NBA: Ja Morant połamany, OKC złamali Memphis | Pistons mają jeszcze do udowodnienia

Witam serdecznie w piątek, piąteczek, piątunio. Pamiętam czasy gdy pracowałem w korporacji, najpierw jednej, potem drugiej. Pamiętam, że piątku wyczekiwałem jak oszalały. Teraz każdy dzień jest jak piątek, wtorek czy niedziela i nie mówię tego z wyższością, bynajmniej, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Praca w korporacji ma cały szereg walorów, daje poczucie stabilizacji, bezpieczeństwa, wszelkie pracownicze […]

Kwi 25, 2025 - 15:52
 0
NBA: Ja Morant połamany, OKC złamali Memphis | Pistons mają jeszcze do udowodnienia

Witam serdecznie w piątek, piąteczek, piątunio. Pamiętam czasy gdy pracowałem w korporacji, najpierw jednej, potem drugiej. Pamiętam, że piątku wyczekiwałem jak oszalały. Teraz każdy dzień jest jak piątek, wtorek czy niedziela i nie mówię tego z wyższością, bynajmniej, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Praca w korporacji ma cały szereg walorów, daje poczucie stabilizacji, bezpieczeństwa, wszelkie pracownicze przywileje oferuje szerokim wachlarzem i kartę na siłownię do tego, a jak ci się zepsuje laptop to podnosisz rękę i dostajesz nowy. Co prawda Lenovo tylko i wiele na nim nie zrobisz, ale filmy oglądać można, hehe.  

Myślę, że warto aby każdy młody na początku kariery ze dwa lata popracował w korporacji. Tak, aby poznać łańcuch zależności i zawodowych połączeń między ludźmi. Główna, niezależna od branży i struktury kapitału nauka płynąca z pracy w korpo to chyba to, że nie wszystko należy brać na logikę, a logika twojego nazwijmy to „poziomu” nijak się ma do poziomu czy poziomów wyżej.

Rzecz jasna jeśli w korporacji zajmujesz się i odpowiadasz za tematy, które są spójne z twoimi zainteresowaniami, to super. Jeśli masz do tego cień autonomii, kreatywności,  która daje choćby ułudę niezastępowalności (nie do pomyślenia w świecie korpo) to wygrałeś. Nie zatrać charakteru, a będziesz miał dobre zawodowo życie i balans zachowany. 

Ale się rozpisałem, ja pierdziu, nie wiem co mnie wzięło, to chyba z braku snu. Chętnie się dowiem jak Wasz etat w korpo wygląda i czy czujecie się OK. 

Patronami dzisiejszego odcinka są K Gajewski, Woyteck oraz Banan89.  Ja nazywam się Bartek Gajewski, każdy z nas pokonuje 2.5 miliona kilometrów dziennie wokół Słońca i nawet o tym nie wie, a to są GWBA, czyli gwiazdy basketu. 

Knicks 118 Pistons 116 [2-1]

Karl Anthony Towns aktywniejszy strzelecko, zaznaczający się od początku. Są granice przyzwoitości, nie może być tak, że Tobias Harris w pojedynczym kryciu odetnie chłopa od meczu. Niewłaściwy sposób ofensywnego wykorzystania talentu KAT-a to także główny zarzut w kierunku trenera Toma Thibodeau. Cieszyć się zatem pozostaje, że w jakimś stopniu temat został zaadresowany. Trzy na pięć trójek w pierwszej kwarcie? Tak, na to właśnie czekaliśmy. Miejsca od razu zrobiło się więcej, dla wszystkich. 

Knicks nadawali ton wydarzeniom, bez dwóch zdań. Powiem więcej, Knicks z powodzeniem wycięli Tobiasa Harrisa, mocno ograniczyli Malika Beasleya, środkowy Jalen Duren punktował niemal wyłącznie po błędach obrony. Odpowiedzią, tajnym składnikiem smaku, sukcesu Detroit pozostaje więc drugi ball-handler Dennis Schroder. Niemiec ponownie dał wczoraj popis: 18 punktów 6/9 z gry, a do tego całkiem zadziorna momentami obrona indywidualna. 

