NBA: automatyzm SGA wybija poza skalę | dziesiąta porażka z rzędu Miami Heat

Witajcie, wracamy właśnie z Olkiem z międzyszkolnego turnieju szachowego. Pięć zwycięstw i jeden remis w sześciu rozegranych partiach to chyba szacun, nie? Zaczęliśmy w wieku czterech lat. Na początku przypominało to zabawę w żołnierzyki, bez zasad i zapamiętywania czegokolwiek. Dziś szachy to wehikuł, jakaś część jego tożsamości, z czego niezmiernie się cieszę i jestem z […]

Mar 22, 2025 - 18:42
 0
NBA: automatyzm SGA wybija poza skalę | dziesiąta porażka z rzędu Miami Heat

Witajcie, wracamy właśnie z Olkiem z międzyszkolnego turnieju szachowego. Pięć zwycięstw i jeden remis w sześciu rozegranych partiach to chyba szacun, nie? Zaczęliśmy w wieku czterech lat. Na początku przypominało to zabawę w żołnierzyki, bez zasad i zapamiętywania czegokolwiek. Dziś szachy to wehikuł, jakaś część jego tożsamości, z czego niezmiernie się cieszę i jestem z niego dumny. 

Przyznam, że zapewne bardziej się przejmowałem z trybun niż on sam podczas gry. Jak to dobrze mieć możliwość się czasem zaangażować całym serduchem, jak dobrze mieć coś prawdziwie wspólnego z dzieckiem i niech to trwa jak najdłużej. Przy okazji pozdrawiam wszystkich „Tatów” którzy wychodzą przed szereg, aby wspierać dzieciaki w ich pasji albo dzielą pasję z dziećmi, przekazując im tym samym najlepszą cząstkę siebie.  

Olek zaimponował mi dziś przede wszystkim skupieniem, bardzo pilnowałem by się położył spać wcześniej w tę i poprzednią noc. Kto uprawiał jakikolwiek sport: koszykówkę, biegi czy szachy, ten wie, że dla poziomu regeneracji i „naładowania baterii” kluczowa jest noc poprzedzająca tę bezpośrednią, po której następują start, mecz czy zawody. To tak gwoli… bez żadnego trybu w sumie. Podzieliłem się z Wami kolejną cząstką życia prywatnego. 

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Bartek Gwba (@bartekgwba)

Patronami sobotniego odcinka GWBA są Piotr Sablik oraz Woyteck, moje uszanowanie Panowie! B

Noc pogromów, bo w sześciu meczach na dziesięć, czwarta kwarta była w zasadzie zbędna. Aee tam, wykorzystaliśmy to nocne NBA do cna, sześć trafień i zachowane czyste konto porażek jeśli chodzi o typy bukmacherskie. Wkleiłbym kupony, ale nie chce mi się wycinać, screenów wrzucać. Musicie uwierzyć na słowo, grupa typera i buk mi świadkiem! Kto chcę dołączyć, zapraszam TUTAJ: 

https://discord.gg/pfmyNN7Z

Magic 120 Wizards 105

Paolo Banchero kolejny raz bardzo duża efektywność (30 punktów 8 zbiórek 5 asyst 11/22 z gry 3/5 zza łuku). 55-41 na tablicach dla Magików i totalna dominacja w kwartach drugiej i trzeciej. Prowadzenie w kulminacyjnym momencie wynosiło 33 oczka! Wizards równo dzielą minuty na ośmiu czy nawet dziewięciu ludzi, są dokładnie tam, gdzie chcą być w tabeli i co im zrobisz? 

Rockets 102 Heat 98

Trwa rekordowa, niechlubna seria dziesięciu porażek z rzędu podopiecznych Erika Spoelstry. Każdorazowo niemal są w grze, ale gdy nadchodzi czwarta kwarta ktoś jakby zaciągał im niewidzialny hamulec. Dziś było to samo, ze stanu 82:81 do 86:96! Po przeciwnych stronach barykady błyszczeli Fred VanVleet (37 punktów 9/11 zza łuku) oraz Andrew Wiggins, autor 30 punktów przy 10/13 z gry. 

