Dylemat wiecznego zmiennika. Harvey Elliott powinien „być”, czy „nie być” częścią nowego Liverpoolu?

Kiedy ostatnimi miesiącami kibice The Reds przeżywali sagi kontraktowe Mohameda Salaha, Virgila van Dijka i Trenta Alexandra-Arnolda, gdzieś w tle, ukryty za medialnym szumem o Arabii Saudyjskiej czy Realu Madryt rozgrywał (i dalej się rozgrywa) inny dylemat. Dylemat bohatera rozdartego między sercem a marzeniami. Czy Harvey Elliott powinien działać i zacząć szukać minut, czy cierpliwie [...] Artykuł Dylemat wiecznego zmiennika. Harvey Elliott powinien „być”, czy „nie być” częścią nowego Liverpoolu? pochodzi z serwisu Angielskie Espresso.

Maj 9, 2025 - 13:28
 0
Dylemat wiecznego zmiennika. Harvey Elliott powinien „być”, czy „nie być” częścią nowego Liverpoolu?

Kiedy ostatnimi miesiącami kibice The Reds przeżywali sagi kontraktowe Mohameda Salaha, Virgila van Dijka i Trenta Alexandra-Arnolda, gdzieś w tle, ukryty za medialnym szumem o Arabii Saudyjskiej czy Realu Madryt rozgrywał (i dalej się rozgrywa) inny dylemat. Dylemat bohatera rozdartego między sercem a marzeniami. Czy Harvey Elliott powinien działać i zacząć szukać minut, czy cierpliwie czekać na swoją szansę od Arne Slota?

Choć nie jest to wybór rodem z antycznych tragedii, gdzie każda ścieżka prowadzi do upadku, to decyzja nie jest łatwa. Liczby Anglika (mając w pamięci kontuzję, wykluczającą go z początku sezonu) na pierwszy rzut oka nie wyglądają tak źle – 15 występów w Premier League, 10 w pozostałych rozgrywkach. Jednak kiedy przyjrzy się bliżej minutom, sytuacja podobnie jak na łazarskim rejonie, nie jest już taka kolorowa. Na ligowych boiskach to tylko 258 minut plus jedna zatrważająca statystyka – pomocnik w tym sezonie tylko raz wyszedł w podstawowej jedenastce The Reds (stan na 35. kolejkę). W Lidze Mistrzów nie było lepiej – również jeden start w pięciu spotkaniach. Harvey Elliott w układance Arne Slota jest nikim więcej niż zmiennikiem. Przy czym należy podkreślić, że cholernie dobrym zmiennikiem. 

Kiedy potrzeba cudu, Who you gonna call?

Niemal każde wejście Anglika dawało pozytywny impuls w poczynaniach ofensywnych Liverpoolu. Elliott jest takim boosterem rodem z gier. Menedżer nowych mistrzów korzystał z niego, kiedy zespół był podmęczony i potrzebował iskry na nowo rozpalającej ataki. Ta iskierka spełniła swoje zadanie, chociażby w starciach z PSG – gol na wagę zwycięstwa, z Brentford – udział przy obu bramkach dających trzy punkty, czy z Lille – gol na 2:1 w 94. minucie. Co też istotne spełnia kryteria homegrown player, a to przy odejściu Trenta Alexandra-Arnolda i coraz większym widmie pożegnania Caoimhina Kellehera, tworzy z niego niezwykle potrzebnego gracza w procesie budowania kadry.