
Notowania Rafała Trzaskowskiego ostatnio spadły. Do tego atakują go koalicjanci, ludzie wytykają błędy, wielu zastanawia się, co dalej. Zapytaliśmy trzech ekspertów o błędy Trzaskowskiego. Prof. Wawrzyniec Konarski, prof. Radosław Markowski oraz dr Sergiusz Trzeciak opowiadają nam, co ich zdaniem należałoby zmienić. Czego im brakuje w kampanii kandydata KO? I o kogo Trzaskowski powinien teraz najbardziej walczyć.
Prof. Wawrzyniec Konarski: Zmienić ludzi wokół siebie. Narzucać swoje argumenty
Politolog, rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula, uważa, że szansa, żeby się odbić jest zawsze. "Tylko trzeba umieć działać prewencyjnie. A nie czekać nie wiadomo na co".
Dlatego uważa, że błędem Rafała Trzaskowskiego jest to, że otacza się nieodpowiednimi ludźmi i absolutnie powinien to zmienić.
– I to jak najszybciej. Mam złą opinię o sztabie Rafała Trzaskowskiego. Uważam, że pod kątem doboru personalnego pracuje on źle. To ludzie, którzy sobie nie radzą. Oni są potencjalnie kompetentni. Jest wśród nich również paru moich studentów. Ale na ich działania patrzę niekiedy z pewnym zaskoczeniem. Wydawałoby się, że jako doświadczone wygi, powinni być w o wiele większym stopniu przygotowani na potencjalne zaskoczenia. To nie są ludzie, którzy mogą doprowadzić do zwycięstwa. Może być wręcz odwrotnie – mówi w rozmowie z naTemat prof. Wawrzyniec Konarski.
Jak zauważa, w tej kampanii w ogóle widać dziwną tendencję w przypadku obu głównych kandydatów – że i Trzaskowski, i Nawrocki, trzymają się raczej wyłącznie osób ze swoich obozów, w zasadzie izolując się od świata akademickiego.
– Każdy polityk, jeśli chce być interesujący, powinien pamiętać, że o wiele bardziej są mu potrzebni ci, którzy nie będą mu pochlebiać, niż ci, którzy są w jego otoczeniu i nawet wydają się dobrymi i sprawdzonymi znajomymi, kumplami, czy przyjaciółmi. To jest błąd Trzaskowskiego i Nawrockiego. Przy czym zawsze trudniej ma faworyt, bo jest atakowany ze wszystkich stron. I to faworyt odczuwa tu szczególna presję – mówi.
Czego mu brakuje? Co powinno się zmienić u Trzaskowskiego?
– Moja pierwsza rada jest taka. Wchodząc do kampanii trzeba mieć gotowy zestaw argumentów, a nawet gotowych odpowiedzi na spodziewane ataki. Właśnie dlatego, że mamy do czynienia z kimś, kto jest pewniakiem. Uważam, że w tej kwestii sztab Trzaskowskiego kompletnie nie odrobił lekcji. To są ludzie, którzy w dużym stopniu są mocno zakorzenieni w mainstreamie i są silnie przekonani, że argumentacja Trzaskowskiego będzie mogła poszerzyć jego elektorat, docierając do niezdecydowanych. A to jest złe założenie, gdyż powinno być połączeniem merytoryki i emocji – mówi.
Efekt?
Prof. Konarski punktuje też, że kandydat PO jest zbyt mało aktywny, a za bardzo reaktywny.
– Jak Nawrocki atakuje go w kwestii tężyzny fizycznej, to on też o tym mówi. To jest bez sensu. On powinien tworzyć własną narrację, która byłaby narzuceniem pewnych werbalizmów i działań wobec jego rywali – mówi.
Dlatego politolog proponuje:
Uważa też, że nie ma się co dziwić, że kontrkandydaci z innych partii koalicyjnych go atakują, bo w końcu mamy kampanię. Choć nowością w niej jest zachowanie Szymona Hołowni, na które sztab Trzaskowskiego nie był przygotowany.
