NBA playoffs: Pistons oszukani, Lakers na krawędzi eliminacji | Damian Lillard zerwał Achillesa
Dzień dobry, ale jazda w NBA playoffs wczoraj, co? Się porobiło! Zanim jednak przejdziemy do omawiania wydarzeń zza oceanu, chciałbym się z Wami podzielić jakich to mam paru Czytelników, fajnych inaczej. Co wejście na stronę, to nowe smaczki, aż się z Wami podzielę: „Bartek wstawaj zes#$# się!” – pisze gość podpisany jako Olek Syn. Dalej […]

Dzień dobry, ale jazda w NBA playoffs wczoraj, co? Się porobiło! Zanim jednak przejdziemy do omawiania wydarzeń zza oceanu, chciałbym się z Wami podzielić jakich to mam paru Czytelników, fajnych inaczej. Co wejście na stronę, to nowe smaczki, aż się z Wami podzielę:
„Bartek wstawaj zes#$# się!” – pisze gość podpisany jako Olek Syn.
Dalej leci: „Odezwał się samozwańczy ekspert z bożej łaski, któremu się wydaje że wszystkie koszykarskie rozumy posiadł. Za ten Bostonik to byś na mieście plombę wyłapał.”
Kolejno: „Nie chce mi się już czytać tych żałosnych wypocin, głównie o sobie.”
I na koniec, święte oburzenie: „sam Putin byłby dumny z takiej standardowej praktyki be w postaci kasowania niewygodnych komentarzy„.
Kurde bele, takie chamstwo, wpisy nienawistne, a na żywo wszyscy super: rąsia rąsia, witamy pana redaktora, kiedy w kosza pogramy. Ale dobra, publikuję, bo może chłopaki potrzebują być usłyszani, żeby ktoś zwrócił na nich uwagę. Proszę bardzo, miłego dnia, przynajmniej wstępniak się sam napisał.
Patronami dzisiejszego odcinka są MM Stefańscy, JRzaczki, KejDzej23 oraz T. Serafinowicz – pozdrawiam Panowie. Ja nazywam się Bartek Gajewski, terytorium Australii jest szersze niż Księżyc, a to są GWBA, czyli gwiazdy basketu.
Knicks 94 Pistons 93 [3-1]
Gospodarze oszukani, mecz wypaczony przez sędziów, którzy po wszystkim przyznali, że owszem był faul przy rzucie rozpaczy Tima Hardawaya Juniora, ale w ogniu wydarzeń żaden nie gwizdnął, a potem już było głupio.
Z drugiej strony Pistons sami są sobie winni. Nie zostawia się losów serii przypadkowi. Cade Cunnigham (25 punktów 10 zbiórek 10 asyst) miał trzy szanse by mecz zamknąć. Spudłował z super dogodnej pozycji, rzut z wysokości linii rzutów wolnych na zwycięstwo. W poprzedniej akcji po piwocie, czyli na ślepo wbił się w dwóch obrońców i piłkę stracił. W jeszcze wcześniejszej palił półdystans i też niecelnie. Zawiódł niestety nasz młody lider.
Mieli piękne warunki, aby serię wyrównać, ale zabrakło doświadczenia, zimnej krwi. Szczęście sprzyjało tego dnia Nowojorczykom. Dwie najważniejsze próby wcelował do kosza Karl Anthony Towns (27 punktów 9 zbiórek 5/7 zza łuku). Super trudny fade-away z zerowego kąta, a następnie tróję z odejścia, pod presją czasu akcji, gdzieś z dziewiątego metra!
W ten oto, mało przyjemny sposób kończy się seria dla Detroit, którzy przegrywają już 1-3, a stamtąd naprawdę mało kto wychodzi, a już na pewno nie zespół tak niedoświadczony.
A propos niedoświadczenia, Pistons mecz otworzyli niezwykle nerwowo. Napisałbym wręcz, że byli elektryczni, sami siebie przyspieszali. Dziesięć pierwszych prób zza łuku było niecelnych i dziesięcioma też punktami zbierali w papę po pierwszej kwarcie. Bez pomysłu ofensywnie. Najważniejsza zmiana w obozie Knicks (poza Townsem grającym wyżej w ataku!) to Mikal Bridges kryjący strzelców, przede wszystkim Malika Beasleya (319 trójek w rundzie zasadniczej) który jest absolutny kluczem dla Detroit.
NYK zostawiali owszem, ale ludzi pokroju Rona Hollanda, który stojąc na łuku nawet na obręcz nie patrzył, pytanie brzmi zatem, po cóż tam stał? Brakowało bardzo drugiej opcji, co ja mówię, pierwszej brakowało, bo Cade zaczął cieniutko, nie widział ludzi na pozycjach, piłkę tracił. Mógłbym też napisać, że sztabowcy Knicks nareszcie zobaczyli za co płacą OG Anunoby’emu 42 miliony dolarów rocznie. Świetna defensywa silnorękiego!
