ŻAK TERAZ #48 – Dionizos versus Zmartwychwstanie

Za nami Międzynarodowy Dzień Teatru. A ja nie od dziś odradzam korzystanie z oferty polskojęzycznych scen „okupowanych” przez liberalno-satanistyczną międzynarodówkę. Wspieranie artystycznej marksistowskiej jaczejki, nawet tylko obecnością, jest działaniem, które na pewno nie służy polskiemu interesowi narodowemu i każdemu z nas z osobna. Moglibyśmy tutaj edukacyjnie przywołać wykładnię patriotyzmu z czasów okupacji niemieckiej w naszym […] Artykuł ŻAK TERAZ #48 – Dionizos versus Zmartwychwstanie pochodzi z serwisu PCH24.pl.

Kwi 4, 2025 - 06:50
 0
ŻAK TERAZ #48 – Dionizos versus Zmartwychwstanie

Za nami Międzynarodowy Dzień Teatru. A ja nie od dziś odradzam korzystanie z oferty polskojęzycznych scen „okupowanych” przez liberalno-satanistyczną międzynarodówkę. Wspieranie artystycznej marksistowskiej jaczejki, nawet tylko obecnością, jest działaniem, które na pewno nie służy polskiemu interesowi narodowemu i każdemu z nas z osobna. Moglibyśmy tutaj edukacyjnie przywołać wykładnię patriotyzmu z czasów okupacji niemieckiej w naszym kraju, że „tylko świnie siedzą w kinie”. Podobnie, już dawno za niezasadne uznałem opisywanie tej obrzydliwej kałuży, jej kolejnych projektów, premier czy nawet afer. Doktoryzowanie się ze zła nie przysparza dobra, po prostu. Niemniej, zdarza się nam kontakt z „ohydą spustoszenia”, co czasami woła choć o kilka zdań komentarza. I tak właśnie jest ze „świętem ludzi teatru”.

Jednym z „obowiązujących” punktów Dnia Teatru są tzw. orędzia. Międzynarodowy Instytut Teatralny (ITI), z siedzibą w Paryżu, każdego roku wybiera jakiegoś „wybitnego człowieka teatru”, który ma przygotować  swe przemyślenia jako przesłanie do artystów i w ogóle do świata. Od wielu lat na tej samej zasadzie przygotowywane są orędzia lokalne, także w Polsce, a ich autorów wybierają oddziały ITI. To, co „z obfitości serca” czy może „rozumu” wystukują na klawiaturach wybrane wybitności, jest na tyle komplementarnym wycinkiem pobranym wprost ze zrakowaciałego organizmu, że należy się temu przyjrzeć w interesie zdrowia publicznego. Oczywiście z zachowaniem ostrożności…   

Ci, co wybierają dalecy są od deklarowanego przez siebie „multikulturalizmu”. ITI to tylko kolejna ekspozytura systemu promującego jedyny możliwy w mainstreamie światopogląd. Ci, co są wybierani, to z reguły aktywiści tego systemu albo tzw. pożyteczni idioci, szczególnie, gdy mogą być przydatni „na plakat”; no i jeszcze neofici „nawróceni” za pomocą kierunkowych dotacji, apanaży czy oklasków im podobnego towarzystwa. Tegoroczne „światowe” orędzie zamówiono u Theodorosa Terzopoulosa, greckiego reżysera i dramaturga, założyciela „Teatru Attis” (1985), reprezentującego nurt tzw. postgrotowszczyzny. Jego teatralne „wyznanie wiary” to obrzędy bachanaliów i oczywisty w tym kontekście kult Dionizosa (pogańskiego bożka, który był najważniejszą postacią obrazoburczego spektaklu otwierającego ubiegłoroczne igrzyska w Paryżu). Polski ITI reprezentowała Irena Jun, aktorka związana z warszawskim Teatrem Studio i znana od sześciu dekad m.in. ze spektakli jej „Jednoosobowego Teatr Poezji”; skądinąd osoba o wyjątkowym warsztacie artystycznym. Takimi były jej kreacje w „Sonacie księżycowej” w reż. Józefa Szajny (1967), role w przedstawieniach Antoniego Libery inscenizującego dramaty Samuela Becketa (lata 80-te XX wieku) i monodram wg. dramatu Tadeusza Różewicza „Stara kobieta wysiaduje” w reż. Marka Chojnackiego (1988), który pani Jun stara się prezentować w kolejnych odsłonach do dzisiaj.

