NBA playoffs: Knicks odrabiają 20 punktów straty | Nikola Jokic jest prawdziwym MVP
Się porobiło, co? Nie przedłużam, tylko od razu przechodzę do rzeczy, bo NBA playoffs nigdy nie były bardziej zaskakujące. Patronami dzisiejszego odcinka są Zapadka 303, Riven oraz Przemek Stępski, ja nazywam się Bartek Gajewski, maksymalna moc, jaką może wygenerować koń to około 24 koni mechanicznych, a to są GWBA, czyli gwiazdy basketu. Zapraszam do lektury. Nuggets […]

Się porobiło, co? Nie przedłużam, tylko od razu przechodzę do rzeczy, bo NBA playoffs nigdy nie były bardziej zaskakujące. Patronami dzisiejszego odcinka są Zapadka 303, Riven oraz Przemek Stępski, ja nazywam się Bartek Gajewski, maksymalna moc, jaką może wygenerować koń to około 24 koni mechanicznych, a to są GWBA, czyli gwiazdy basketu. Zapraszam do lektury.
Nuggets 121 Thunder 119 [1-0]
Konie… wielkim miłośnikiem koni jest Nikola Jokic, który lubi je tak bardzo, być może dlatego, że sam jest koniem. Dużym, silnym, godnym zaufania koniem, którego siła pociągowa wywleka Denver Nuggets z dowolnego bagna. Jego zaangażowanie przy tym to rzecz piękna. Bierze na siebie działkę motywacyjną, szkoleniową, niweluje stres, ściąga odpowiedzialność i napięcia. Bierze kamień na plecy i mówi: chodźcie za mną!
Obrazek Wam naszkicuję, kontekst sytuacyjny, bo czasem się dużo i szybko dzieje, można nie ogarnąć. Frajersko przegrane spotkanie po stronie OKC. Panie trenerze, taktyczne rozwiązania są do przemyślenia:
- Thunder prowadzą trzema punktami, na budziku zostało 11 sekund
- nie ma opcji na przegraną
- wznawiający grę spod kosza Nuggets mogą ewentualnie zremisować
- nie mają już dostępnych przerw na żądanie
- ba, Nikola Jokic został zmieniony ze względów defensywnych
- aby mógł z powrotem wejść na parkiet musieliby grę przerwać stratą albo faulem
- Thunder to statystycznie rzecz biorąc najlepsza obrona NBA
- banda absolutnych gryzipiórów
Co robi trener Mark Daigneault? Każe swoim faulować, grę przerywać. I to nie po upływie paru sekund, zanim Denver opuści własną połowę albo chociaż podejmie ku temu próbę, wysiłek. Faulują od razu, aby Denver mogli dwa wolne wkleić, czasu cennego nie stracić i wpuścić Jokera z powrotem na boisko. WTF?
To się nie kalkuluje w żadną możliwą stronę, o co tutaj chodzi? Aaron Gordon trafia dwa wolne. Gra jest oczywiście ponownie przez Denver przerwana i w odpowiedzi Chet Homgren… nie trafia żadnej z dwóch prób. Nuggets mają cholerne 9 sekund na ostatnią akcję, przechodzą z obrony do ataku, panika w szeregach OKC, piłkę dostaje niepilnowany Gordon, leci trója i jest po zawodach.
Thunder na własne życzenie przegrywają mecz, który mieli pod kontrolą od pierwszej kwarty, prowadzili piętnastoma bodaj i cały czas jechali z przodu, z zapasem mocy, robili swoje, jak zwykle. Kolejne spostrzeżenia, jakie można poczynić są następujące:
- Jalen Williams wciąż wygląda jak przemoczony papieros w meczach o stawkę z groźnym rywalem
- Chet Holmgren za miękki fizycznie, ponownie nie udźwignął presji (Gordon robi z niego parówki)
A zatem najbliższe, najbardziej utalentowane otoczenie PODWAJANEGO Shai Gilgeousa-Alexandra nie dało rady (10/31 z gry obu panów). Najpewniejszymi kompanami SGA byli w tym meczu absolutnie gracze zadaniowi Alex Caruso oraz Luguentz Dort, twarde, gruboskórne łobuzy zaprawione w bojach.
Idąc dalej tym tropem, jeżeli blokada psychiczna nie puści J-Duba, jeśli Holmgren zamierza przystawać na 11 prób rzutowych, to faworytem od teraz i do końca serii muszą być Nuggets. Zespół, który wygrał 72 z 86 rozegranych meczów w tym sezonie (mowa o Thunder) a zarazem najbardziej zawzięty defensywnie twór tejże ligi:
- nie potrafi zebrać piłki (Denver wygrało tablice 63-43!!!)
- pozwala sobie wkleić ponad 120 punktów
- Nuggets to numer jeden NBA w punktach z kontry, na co Thunder grają pięciosekundowe akcje!!!
