Vitor Pereira miał być strażakiem, a został magikiem
Kiedy Vitor Pereira obejmował stanowisko menedżera Wolverhampton Wanderers, sytuacja drużyny z Molineux była tragiczna. Dwa zwycięstwa w 16 ligowych spotkaniach, rozczarowani kibice i sfrustrowani piłkarze, którzy niepowodzenia na boisku odreagowywali najgorzej jak to możliwe. Kiedy po przegranym meczu z Ipswich Town doszło do zamieszania poza boiskiem, w wyniku którego Matheus Cunha zaatakował członka sztabu The [...] Artykuł Vitor Pereira miał być strażakiem, a został magikiem pochodzi z serwisu Angielskie Espresso.

Kiedy Vitor Pereira obejmował stanowisko menedżera Wolverhampton Wanderers, sytuacja drużyny z Molineux była tragiczna. Dwa zwycięstwa w 16 ligowych spotkaniach, rozczarowani kibice i sfrustrowani piłkarze, którzy niepowodzenia na boisku odreagowywali najgorzej jak to możliwe. Kiedy po przegranym meczu z Ipswich Town doszło do zamieszania poza boiskiem, w wyniku którego Matheus Cunha zaatakował członka sztabu The Tractor Boys, a Rayan Aït-Nouri wpadł w furię, władze uznały, że miarka się przebrała. Gray O’Neil został natychmiastowo zwolniony, a w jego miejsce przyszedł 56-letni Pereira. Portugalczyk przychodził jako strażak, który miał utrzymać Wilki w elicie. Niewielu przewidywało wtedy, że za kilka miesięcy zmieni się w magika, który pozwoli im marzyć o czymś więcej, niż tylko utrzymaniu.
Wolverhampton Wanderers przyjechało na Old Trafford, licząc na przedłużenie swojej udanej passy. Manchester United — mimo rozczarowującej postawy w tym sezonie — podchodził do tego spotkania po epickim spotkaniu w Lidze Europy z Lyonem, po którym wywalczył awans do półfinału tych rozgrywek. Wilki przyjechały jednak do Manchesteru jak po swoje i dostały za to nagrodę. Piękna bramka Pablo Sarabii zapewniła im 5. ligowe zwycięstwo z rzędu, które oficjalnie przyklepało Wolves utrzymanie na przyszły sezon w Premier League.
Jeszcze kilka miesięcy temu taki scenariusz wydawał się absolutną abstrakcją. Na początku grudnia Wilki przegrały z West Hamem prowadzonym przez Julena Lopeteguiego. Zarówno O’Neil, jak i Hiszpan siedzieli wtedy na „gorących stołkach”, stąd mecz na London Stadium określano mianem „El Sackico”. Mimo porażki trener Wilków dostał jeszcze jedną szansę. Te zmarnował jednak w kompromitujący sposób, przegrywając kilka dni później na Molineux z Ipswich Town. To był sygnał, że czas na zmiany. O’Neil stracił pracę, a w jego miejsce zatrudniono Vitora Pereirę. Portugalczyk musiał zjednać moralnie zniszczony zespół bez jakościowych obrońców i z niepewną przyszłością największej gwiazdy — Matheusa Cunhi.
Efekt nowej miotły
Wolves od kilku sezonów starali się oddalać od piłkarskiego superagenta Jorge’a Mendesa, a to właśnie w dużej mierze z pomocą Portugalczyka i jego kontaktom Wilkom udało się awansować do Premier League. Kiedy jednak sytuacja na Molineux zaczęła wyglądać alarmująco, znów zwrócono się do Mendesa. Ten na stanowisko trenera Wolverhampton posadził Vitora Pereirę. 56-letniego obieżyświata, który pracował wcześniej na kilku kontynentach. Pereira widząc, jak rozpuszczona i podzielona jest drużyna, natychmiast wprowadził swoje zasady. Zarówno w kwestii założeń taktycznych, jak i tych poza boiskiem.
Zaczął od anulowania dnia wolnego dla piłkarzy w Boże Narodzenie. Odsunął od drużyny Mario Leminę, któremu zabrał opaskę kapitana. Podobny los spotkał Craiga Dawsona. Jeśli chodzi o wyniki sportowe, były trener Olympiakosu nie mógł zacząć lepiej. W debiutanckim meczu jego podopieczni przejechali się 3:0 po Leicester City. W Boxing Day przyszła wygrana nad będącym w kryzysie Manchesterze United. Po pokonaniu Czerwonych Diabłów Portugalczyk powtarzał swoim piłkarzom, że tamtego dnia pokazali, że potrafią rywalizować z każdym.
Potwierdzili to kilka dni później, kiedy wywieźli punkt ze stadionu Tottenhamu. Te trzy mecze bez przegranej były niezwykle istotne dla dalszych sukcesów Pereriry. Pozwoliły zawodnikom uwierzyć, że będą w stanie realnie walczyć o utrzymanie, mimo sporych braków kadrowych. Przede wszystkim jednak stworzyły tożsamość, która przed laty przynosiła Wilkom duże sukcesy. Ustawienie z trójką obrońców, jasny i bezpośredni plan na mecz, gdzie piłkarze nie są obrzuceni nadmierną ilością założeń. To był przepis 56-latka na szybkie odwrócenie passy, którego Wolverhampton tak bardzo potrzebował.
Wolves had only won two of their 16 matches before Vitor Pereira arrived