– Przed tym, że Rafał Trzaskowski nie ma szans na uzyskanie poparcia całego obozu rządzącego osobiście przestrzegałem kilkakrotnie, jeszcze na przełomie sierpnia i września 2024 roku. Za darmo dając obozowi wskazówki, ale on takie rzeczy ignoruje. I dziś Trzaskowski musi stworzyć sobie warunki do wypicia piwa, które nawarzył mu jego własny obóz, a nie tylko jego kontrakandydaci – komentuje prof. Wawrzyniec Konarski.
Dalsza część artykułu poniżej:
Dr Sergiusz Trzeciak: Mobilizować elektorat. Walczyć o Polonię
Politolog, ekspert ds. marketingu politycznego i autor wielu książek zwraca uwagę na różnicę między wynikami sondaży a głosowaniem w wyborach.
– Często ludzie deklarują sympatię wobec określonego kandydata, w tym wypadku Rafała Trzaskowskiego, natomiast ostatecznie mogą nie zagłosować. Dlatego moim zdaniem w tej chwili będzie się liczyć nie tylko kwestia samych sondaży, ale realnego mobilizowania wyborców, żeby uczestniczyli zarówno w I, jak i II turze – podkreśla w rozmowie z naTemat dr Sergiusz Trzeciak.
Dlaczego to istotne?
– Gdy ktoś jest faworytem w wyborach to często następuje demobilizacja jego elektoratu na rzecz konkurencji. Wiele osób wychodzi z założenia, że Trzaskowski i tak wygra, w związku z tym nie muszą się fatygować, mając inny powód, np. dobra pogoda, grill, wyjazd na weekend. Dlatego w pierwszej kolejności zwróciłbym uwagę na to, że ta kampania powinna opierać się nie tylko na poszukiwaniu nowych grup elektoratu, bo na to w tej chwili jest stosunkowo późno, ale na maksymalnej mobilizacji. Na tym Rafałowi Trzaskowskiemu w tej chwili powinno zależeć szczególnie – uważa politolog.
Jak mówi, doświadczenie wyborów samorządowych nauczyło go, że faworyt często przegrywa w II turze właśnie przez demobilizację wyborców, którzy uważają, że i tak wygra. I to jest największe zagrożenie.
– Największym zagrożeniem jest triumfalizm, który przekształca się w arogancję. To zaś demobilizuje elektorat, bo po co mam głosować, skoro o Trzaskowskim mówi się, że jest murowanym kandydatem. To jest to, co zgubiło Komorowskiego. Pokora jest tu bardzo potrzebna – mówi ekspert.
Dlatego według niego Trzaskowski powinien teraz pokazywać wyborcom, że ich głos może wpłynąć na ostateczny wynik wyborów. Że wszystko może się zdarzyć i że nic nie jest przesądzone.
– Nawet jeśli sondaże pokazują, że faworytem w I turze będzie Trzaskowski, to wcale nie powinien tego pokazywać. On powinien mobilizować do tego, żeby ludzie oddali głos, który może przeważyć – podkreśla dr Trzeciak.
Politolog sugeruje, że powinien szukać wyborców wśród Polonii. Jego zdaniem jest to pięta achillesowa tej kampanii.
– Nie wiem, czy Rafał Trzaskowski coś takiego planuje, ale na jego miejscu poszukałbym wyborców w Londynie, czy w stolicach europejskich, gdzie jest liczna Polonia i gdzie poparcie dla KO było wysokie. A w USA nie w Chicago, tylko np. w Nowym Jorku. Chodzi o to, żeby pokazać Polonii, że też będzie reprezentował interesy Polaków za granicą. Wydaje mi się, że jest tu puste pole, niezagospodarowane. Zwróciłbym na to uwagę – mówi.
Uważa, że potrzebne jest też lepsze przygotowanie do debat: – Popracowałbym nad tym. Pierwsza nie wypadła najlepiej. Trzaskowski wyglądał na zmęczonego. Może powinien trochę odpocząć. Może nie powinien robić kampanii tego samego dnia, co jest debata, bo potem odbija się to na jego wystąpieniu.