- chcieli rywali zmęczyć, ale sami siebie wykończyli
Trzeba uczciwie dodać, że Denver pomogli nieco arbitrzy, bo gdy zaczęła się szarża, pięć czy sześć akcji z rzędu gwizdane było przewinienie Thunder (z tego połowa dyskusyjna) a obrona musiała się cofnąć i straciła na intensywności. W relacji do fizyczności, jakiej niekiedy poddawany był SGA przez m.in. Cristiana Brauna, trochę to niekonsekwentne, ale to wyłącznie element gry, przeszkoda, wokół której trzeba umieć pływać.
- Nikola Jokic, nie wiem czy umie pływać, domyślam się, że tak: 42 punkty 22 zbiórki 6 asyst 2 bloki 15/29 z gry
- mało tego, Joker 18 punktów zdobył w czwartej części, w czwartej kwarcie!
- a ta tu trója to już w ogóle zimna rzecz:
- Cristian Braun 11 punktów 13 zbiórek (!) plus tytaniczna praca wokół i na SGA w obronie
- Aaron Gordon 22 punkty 14 zbiórek 3/6 zza łuku plus game-winner
- Jamal Murray 21 punktów 6 zbiórek 6 asyst
- Russell Westbrook 18 punktów 7/13 z gry i owacje na stojąco z trybun w Oklahomie
OKC pamięta swą gwiazdę. Był jaki był, czy może raczej: jest jaki jest, ale Russ zawsze dawał z siebie 100% i to się szanuje nawet po latach, nawet w obozie przeciwnym. Zobaczcie, jaki ogień, poziom decybeli przekracza zdrowe normy, zaraz im inspektorat BHP salę zamknie, mecze odwoła!
Denver właśnie otworzyło oczy światu. Jak to leciało? Don’t ever underestimate the heart of a (former) champion!
Knicks 108 Celtics 105 [1-0]
Powiedzmy sobie uczciwie, Celtics przez cały sezon „ośmieszali” Nowojorczyków. Od pierwszego meczu sezonu, kolejki otwarcia, gdzie po I kwarcie wygrywali dwudziestoma, po jeden z ostatnich meczów rundy zasadniczej, gdzie bez wyraźnego ciśnienia odrobili kilkanaście oczek straty by wygrać po dogrywce.
Domyślam się, że Knicks nie zapracowali na należny szacunek w oczach bostońskich, tak na trybunach jak i na parkiecie. Nie widziałem wielkiej mobilizacji czy sportowej złości. W porównaniu do Orlando, obrona Knicks pełna jest dziur, elementów do łatwego wykorzystania, wyeksploatowania. To miał być spacerek.
Zwłaszcza, że Jayson Tatum trafiał od wejścia, a panowie Karl Anthony Towns i Jalen Brunson w pierwszej połowie bujali się z trzema przewinieniami. KAT’a zdjęto, bo ryzyko zbyt wielkie z jego cielskiem, Brunson grał pomimo ryzyka, z czego zresztą umiejętnie korzystali zieloni.
35:20 w drugiej kwarcie, prowadzenie dwudziestopunktowe mistrzów i ziewający Bartek z Polski. Nie jestem fanem basketu, który serwują obie strony, ale przemyślenia tego typu zostawiam dla siebie. Obiektywnie patrząc, dopóki nie wkradło się lekceważenie, Boston był zespołem o klasę lepszym. Do tego stopnia lepszym, że nikt nawet nie zauważył nieobecności Kristapsa Porzingisa (zero punktów, trzynaście minut na placu, rzekomo znów chory).
Idąc jednak dalej, Łotysza zabrakło zdecydowanie! Jego umiejętności przeniesienia piłki w środek, zagrania tyłem do kosza, rozrzucenia piłki nie tylko na łuk, ale i wzdłuż linii końcowej.
Co takiego, poza ogólnym poziomem energii zmieniło się w drugiej połowie? Tom Thibodeau udręczony i zirytowany wszechobecnością Bostonu w polu trzech sekund (Boston po samej tylko pierwszej kwarcie miał na koncie 20 zbiórek i 10 punktów z ponowienia akcji) kazał swoim rozbić obóz w środku, chodzić pod zasłonami, ramionami się zasłaniać, odpychać co się da, jak najdalej. Boston z pocałowaniem rąsi przystał na takie warunki i…
Trzecia kwarta: mistrzowie oddali dwadzieścia rzutów do kosza, z tego dziewiętnaście stanowiły rzuty trzypunktowe (95%) rzutów wolnych nie było. To jest mili Państwo anomalia na skalę światową, w całej historii NBA playoffs, a śledzę tę ligę maniakalnie od 1993 roku, czegoś takiego nie było. Pomyślałbyś, że to jaki sabotaż. Ile można siekać trójek z odejścia i innych prób przez ręce, co? No sami powiedzcie…
Czwarta kwarta: taka sama lipa podlana sokiem z frustracji, dziwnie pojętej upartości i coraz większej niemocy. Dwadzieścia jeden rzutów do kosza, z czego piętnaście zza łuku. Łączna skuteczność 4/21 z gry!
