Wrogowie wolności: Jean-Jacques Rousseau

Wrogów wolności wśród myślicieli i filozofów było wielu. Jednak atak Rousseau na wolność można uznać za być może najbardziej perfidny ze wszystkich. Aż musiał zejść z konia lub powozu, przysiąść na skraju drogi i zalać się łzami z euforii. Tak przynajmniej sam Jean-Jacques Rousseau w liście do jednego ze swoich (nielicznych, był bowiem antypatycznym odludkiem) […] The post Wrogowie wolności: Jean-Jacques Rousseau appeared first on Liberté!.

Mar 14, 2025 - 13:58
 0
Wrogowie wolności: Jean-Jacques Rousseau

Wrogów wolności wśród myślicieli i filozofów było wielu. Jednak atak Rousseau na wolność można uznać za być może najbardziej perfidny ze wszystkich.

Aż musiał zejść z konia lub powozu, przysiąść na skraju drogi i zalać się łzami z euforii. Tak przynajmniej sam Jean-Jacques Rousseau w liście do jednego ze swoich (nielicznych, był bowiem antypatycznym odludkiem) przyjaciół opisał chwilę, gdy będąc w podróży wpadł na zręby swojej filozoficznej wizji natury ludzkiej oraz odpowiedniego dla niej modelu ustroju społeczno-politycznego. W mniej dystyngowanych czasach, takich jak nam współczesne, ktoś mógłby mu zarzucić, że tego dnia pił lub nawet był pod wpływem tzw. srogich piguł, bo rzeczywiście trudno przyjąć, że te idee zrodził przytomny umysł. W każdym razie tego dnia rozkwitło jedno z najbardziej niebezpiecznych i agresywnych zagrożeń dla ludzkiej wolności i ogólnego dobrostanu człowieka, jakie kiedykolwiek ujrzał świat.

Wrogów wolności wśród myślicieli i filozofów było wielu. Jednak atak Rousseau na wolność można uznać za być może najbardziej perfidny ze wszystkich. Otóż jego autor wcale nie deklaruje się jako wróg wolności, nie peroruje o jej wadach i nieładzie, który ona pociąga jakoby za sobą. Przeciwnie, ogłasza siebie nie tylko wielkim zwolennikiem wolności, ale wręcz stwierdza, iż dysponowanie wolnością jest warunkiem człowieczeństwa. Kto nie ma wolnego wyboru pomiędzy różnymi możliwościami, nie jest wolny od przymusu, nie może się mienić w ogóle człowiekiem. 

Rousseau zakradł się tymi frazesami za linie wroga, czyli wmieszał pomiędzy liberałów. Często powierzchowna analiza jego propozycji prowadzi autorów podręczników czy haseł encyklopedycznych na manowce uznania go wręcz za jednego z wielkich liberalnych myślicieli. To karygodny błąd. Dalsze rozważania od tego punktu prowadzą bowiem Rousseau do okopów po przeciwnej stronie linii frontu.

Jak każdy filozof zajmujący się dylematami wolności, Rousseau staje wobec problemu pogodzenia nadrzędnej wartości wolności indywidualnej z koniecznością życia w społeczności i wynikającymi z tego ograniczeniami, a i przymusami. Podczas gdy liberałowie w tym punkcie idą w stronę rozważań nad maksymalizacją wolności, bezkolizyjnością koegzystencją wolnych ludzi oraz eliminacją ingerencji władzy w wolne wybory obywateli, Rousseau ochocza zabiera się za wartościowanie treści ludzkich wyborów. Dla niego są dobre i złe sposoby życia, piękne i szpetne, słuszne i niegodziwe, wzniosłe i upadlające, zgodne z gustem Rousseau i z nim niezgodne. Tak uznał i koniec-kropka. Najprościej byłoby oczywiście, gdyby rząd prawem zmusił ludzi do dokonywania pięknych, dobrych i zgodnych z gustami Rousseau wyborów. Ale wówczas ludzie straciliby wolność, a więc i człowieczeństwo. W każdym szaleństwie jest jednak metoda i także ten system filozoficzny wymaga retorycznego fikołka, aby skrajne zniewolenie nazwać „wolnością”.