Ausar Thompson nie trzymający ciśnienia. Cade koniec końców forsujący strzały. JB Bickerstaff nie powinien był też sadzać na ławie Beasleya, kiedy ten się w końcu rozbujał w czwartej kwarcie. Nie podobały mi się rotacja, tak w tym, jak i w poprzednim meczu. Bez sensu.
Knicks bohaterów mają dwóch, bo oprócz wspomnianych trafień KAT-a, trzeba Wam było widzieć Jalena Brunsona (32 punkty 11 asyst) który podkręcił kostkę, poszedł do szatni by mu ją przetaśmowali na nowo, wrócił i wkleił Pistons piętnaście punktów w ostatnich paru minutach!
Nie byłoby też oczywiście sukcesu bez waleczności Harta, przechwytów Bridgesa i fizyczności OG. Nie przekonują kompletnie jako drużyna mistrzowska, ale na pierwszą rundę jak widać starczy. Pistons są jak Orlando Magic z 1995 roku przed NBA Finals. Tacy młodzi, pewni siebie. Powinni zdjąć Nowojorczyków już w trzech meczach, a tymczasem sami trzy razy zostali zdjęciu.
Lakers 113 Wolves 116 [1-3]
Kolejna, „głośna” i rzutująca na kształt serii, decyzja sędziowska, z którą się nie zgadzam. Otóż, gdyby gwizdać klepanie po rękach, to nigdy piłki nikomu nie udałoby się z rąk wybić. Anthony Edwards, wchodził pod kosz, poślizgnął się, dostał częściowo po łapach od LeBrona, a wybita piłka po jego nodze opuściła plac. Zamiast jednak ostatniej akcji Lakers przy stanie -1, otrzymaliśmy dwa aptekarskie rzuty wolne Ant Mana i desperacką próbę za trzy na wyrównanie. Próbę niecelną.
No cóż, nie tłumacząc wiele: Lakers poszli va banque w meczu, który musieli wygrać i się niestety przejechali. JJ Redick jest pierwszym szkoleniowcem w historii NBA, który w drugiej połowie meczu playoffs nie dokonał żadnej zmiany. Rozpoczęli w ustawieniu Luka, Reaves, LeBron, Finney-Smith, Hachimura i w takim samym dojechali do końca.
Mecz obfitował we wzloty i upadki, prawdą jest natomiast, że LAL w czwartej kwarcie zabrakło prądu. Podwajany Doncic słał piłki dalej, parę raz wziął rzecz na siebie, no ale zabrakło mu nóg.
LeBron odcięty od rzutów, ale w obronie grał jak gigant, reszta pracowała, rzucała jak umiała. Generowali w większości dobre pozycje, ale skuteczność zawiodła, a wszelkie błędy były wynikiem zmęczenia, przewagi energetycznej Wolves oraz ich zajadłości. Najgorszy błąd został popełniony tutaj:
Obraz gry dla miejscowych odmienili właśnie zmiennicy: Naz Reid oraz Donte DiVincenzo, resztę pociągnął był Anthony Edwards – szesnaście punktów w IV kwarcie oraz 43 punkty 9 zbiórek i 6 asyst w sumie. Osobiście szarpał się z LeBronem, pokazując seniorowi, że nie zamierza ustępować mu pola.
Szkoda chłopaków Jezioraków, prowadzili dziesięcioma, dojeżdżali byka, trzymali w siodle, dopóki ten nie zaczął za mocno wierzgać. King James (27 punktów 12 zbiórek 8 asyst 3 przechwyty 3 bloki) wyglądał momentami jak sprzed dekady: pewny siebie, energiczny, narzucający ton wydarzeniom, blokujący rzuty pod obręczą i przechwytujący piłki. Będzie go brakować strasznie gdy w końcu skończy. Gość jest 1 of 1.
Luka (38 punktów, ale tylko 1 zbiórka i 2 asysty) wyraźnie zajechany na koniec. Przed nim kolejne lato pod znakiem koszykówki FIBA (zagra na Eurobaskecie w Polsce) więc nie wiadomo jaką formę zbuduje na przyszły sezon. Piszę jakby już odpadli, no tak. Myślicie, że się wygrzebią z dołka 1-3? Ja myślę, że Edwards im nie pozwoli, chłopak ma walory jordanowskie, trzeba to przyznać.
