NBA playoffs: nerwowy uśmieszek SGA | Cavs i Celtics wracają | triple-double Juliusa Randle
To, co się dzieje naprawdę nie istnieje, więc nie warto się napinać, tylko karmić zmysły. Będzie co ma być, już wiem że stąd nie zwieję, poczekam i popatrzę, nie zawrócę kijem Wisły – tak jakoś i mniej więcej śpiewał poeta jak byłem mały, ale dopiero teraz czuję, że go rozumiem. Oszalałem, deprywacja snu level master […]

To, co się dzieje naprawdę nie istnieje, więc nie warto się napinać, tylko karmić zmysły. Będzie co ma być, już wiem że stąd nie zwieję, poczekam i popatrzę, nie zawrócę kijem Wisły – tak jakoś i mniej więcej śpiewał poeta jak byłem mały, ale dopiero teraz czuję, że go rozumiem.
Oszalałem, deprywacja snu level master (of disaster). Do tego jeszcze dołożyłem sobie ćwiczenia, dwa razy na sali byłem z chłopakami i ledwo żyję. GWBA Camp XII rozpoczynamy w przyszły czwartek i to będzie niezapomniany czas! Czuję to w kościach, prawdziwa, pozostająca w rejestrze pamięciowym przygoda z dwudziestoma podobnymi pasjonatami basketu oraz dwoma zawodowymi trenerami, którzy zawsze nam coś ciekawego na temat koszykówki sprzedadzą.
Tym razem coachami dwóch, stających naprzeciw siebie drużyn będą Robert Witka (Hydrotruck Radom) oraz Czarek Kurzawski (Basket Poznań). Zupełnie inne historie życiowe i podejście, ale pasja jedna i ta sama. GWBA Familia, o to chodzi, odcinać toksynę iść do przodu ze szczerym serduchem.
Patronami dzisiejszego odcinka są NBA4, Erharisson oraz Woyteck, ja nazywam się Bartek Gajewski, oficjalny rekord przebiegu auta osobowego należy do Volvo 1800S z 1966 roku, któremu w 2014 roku wybiły historyczne 3 miliony mil, czyli po naszemu 4.8 miliona kilometrów, a to są GWBA, czyli gwiazdy basketu. Zapraszam do lektury i wspierania mojego/naszego przedsięwzięcia:
Hehe, jak wygląda Volvo 1800S? Już pokazuję. Piękny, zgrabny, stosunkowo mało znany klasyk:
Poniżej prezentuję komplet wyników ostatnio rozegranych meczów drugiej rundy NBA playoffs. Wszystkie oglądałem na żywo, ale nie miałem siły opisać. Przy weekendzie nie daję czasem rady, człowiek chce pożyć, na słońce, na morze popatrzeć.
Cavaliers 126 Pacers 104 [1-2]
Cavaliers nareszcie łyknęli Indianę, choć mecz musieli wygrywać niejako na dwa razy. W pierwszej kwarcie zeszli burzą, prędkie kilkanaście punktów zaliczki osiągnęli, ale potem się okazało, że Evan Mobley ma dziurawe ręce, Ty Jerome nic w tej serii nie gra i rezerwowi Pacers podciągnęli.
Na takie dictum (używam sformułowania najpewniej błędnie, ale mi się podoba i wiecie o co chodzi) Cavs rozłożyli stelaż, obronę strefową z wysokim Mobleyem (18/13/4/3/3) na szpicy. Defensive Player of The Year, zasłużone czy nie, wysoki, sprawny na nogach, nie przerzucisz go. Indiana się zaczęła chwiać, nie potrafili sobie nijak poradzić w ataku. Cavs szybciutko raz jeszcze przeszli do ataku i osiągniętych kilkunastu, dwudziestu paru oczek prowadzenia już nie oddali.
Bardzo potrzebną robotę zrobił rekonwalescent Darius Garland mijający pierwszą linię, przydający Cavs potrzebnej dynamiki i tzw. ball-creation. No, w pełnym składzie Cleveland trudno będzie ograć. Dziś grają kluczowy mecz. Jeśli wyrównają serię to będzie moim zdaniem krzyżyk na drogę ekipie Ricka Carlisle’a. Warto dodać, że Tyrese Haliburton w trzecim meczu nie zaistniał wcale (4 punkty 5 asyst) za to Donovan Mitchell (43/9/5) po raz kolejny brał na siebie rzuty, gdy sytuacja tego wymagała w IV kwarcie i nie tylko. Pewny chłopak, życzę mu walki o pierścień i awansu. Widzieliście manewr, gdzie wsad zamienił na akrobatyczny layup? Mocny zawodnik.