Pistons gonili, gonili do samego końca, ale dla mnie poważnego zagrożenia w czwartej kwarcie nie stanowili. Trener przekombinował. W czwartej kwarcie trzymał uparcie na placu zimnego Beasleya, tragicznego po obu stronach Harrisa i wspierał się Schroderem jak protezą. Kiedy zespół potrzebował szarpnięcia, energii, trzymał na placu słabych obrońców, na dodatek coraz bardziej zmęczonych. 

W efekcie Jalen Brunson (przy buczących trybunach, skandujących „F%ck You Brunson”) wbijał im kosze jeden na jeden (12 punktów w IV kwarcie) a jak nie on to Towns z małym udziałem Mikala Bridgesa jeszcze. 

Ausar Thompson rozegrał w sumie siedemnaście minut. Ograniczony do roli obrońcy, screenera, podającego. Trudno w takich warunkach o rytm czy zaufanie. Aż się prosiło by kilkukrotnie zaatakował obręcz, wszedł choćby i na faul, ale Pistons sztywno trzymali się planu i choćby rzuty były trudne, oddawał je Cunningham albo Beasley. Czy oni nie wiedzą, że bez wygenerowania ekstra agresji, sportowej złości nie przejdą Nowego Jorku?

W sumie trudno wymagać od zielonego jeszcze, 22-letniego gościa, który wchodzi na plac z wyraźnie zadaniowymi poleceniami. Nie wiem dokładnie jakie instrukcje odebrał, ale JB Bickerstaff nie zbudował w nim wczoraj pewności siebie, wręcz przeciwnie. Młody musi wierzyć, że jest lepszy niż rywal i to trzeba w nim umacniać, nie podoba mi się, słyszysz JB?

Paul Reed i Ronald Holland grali z największym pazurem. Dwaj ludzie z krańca rotacji. Reed zastępuje nieobecnego wciąż Isaiah Stewarta, który ma balon na kolanie i nie wiadomo kiedy mu to wszystko puści. 

Ktoś powie, że Knicks mieli farta. Bo przecież Harris tylko 2/9 z gry i pięć super miękkich, dyskusyjnych fauli odgwizdanych. Super armata, kluczowa kolubryna Beasley Threesley tylko 4/14 z gry. Cade tylko trzy osobiste wobec trzynastu po stronie Brunsona, brak Stewarta, a Knicks wygrywają ledwo co. 

Otóż właśnie na tym rzecz polega, na wygrywaniu. Knicks zaliczyli więcej przechwytów, bloków, zaliczyli mniej strat. Dziesięcioma punktami wygrali w polu trzech sekund i potrafili wysforować się na czternastopunktowe prowadzenie. Pistons i ich fani, jeśli chcą się dalej zaznaczać na arenie NBA playoffs, muszą zacząć grać, a nie narzekać. Na razie są ligowym kopciuchem, który wszedł na salon, nic mu nie przysługuje, wszystko musi sobie wywalczyć, a Ausar Thompson panie trenerze, musi grać! 

Najskuteczniejsi ludzie po obu stronach: Cade 24/7/11 – Hardaway Junior 24 punkty 7/12 za trzy – KAT 31/8 – Brunson 30/7/9 – Anunoby 22 i Bridges 20 punktów. 

Jeszcze taka ciekawostka: w poprzednim meczu Golden State versus Houston, publiczność w Teksasie skandowała „F%ck you Draymond” podobnie jak dzisiaj działo się w Detroit w stronę Brunsona. Jakże inna była jednak reakcja trenerów obu graczy. Steve Kerr wolałby „złagodzić obyczaje, tłumaczy że facet ma dzieci, które mogą siedzieć na trybunach” itd. Tymczasem Thibodeau swym demonicznym głosem mówi tak: „dla Jalena to są kwiaty, on żyje dla takich momentów”. 