Sygnał do odjazdu w czwartej części dał jednak kto inny, a mianowicie nasz człowiek Amen Thompson (18 punktów 9 zbiórek 5 asyst 7 przechwytów). Trzy bodaj trafienia z rzędu młodego pokazały, że Miami największy problem ma wciąż z szybkością i dynamiką graczy obwodowych rywala. Tyler Herro czy Duncan Robinson raz minięci, minięci pozostają na zawsze. Spoelstra chowa ich więc w drugiej linii, ale to z kolei rodzi totalny brak pomocy, a taki Amen minie i tak, nieistotne kogo naprzeciw postawisz. 

Zresztą odnoszę wrażenie, że chłopaki z South Beach czekają już tylko na zakończenie sezonu. Gdyby mogli, wypadliby pewnie poza dziesiątkę play-in. Gdyby runda zasadnicza kończyła się dziś, graliby o wejście jeden mecz Atlantą, a w przypadku zwycięstwa, z wygranym pary Orlando vs Chicago. W aktualnym stanie mentalnego rozkładu, raczej nie do zrobienia. Herro, Bam, Wiggins to nie są liderzy, z całym szacunkiem do tych jakże sympatycznych chłopaków. 

Brakuje szybkości, pazura, dynamiki i jednego gościa o mentalności tarana, za którym by poszli. Jimmy Butler wróć! Oh wait… 

Pelicans 93 Wolves 134

Co tu się rozpisywać. Co wnoszącego można napisać o zespole, który każdą kwartę dostał prawie dziesięcioma punktami albo dużo powyżej. Pels grali bez Ziona, Murphy’ego, Murraya, Jonesa i kogo tam jeszcze? Wilki ozdrowiałe, gryzą jak im rzucisz mięso. Siedmiu ludzi z dwucyfrową zdobyczą. W pierwszej piątce zabawowo Joe Ingles, którego niepełnosprawny umysłowo syn (mocne spektrum autyzmu) po raz pierwszy był obecny na meczu NBA. Super! 

Hornets 106 Thunder 141

To samo co wyżej. Charlotte bez żądła, wycofani LaMelo, Mark Williams, kontuzjowani Brandon Miller, Grant Williams. OKC jak odpalili motor, to się w pierwszej kwarcie mecz rozstrzygnął. Poziom automatyzmu Shai G. Alexandra (30 punktów 6 punktów 9 asyst 13/18 z gry w dwie kwarty) wybija poza skalę. SGA jest jak robot beznamiętnie wymijający ludzkie korpusy, a nagroda MVP dla niego to formalność. Nikola Jokic jest wielki, ale bilans Thunder (58-12) przy tak równym prowadzeniu się Shaia przez cały sezon, to wystarczające argumenty. 

Atmosfera? A jaka może być atmosfera gdy jesteś o dwie długości basenu lepszy niż reszta ligi. Już nie same ręczniki poszły w ruch, dziś reportera (Nicka Gallo) ubrali w całości w sprzęt klubowy:

Sixers 120 Spurs 128

Quentin Grimes znów leciał jak Alladyn na dywanie (25 punktów 10 asyst) ale nie doleciał, bo go własny trener przytrzymał na ławce (tank job!) a San Antonio w czwartej kwarcie, niczym za dotknięciem czarodziejskiej pałki, osiągnęli 14/21 z gry (!!) i to już nawet śmieszne nie jest. Oczywiście gratuluję młodemu rookie Stefanowi Zamkowi (Stephon Castle) oraz niewiele starszemu Dżeramiemu Sochanowi (23 punkty 9 zbiórek 11/17 z gry) który znów występuje w pierwszej piątce niosąc radość polskim fanom i nie tylko. Końcówka to męskie wejście pod kosz na kontakcie oraz kontratak wykończony lobem z góry. Brawo! 

Pistons 117 Mavericks 123

Dallas zaimponowali, nie zamierzają składać żagli, papierami rzucać, oni się wciąż biją (z Phoenix) o dziesiątkę. Liczą, że na najważniejsze mecze przybędzie Anthony Davis, ale nawet bez niego, zadziorna i nieprzewidywalna to grupa. Detroit zakończyli tym samym szalone tournee objazdowe, w którym przyszło im lecieć z Luizjany na Florydę, a następnie do Teksasu. Kto te grafiki układa? Ja nie wiedziałbym jak się nazywam, zresztą patrząc na to w nocy i tak czasem nie wiem. 

Wracając, kolejny z naszych ludzi PJ Washington (27 punktów 5/8 zza łuku) ciągnął wynik razem z weteranem Spencerem Dinwiddie (31 punktów 7 asyst 9/12 z gry). Pistons jest duże w środku, ale pick and rolla kryją kiepsko. Trochę jak New York Knicks się robią, dobrym porównaniem są na pewno Cade i Brunson. 

