NBA playoffs: Jamal Murray super star | Bucks przegrywają na życzenie | Boston idzie dalej
No hej. Bucks 118 Pacers 119 [OT] [1-4] Przegrana na własne życzenie, z którą trudno się pogodzić jeśli jest się kibicem Milwaukee Bucks. Zobaczcie jakie emocje targały na zakończenie Greek Freakiem: Obejrzeliśmy kolejne roszady w wyjściowym / końcowym składzie Bucks: piątkę złożoną z dwóch wysokich, dwóch rasowych strzelców i atletycznego playmakera. Mówiąc ściślej: Kevin Porter […]

No hej.
Bucks 118 Pacers 119 [OT] [1-4]
Przegrana na własne życzenie, z którą trudno się pogodzić jeśli jest się kibicem Milwaukee Bucks. Zobaczcie jakie emocje targały na zakończenie Greek Freakiem:
Obejrzeliśmy kolejne roszady w wyjściowym / końcowym składzie Bucks: piątkę złożoną z dwóch wysokich, dwóch rasowych strzelców i atletycznego playmakera. Mówiąc ściślej: Kevin Porter Jr zastępujący kontuzjowanego Lillarda, snajperzy AJ Green oraz Gary Trent Jr, Bobby Portis w miejsce ogrywanego bezlitośnie Lopeza no i oczywiście Giannis Antetokounmpo. No i cóż, zaimponować mógł „zryw” polegający m.in. na dorównaniu Pacers energią.
Ogromny wysiłek ciągnącego wózek Giannisa, switching defense przeplatany obroną strefową dla zmylenia gospodarzy, trzymający wynik na początku AJ, odpalony pod koniec GTJ, można powiedzieć, że ten mecz się Bucks po prostu należał.
118:111 (!!) prowadzili na czterdzieści sekund do końca doliczonego czasu gry, a potem było tak:
- spudłowany rzut wolny Greena -> trójka Nembharda
- złe podanie GTJ -> layup Haliburtona z faulem
- strata GTJ, któremu piłka przeleciała między rękami -> game winner Haliburtona
33 punkty 8 trójek 5 przechwytów i coś takiego na koniec… Gary Trent Junior przeszedł od ekstazy do psychicznej zapaści w sekundę.
Takie rzeczy potrafią boleć mocniej niż się komukolwiek zdaje, zwłaszcza jeśli sam nie uprawia(ł) wyczynowego sportu. Jesteś dumny, szczęśliwy, w środku aż się gotuje by wyrzucić ręce w górę i dać upust emocjom. I nagle strzał, wszystko co było pozytywne przemienia się w dramat, kryzys, w jednej sekundzie zalewa cię żółć, gorycz porażki. Trudno utrzymać emocje na wodzy dlatego kompletnie nie dziwię się Giannisowi, który w tym meczu dosłownie stawał na rzęsach: 30 punktów 20 zbiórek 13 asyst.
Trzeba Wam wiedzieć, że była też spinka z ojcem Haliburtona, który wedle relacji Giannisa podszedł do niego i przeklinał. Stary się podniecił po game-winnerze syna, trudno się dziwić, ale co by było gdyby nerwy puściły i by go Freak trzasnął? Ugh. To naprawdę działo się szybko…
Co jeszcze, z całą pewnością Kevin Porter Junior w paru momentach nie dźwignął psychicznie presji meczu. Otwarty rzut z czwartego metra w końcówce IV kwarty był tego najlepszym przykładem. Portis w dogrywce już oddychał rękawami, zmuszony latać na łuk, zasłony przejmować, nie miał już pary by cokolwiek grać w ataku. Pacers grali szerszą rotacją i do końca wyglądali na świeższych. No cóż… jak to mówią: szczęście sprzyja lepszym.
Aktualnie przyszłość klubu z Wisconsin maluje się w ciemnych barwach, jak myślicie: jak długo jeszcze w Milwaukee zabawi Giannis? Prędzej czy później spodziewam się reakcji podobnej do Jimmy’ego Butlera, któremu przez parę sezonów nie zapewniono wsparcia, więc się wypiął i teraz walczy o tytuł po drugiej stronie mapy NBA.
Haliburton (26 punktów 6 zbiórek 9 asyst 3 przechwyty 3 bloki) chłód tego chłopaka pod presją to jest coś magicznego, mówiłem Wam: walor podobny do Magica Johnsona, żaden dominujący strzelec, ale entuzjazm, swego rodzaju charyzma połączona z umiejętnością widzenia parkietu / podania sprawiają, że aż chce się za nim iść. A kiedy trzeba, jak widzicie: weźmie rzecz na siebie.
Pistons 106 Knicks 103 [2-3]
Detroit demonstruje, że awans do drugiej rundy naprawdę był (jest) w ich zasięgu. Mimo szalonej wręcz dysproporcji talentu, atak pozycyjny Knicks praktycznie nie istnieje, co jest po części zasługą obrony Pistons, a po części brakiem kompetencji trenera, niestety.
Tym razem goście bez rażących błędów w końcówce, ale i bez szału ofensywnie. Zwycięstwo minimalne mimo iż gwiazdy nowojorskie Brunson & Towns nie dojechały, łącznie 9/30 z gry. Panowie siedli energetycznie no i cóż, każdemu się zdarza. Szkoda, że tak mało widzą czasem. OG Anunoby gorący w pierwszej połowie, ale gospodarze chyba tego nie zauważyli, zapominali o nim gdy stał z rękoma w górze na obwodzie, dziwne. Tobias Harris (17 punktów 2 przechwyty 4 bloki) kolejny raz gigantyczna robota w obronie przeciwko Townsowi!