Thunder 114 Grizzlies 108 [3-0] 

Przez głowę przechodzi, że znów zdrowie określa kształt NBA playoffs. Wczoraj połamał się Jimmy Butler, dziś na talerz biodrowy z drugiego piętra spadł podcięty Ja Morant. W Denver też mały szpital, łydka Gordona, bark Portera Juniora, to nie nastraja optymistycznie jeśli jesteś fanem ekip, w których chłopaki występują. To może być koniec marzeń o mistrzowskich trofeach, przynajmniej w tym roku, ma się rozumieć. 

Z całą pewnością swój sezon kończą koledzy z Memphis. Czy wy wiecie, że w pierwszej połowie zeszli na OKC jak burza? Że prowadzili 29 (!!!) punktami, a potem się Morant stłukł i wszystko musieli oddać? 

Thunder złamali ich totalnie, zgięli wpół i wyrzucili do pojemnika na bio odpadki. Niesłychana dyspozycja strzelecka Niedźwiedzi wróciła do przeciętnego poziomu, zeszła lawina kontrataków, zabrakło tarana w postaci Ja, a potem już wkradło się zmęczenie i presja faktu, że przed własną publiką oddajesz 30 oczek prowadzenia. Jakież to musi być bolesne doświadczenie, co?

Lanie od OKC jest nieuniknione, nieodzowne. Nie ma sposobu by się przed tym obronić. Cztery zero i do domu.

  • 31 punktów i 8 asyst SGA
  • 26 punktów 6 zbiórek 5 asyst J-Duba
  • 24 punkty 8 zbiórek Cheta Holmgrena
  • 10 punktów i 4 przechwyty szarej eminencji Alexa Caruso

Tylko popatrzcie co Caruso wyczyniał w czwartej kwarcie, a najlepiej zapiszcie to sobie na dysk, żeby nigdy nie umknęło:

Historia dwóch połów

  • pierwsza połowa Memphis 11/22 zza łuku, 18 asyst, 3 popełnione straty, 77 zdobytych punktów
  • druga połowa Memphis 3/20 zza łuku, 5 asyst, 13 strat, 31 punktów 

Rozumiecie przepaść? Poziom ogołocenia, rozmycia, roztopionych marzeń jak masło na patelni, na słońcu, na kamieniu rozłupanych? 

Desmond Bane poddany piekielnej presji jako ball-handler. Scotty Pippen, syn Scottiego, ma momenty, ale on się ledwie z G-League przedostał i zestaw ma ograniczony. Gdy na nim siedli, ugiął się, nie pociągnął. Jaren Jackson i jego gra po piwocie także jest już rozczytana, kryjący go Caruso, raz po raz wybijał mu piłkę z rąk, a Holmgren po grze pick and pop miał otwartą pozycję do rzutu za każdym razem. 

Problem gospodarzy bez Moranta na placu jest jeden, podstawowy. Żaden z graczy nie jest na tyle mocny, by wykreować rzut dla siebie albo zająć obronę na tyle, by wygenerować pozycję dla kolegi. To znaczy może i potrafią, ale w zderzeniu z tą intensywnością obrony, jaką prezentują OKC i twardością gwizdka, już nie. Tylko tyle i aż tyle. 

Nuggets 83 Clippers 117 [1-2]

Ci, którzy w tym sezonie sobie jaja robią z LAC, to widać że nie oglądają meczów i nie powinno się ich słuchać. Śmieszą mnie hasła „druga runda max” i oceny Clippers z perspektywy lat minionych. Oni odpalili bumelantów, zebrali ludzi o walorach mistrzowskich, jasno określili warunki, role, priorytety, doładowali talentu i doświadczenia. Są wiekowi, ale utalentowani i doświadczeni. Mocni fizycznie do tego.  

Zubac to najlepszy obrońca w lidze na Jokera (23/13/13). Powiecie, że Serbowi brakowało agresji (14 oddanych rzutów) czy pazura w tym spotkaniu, ja powiem że nie tak łatwo z podwojeniami się gra i nie ma sensu pałować, jak nie możesz uruchomić kolegów. 

