NBA: kolejna czterdziestka 40-letniego LeBrona | Joel Embiid potyka się o własne nogi

Pozdrowieni ci, którzy czekali. Lecę późno, bo nocny tryb życia uprawiam, a pożyć też przecież trzeba. Pozdrawiam przy piątku, patronami odcinka są Piotr3 Komor oraz Jarek Dabr, dziękuję serdecznie. Cytat na dzisiaj, uważam całkiem mądry to: osobiste doświadczenie nie wyczerpuje rzeczywistości. B Grizzlies 113 Pacers 127 Taylor Jenkins uparciuch, bardzo próbował wielkiego Zacha Edeya wkomponować […]

Lut 21, 2025 - 23:48
 0
NBA: kolejna czterdziestka 40-letniego LeBrona | Joel Embiid potyka się o własne nogi

Pozdrowieni ci, którzy czekali. Lecę późno, bo nocny tryb życia uprawiam, a pożyć też przecież trzeba. Pozdrawiam przy piątku, patronami odcinka są Piotr3 Komor oraz Jarek Dabr, dziękuję serdecznie. Cytat na dzisiaj, uważam całkiem mądry to: osobiste doświadczenie nie wyczerpuje rzeczywistości. B

Grizzlies 113 Pacers 127

Taylor Jenkins uparciuch, bardzo próbował wielkiego Zacha Edeya wkomponować przeciwko szybciutkiej, strzelecko ustawionej Indianie i się nadział. Najpierw im Myles Turner nawtykał trójek ze szczytu parkietu, a potem się Tyrese Haliburton rozkręcił. A jak się Hali (22 punkty 9 asyst) rozkręca rzutowo, to jak pokazują zaawansowane statystyki, Pacers mają się dobrze i mocno. Przy poprzednim spotkaniu obu drużyn fajnie go trzymali, tym razem była klapa. Ja Morant (4/15 z gry) gdzie on był? No właśnie, gdzie? Jaki to jest franchise-player powiedzcie mi? 

Dobra robota jak zwykle na piłce Andrew Nembhard, ostatecznie bardzo zbilansowana ofensywnie Indiana, mniejsza niż zwykle produkcja Pascala Siakama pokryta przez resztę chłopaków. Kameruńczyk to jest postać jadąca pod obręcz, a obręcz Memphis trzyma jak rzadko kto, bo tam Jaren Jackson Junior (po wypadnięciu Wembanyamy czołowy kandydat do statuetki Defensive Player of The Year) i Edey albo inny center, no i z automatu collapse, czyli zbiegamy w środek przy penetracjach (tutaj wypadli kiepsko) a o grze tyłem do kosza to w ogóle zapomnij. 

Celtics 124 Sixers 104

Boston jest fenomenalny strzelecko. Dla rywali fenomanalny. Z łatwością kreują przewagę na szczycie, bo Tatuma po zasłonie nie zostawisz przecież, a jak nie to, to trzeba koledze pomóc przy Tingusie Pingusie albo gdy Jaylen Brown atakuje kozłem. Szybka seria coraz bardziej zautomatyzowanych podań i ktoś z otwartej pozycji ciepie. A ponieważ snajperów zatrudniają pierwszorzędnych, kończy się lawiną. Ta może nadejść w dowolnym, najmniej spodziewanym momencie. Na nieszczęście dla Sixers, zeszła już w pierwszej kwarcie. 72 punkty stracili do przerwy. 

Doceniam starania Paula George’a który po tygodniu przerwy nieco skuteczniej wyglądał jako strzelec i z kolanem się tak nie krzywił. Joel Embiid natomiast nie ma nóg w ogóle i zamiast grać, się wygłupia. Wywraca się teatralnie, cały czas próbuje symulować, wolny jest już nie jak wóz z węglem, ale bryczka z węglem ciągnięta przez muła.

Lepiej by go było wycofać z gry, niech jak najprędzej się poddaje potrzebnym zabiegom i wraca zdrowy w przyszłym roku. Fatalnie się to ogląda. Z taką bambaryłą pod obręczą nie ma mowy o obronie łuku itp. itd. Najlepszym strzelcem spotkania Payton Pritchard, autor 28 punktów na 8/15 za trzy.

Magic 114 Hawks 108

Odnaleźli potrzebny offense Magicy, bo się nie jeden, ale obaj lidery odpalili w końcu. Trae Young trzymał zespół strzelecko, ale umówmy się, że Hawks to projekt schyłkowy, częściowo przebudowywany i raczej będą się zwijać do końca rundy zasadniczej niż rozwijać. Banchero 36/10/5 – Franz Wagner 25/7/5. Ze swojej strony wyglądam powrotu Jalena Suggsa, ten już od kilku meczów się buja jako „questionable” i myślę, że jeszcze w lutym na placu go zobaczymy. Suggs to serce i dusza Orlando, coś jak Marcus Smart dla Bostonu przed laty. 

Cavaliers 110 Nets 97 

Nie no, Nowojorczycy specjalnie podjazdu do Cavs nie mają, a nawet nie specjalnie, tylko nie mają. Co można ugrać intensywnością, energią i pewnością siebie, na przestrzeni 48 minut w końcu i tak nie wystarczy gdy rywal przeważa w każdym innym elemencie. Zwłaszcza, że D’Angelo Russell podkręcił kostkę i na jednej nodze do szatni pokuśtykał gdzieś w połowie meczu. 