Celtics 107 Magic 98 [3-1]
Nieodzowne są wyroki bożków koszykarskich. Orlando znów nieźle sobie radzili, kolejny raz imponował Franz Wagner (24 punkty 7 asyst) w roli wysokiego playmakera, ale koniec końców to Jayson Tatum (37 punktów 14 zbiórek) Jaylen Brown (21 punktów 11 zbiórek) i spółka przejdą dalej. Obie strony bardzo niezłe defensywnie, pozostające w większości w pojedynczym kryciu, więc największe talenty miały możliwość się zaznaczyć. Paolo Banchero oddał 32 rzuty do kosza, zawody zakończył z dorobkiem 31 punktów.
Tym niemniej, Orlando mocno się stawia, odebrali Bostonowi trójki, mocno aktywni są gdy leci podanie. Można gdybać co by było, gdyby zdrowi byli Jalen Suggs oraz Moritz Wagner. Z całą pewnością kończy się etat startera w wydaniu KCP, który okazał się niewart zainwestowanych pieniędzy. Trzeba poszukać rasowej dwójki, jeśli trafi się nieoszlifowany diament, szukałbym też jedynki z gwiazdorskim potencjałem. Tutaj jeszcze mamy dwa sezony okna na ewaluację. Black, Isaac na pewno do pozostawienia. Reszta nie wiem.
Pacers 129 Bucks 103 [3-1]
Damian Lillard zerwał ścięgno Achillesa.
Zostawię to tutaj i zrobię pauzę, bo chciałbym, aby to zdanie wybrzmiało. Jego życiu co prawda nie zagraża niebezpieczeństwo, pieniędzy ma więcej niż ktokolwiek z nas, życie sobie ułoży, ale zawodowo to jest wyrok, koniec ery Dame’a jako dominującego zawodnika. Można zapytać na cholerę było mu wracać po miesiącu kuracji farmakologicznej, trzymania nóg w górze i czy to miało związek z tą cholerną kontuzją?
Co za tym idzie, z playoffs zwijają się Doc Rivers i Milwaukee Bucks. Nikt już nawet pytań nie zadaje, mniejsza z tym, że co drugi w ekipie Bucks jest w tym matchupie niegrywalny. Pacers bez przepraszania wezmą co swoje i idą dalej. Nie ma co wiele opowiadać: 17 punktów i 15 asyst Tyrese’a Haliburtona, nadzorującego prace polegające na umieszczaniu piłki w koszu przeciwnika. Sześćdziesiąt procenty z gry, ośmiu graczy gości z dwucyfrowym dorobkiem punktowym i wygrana każda z czterech kwart.
TJ McConnell 15 punktów 6 asyst 70% z gry z ławki. Wyglądał jak MVP Steve Nash. Na przemian z Haliburtonem dosłownie zabawiali się z tego, co zostało po obronie Milwaukee. Dobra, dosyć!
Powiem wprost, Bucks czeka teraz parę lat posuchy, tankowanie i przebudowa. Im szybciej zaczną wyprzedawać zasoby, tym lepiej. Niestety w związku z zaostrzeniem przepisów budżetowych, wprowadzeniu tzw. second apron jeśli nie kandydujesz to mistrzowskiego tytułu, wysokie kontrakty trzeba jak najszybciej upłynnić. Przecież sami panowie Giannis i Dame kosztować będą w przyszłym sezonie 108 milionów dolarów!
Przekraczasz second apron, oto co cię czeka:
- brak możliwości zatrudnienia wolnego agenta na tzw. taxpayer mid-level exception
- second apron w 3 z 5 sezonów? wybór draftu przesuwany na koniec kolejki (30. pick)
- zakaz handlu wyborami pierwszej rundy draftu na siedem lat wprzód
- brak możliwości wymian gotówkowych
- odebranie uzyskanych wcześniej trade-exceptions
A więc 108 milionów, do tego Kuzma 22 bańki, Portis trzynaście, Connaugton dziesięć… i już masz całe salary cap zajęte, a dysponujesz co ledwie… kim… trzema silnymi skrzydłowymi. Mało tego, w efekcie wprowadzenia restrykcji kluby NBA już wcale nie są skore do handlu wyborami draftu. Dramat panie. Wisconsin czeka posucha, a Giannis będzie najbardziej smakowitym kąskiem nadchodzącego free-agency. Tutaj się ciekawie rzecz rozegra…
Tako rzecze Ja Morant
Ja Morant wypowiedział się na temat niedawno zakończonej (4-0) serii z OKC Thunder:
Miałem ich rozpracowanych. Czuję, że gdyby nie kontuzja, zmierzalibyśmy teraz do Oklahomy przy stanie 2-2.
Podziwiam pewność siebie, bo to nieodzowna cecha u sportowców, ale no Ja Morant to nie jest najostrzejszy nóż w szufladzie. Co myślicie? Dobrego dnia i dziękuję za odwiedziny. B