Przy okazji zwraca również uwagę na jedną kwestię. Jak mówi, tego mu w ogóle brakuje i do tego namawia.
– Kampania wyborcza to duży wysiłek energii. W idealnym świecie kandydat na prezydenta powinien mieć dietetyka, psychologa, cały sztab ludzi, którzy z nim pracują, którzy dbają o to, żeby właściwie się odżywiał, żeby redukował napięcia, żeby miał dobrą kondycję psychiczną. Zwłaszcza w debatach widać, że kandydaci przegrywają nie ze względu na przygotowanie merytoryczne, tylko przygotowanie mentalne. Widać, że są zmęczeni, że można ich wyprowadzić z równowagi – mówi.
Dalsza część artykułu poniżej:
Dr Trzeciak uważa, że jego kampania cały czas powinna być skierowana na to, żeby młodzi poszli do wyborów. I, jak mówi: – Zamiast łowić w zupełnie nowych, nieznanych akwenach, skoncentrowałbym się na tym, żeby maksymalnie wykorzystać swoje zaplecze.
– Trzaskowski poszedł bardziej na prawo. Ale musi robić wszystko, żeby wyborcy lewicowych kandydatów nie byli zniechęceni. To jest grupa, która może przeważyć. I to jest ważne, gdyż elektorat lewicowy może nie zagłosuje na Nawrockiego, ale może pozostać w domu, jeżeli uzna, że Trzaskowski nie reprezentuje ich interesów – wskazuje ekspert.
Podkreśla też, że Trzaskowski nie powinien zrażać do siebie tych, którzy mogą na niego głosować w II turze. – Z drugiej strony jest elektorat centroprawicowy o umiarkowanych poglądach, który jest zrażony do PiS. Cała sztuka polega na tym, by nie zrażać do siebie elektoratu i nie robić kardynalnych błędów – mówi.
Prof. Radosław Markowski: To ostatni moment, żeby przestać się mizdrzyć do rzekomo centro-konserwatywnej większości
Profesor nauk społecznych z Uniwersytetu SWPS oraz PAN, zaznacza, że od pół roku mówi o tym, że kampania Rafała Trzaskowskiego błędnie ruszyła w kierunku centro-konserwatywnej części elektoratu.
– To był fundamentalny błąd, ponieważ można było tam zyskać bardzo niewielu wyborców, natomiast ewidentnie Rafał Trzaskowski zalienował sobie, na moje oko, co najmniej 2 mln wykształconych, mądrych, zaradnych, wielkomiejskich kobiet i młodzieży. I tu mleko się rozlało – komentuje w rozmowie z naTemat prof. Radosław Markowski.
Mówi, że gdy w PO odbywały się prawybory Trzaskowski-Sikorski, pytano go, który z nich jest lepszy. – Mówiłem wtedy, że obydwaj są dobrzy. Ale najgorsza rzecz, jaka może się stać, to taka, że gdyby progresywny, liberalny Rafał Trzaskowski został wybrany, a chwilę potem kazano by mu udawać konserwatystę – mówi ekspert.
I tak się stało: – Ludzie się żachnęli, gdy zobaczyli go z Martyniukiem. Jaki Martyniuk? Na litość boską, przecież to jest policzek w twarz estetycznych potrzeb części elektoratu. Jak można z kimś takim się pokazywać, gdy ma się taki elektorat?
Dalsza część artykułu poniżej:
Dlatego, według niego, głównym celem kampanii absolutnie powinna być teraz walka o bardziej progresywnych wyborców.
– Panuje błędne przekonanie, że społeczeństwo polskie jest konserwatywne. Ono jest progresywno-liberalno-lewicowe. Tych ludzi jest dużo więcej, ta grupa przez ostatnie dziesięciolecia była tylko demobilizowana politycznie. Chodzi więc o nowy, atrakcyjny przekaz. O zobowiązanie w sprawach, które przede wszystkim nurtują kobiety. To jest ten trop. Trzaskowski już stracił bardzo wielu ludzi. Nikogo ze swojego elektoratu nie zniechęci tym, że będzie bardziej progresywny – uważa prof Markowski.