Otóż u Rousseau presja na życie „dobre” nie wynika z prostych decyzji władzy, jej praw czy ustaw. Dla niego są one jakoby odwiecznie zakodowane w „prawie natury”, które jest święte, niezmienne, wieczne, które ponadto przemawia do serca i rozumu człowieka, tak że każdy z ludzi ma dostęp do jego treści i może je łatwo zinternalizować, tak racjonalnie, jak i emocjonalnie. Przy czym człowiek je tylko „odkrywa”, nie ma miejsca na wyrażanie przezeń jakichkolwiek własnych preferencji i nie jest on pytany o zgodę w żadnym momencie obcowania z nim. Uzyskawszy tą wiedzę człowiek zostaje uzbrojony w oręż dokonywania zawsze dobrych wyborów i niebezpieczeństwo generowania zła przez ludzką wolność indywidualną po prostu znika. A Rousseau może ogłosić triumf w postaci uchronienia absolutnej wartości wolności (a więc esencji człowieczeństwa) i w tym samym czasie absolutnej wartości uświęconych zasad (a więc eliminacji zła i niegodziwości z życia społecznego).

Co więcej, ponieważ „odwieczne zasady” są oczywiście dla wszystkich ludzi takie same, to odczytawszy je prawidłowo wszyscy ludzie będą podejmować w każdej sytuacji takie same wybory i tak samo kierować swoim życiem. Widzicie już, jak to fajnie zmierza w kierunku równo maszerujących panów w brunatnych koszulach? XVIII-wieczni filozofowie (i to nawet nie tylko ci, w których umyśle zrodziła się zbrodnia) żyli w przeświadczeniu, że natura jest zawsze w pełnej harmonii, a jedynym „agentem chaosu” może być zły człowiek. Zatem posłuszeństwo wszystkich ludzi jednocześnie tym samym prawom natury gwarantuje uniformizację wyborów ludzkich przy formalnym zachowaniu wolności, jako że wszyscy ludzie (każdy z osobna) dokonają wyboru „dobra”.

W poprzednim akapicie pada słowo „posłuszeństwo”, którego słusznie nie kojarzymy z wolnością. Rousseau biegnie więc szybko, aby uchronić nas przed „myślo-zbrodnią” i tłumaczy, że posłuszeństwo odziera człowieka z wolności tylko wówczas, gdy powierza się on w nim innemu człowiekowi, władzy, autorytetowi, jakimś konkretnym ośrodkom, które mogą stosować nakazy i zakazy. U Rousseau ma tego jednak nie być. W najbardziej bodaj przewrotnym zdaniu, jakie ten geniusz intelektualnej zbrodni kiedykolwiek napisał, czytamy „oddając się wszystkim, nie oddaję się nikomu”. Autor nie wymaga od człowieka zniewalającego posłuszeństwa wobec kogokolwiek, a tylko prawidłowego odczytania odwiecznych praw natury i życia w zgodzie z nimi. Ponieważ są one odczytywane przez wszystkich innych tak samo, to życie w zgodzie z nimi staje się „wolą powszechną”, niemal ucieleśnionym i objętym przez Rousseau w zasadzie religijną czcią bytem, nadrzędną zasadą i zwierzchnością życia zbiorowego ludzi. Człowiek posłuszny jest tylko owej woli, kłania się przed pewną emanacją postaw podzielanych przez absolutnie wszystkich pobratymców. To podporządkowanie ma jakoby współgrać z zachowaniem całkowitej wolności osobistej, gdyż porzucenie „złych i szpetnych” opcji wyboru jest aktem własnego rozsądku, pokłosiem prawidłowego rozpoznania prawa natury i „rozpuszczenia się” w woli powszechnej. Wówczas ludzie stworzą „jednolitą całość”, a więc kolektyw. Zostają tak wytrenowani, aby „pokornie znosić jarzmo publicznego szczęścia”.

Im kto lepiej odczytuje prawo natury/wolę powszechną, tym bardziej jest jej posłuszny, a więc – uwaga werble – tym bardziej jest wolny (!!!). Wolność oznacza wyzbycie się własnych poglądów, potrzeb, interesów i preferencji. Zbiorowość wszystkich obywateli wykonująca wolę powszechną prowadzi kontrolę jednostek pod tym kątem, więc ta kontrola ze strony władzy („Prawodawcy” w nomenklaturze Rousseau) jest tożsama z wolnością jednostki. (Tak, tak, kontrola jest tożsama z wolnością – w gruncie rzeczy wolność i władza są ze sobą tożsame). Ta kontrola jest potrzebna, bo odwieczne prawa odczytują jednak nie wszyscy, a tylko ci, którzy rozwinęli w sobie „prawdziwą jaźń”. Oprócz niej istnieje także jeszcze „fałszywa jaźń” i ludzie nią dotknięci wybierają „szpetnie” i niezgodnie z gustami Rousseau. My powiedzielibyśmy, że rzeczywiście korzystają z wolności i wnoszą w życie nieco kolorytu, ale Rousseau nie ma tutaj nastroju do żartów. Nawet podejmuje się socjologicznej analizy społecznego pochodzenia owych nieszczęśników spod znaku jaźni fałszywej – to często artyści, intelektualiści i inni ludzie społecznych elit, podczas gdy rezerwuarem prawdziwej jaźni są ludzie prości, unikający intelektualnych wysiłków i łaknący wskazania im, co mają robić, aby „żyć pięknie”. Ten element wizji Rousseau to wczesna zapowiedź socjologicznej natury totalitarnych rewolucji, komunistycznych czy faszystowskich, które w swoim sednie zawsze były rewoltą sfrustrowanych miernot z niższego szczebla przeciwko ludziom z autentycznym dorobkiem życiowym i niezależnością intelektualną.

