosów poparcia. Za nim, ze stratą 20 punktów procentowych uplasował się również inny ponoć antyestablishmentowy kandydat,  burmistrz Bukaresztu Nicușor Dan. W niedzielę 18 maja, a więc w tym samym czasie, gdy Polacy będą wybierać prezydenta w pierwszym podejściu, w Rumunii nastąpi druga, decydująca tura głosowania.

– To coś więcej niż zwycięstwo polityczne. To triumf rumuńskiej godności, tych, którzy nigdy nie stracili nadziei na wolną, suwerenną Rumunię – oznajmił tuż po ogłoszeniu wyników Simion.

„Skradzione” wybory?

Pierwotnie zaplanowane wybory, których I tura odbyła się w listopadzie zeszłego roku, zostały anulowane 6 grudnia, decyzją Rumuńskiego Sądu Konstytucyjnego. Przedłużył on mandat urzędującego prezydenta, wywołując szok w całej Europie.

Trybunał stwierdził, że „proces wyborczy został naznaczony (…) wieloma nieprawidłowościami i naruszeniami prawa wyborczego, które zniekształciły wolny i uczciwy charakter głosowania obywateli oraz równość szans kandydatów w wyborach, wpłynęły na przejrzysty i uczciwy charakter kampanii wyborczej i zlekceważyły ​​przepisy dotyczące jej finansowania” (paragraf 5).

Takie „nieprawidłowości” w kampanii wyborczej miały stworzyć „rażącą nierówność” między kandydatem, który rzekomo manipulował technologiami cyfrowymi a innymi pretendentami uczestniczącymi w procesie wyborczym. „Znaczna ekspozycja” jednej osoby w mediach społecznościowych doprowadziła do wprost proporcjonalnego zmniejszenia widoczności innych.

Wskutek unieważnienia wyborów, poszkodowany kandydat Călin Georgescu zażądał od Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPC) zastosowania zabezpieczenia poprzez zawieszenie decyzji krajowego sądu i wznowienie II tury głosowania. Trybunał w Strasburgu jednak oddalił wniosek na podstawie twierdzenia, że zastosowanie zabezpieczenia wykraczałoby poza zakres artykułu 39 regulaminu trybunału, ponieważ Georgescu nie doznał „nieodwracalnej szkody”.

 

Pretekst dla Brukseli, by wtrącać się w wybory w całej UE

Casus rumuński zmotywował władze UE do zintensyfikowania działań związanych ze zwalczaniem zagranicznej ingerencji, wykorzystując w tym celu Akt o usługach cyfrowych (DSA). Przenosi on zadania i kompetencje podmiotów publicznych na wielkie korporacje wyjęte spod jakiejkolwiek realnej kontroli demokratycznej.

Komisja Europejska 17 grudnia 2024 r. wszczęła postępowanie przeciwko platformie TikTok z powodu niewystarczającego wywiązywania się z obowiązków łagodzenia w Rumunii „ryzyk systemowych”, o których stanowi DSA („zarządzanie ryzykiem dla wyborów lub dyskursu obywatelskiego”). Chodziło zwłaszcza o ryzyko „związane ze skoordynowaną, nieprawdziwą manipulacją lub zautomatyzowanym wykorzystaniem usługi”, a także strategią dotyczącą reklam i płatnych treści politycznych.

W przypadku wyborów rumuńskich Krajowy Urząd ds. Administracji i Regulacji Komunikacji (ANCOM) odkrył rzekome nieprawidłowości związane z wpływem zagranicznym. Poinformował KE, że ​​TikTok „nie zareagował szybko” na prośby władz rumuńskich o zabezpieczenie elekcji. ANCOM nadzoruje platformy cyfrowe w Rumunii na mocy DSA.

