Czy sprzedalibyście swoją twarz firmie AI? Ci, którzy to zrobili, już żałują
Co byście zrobili, gdyby zaproponowano wam kilka tysięcy złotych za sprzedanie swojej twarzy firmie AI? Choć brzmi to jak kusząca oferta, tak naprawdę jest to decyzja, która może zaważyć na całym życiu. Osoby, które stanęły przed takim wyborem – i zdecydowały się z tej propozycji skorzystać – dziś tego żałują. Twarz staje się bowiem cyfrowym narzędziem, które […] Artykuł Czy sprzedalibyście swoją twarz firmie AI? Ci, którzy to zrobili, już żałują pochodzi z serwisu ANDROID.COM.PL - społeczność entuzjastów technologii.


Co byście zrobili, gdyby zaproponowano wam kilka tysięcy złotych za sprzedanie swojej twarzy firmie AI? Choć brzmi to jak kusząca oferta, tak naprawdę jest to decyzja, która może zaważyć na całym życiu. Osoby, które stanęły przed takim wyborem – i zdecydowały się z tej propozycji skorzystać – dziś tego żałują.
Spis treści
Twarz staje się bowiem cyfrowym narzędziem, które może być wykorzystywane w nieskończoność. Jeśli oglądacie serial „Black Mirror’, to jest to dokładnie to, co opisuje fabuła odcinka „Joan is Awful” z Salmą Hayek. Główna bohaterka traci kontrolę nad swoim życiem, gdy jej wizerunek zostaje przejęty przez korporację i używany jest do generowania treści według woli algorytmu. Wydaje się, że ta dystopijna fikcja dla wielu osób stała się rzeczywistością.
Twarz stała się towarem
Marki w celu reklamowania swoich produktów coraz częściej korzystają z tzw. UGC (user generated content) – treści tworzonych przez prawdziwych ludzi, którzy polecają produkty w naturalny, przekonujący sposób. Jednak rozwój sztucznej inteligencji wywraca ten rynek do góry nogami.
Dzięki zaawansowanym algorytmom i technologii deepfake firmy mogą dziś za darmo generować realistyczne wizerunki ludzi, którzy nie istnieją. Albo korzystać z prawdziwych twarzy, do których wykupiły prawa, by tworzyć reklamy bez udziału żywego człowieka. Nowa forma reklamy jest szybsza i tańsza w porównaniu z produkcją w prawdziwym życiu, a syntetyczni twórcy są nierzadko nie do odróżnienia od realnych osób.
Zielony ekran, prompter i pół dnia filmowania
Firma Synthesia udostępniła prezentację, jak tworzony jest taki cyfrowy awatar AI na „bazie” realnej osoby:
Dla wielu osób udostępnienie własnej twarzy może być okazją na szybki zarobek. Cała praca polega na nagraniu kilku filmików i wypowiedzeniu kilka kwestii, na których będzie trenowany cyfrowy sobowtór.
Aktor (tudzież model AI) musi wykazywać różne emocje, co pozwoli sztucznej inteligencji sprawić, że awatar będzie miał odpowiednią ekspresję i będzie w stanie mówić w w różnych językach. Proste zadanie, szybki zarobek – jednak długoterminowe konsekwencje i rzeczywista cena, którą za to płacą, często okazuje się znacznie wyższa, niż początkowo sądzili.
Łatwy zarobek i konsekwencje pochopnej decyzji
Pokazuje to historia Lucy (imię zmienione), którą opisano filmie dokumentalnym DOCO „Woman Sold Her Face to AI for $1,000”:
Jeśli nie chce wam się oglądać całości, oto skrót tego, czego dotyczy dokument. Otóż 23-latka z Manchesteru, została „zwerbowana” na modelkę AI przez wiadomość na Instagramie. Wcześniej widziała, jak celebryci, tacy jak Kendall Jenner, uruchamiają własne awatary AI i pomyślała, że to może być ciekawe doświadczenie. Zaoferowano jej 1500 funtów (ok. 8 tys. zł), co wydawało się szybkim i łatwym zarobkiem.