Emocje piękne, kibice uradowani, młody gwiazdor Cade Cunningham rozszerza swoje królestwo, zasięgi, strefę wpływów: 24 punkty 8 zbiorek 8 asyst choć skuteczność marna. Beasley i Hardaway Junior ledwie 3/14 zza łuku. Lepiej natomiast wykorzystują dynamikę Ausara Thompsona, do czego zresztą nawoływaliśmy, nie?
Koniec końców, nie smakuje mi co serwują w Nowym Jorku, męki ofensywne nieadekwatne do skali zebranego talentu. Detroit z kolei nie ma ofensywy zdolnej grać o cokolwiek więcej. Jeden bądź drugi zespół polegnie w drugiej rundzie.
Magic 89 Celtics 120 [4-1]
Cóż mogę powiedzieć o tej serii, co jeszcze nie zostało powiedziane? Wystarczył jeden moment przestoju, chwilowy brak sił i Boston z wyrównanego meczu zrobił 30 punktów przewagi. Jayson Tatum momentami wyglądał bardzo leniwie, wiedział doskonale, że Orlando nie jest w stanie im zagrozić i nie ma sensu się spieszyć. Brzmi to śmiesznie, że gościa z linijką 35 punktów 8 zbiórek 10 asyst, który trafił 10/16 rzutów z gry i 11/11 FT nazywam „leniwym”, ale gość 1/3 meczu chodził po parkiecie albo stał na prostych nogach.
No, tak wielka jest przewaga Bostonu. Orlando dało im fajną przeprawę, bo bronią naprawdę świetnie. Trzymali tempo, a potem… 5/8 zza łuku w trzeciej oraz absurdalne 8/10 zza łuku w czwartej kwarcie dla Celtics i było po wszystkim. Pozostało uścisnąć sobie dłoń i podziękować.
Orlando wymaga wsparcia kadrowego, to oczywiste. Banchero także musi nad sobą popracować, bo jest najsłabszym punktem defensywy. Nie powinien się też nigdy obracać plecami gdy ma przed sobą 20 kg lżejszego obrońcę, tylko jechać z nim jak Giannis. Kondycja i ball-handling do poprawy. Domyślam się, że mu kontuzja odebrała nieco zdrowia w trakcie sezonu, po której do końca nie odzyskał formy.
Franz Wagner, czy widzieliście jak on rzuca? Co oni z nim zrobili? Trochę mi to przypomina kazus Markelle Fultza, pamiętacie? Kontuzje mięśni brzucha, dziwna mechanika rzutu, co tam się za kulisami Magic dzieje, co? Życzę im najlepszego w off-season, super wdzięczna do kibicowania ekipa, która zasługuje na więcej niż I runda.
Clippers 115 Nuggets 131 [2-3]
Zaskakuje poziom ofensywy Denver, bo przecież LAC to czołowa obrona ligi w tym sezonie!
Jamal Murray dosłownie pozamiatał: 43 punkty 8/14 zza łuku. Wyglądał jak Kobe w okolicach 2006 roku, nie do zatrzymania. LAC naprawdę stawiali przed nim różne przeszkody i schematy defensywne, ale ten wciąż trafiał. Nie inaczej zostawiany samopas Russell Westbrook: 21 punktów 3/6 zza łuku. Denver zademonstrowali, że się strefy Clippers w najmniejszym stopniu nie boją.
Nowością był James Harden kryjący Jokera z dala od kosza. Nie wypaliło, bo nie dość, że zostali szybko rozczytani, to jeszcze Harden stracił energię do ataku. Nie do pomyślenia by lider zespołu, tak utalentowany zawodnik oddawał dziewięć rzutów w meczu o wszystko, jak jakiś „zadaniowiec”. Broda wyglądał dziś staro i niemrawie, a że struga wyluzowanego zawsze, wyglądało to jak najgorszego sortu nonszalancja.
Każde posiadanie to 10 sekund dryblowania w miejscu, tempo spowolnione. Clippers uwierzyli, że są lepsi w grze „chodzonej” i się niestety przejechali. Pytanie dlaczego grają tak wolno dysponując daleko szerszym składem? No właśnie…
Odkąd ekipa Denver wpadła w dołek 1-2 dokonali zmian. Wsadzili Christiana Brauna na biodro Hardenowi, a gdy Joker broni wysokiego pick and rolla, za jego plecami stoją strefą.
Clippers odpowiedziało:
- zmianą rotacji minut Zubaca (27 punktów 11/15 z gry) którzy wchodzi na plac pod nieobecność Jokera
- więcej gra Nico Batum, bo to elastyczny obrońca i ostatnio trójki sadził aż miło
- Bogdanovic otrzymał kilka akcji na siebie i się przebudził po słabym początku serii
- wprowadzono strefę nie mogąc sobie poradzić z pick and rollem Murray / Jokić
Niestety gwiazdy, w szczególności Harden, zawiedli dziś oczekiwania. „Harden sucks” – grzmiała Ball Arena pod koniec meczu. Oby odnalazł energię, bo bez tego będzie koniec sezonu. Kolejny mecz w Intuit Dome już jutro w nocy.
Dobrego dnia Wam życzę. B