Jeszcze raz napiszę: Gordon ma problemy z łydką (widzieliście jak spudłował rzut spod kosza, bo nie mógł wyjść w górę odpowiednio?) Porter Junior z barkiem (zapewne ma problem z podniesieniem ręki ponad głowę) a drużyna wokół nich jest cieniutka jak barszczyk w szpitalnej kantynie. Portera to oni powinni pożegnać, Brauna odesłać z powrotem do roli zmiennika, bo przy drużynie pilnującej powrotu do obrony, bez łatwych punktów ten gość nie wnosi, nic prawie nie wnosi w ataku pozycyjnym. 

Russell Westbrook nie jest odpowiedzią (9 minut 1/5 zza łuku) a młodzi (Naji, Strawther, Pickett) nie mają papierów na granie na tym poziomie. W efekcie Denver nie ma ławki rezerwowych, a po spuszczeniu trenera najgorszy możliwy dla Denver scenariusz to Joker żądający transferu. Niemożliwe? Od trzech sezonów zamiast wzmacniać, osłabiają roster. Serb jest przeciążony, a jego prime potrwa znów nie aż tak długo . 

Problem w tym, że MPJ ani Murray nie mają wielkiej wartości na rynku transferowym, bo ich kontrakty są przesadzone. Murray ma problem, aby strząsnąć z siebie Krisa Dunna bądź Derricka Jonesa. Wszyscy też mamy w pamięci co w zeszłych playoffs zrobili z nim Wolves, albo jak wyglądał w barwach reprezentacji Kanady, gdzie nie było zasłon i playmakingu Jokera.  

Przesadzam? Myślicie, że urwą jeszcze jeden, dwa mecze? A może uważacie, że Denver wygra tę serię? Chętnie się dowiem, zapraszam do komentarzy. Tymczasem w obozie Clippers czterech ludzi po dwadzieścia zdobytych punktów (pozwolę Wam zgadnąć kto) do tego cztery trójki Nico Batuma oraz cała masa pożytecznej, zadaniowej pracy wokół. 

Intuit Dome pomogło oczywiście, oprócz głośnego dopingu i wiwatów, fani pozakładali czapki z głową konia, żeby rozproszyć Jokera mierzącego osobiste, hehe. 

Myślicie, że Clippers rzucą wyzwanie Thunder? To będzie ciekawe zestawienie stylów gra biegana vs chodzona. O takie NBA walczyliśmy! 

Other NBA news

-> Devin Booker jechał swoją vintage furą i zobaczył dzieci sprzedające lemoniadę. I się zatrzymał i parę groszy wyjął i przy okazji kolega miał akurat telefon odpalony by to wszystko nagrać. A pamiętacie jak kilkanaście dni temu Booker mówił „że zależało mu aby dobrze wypaść w meczu o pietruszkę, bo jakiś fan mógł go oglądać w akcji pierwszy i ostatni raz i specjalnie dla niego przyjechać, bilety kupić”. Otóż moje pattern recognition świeci na czerwono i mówi wyraźnie… 

Sztabowcy od wizerunku, bo FATALNYM sezonie oraz powoli, ale konsekwentnie podpinanej łatce „uncoachable” (to Booker najbardziej się cały sezon spinał z wyrzuconym ostatecznie Budenholzerem) muszą zadbać o pozytywny odbiór swego klienta. Tymczasem faktem jest, że Book to jedna najbardziej przereklamowanych gwiazd NBA, którego wkrótce czeka los CJ McColluma. 

-> Alijah Arenas, syn legendy parkietów Gilberta Arenasa, utalentowany prospekt NBA, miał wypadek samochodowy. Wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej w szpitalu. Nie, nie doznał poważnych, mechanicznych obrażeń ciała, ale nawdychał się dymu. Czekamy na rozwój wydarzeń. 

-> Dobrego dnia wszystkim. Wczoraj skompletowaliśmy skład dwunastego GWBA Camp (15-18 maja). Mamy dwóch centrów, dwóch liderów na piłce, dwóch skrzydłowych iron-manów z rzutem, czterech power-forwards, kilku graczy zadaniowych, jednego sharp-shootera i Sentino. Pozdrawiam całą ekipę i nie mogę doczekać się spotkania. Będzie wesoły autobus wypożyczony z Enea Basket Poznań, hehe. 

No i dobrze, podobała Wam się relacja? Spoko, nie? Może być. Dobrego dnia! B