Trzymam się przy predykcji Cavs in 6, dziś będzie ogień w Indianapolis, czwarty mecz rozpocznie się o drugiej w nocy. Z całą pewnością Indiana musi postawić się mocniej. Trzecie spotkanie przegrali głównie za sprawą fizyczności. Ofensywne zbiórki: Cavs 18 Pacers 4!
Celtics 115 Knicks 93 [1-2]
Mecz z minionej nocy, który mógłbym w sumie opisać podobnie do tego, co napisałem wyżej w przypadku Cavs. Drużyna zielonych koniczynek, wyraźnie mocniejsza, nareszcie zagrała pewny basket, bez trzęsących się rąk i znikania kluczowych postaci. Cieszy fakt, że trener Mazzulla tym razem wszelkie szarże, wszelkie próby podniesienia łba przez NYK stopował przerwą na żądanie. Celtics od początku nadawali rytm wydarzeniom, pewnie rzucali do kosza gdy pojawiała się pozycja i z relatywnym spokojem Madison Square Garden spacyfikowali.
20/40 zza łuku. Skuteczność wraca więc do średniego poziomu, na co Tom Thibodeau może co najwyżej przełykać ślinę. Knicks nie są w stanie efektywnie kryć obwodu, nie z Towsem, Robinsonem, Brunsonem, bo wszyscy mają deficyty. Fizyczność i dobra energia podlana takim sosikiem 50% trójek to jest nie do przejścia i nie było sensu się spinać. Kiedy widzisz 54-letniego Al’a Horforda blokującego kolejne rzuty pod dziurą, to wiedz, że Boston, Bostonik przyszedł pograć:
Mocną zmianę dał zwłaszcza Payton Pritchard, dla którego każdy switch zasłony przez wysokiego był jak woda na młyn. Niesamowity talent strzelecki ma ten chłopak (23 punkty 5/10 zza łuku) nawet wydawałoby się przez ręce, rzuty wchodzą czyściutko. Walor podobny do TJ McConnella w Indianie, na pewno nie tak zadziorny w obronie, ale o wiele lepszy zza łuku.
Nic nie jest zakończone, żeby było musisz nas pokonać cztery razy. Nie raz czy dwa [Jalen Brown]
Bardzo ciekawe spostrzeżenie, trzeba przyznać! Pan Brązowy zaliczył dziś w nocy 19 punktów 6 zbiórek i 5 asyst.
Wolves 102 Warriors 97 [2-1]
W dalszym ciągu bez Stepha Curry’ego muszą sobie radzić Wojownicy. Przyjechali do domu, ale własne ściany im nie pomogły. Owszem Jimmy Butler (33/7/7) brał na siebie wiele i to z powodzeniem. Jako drugi muszkieter objawił się atletyczny Jonathan Kuminga (30/6/3) ale poza tym nie starczyło talentu, warunków, motoryki.
Edwards, McDaniels, Randle, Gobert, Reid, DiVincenzo – duże chłopaki, każdy się bije i koniec końców jak ich nie ograsz organizacją gry albo skutecznością, zostaniesz dojechany. Draymond Green znów się złościł, decyzje sędziowskie kwestionował, ale w końcówce już go nie było, bo wyleciał za sześć przewinień. Próby gry z pazurem wychodzą różnie, bo jednak rywale są szybsi i bez przytrzymywania, haczków i kładzionych na biodrze rąk, ciężko wybronić.
W takich warunkach Dubs nie potrafili utrzymać ani Edwardsa (36 punktów 13/28 z gry) którego silny mental w końcówkach naprawdę się zaznacza, ani Juliusa Randle, na którego koncie zapisujemy triple-double (!) 24 punkty 10 zbiórek 12 asyst. Duża przewaga siłowa, gdy pojawia się przestój pchają siłowo na obręcz i póki co dobrze na tym wychodzą. Strat szkoda!