Rumuński Sąd Konstytucyjny podjął decyzję w oparciu o sugestie służb, jakoby doszło do zewnętrznej – konkretnie rosyjskiej – ingerencji. Miałaby ona polegać na tym, że mało znaczący, obserwowany zaledwie przez niecałe 4 tysiące osób kanał na Telegramie zawierał 2 tysiące materiałów kampanijnych Calina Georgescu, gotowych do podawania dalej na TikToku i w innych mediach. Z kolei hasztag kampanijny #Georgescu pojawił się na blisko 1 200 kontach w Rumunii, z czego tylko 76 zarejestrowano jako stricte pro-Georgescu. Na tych profilach zachęcano do zamieszczania konkretnych emoji przy nazwisku kandydata na prezydenta. W sumie 83 konta zamieściły 2 912 komentarzy, przy czym 25 z tych kont zidentyfikowano jako należące do zdecydowanych zwolenników pretendenta. Służby zatrzymały Bogdana Peschira, który miał przekazać na kampanię 381 tysiące dolarów 131 influencerom. Efekty ich prac były znikome. Moderatorzy TikToka usunęli kilkaset filmików, które miały być „dezinformacją” (chodzi o sugestie, że po przegranej Georgescu ludzie będą protestować). Służby wskazały ponadto, że sposób finansowania kampanii kandydata na prezydenta mógł być niezgodny z prawem wyborczym. Problem dotyczył około 1,5 procenta dopuszczalnych wydatków kandydata (mało znaczący wpływ).

TikTok bronił się, zaznaczając, że nie ma wystarczających dowodów na to, iż miała miejsce tajna operacja wpływu. Służby, które posiadały jedynie slajdy, jakie otrzymały od TikToka za pośrednictwem urzędu zajmującego się komunikacją elektroniczną, były odmiennego zdania.

Jednocześnie, 30 stycznia – jak donosił Reuters – Francja, Niemcy i 10 innych krajów UE w odpowiedzi na przypadek rumuński wezwało KE do wykorzystania swoich uprawnień na podstawie DSA w celu ochrony „integralności wyborów” europejskich przed zagraniczną ingerencją. Poza Francuzami i Niemcami pod listem podpisali się przedstawiciele Holandii, Belgii, Cypru, Chorwacji, Czech, Danii, Grecji, Rumunii, Słowenii i Hiszpanii. Wszyscy wyrazili nadzieję, że powstanie specjalny unijny organ dedykowany przeciwdziałaniu zagranicznej manipulacji informacjami i ingerencji. Ostrze nowego urzędu miałoby być wymierzone w Rosję i Chiny, ale nie tylko.

Mimo najpierw unieważnienia I tury głosowania, a potem, w marcu – ostatecznego wyeliminowania Cǎlina Georgescu z wyborów, obecnie jest szansa, iż zwolennik Donalda Trumpa, „mistyczny chrześcijanin” i przeciwnik wojny na Ukrainie zostanie przyszłym premierem. Stanie się tak jeśli Simion odniesie ostateczne zwycięstwo w II turze wyborów i zdecyduje się rozwiązać parlament oraz ogłosić przedterminowe wybory.

 

Bunt społeczeństwa przeciwko establishmentowi

Co istotne, zarówno wcześniejsze, znaczne poparcie dla Georgescu, a obecnie dla wspieranego przez niego Simiona, ukazuje bunt rumuńskiego społeczeństwa przeciwko partiom establishmentowym rządzącym od lat Rumunią. Nie były one w stanie poradzić sobie z pogłębiającymi się problemami wewnętrznymi: biedą, nierównościami, korupcją, nepotyzmem i postępującą drożyzną. Ludzie są zmęczeni wojną na Ukrainie i pomaganiem Kijowowi oraz uchodźcom, mającym pierwszeństwo w dostępie do mieszkań, pracy i zasiłków socjalnych.

Rumuni przeżywają poważny kryzys demograficzny. Populacja kraju swój szczyt osiągnęła w ostatnich latach komunizmu. Wynosiła wówczas prawie 25 milionów. Obecnie kraj zamieszkuje 19 mln osób, a 4 mln żyją na emigracji.

Od samego początku pełnoskalowej inwazji rosyjskiej na terytorium ukraińskie, władze rumuńskie konsekwentnie wspierają Kijów. Kraj stał się centrum działań operacyjnych NATO. Bukareszt dostarczył kluczowy system obrony powietrznej Patriot. Szkoli też pilotów samolotów F-16. W lipcu 2024 r. Bukareszt podpisał dwustronne porozumienie o bezpieczeństwie z Ukrainą. Parlament zatwierdził ustawę o przekazaniu systemu Patriot Kijowowi oraz o planowanych szkoleniach ukraińskich żołnierzy w środkowej Rumunii. Z portów wysyłane jest zboże ukraińskie, i tak dalej.