„Światowe” (pan T.), jak i „polskie” (pani J.) orędzia są do siebie podobne, gdy chodzi o wyżej wspomniane obowiązujące narracje. Oba charakteryzują się też hipokryzją, kreując  swój przekaz na opozycyjny wobec „tego świata”, gdy jednocześnie są emanacją środowisk, które „ten świat” współtworzą.  Pani J., pisze o tym ich teatrze: „Wierzę, że jesteśmy w nim widziani, słuchani i rozumiani”. Natomiast pan T. zapytuje z emfazą: „Czy reflektory teatralne mogą rzucić światło na społeczną traumę, zamiast zwodniczo oświetlać same siebie?

Ważna jest właśnie owa trauma, a konkretnie, jak traumę definiują reżimowe sceny. Pan T. jest tutaj mocno rozkrzyczany i pyta: „Czy teatr jest zaniepokojony niszczeniem środowiska, globalnym ociepleniem, poważną utratą różnorodności biologicznej, zanieczyszczeniem oceanów, topnieniem lodowców, wzrostem pożarów lasów i ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi? Czy teatr może stać się aktywną częścią ekosystemu?” I uzupełnia to niby retorycznym pytaniem: „Czy teatr troszczy się o kondycję człowieka, jaka kształtowana jest w XXI wieku, w którym jednostką manipulują interesy polityczne i ekonomiczne, sieci informacyjne i opiniotwórcze korporacje?” Z tego wniosek, że ten, jakby nie było zaawansowany w latach człowiek, nie rozumie o co pyta albo jest cyniczny i wie o co pytać, aby ładnie wyglądało.

Pani J. nie jest tak rozgadana, a jej postrzeganie rzeczywistości wygląda po prostu na naiwność połączoną z pięknoduchostwem: „Teraz, kiedy waży się nasze bezpieczeństwo, musimy odważnie przeciwstawiać się agresji, brutalności i głupocie. Bądźmy solidarni ze wspólnotą artystów – obywateli świata”. No cóż, dobrze byłoby wiedzieć o jakim tu mowa „bezpieczeństwie”, o jakiej „agresji” i „brutalności”, no i kto, według aktorki reprezentuje „głupotę”. Sztuka oparta o ogólniki czy wręcz aksjomaty, jest co najwyżej infantylna, a co najmniej propagandowa.

Mamy też wyeksponowaną „modrość etapu” w postaci „wszechobecnego poczucia lęku przed Innym, odmiennym, Obcym” (pan T.) oraz „dumy z teatru w Polsce, w którym znaleźli miejsce artyści z Ukrainy i Białorusi” (pani J.) Tak w ogóle to Pani J. wierzy w przyszłość, w którą „Teatr idzie z Tobą i ze mną przez czas” i to dla niej „brzmi dumnie”. Pan T. tej drogi nie wyobraża sobie bez „ekstatycznego boga teatru i mitu, boga, który łączy przeszłość, teraźniejszość i przyszłość (…), wyraziciela płynnych tożsamości, kobiecej i męskiej, gwałtownej i łagodnej, boskiej i zwierzęcej”, czyli bez Dionizosa.

Dwójka starych ludzi teatru oczekuje teatralnego ciągu dalszego, który by im odpowiadał. Chcieliby widzieć idącą dalej „młodość” (pani J.) oraz „nowe sposoby narracji”, które „kształtowałyby nową etyczną i polityczną odpowiedzialność” (pan T.) Oboje, mimo swego wieku, niewiele się nauczyli z przeszłości, a już na pewno nie rozumieją teraźniejszości, która – parafrazując Terzopoulosa – chce uwolnić się z rozmaitych form dyktatury współczesnego bolszewizmu. Można by też – choć z wątpliwą nadzieją, że to do nich dotrze – zacytować śladem Ireny Jun ten fragment z „Promethidiona” Cypriana Kamila Norwida, który mówi o „pięknie” i „pracy”, które są po to, aby „się zmartwychwstało”.

Tomasz A. Żak

 

 

Artykuł ŻAK TERAZ #48 – Dionizos versus Zmartwychwstanie pochodzi z serwisu PCH24.pl.