Warriors grają naprawdę zaangażowaną, waleczną koszykówkę, pełną niuansów, mikro rozwiązań taktycznych. Przecież oni do przerwy prowadzili nieznacznie (bodaj 42:40) nie mając na koncie ANI JEDNEGO trafienia za trzy! Mimo to, Wolves mogą okazać się nie do przeskoczenia. Są równie potężni fizycznie co Rockets, a do tego mają lidera na miarę MVP.
Nawet fajtłapowaty momentami Rudy Gobert wyglądał wczoraj jak kozak, dopuszczana, bardziej fizyczna gra wyraźnie mu służy, premiuje jego walory: 9 punktów 13 zbiórek 4 bloki.
Thunder 104 Nuggets 113 [OT] [1-2]
Coś pięknego, przecież gospodarze skazywani byli na sromotną porażkę w tej serii! Tymczasem panowie Joker i Gordon utrzymują Denver na fali. Murray pracuje. Porter Junior budzi się i zasypia. Braun robi defensywnie co może, Westbrook wprowadza pazur. Doświadczeniem biją młodszych rywali, walczą do końca i dopisuje im szczęście. Szczęście zawsze dopisuje lepszym, czyli zdeterminowanym.
No, Gordon znów bohatersko doprowadził do dogrywki, w której Thunder się zacięli. Psychika siadła, pewne rozwiązania zostały zweryfikowane. Zobaczcie SGA przy tej ostatniej próbie, wyraźnie zerwał rzut, zagrał dokładnie tak, jak chcieli gospodarze:
Znajome terytorium jeśli chodzi o Oklahomę, w zeszłym sezonie też do zera wygrali w pierwszej rundzie, a potem zaliczali 1-2 w półfinale konferencji.
- 1-2
- 2-2
- 2-3
- 2-4
Odpadli z rąk Luki, Kyrie i podkoszowych atletów, pamiętacie? Wymowny był uśmiech SGA gdy schodził z parkietu. W dogrywce przegrali 2:11.
Genialną partię rozgrywał J-Dub, autor 32 punktów i 5 asyst. Dobrą energię, przynajmniej na starcie, znów prezentował Chet Holmgren (18/16) ale niestety tym razem zawiódł lider. Shai zaliczył 1/8 z gry w czwartej kwarcie, a w doliczonym czasie gry nie oddał ani jednego rzutu.
Joker nie był wcale lepszy (8/25 z gry, 8 strat 0/10 zza łuku) ale w jego przypadku, wkład był / jest wyraźny także w innych elementach: 20 punktów 16 zbiórek 6 asyst 2 przechwyty 2 bloki. Podstawowa różnica między dwoma „MVPs” jest taka, że gdy nie szło, Joker grał na kolegów, a SGA nadal próbował sam.
Denver z pewnością nie dolecieliby na miejsce gdyby nie przebojowa gra Portera Juniora (21 punktów 5/6 zza łuku). Ten ostatni, ilekroć mu wpada daje kibicom powody do marzeń. Potem jednak przychodzi dołek (klasyka w jego wykonaniu) i ludzie wieszają psy. Nie, że dosłownie, na nim wieszają psy, tak się mówi.
Bardzo niepokojącym zjawiskiem dla ekipy Thunder i ludzi z nimi emocjonalnie związanych, jest fakt, że przez ostatnie 9 minut gry zaliczyli dwa trafienia z gry! Nie wykorzystują przewag, grają sztampowo. Holmgren stoi grzecznie z dala od piłki kryty przez o głowę niższego Murraya, zamiast brać go momentalnie na plecy.
Nie podobał mi się także lineup Caruso + Dort obok siebie, bo się obrona Denver rozzuchwala przeciwko graczom zadaniowym. Jeśli goście nie grają na nich, jeśli nie można poddać Denver pressingowi, tylko gramy w chodzony basket, to taki lineup nie jest optymalny. Dort nie trafiał, Hartensteinowi także nie siedziały te jego pchnięcia piłką, floatery.
Końcówka przypominała partię szachów błyskawicznych, gdzie obie strony popełniały błędy. Kto się pierwszy ogarnie, ten wygra serię, ale presja jest bez wątpienia po stronie OKC, oby to udźwignęli. Zobaczymy dziś wieczorem (21:30!) z jakiego materiału zrobiony jest Shai, Shaiek.
Dobrego popołudnia Panowie, Panie, czytamy się jutro! Jutro wieczorem będzie też loteria draftu, zobaczymy której organizacji losy odmieni świetny Cooper Flagg. b