Pomoc dla Ukrainy jest nieoceniona a ewentualne jej wycofanie – co obiecuje Simion, apelując o jak najszybsze trwałe zawieszenie broni – będzie miało daleko idące konsekwencje dla powodzenia dalszych walk Kijowa teraz i w przyszłości.

 

Simion jest proamerykański, eurosceptyczny i popiera Trumpa

Prawdopodobny przyszły prezydent tym się ma różnić od Georgescu, utalentowanego urzędnika państwowego i dyplomaty, wybitnego naukowca, który wzywał Rumunię do prowadzenia wielkiej „hamiltonowskiej” polityki przemysłowej (odnosił się do pierwszego amerykańskiego sekretarza skarbu, kładącego nacisk na obronę interesów narodowych), że ma być bardziej sterowalny. Można też się z nim łatwiej porozumieć. Ma być „bardziej konwencjonalnie konserwatywny niż Georgescu, bardziej przychylny wojnie na Ukrainie”. Ma być „mniej charyzmatycznym outsiderem”.

Simion oświadczył m.in., że Rumunia widzi rozwiązanie konfliktu na Ukrainie poprzez deeskalację. Wezwał do zawieszenia broni i obiecał zaprzestać udzielania pomocy dla Kijowa. Zaznaczył, że pomaganie obu stronom konfliktu poprzez dostarczanie broni nie jest korzystne dla Niemiec, Francji, Rumunii i Polski. Wszystkie te kraje ucierpiały z powodu wojny i potrzebują pokoju, tak jak chce tego administracja Trumpa. Podkreślił, że konieczne jest „zatrzymanie wszelkich ofiar wśród ludności cywilnej”. – Musimy zatrzymać tę wojnę. Musimy zatrzymać wszelkie ofiary wśród ludności cywilnej i dlatego musimy osiągnąć zawieszenie broni. I musimy się modlić oraz mieć nadzieję, że rozmowy pokojowe Donalda Trumpa przyniosą skutek – zaznaczył.

Wskazał, że jest reprezentantem „partii trumpistowskiej, która będzie rządzić Rumunią i uczyni ją silnym sojusznikiem NATO oraz zaangażowanym partnerem Stanów Zjednoczonych”.

Jednocześnie obiecał zachować eurosceptycyzm, zaznaczając, że Unia Europejska składa się z 27 krajów i każdy ma swój własny język, dziedzictwo oraz wyzwania. Dlatego „uniwersalny model skupiony wokół Brukseli nie może działać dla wszystkich. To bardzo oczywisty, zdroworozsądkowy fakt” – mówił.

Simion podkreślił swoje poparcie dla innych, bliskich ideowo polityków europejskich. Wymienił w tym kontekście także byłego premiera RP. – Konserwatywny ruch w UE, którego jestem dumnym członkiem, wymaga szacunku, a nie nagany. Razem z panią Meloni, panem Morawieckim wierzymy w Unię Europejską suwerennych narodów, zjednoczonych przez współpracę, a nie przymuszanych przez biurokrację – komentował.

Jego partia AUR powstała w 2019 roku. Zyskała na popularności podczas tzw. pandemii COVID-19, przeciwstawiając się polityce sanitarnej oraz strategii masowego „wyszczepiania”.  

W listopadzie 2024 r. Simion mówił, że wybory prezydenckie to batalia między „tradycyjnymi politykami zobowiązanymi wobec interesów zagranicznych” a kandydatami opowiadającymi się za projektem Wielkiej Rumunii. Chciał zjednoczyć diasporę rodaków żyjących w bliskich krajach. Z tego względu jest personą non grata zarówno na Ukrainie, jak i w Mołdawii.

Jako jedyny kandydat na prezydenta miał faktycznie odwiedzić „zapomnianych Rumunów”, „porzuconych przez system” w najbiedniejszych zakamarkach kraju i w diasporze. Ta ostatnia odwdzięczyła się mu niezwykłym poparciem na poziomie 70 proc. głosów.