Pieniądze były główną motywacją. Poza tym pomyślałam, że to ciekawe – widziałam, jak celebryci robią coś podobnego, więc chciałam spróbować. Wypowiedź bohaterki reportażu
Bez konsultacji z prawnikiem podpisała długi i skomplikowany kontrakt, którego w pełni nie zrozumiała. W ramach umowy musiała nagrać kilka filmików, które posłużyły do trenowania jej cyfrowego sobowtóra. Dopiero później zorientowała się, że oddała prawa do swojego wizerunku na zawsze – i nie ma już żadnej kontroli nad tym, gdzie i jak jej twarz będzie wykorzystywana.
W skrócie umowa mówi, że nie mogę przyjmować pieniędzy za rekomendacje marek. Więc gdybym kiedykolwiek chciała zostać twórcą treści generowanych przez użytkowników, nie mogę tego robić –– zdałam sobie z tego sprawę, kiedy kręciliśmy dokument. Wypowiedź bohaterki reportażu
Jej twarz może zostać wykorzystana nie tylko w reklamach, ale także w deepfake’ach czy propagandzie politycznej. I prawdopodobnie nie będzie sposobu, aby temu zapobiec. Zwłaszcza, że tak naprawdę wystarczy jedno zdjęcie, by spreparować fałszywy materiał wideo.
Takich historii jest coraz więcej
Podobne historie opisywane są na całym świecie. The Japan Times opisuje przypadek południowokoreańskiego aktora Simona Lee, którego wizerunek — czasami jako ginekologa lub chirurga — został wykorzystany do promowania wątpliwych metod leczenia na TikToku i Instagramie. Niestety warunki jego umowy uniemożliwiają mu doprowadzenie do usunięcia filmów. W rezultacie jego cyfrowy klon propaguje herbatę z melisy jako sposób na odchudzanie lub kąpiele lodowe jako sposób na walkę z trądzikiem.
Szerokim echem odbiły się też propagandowe treści, w których wykorzystano awatary Synthesia. Brytyjski aktor i model Connor Yeates podpisał trzyletni kontrakt z firmą Synthesia opiewający na kwotę 4600 euro. Później odkrył, że jego wizerunek wykorzystano do promocji Ibrahima Traore, prezydenta Burkina Faso, który przejął władzę w wyniku zamachu stanu w 2022 roku.
Firma Synthesia przyznała, że doszło do naruszenia zasad dotyczących wykorzystania wizerunku aktora, a wideo było sprzeczne z polityką firmy dotyczącą treści propagandowych i politycznych.
Trzy lata temu kilka materiałów wideo umknęło naszej moderacji treści, częściowo dlatego, że mieliśmy lukę w egzekwowaniu zasad dotyczących materiałów, które były faktograficznie poprawne, ale miały charakter polaryzujący, zawierały przesadzone twierdzenia lub propagandę. Alexandru Voica, szef ds. korporacyjnych w Synthesia, w rozmowie z AFP
Firma przyznała, że w tym okresie ich system moderacji nie był wystarczająco szczelny, co umożliwiło publikację materiałów o charakterze propagandowym, w tym tego z udziałem wizerunku Yeatesa.
Sprawę tę śledził dziennik Guardian, który oprócz nagrań z Yeatesem dotarł do podobnych treści propagandowych z udziałem cyfrowego awatara Marka Torresa, dyrektora kreatywnego z Londynu – jego twarz również została wykorzystana w propagandzie obecnego przywódcy Burkina Faso.
Przeczytaj też: Wirtualny numer telefonu. Wyjaśniamy jak zdobyć darmowy numer i do czego można go użyć
Inny londyńczyk, Dan Dewhirst, za sprawą swojego klona AI pojawił się z kolei w filmach dotyczących Wenezueli, w których potępia „twierdzenia zachodnich mediów” dotyczące niestabilności gospodarczej i ubóstwa. Nawet jeśli awatary wymienionych osób znikną z baz Synthesia, pozostaną w krążących nagraniach deepfake. Szkody wyrządzone przez te materiały będą trudne (lub niemożliwe) do naprawienia.