Knicks na dystansie dwóch kwart odrobili wszelkie straty, doprowadzili do dogrywki, w której wygrali. Tam już była walka o obręcz, ale fizyczność Knicks dała znać o sobie. Swój bohaterski taniec tańczył Mikal Bridges, autor 2 przechwytów, 1 bloku i trójki w dogrywce. Ofensywnie powrót NYK zawdzięczają postaci OG Anunoby (29 punktów 6/11 zza łuku) oraz niezmordowanego Jalena Brunsona (29 punktów 5/9 zza łuku). Ich ofensywa dała ekipie nowojorskiej życie.
Z drugiej strony. Boston zaliczył jedną z najzimniejszych nocy w historii linii rzutów za trzy punkty (15/60) czyli 45 prób przestrzelonych, przegrał zaledwie trzema oczkami. Tam wciąż drzemie wielka noc, którą należałoby uwolnić.
Dlaczego przestali szukać w ataku Brunsona, dlaczego Tatum (leniuch jeden) nie grał pod kosz gdy jego zasłony przejmował wysoki, dajmy na to Mitchell Robinson? Od paru gier powtarzam, „leniwym” nazywam Jaysona, pamiętacie. Jego mowa ciała mi się nie podoba od zawsze. Linijka statystyczna: 23 punkty 16 zbiórek i 6 asyst budzi respekt, ale mentalnie to nie jest Larry Bird, to nie jest psychol, jakim byli Kobe czy Michael.
Nie wiem, nie chcę przyrównywać, obrażać jednego z największych obecnie talentów NBA, ale niech on się wreszcie przebudzi. Może właśnie z powodu braku „killer instinct” zdarzało mu się grzać ławę w ramach Team USA, co? Może nie tylko ja i Ty widzimy to jego dziwaczne, energooszczędne podejście? Gra przychodzi mu zbyt łatwo. Gra się łatwo dopóki przeciwnik pozwala, więc zobaczmy co nam dalej zaserwuje on i koledzy.
Nie mogę oglądać layupów, które oddawane są na łuk, z powodu czego… z obawy przed ewentualnym wejściem w kontakt?
Knicks drugą połowę otworzyli kilkoma szczęśliwymi, nadprogramowymi trafieniami, mieli furę szczęścia tu i tam, ale Boston sam im to umożliwił! Przypomnieli mi się Houston Rockets, którzy prowadzili piętnastoma w siódmym meczu finałów konferencji mając naprzeciw wielkich Golden State Warriors z Durantem na pokładzie. Pamiętacie? Rockets spudłowali wtedy 27 trójek z rzędu (!!) z plus piętnastu zrobiło się minus dziesięć, a reszta jest historią. James Harden i Chris Paul mieli pierścień mistrzowski na wyciągnięcie małego palca, ale nie było im pisane. Warriors w finale 4-0 zbili Cavs i było po herbacie.
Może inaczej, dostaliśmy powrót do starych przyzwyczajeń, do tego mięknącego Bostonu sprzed ery Holidaya i Porzingisa. Tutaj są odporni psychicznie ludzie, ale Jrue (16 punktów 6 zbiórek) i Al Horford (7 punktów 7 zbiórek) to naprawdę są już wiekowe egzemplarze, które meczu nie pociągną, mogą co najwyżej stworzyć ku zwycięstwu odpowiednie warunki czy też pewien zwycięski akcent przyłożyć, bitą śmietanę, wisienkę na torcie.
Other NBA news
76-letni Gregg Popovich po raz pierwszy od sześciu miesięcy pojawił się publicznie. W asyście byłych podopiecznych Tima Duncana i Manu Ginobili oznajmił, że definitywnie kończy z trenerką. Nie da rady dłużej. Udar, który przeszedł pół roku temu pozbawił go wielu funkcji motorycznych. Porusza się niedołężnie, mówi wolno, wymaga asysty przy pokonywaniu schodów, wstawaniu itd. Na szczęście percepcja, intelekt, poczucie humoru pozostało. Posłuchajcie.
Już nie jestem trenerem, jestem „El Jefe”
Manu i Timmy pozostają ze mną, nadzorują moją rehabilitację. Są ze mną, twierdzą że mnie kochają, chcą mnie złapać gdybym miał upaść i tym podobne rzeczy. Ja to nazywam zemstą. Dają terapeutom wciąż nowe pomysły na ćwiczenia, którym ci mnie poddają. I kogo wy chcecie oszukać, co? Zwłaszcza ty Timmy!
Popovich pozostaje więc w roli szefa kadr San Antonio. Jego umiejętność ewaluacji potencjału ludzkiego, charakterów i kompetencji mentalnych, pozostają nieocenione. Jak dobry jest w tej roli niech zaświadczą ludzie stojący obok niego po ponad ćwierćwieczu! Oby jak najdłużej Pop! I love it! Dobrego dnia! B