Ze zwycięstwa Simiona cieszą się przedstawiciele hiszpańskiej partii VOX czy Europejskiej Partii Konserwatywnej (ECR), do której należy ugrupowanie Simiona. Jako lider obozu „suwerenistów” rozpala nadzieje innych prawicowych ugrupowań w całej Europie. Przywódca AUR, wiodącej siły opozycyjnej w parlamencie rumuńskim, mógłby wzmocnić obóz dysydencki w UE.

Jego zdecydowane zwycięstwo w I turze wyborów (w listopadzie ub. roku na niego zagłosowało 14 proc. Rumunów) wydaje się być zdecydowaną reprymendą za odwołanie pierwszej tury wyborów w listopadzie ubiegłego roku, po zajęciu pierwszego miejsca przez Calina Georgescu, również członka AUR do 2022 roku. Poparł on Simiona po tym, jak mu uniemożliwiono kandydowanie w wyborach. Obaj panowie pojawiali się razem w kampanii wyborczej.

 

II tura: pojedynek dwóch antysystemowców

W drugiej turze Simion zmierzy się z popularnym burmistrzem Bukaresztu Nicosurem Danem, proeuropejskim działaczem antykorupcyjnym. Ten nieznacznie wyprzedził pro-establishmentowego kandydata Crina Antonescu, popieranego także przez mniejszość węgierską. Dan założył liberalną partię reformatorską Związek Zbawienia Rumunii (USR). Chociaż ugrupowanie jest reprezentowane w parlamencie, sam lider występował jako kandydat niezależny.

Warto odnotować, że zwycięstwo Simiona nastąpiło pomimo ścisłej kontroli finansowej i monitorowaniu mediów społecznościowych pod kątem zamieszczania nieprawdziwych postów.

O ile Simion wskazał, że „wybory nie dotyczą żadnego kandydata, ale „każdego Rumuna, który został okłamany, zignorowany, upokorzony, a mimo to ma siłę wierzyć i bronić naszej tożsamości i praw”, o tyle Dan akcentuje walkę z oficjalną korupcją.

Brukselski establishment obawia się zwycięstwa Simiona, bo mógłby on wzmocnić dysydenckie stanowisko Węgier i Słowacji w sprawie wojny na Ukrainie. Jednak faworyt wyścigu co prawda chce wstrzymać pomoc wojskową i finansową, lecz równocześnie popiera sankcje wobec Rosji. Chce także nowych i silniejszych gwarancji NATO dla bezpieczeństwa kraju na następne 30 – 50 lat. Opowiada się za stacjonowaniem amerykańskich żołnierzy w Rumunii, gdzie budowana jest duża baza NATO.

 

Służby dalej straszą operacją rosyjską

Zagraniczne media akcentują obecnie kwestię domniemanej długofalowej operacji, jaką miały rzekomo prowadzić rosyjskie służby, by wspierać kandydatów opowiadających się za izolacjonizmem i zaprzestaniem udzielania pomocy Ukrainie.

Rumuńskie władze miały wreszcie uzyskać „konkretne dowody na to, że Rosja zmanipulowała wybory prezydenckie w listopadzie 2024 roku”. Mediapart cytowany przez G4Media poinformował 3 maja, powołując się na źródła we francuskiej administracji i służbach niejawnych, że rumuński wywiad (SRI) prześledził falę ponad 85 000 cyberataków wymierzonych w infrastrukturę wyborczą państwa. Akcje miały być prowadzone z 33 krajów, ale koordynowane przez rosyjską służbę wywiadowczą (SVR). Kieruje nią Siergiej Nariszkin, bliski sojusznik prezydenta Władimira Putina.

Domniemana kampania ingerencji miała rozpocząć się jeszcze w 2023 roku. Jej pierwotnym celem było promowanie kandydatów o poglądach suwerennych i izolacjonistycznych. Początkowo rosyjskie służby miały wspierać senator Dianę Șoșoacă. Ostatecznie jednak operacja skupiła się na Călinie Georgescu, którego kandydatura została zakazana w 2025 r.

Sugeruje się, że kluczowym elementem operacji była masowa manipulacja na platformie mediów społecznościowych TikTok. Co najmniej 25 000 skoordynowanych kont brało udział w „astroturfingu” – taktyce stosowanej w celu symulowania oddolnego poparcia. Miałoby to na celu wykorzystanie algorytmu platformy i szybkie zwiększenie widoczności Georgescu. Kampania odniosła sukces.

