
Na liczniku piąta godzina, zgniecione kartki, dwa litry łez, półtora litra wypitej kawy, smród gnijącej przyjaźni – tak się kończą spotkania z osobami, które nie podzielają twojego serialowego shipu.
Może i jakoś można żyć w relacji między swiftie a nie-swiftie, ale w świecie rządzonym przez siłę przyjaźni istnieją przewinienia, które potrafią zniszczyć nawet najbliższą relację. Należy do nich niezgoda w kwestii wyborów romantycznych bohaterki wspólnie oglądanego serialu.
– Jess to jedyny chłopak, który naprawdę rozumie Rory – zauważa Marta.
– J*bnij się w łeb – słusznie komentuje Monika.
Wtedy Julia zrzuca grube pliki kartek ze stołu i oznajmia, co następuje:
– Zamiast powiedzieć Rory, co czuje, Jess po prostu wyjeżdża z miasta bez słowa i tyle go widzieli, a po latach wraca niczym śmierdzący bumerang tylko po to, by zrobić scenę i pochwalić się, że został wersją demo Allena Ginsberga.
Nić przyjaźni zaczęła pękać.
– Zgoda, Jess jest najgorszy. Ale za to Dean jest wysoki i skonstruował dla Rory samochód – nieśmiało zabiera głos Weronika.
Słychać dźwięk wymiotów – tyle mniej więcej na temat Deana ma do powiedzenia Adrianna.
– Skoro jest taki super, to szukaj go gdzieś na grupce na Facebooku „Po rozwodzie” albo „Liga Chłopów, którzy zdradzają swoje żony”.
– To co, niby Logan? – kpi Marta na zgliszczach zroastowanego Jessa. – Przecież to amerykański Sasin.
– Ty ****. ******** ***** ****** ****** – podsumowuje Monika.
Z najnowszych doniesień wynika, że dziewczyny planują wnioskować o przedłużenie dyskusji na kolejne dwa tysiąclecia.
A nawet nie zaczęły jeszcze konwersatorium na temat wyborów miłosnych Lorelai. Były zbyt zajęte śledztwem w sprawie tego, co się, ku*w@, stało z Dave'em Rygalskim.
To jest ASZdziennik, ale w wielu przypadkach to może być prawda.