Inna rzecz to gwizdki, im bardziej Pistons drą ryja o faule, tym mniej faktycznych gwizdków dostają. Cunningham pierwszy raz na linii rzutów wolnych stanął w czwartej kwarcie, co zważywszy jego siłowy czasem styl jest trudno pojąć. Widzieliście ostatnio jak się trener JB Bickerstaff pieklił, że nie zamierza pokornie znosić gdy sędziowie okazują brak szacunku jego zespołowi? No i teraz podwójnie cięgi zbiera.  Dysproporcja wolnych w tym meczu wyniosła 36-19 na rzecz gospodarzy. 

To się robi problem wiecie o tyle, że lubimy tegorocznych Pistons za ich pazura właśnie, a liga chce im ów pazur obciąć albo może powinienem napisać raczej uj%bać razem z palcem! Cade swój przydział punktowy oczywiście nawrzucał (35/7/6) ale zaledwie sześć punktów z kontrataku świadczy o tym, że musieli się z łapami cofnąć o krok. Mavs korzystali, Dinwiddiemu w to graj, od zawsze potrafił wymuszać faule (11/13 FT). 

Celtics 121 Jazz 99

Kolejne jednostronne widowisko okraszone dużą dozą Tingusa Pingusa (27/10/6) oraz Jaysona Tatuma (26/6/6) ci dwaj generowali przewagi, reszta miała tylko nie zostawać w tyle. Patrzcie na #0 jaki manewr, Ronaldinho się chowa, hehe. 

Cavaliers 112 Suns 123

Phoenix nie zamierza spaść na jedenaste miejsce, jadą ex aequo z Mavericks! Kevin Durant mocny (42 punkty 8 asyst) bo mu matchup z Cleveland leży niewiarygodnie. Zostawiany w pojedynczym kryciu, na półdystansie, jako spot up i tyłem do kosza. Cavs odbierają światu, rywalowi pick and rolla, reszta jest stratą wkalkulowaną w koszty. 

Czy powinniśmy się martwić spadkiem notowań? Donovan Mitchell (2/18 z gry!) pudłuje okropnie przez ostatnie dwa tygodnie z okładem, poziom intensywności zelżał bardzo, a PHX walczą o życie. Nie zamierzam wyciągać zbyt daleko idących wniosków wobec ekipy zaliczającej bilans 56-14. Przyjdą ważne mecze, będziemy oceniać. 

Nuggets 109 Blazers 128

Nikola Jokić nadal wyautowany. Portland się zaś nie cimcirimci w tańcu ostatnimi czasy. System znów zhakował, szyfry złamał Deni Avdija: 36 punktów 8 zbiórek 7 asyst. Pisałem ostatnio, gdy jemu idzie Blazers się biją, nic tylko podczepiać wagon i jechać. Scott Henderson jak na złość do tego, co ostatnio napisałem na jego temat: 3/5 zza łuku. Utrzymuję nadal, że to nie jest shooter i nic z tego. Denver zbite żywiołowością, witalnością, ograni na deskach, oddali o dziesięć rzutów z gry mniej, 21 strat, 42:64 w polu trzech sekund! 

Ponadto, Jamal Murray bez Jokera to… nie chcę być złośliwy… to nie jest ten sam zawodnik (10 punktów 5/10 z gry -16 wskaźnika plus/minus). 

Grizzlies 108 Clippers 128

LAC budzi się z letargu tuż przed końcem rundy zasadniczej i bardzo się cieszę, jestem fanem tegorocznej edycji zespołu. W roli tytułowej znów Broda Harden (30 punktów 9 asyst) obok niego dwóch ludzi z double-double (Kawhi i Zubac) oraz funfel Bogi zaliczający bodaj 4/5 zza łuku. Może nie są najmłodsi, ale grać w kosza potrafią i naprawdę są fajnie podzieleni na role. Trzeba Wam było widzieć trzecią kwartę (36:16) gdzie wszystko się rozstrzygało: 13/20 z gry LAC, 14-6 na tablicach i dominujący strzelecko James H. Popatrzcie jaki luz:

To wszystko na dziś, dziękuję za odwiedziny i dobrego weekendu życzę wszystkim: odpoczynku albo szalonej sobotniej nocy! B