Po decyzji Rumuńskiego Sądu Konstytucyjnego o unieważnieniu wyborów listopadowych Mediapart twierdzi, że Moskwa rozpoczęła wtórną kampanię dezinformacyjną, nazywając decyzję trybunału „zamachem stanu”, mającym na celu podważenie zaufania publicznego do procesów demokratycznych.

Krajowe służby wywiadowcze podobno potwierdziły udział Rosji w cyberatakach i manipulacjach TikTokiem, chociaż SRI nie wydało jeszcze oficjalnego oświadczenia. Operacja miała rzekomo przynieść korzyści kandydatowi, który powstrzyma rumuńskie wsparcie dla Ukrainy i potencjalnie mógłby zmienić pozycję kraju w ramach Unii Europejskiej i NATO. Cała długoterminowa operacja miała być zaplanowana na najwyższych szczeblach Kremla.

Jaki będzie efekt tych „rewelacji” medialnych, dowiemy się prawdopodobnie w najbliższym czasie.

 

Przełomowy moment

Rumunia obecnie stoi w obliczu przełomowego momentu politycznego. W kraju rośnie niezadowolenie społeczne z sytuacji ekonomicznej. W lutym rządząca proeuropejska koalicja ledwo przetrwała z powodu wniosku o wotum nieufności. Złożyło go kilka prawicowych partii niezadowolonych z odwołania wyborów. Pomimo odrzucenia tej inicjatywy prezydent Klaus Iohannis zrezygnował pośród prób impeachmentu ze strony opozycyjnych ustawodawców, którzy argumentowali, iż przedłużenie jego kadencji było nielegalne.

Miesiąc temu do Rumunii wybrała się grupa kilkunastu kongresmenów z USA, by sprawdzić, czy zasadne było anulowanie wyników I tury wyborów prezydenckich. Wiceprzewodniczący Federalnej Komisji Wyborczej, republikanin James E. Trainor stwierdził, że dokumenty dotyczące obronności i bezpieczeństwa „bardzo wyraźnie pokazują, iż doszło do zewnętrznej ingerencji w proces wyborczy”. Dodał jednak, że „złym aktorem na świecie jest TikTok” i nie należy zapominać, iż „TikTok należy do Chińczyków, a tę platformę wykorzystuje wiele zagranicznych podmiotów, rządów do szerzenia swoich wpływów”. Jego zdaniem, nie należy skupiać się wyłącznie na rosyjskiej ingerencji.

Wcześniej wiceprezydent J.D. Vance oraz miliarder i szef DOGE Elon Musk krytycznie odnieśli się do decyzji Bukaresztu o odwołaniu wyborów. Amerykanie podkreślają, że „Rumunia jest ufortyfikowaną twierdzą, ważną dla UE i NATO”.

Wyniki I tury wyborów prezydenckich mogą oznaczać koniec koalicji rządzącej. Porażka jej kandydata, Antonescu, zmusiła premiera Marcela Ciolacu do dymisji. Również lider Demokratycznego Związku Węgrów w Rumunii Hunor Kelemen obiecywał wycofać swoją partię z rządzącej koalicji w przypadku niepowodzenia Antonescu.

Pytanie brzmi, jak Bruksela zareaguje na wynik głosowania, biorąc pod uwagę, że wojna między elitami liberalnymi a siłami prawicowymi nabiera rozpędu. Te pierwsze nadal sprawują władzę w większości krajów europejskich i ze wszystkich sił starają się usunąć „prawicę” ze sceny politycznej. We Francji, przy pomocy sędziego z partii Macrona, który ma ustąpić za kilka miesięcy, zakazano szefowej Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen ubiegania się o prezydenturę w kraju. Skazano ją nawet na karę więzienia. Podobnie w Niemczech, najpopularniejsza partia Alternatywa dla Niemiec (AfD) została sklasyfikowana przez kontrwywiad jako „ekstremistyczna”, co pozwala służbom na jej inwigilację. Podobne działania podejmuje się w Polsce.