Prawo do korzystania z głosu, wizerunku i podobizny
Wiele osób, które sprzedało prawa do wykorzystania swojego wizerunku na potrzeby AI przyznaje, że było przekonanych, iż podpisują umowę na jednorazową kampanię lub ograniczony czas. Tymczasem kontrakty często przewidywały przekazanie praw na zawsze, bez możliwości wycofania zgody czy kontroli nad dalszym użyciem wizerunku. Oczywiście nie wszystkie umowy są tak skonstruowane.
29-letni aktor i reżyser z Nowego Jorku, Adam Coy, sprzedał prawo do swojego wizerunku za 1000 dolarów firmie MCM. Udzielił jej prawa do korzystania z jego awatara na jeden rok, a dokument zakazywał jego użycia do celów pornograficznych lub w powiązaniu z alkoholem i tytoniem. To, że jego cyfrowy klon pojawił się w filmach, w których twierdził, że przybył z przyszłości i przepowiadał nadejście katastrof – nie było zakazane w umowie.
W większości krajów europejskich i w USA prawo do wizerunku jest chronione jako prawo osobiste – dlatego na przykład milionową grzywną ukarano firmę Clearview AI, która korzystała ze zdjęć znalezionych w sieci, by stworzyć bazę danych dla systemów rozpoznawania twarzy. Prawo do ochrony danych osobowych (RODO/GDPR) obejmuje także wizerunek jako dane osobowe. Można zażądać, aby firmy AI usunęły dane, w tym podobiznę i wizerunek, ale w praktyce jest to bardzo trudne i zależy od zapisów umowy.
Celebryci i aktorzy, którzy sprzedają swoje twarze na rzecz AI
Warto nawiązać jeszcze do kwestii wykorzystania wizerunku znanych i lubianych aktorów, celebrytów i sportowców. Oni często zupełnie świadomie udzielają zgody i sprzedają prawa do swojego wizerunku firmom wykorzystującym sztuczną inteligencję. Dzięki temu Bruce Willis „pojawił się” w rosyjskiej reklamie sieci komórkowej MegaFon – aktor wyraził na to zgodę, a jego wizerunek został cyfrowo odtworzony przez firmę Deepcake na podstawie tysięcy zdjęć i nagrań. W tworzeniu cyfrowych kopii ludzi wyspecjalizował się też izraelski startup Hour One.
Innym przykładem jest firma Brask, której celem jest umożliwienie znanym osobom zarabiania na własnym wizerunku w sposób świadomy i w pełni kontrolowany. Firma współpracuje bezpośrednio z celebrytami, którzy zachowują prawo do decydowania, gdzie i w jakim kontekście ich cyfrowy wizerunek zostanie użyty.
Brask stworzył na przykład cyfrowego bliźniaka Kyliana Mbappé, który wystąpił w reklamie chińskiej firmy mleczarskiej Mengniu.
Zdarza się jednak, że wizerunek celebrytów jest wykorzystywany bez ich wiedzy i zgody – choćby w nagraniach krążących po YouTube. Tom Hanks czy Gayle King publicznie informowali, że ich twarze pojawiły się w reklamach lub materiałach promocyjnych, choć nigdy nie udzielili na to zgody. Takie przypadki są coraz częstsze z powodu łatwości generowania deepfake’ów i braku skutecznych regulacji.
Źródło: YouTube, The Japan Times, The Mirror, Manchester Evening News, Futurism, The Guardian. Zdjęcie otwierające: Derek Brumby / Shutterstock
Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.
Artykuł Czy sprzedalibyście swoją twarz firmie AI? Ci, którzy to zrobili, już żałują pochodzi z serwisu ANDROID.COM.PL - społeczność entuzjastów technologii.