Wskazuje, że jeszcze około półtora miesiąca temu poparcie dla kandydatów Lewicy było na poziomie 2 proc., a dziś wynosi ok. 5,5 proc. Tak samo z Szymonem Hołownią – poparcie wynosiło 3-4 proc., a dziś to ok. 8-9 proc. Być może – jak uważa – to efekt zaktywizowania się wyborców, którzy przekonali się do innych kandydatów, co nie musi wcale oznaczać, że Trzaskowski coś stracił. Ale mogli też od niego odpłynąć.
– Gdybym był w sztabie wyborczym Trzaskowskiego, to uznałbym, że sytuacja z punktu widzenia II tury nie jest zła. Ale to jest ostatni moment, żeby przestać się mizdrzyć do rzekomo centro-konserwatywnej większości, której nie ma. I wrócić do tego, żeby przekonywać tych, którzy są już częściowo obrażeni. Zwłaszcza wśród Lewicy i tych, którzy pójdą zagłosować na Hołownię. Liczę na to, że Szymon Hołownia i Magdalena Biejat namówią swoich wyborców, żeby głosowali na Rafała Trzaskowskiego w II turze – komentuje.
Co jeszcze radziłby kandydatowi PO?
– Wyrzucić cały sztab wyborczy – reaguje prof. Markowski.
Punktuje debatę w Końskich i nawiązuje do Węgier, gdzie był w 2010 roku. Węgrzy szykowali się wtedy do wyborów, które przyniosły pełnię władzy Viktorowi Orbanowi. Lider Fideszu przodował w sondażach.
– Jak miał 60 proc. poparcia wydał takie zalecenie: "Nic nie mówić. Nie pokazywać się. Czekamy na wybory i wygrywamy". Rafał Trzaskowski nie miał aż takiej przewagi, żeby nic nie robić. Ale to był kompletny błąd, żeby wdać się w jakąś bijatykę, której w dodatku nie kontrolował. Jak to również możliwe, żeby nie uzgodnić wcześniej, że kandydaci nie podchodzą do siebie nawzajem? Sztab powinien ponieść za to odpowiedzialność – mówi.
Trzaskowski, jak uważa, źle zareagował w kwestii flagi, którą mu postawił Nawrocki, ale wskazuje też na inną kwestię, za którą odpowiada sztab.
– Mamy jakiś atawizm, który nam podpowiada, że wyższy zazwyczaj jest lepszym kandydatem na prezydenta niż niższy. I o to PiS tutaj też chodziło. Żeby wyższy Nawrocki stanął przy Trzaskowskim. Aż wstyd o tym mówić. To jest coś, o czym uczą na pierwszym roku studiów politologiczno-medialnych. A sztab wyborczy nie może nad tym zapanować? – zwraca uwagę.
Co jeszcze by radził?
– Sztab wyborczy Trzaskowskiego powinien bardzo szybko wymyślić, jak jeszcze raz nagłośnić karygodne cechy kandydata PiS, czy związki z radykalną, faszyzującą prawicą, z bandytami. Gdy ktoś pisze książkę pod pseudonimem, żeby siebie wychwalać, to w naszym środowisku nie podaje się takiej osobie ręki. Może warto to jeszcze bardziej dobitnie o tym mówić? Namawiałbym też, żeby pokazywać co się stanie, jeśli ten kolejny emisariusz Nowogrodzkiej zasiądzie w Pałacu Prezydenckim. Że będzie sanacja polskiego systemu prawnego, że wysiłki, żeby wrócić do normalności, spalą na panewce – uważa prof. Markowski.
Ale przyznaje, wszystko powinno być robione tak, żeby nie było poczucia radykalnej zmiany u kandydata. – Taki swing w ostatnim momencie też niedobrze służy. Niektórzy mogą mu to wyciągnąć, że wcześniej mówił co innego. Trzeba robić to inteligentnie. Nie ma jednak na to jednej recepty. Trzaskowski ma pieniądze, ma sztab, niech główkują – mówi.