Jednak, mimo ogromnego zaangażowania aparatu władzy w niszczenie środowisk prawicowych, na miejsce starych partii, usuniętych polityków pojawiają się nowi. Na Litwie niedawno powołano Alternatywę dla Litwy, aby poprzeć niemiecką AfD. W Wielkiej Brytanii, gdzie od dawna panował duopol partyjny, ugrupowanie Reform UK zdobyło większość miejsc w wyborach lokalnych 1 maja. Odzwierciedliło to głębokie rozczarowanie mieszkańców tradycyjnymi partiami, które generują liczne kryzysy.

Liberałowie jednak nie ustają w walce z „prawicą”. Na 9 maja prounijna grupa „Rezistența” w Rumunii zaplanowała probrukselski marsz w stolicy. „Rumunia znów znalazła się w punkcie zwrotnym. Pierwsza tura wyborów prezydenckich za nami. W drugiej turze wybierzemy przyszłą ścieżkę Rumunii: czy będziemy kontynuować właściwą drogę europejskich wartości, czy zboczymy na ciemną ścieżkę, gdzie wolność stanie się wspomnieniem, a nadzieja zniknie?” – napisali organizatorzy marszu na Facebooku.

Grupa straszy omnipotencją władzy, która miałaby decydować o wszystkim, ograniczać wolności. Zaznaczono, że 9 maja to Dzień Europy, święto pokoju i jedności na kontynencie. Data ta oznacza również rocznicę „Deklaracji Schumana”, historycznej propozycji francuskiego ministra spraw zagranicznych z 1950 roku. Dokument położył podwaliny pod europejską współpracę.

Jednocześnie eksperci Moody’s Analytics wezwali Rumunię do „bardzo pilnych” działań i przyspieszenia cięć budżetowych w związku rosnącymi kosztami obsługi zadłużenia kraju oraz pogarszających się perspektyw dla wzrostu. Wskazując na ogromne zadłużenie Rumunii i Polski – deficyty budżetowe mają osiągać najwyższe poziomy w UE – Moody’s straszy tym, iż Europie Środkowej grozi poważna recesja i utrata wiarygodności na rynku finansowym. Oznacza to w praktyce pożyczanie pieniędzy na gorszych warunkach na międzynarodowym rynku finansowym i dalszy wzrost kosztów obsługi długu.

Gdyby Simion wygrał, z pewnością będzie mierzył się z licznymi wyzwaniami, nie tylko wewnętrznymi. Z zewnątrz spodziewać może się ataków niezadowolonych polityków z Brukseli, Ukrainy, Mołdawii, Wielkiej Brytanii i innych, którzy w przeszłości oskarżali go o „powiązania” z rosyjską Federalną Służbą Bezpieczeństwa i GRU, nie przedstawiając na to żadnych dowodów.

Podobnie rzecz miała się w przypadku Georgescu, który w lutym został aresztowany pod zarzutem „podżegania do działań przeciwko porządkowi konstytucyjnemu”. Socjaldemokrata Marcel Ciolacu, który po zwycięstwie Simiona w I turze podał się do dymisji, mówił wówczas, że władze przedstawią „niezwykle mocne dowody” na potrzeby wszczęcia postępowania karnego. Ale one się nie pojawiły.

Gdy BBC 4 Crossing Continents przeprowadziło wywiad z rumuńską badaczką mediów, uznaną za „ważne źródło informacji dla władz” w sprawie Georgescu, zauważono, że jej skarga na kampanię kandydata nie przedstawia żadnych dowodów korupcji lub przestępczości poza „subiektywnymi” odczuciami. Uważa ona, że pogląd Georgescu na historię Rumunii jest odrażający i niedopuszczalny: „To bardzo, jeśli wolno mi tak powiedzieć, narracja MAGA o historii Rumunii, gloryfikująca przeszłość Rumunii, która nigdy nie była w stanie chwały; gloryfikująca suwerenność Rumunii w okresie historycznym, którego tak naprawdę nie mieliśmy; gloryfikująca historię, która dla nas oznacza po prostu tortury i ból”.

Agnieszka Stelmach

 

 

 

Artykuł Zwycięstwo Simiona przyniesie daleko idące konsekwencje dla Rumunii i Europy (ANALIZA) pochodzi z serwisu PCH24.pl.