Skatował bezdomnego 67-latka na śmierć, gdyż ten nazwał go „cw..em”. Sprawca odzyska wolność dopiero na starość
Jest wyrok za zabójstwo, które miało miejsce w maju przy Al. Zygmuntowskich w Lublinie. Jak się okazało, sprawca zaatakował swojego znajomego, gdyż ten go obraził. Skakał po jego ciele aż 67-latek przestał się ruszać.

Przed Sądem Okręgowym w Lublinie zakończył się proces Andrzeja U. oskarżonego o zabójstwo swojego znajomego. Chodzi o zdarzenie, które miało miejsce 28 maja ub. roku w pobliżu stadionu przy Al. Zygmuntowskich w Lublinie. Wtedy to służby ratunkowe zostały zaalarmowane, iż w zaroślach, przy pobliskim parkingu, leży pobity mężczyzna niedający oznak życia. Życia 67-latka nie udało się uratować.
Na miejscu policjanci zastali dwóch mężczyzn i kobietę. Towarzystwo było pijane. W trakcie czynności kryminalni ustalili, iż za zbrodnię odpowiada 46-latek. Między nim, a 67-latkiem wywiązała się kłótnia, podczas której ten zaatakował swojego znajomego. Bił go i kopał po całym ciele, a kiedy ten upadł, zaczął skakać mu po klatce piersiowej i brzuchu.
Jak wyjaśnia nadkomisarz Anna Kamola z Komendy Wojewódzkiej w Lublinie, zatrzymany był bardzo dobrze znany funkcjonariuszom. W przeszłości wielokrotnie odpowiadał za przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu.
Prokuratura oskarżyła Andrzeja U. o dokonanie zabójstwa, naruszenie nietykalności, a także kierowanie gróźb karalnych. Te dwa ostatnie zarzuty dotyczą uderzenia uczestniczki spotkania, która chciała go odciągnąć od 67-latka oraz grożenia drugiemu uczestnikowi, aby ten nie powiadamiał policji.
Podczas procesu dokładnie zrelacjonowano wydarzenia z feralnego dnia. Andrzej U. rano poszedł do pracy, jednak szef wyczuł od niego woń alkoholu i kazał mu iść do domu. Przy ul. 1 Maja spotkał trójkę bezdomnych. Znał się z nimi, dlatego też postanowili udać się do sklepu. Tam kupili alkohol, po czym skierowali się w stronę stadionu żużlowego. W pobliskich zaroślach mieli miejsce, gdzie spożywali trunki nie narażając się na widok przechodniów.
Andrzej U. nie przyznał się do winy. Zapewniał przed sądem, że Eugeniusz Z. był jego dobrym kolegą. Poznali się w więzieniu, a początkowo atmosfera między nimi była bardzo dobra i wspominali dawne czasy. Jednak w pewnym momencie sytuacja się odwróciła.
– Gienek zaczął się kłócić z Mirkiem, chciałem ich uspokoić. Wtedy zaczął mnie wyzywać od „frajerów” i „cweli” co mnie bardzo dotknęło. Potem wstał i zaczął wymachiwać rękoma. Wydawało mi się, że wyciągnął z kieszeni nóż, bo coś błysnęło. Wpadł w szał i zamachnął się na mnie. Niewiele myśląc oddałem cios ręką w głowę. Gienek zachwiał się i upadł. Groził jeszcze, że mnie „zaj..ie” – zeznawał Andrzej U. dodając, iż bił swojego znajomego w obawie, że ten zrobi mu krzywdę.
Sędzia uznał jednak, że nie ma wątpliwości co do winy oskarżonego, nie może on również liczyć na pobłażliwość, a tym samym łagodne potraktowanie. Wskazał, iż patrząc na olbrzymią agresję, jego zamiarem było pozbawienie życia pokrzywdzonego. Wszystko to zaś z tego powodu, że pokrzywdzony go obraził, więc reakcja była zupełnie nieadekwatna.
Andrzej U. został skazany na karę 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo oraz dodatkowe cztery miesiąca za groźby. Jeżeli chodzi o naruszenie nietykalności, w tym przypadku mężczyznę uniewinniono, uznając, że uderzył kobietę przypadkowo. Wyrok jest nieprawomocny.