Dalej Rousseau robi się jeszcze bardziej plastyczny, aby nie pozostawić żadnych wątpliwości w głowach czytelników jego pism, którzy z rozdziawionymi ustami zastanawiają się, jak od absolutnej wolności doszliśmy do boskiej natury woli powszechnej, uniformizacji wyborów ludzi, kontroli sposobu myślenia, prześladowania posiadaczy fałszywych jaźni i rozpuszczania się w kolektywie. Pisze więc, że samokontrola to wolność, a kajdany, które zakładamy sobie sami, są narzędziem naszej wolności, wręcz wolność przynoszą nam owe zbawienne kajdany. Pisze, że – owszem – państwo zbudowane z woli powszechnej przymusza nas do konkretnego przebiegu życia, ale to nie szkodzi wolności, bo to państwo jest każdym z nas, państwo to ja, ty, my i wszyscy ludzie tak samo rozumiejący odwieczne zasady. 

Wróćmy jednak do fałszywej jaźni. Przecież jednak nie wszyscy odczytują prawa natury i kontrola Prawodawcy na pewno to wykaże. Co z nimi? Rousseau stawia sprawę jasno: wszyscy ludzie już rozpuszczeni w woli powszechnej nie mają innego wyjścia, jak wzdrygać się z obrzydzeniem na widok i na myśl o posiadaczach fałszywej jaźni, którzy wprowadzają chaos, zło i zepsucie do świata. Wiedząc, że sami odczytali odwieczne prawa dobrze, mają i prawo, i obowiązek udaremniać tamtym realizację ich życiowych celów, zagrodzić im drogę podążania do ich zepsutej wizji osobistego szczęścia. Rousseau domagał się kary śmierci dla tych, którzy pozostali poza kręgiem państwowej religii ku czci woli powszechnej. I to z pełną wiarą, że ta śmierć jest w ich własnym interesie. Był bowiem przekonany, że ci ludzie także pragną dobra, ale „jeszcze tego nie wiedzą”. Prześladowanie ich, tortury i uwięzienie, a w końcu nawet śmierć, służą pokazaniu im ich prawdziwych pragnień. Gdyby w którymś momencie tego procesu karania uzyskali oni prawdziwą jaźń, to nie tylko wykazaliby pełne zrozumienie dla tortur, które ich spotkały, ale wręcz byliby za nie dozgonnie wdzięczni. Społeczeństwo i państwo mogą oraz muszą „zmuszać ludzi do wolności”.

Podsumowując, to co Rousseau był łaskaw nazwać „absolutną wolnością”, jest modelem najstraszliwszej, najobrzydliwszej i najbardziej bestialskiej tyranii, totalitaryzmu czy dyktatury, jaki umysł ludzki kiedykolwiek zrodził. To w zasadzie przewodnik dla zbrodniarzy, jak powinni budować swój reżim. „Wola powszechna” stanowi narzędzie uniformizacji ludzi w całkowitym zniewoleniu poprzez narzucenie sztywnego wzorca postaw i zachowań. Zabiegi autora, przekonującego o doniosłej i dobrotliwej treści „woli powszechnej” stanowią oczywistą brednię. „Wola powszechna” to pusty dzban, który każdy bandyta-praktyk może napełnić dowolną treścią, przystosowując wykwity umysłowości Rousseau do jakobinizmu, nazizmu, komunizmu, faszyzmu, teokracji, państwa policyjnego czy dowolnej innej formy ludzkiego zniewolenia. Rousseau jest uprzejmym portierem u wrót każdej, znanej z historii, drogi do ludobójstwa. 

Jednostka ludzka jest w liberalizmie nadrzędną wartością podmiotową. Rousseau czyni z niej przedmiot, narzędzie uzyskania homogeniczności społeczeństwa. Przydatne narzędzia są eksploatowane, a nieprzydatne – utylizowane. Kończy się to więc tak, jak zawsze. Masowym mordem. 

The post Wrogowie wolności: Jean-Jacques Rousseau appeared first on Liberté!.