Goście ogarnęliby to szybciej, ale Maxowi Strusowi trójka nie siedziała, Darek Garland na piłce miał dobrą kuratelę, ale Evan Mobley trochę spał. Sygnał do ataku w trzeciej kwarcie dał Spida Mitchell, który przebijał się kozłem pod obręcz i do tego zasłon nie potrzebował. Gdy widzisz go wychodzącego w górę na wsad to wiesz, że gra na poważnie. Lider w końcu i super. Coraz bardziej komfortowo w drużynie czuje się chyba sprowadzony niedawno DeAndre Hunter i to jest fajna postać w Cleveland, bo nie tylko broni 2-3 pozycje, ale sam dla siebie miejsce na rzut znajdzie i weźmie na siebie. Dwie trójki z izolacji palnął i trener Jordie Fernandez wiedział już, że meczu nie wygra. Ma to sens? Mam nadzieję, że tak. 

Bulls 111 Knicks 113 [OT]

Po dogrywce, męczyli się Nowojorczycy i to z trzech powodów. Po pierwsze brak OG i Harta, których tymczasowo zatrzymują urazy. Po drugiej kolejna świetna, odważna partia Josha Giddeya (27 punktów 16 zbiórek 4 asysty) któremu celne trójki (4/6) otwierają przestrzeń i czynią pełnowartociowym graczem ataku. Po trzecie totalne skupienie na Brunsonie w drugiej połowie.

W pierwszej zajechał Chicago osiemnaście punktów, w drugiej już widział na sobie dwóch-trzech typów gdy się z piłką zbliżał w pobliże rzutów wolnych, więc skończyło się na siedmiu asystach po przerwie. Punktowanie wzięli na siebie Towns oraz McBride. Ci sami panowie utrzymali zespół w dogrywce. Dziś zespół Toma Thibodeau mierzy się z Cleveland i to powinien być jeszcze poważniejszy sprawdzian. Sprawdzam czy rekonwalescenci zagrają, ale jeszcze nie wiadomo. Hart na pewno jest OUT. 

Clippers 110 Bucks 116

Było dobrze, już się LAC witali z gąską, ale nie dowieźli tematu w czwartej kwarcie przegranej 21:36. Bardzo ważnymi postaciami byli środkowi. Szacowni panowie Zubac (20 punktów 15 zbiórek 4 bloki) i Lopez (22 punkty 7 zbiórek 4 bloki 4 trójki) dominowali po swojemu. Przy czym w najważniejszym momencie to właśnie Brook zagrał twardo tyłem do kosza (!) akcję dwa plus jeden, a w kolejnej sekwencji Damian Lillard wymusił faul przy rzucie trzypunktowym. 

Z remisu w kilkadziesiąt sekund zrobiło się więc minus sześć,  gula uwięzła w gardle, pojawiła się presja i wyszło jak wyszło. Leonardowi trochę mam wrażenie przeszkadzają końcówki, to znaczy zdrowia brakuje pod koniec meczów, jeszcze płynność, forma nie ta. Nade wszystko LAC zabrakło prochu strzelniczego, w postaci Normana Powella. Co mu jest? Dyskomfort w kolanie, to wszystko co wiem. Temat przeciążeniowy, przejściowy, ale po tygodniowej przerwie? 

Hornets 115 Nuggets 129

Charlotte zrobiło spektakl czy też zrobiło mecz, choć było wiadomo, że szans nie mają, zwłaszcza że bez LaMelo Balla, Marka Williamsa i innych, których nie ma od dłuższego czasu. Jusuf Nurkic znów pokazał, że potrafi rozdawać piłki ze środka, sporo gry zrobił w ataku pozycyjnym, świetną formę trzyma ostatnio Miles Bridges (36/13/7) ale no cóż. Obaj byli tłem dla gospodarzy, którzy wygrali który… dziewiąty mecz z rzędu i niniejszym awansowali na drugie (!) miejsce w tabeli konferencji.

Dla Jokera kolejny dzień w robocie, czyli 29 punktów 17 zbiórek 9 asyst. Rodzi się też Jamal Murray (34 punkty 7/10 zza łuku) i mam tylko nadzieję, że wysoka forma nie przyszła zbyt szybko i że dociągnie na wysokim poziomie do maja, a może nawet czerwca, kto to wie… Denver nikt nie chce w playoffs oglądać, tego możecie być pewni. 

Suns 109 Spurs 120 

Pierwszy mecz San Antonio bez Victora Wembanyamy, zwycięski. Ważniejszą niż kiedykolwiek, stabilizacyjną rolę odgrywa aktualnie Chris Paul (13 punktów 10 asyst) który ewidentnie ustawia chłopaków i robi to świetnie. Ci mają biegać, akcje kończyć, drapać. Nawet kolega Fox grzecznie oddaje piłkę do poprowadzenia, wie że sobie po nią komfortowo może nabiec, że go CP3 obsłuży odpowiednio. 

Rośnie też rola Jeremy’ego Sochana (12/5/4) w mediach pewnie widzieliście jego dobitkę z góry, miła rzecz i cieszy. Spurs kiedy mogą będą go ustawiać w roli podkoszowego, co nie zawsze się uda, ale Polak miejsce ma pewne i ważne w rotacji. Coraz odważniej poczyna sobie także rookie Castle, nie wiem jak tam kursy, ale to chyba będzie Rookie of The Year, co? Końcówka sezonu zaważy.