Módlmy się o wybór papieża pełnego świętości i mądrości Bożej
Trwamy w oczekiwaniu na wybór nowego papieża. Czas ten winien być dla każdego z nas wypełniony usilną i pełną żaru modlitwą o wybór papieża pełnego świętości i mądrości Bożej. Do modlitwy dołączajmy akty postu czy znoszonych utrapień. Łaska świętości bowiem pozwala przekraczać własne ograniczenia by rozpoznawać wolę Bożą, wypełniać ją z odwagą i determinacją, a […] Artykuł Módlmy się o wybór papieża pełnego świętości i mądrości Bożej pochodzi z serwisu PCH24.pl.

Trwamy w oczekiwaniu na wybór nowego papieża. Czas ten winien być dla każdego z nas wypełniony usilną i pełną żaru modlitwą o wybór papieża pełnego świętości i mądrości Bożej. Do modlitwy dołączajmy akty postu czy znoszonych utrapień. Łaska świętości bowiem pozwala przekraczać własne ograniczenia by rozpoznawać wolę Bożą, wypełniać ją z odwagą i determinacją, a mądrość Boża jest niezbędną w sprawowaniu władzy. Rządzenie bowiem w swej istocie to posługa myślenia, która jest u podstaw stanowienia dobrych i sprawiedliwych praw i decyzji. One pozwalają rozwijać się poszczególnym wiernym i wspólnotom, są przewidujące różne okoliczności i troszczące się o każde dobro w Kościele, aby „nie zagasić knotka o nikłym płomyku.” (Iz 42)
Módlmy się, aby nowy pontyfikat przyniósł zniesienie restrykcyjnych zasad wobec tradycyjnego rytu rzymskiego i uwolnienie od tak trudnych ograniczeń i ciężarów. Oby na nowo przyznano mu właściwe miejsce w Kościele. Oby wzrastała świadomość, iż w tradycyjnym rycie nie ma nic złego, błędnego, niebezpiecznego lecz stanowi on korzenie i dziedzictwo naszej wiary katolickiej. Przez swoje bogactwo i objawiający się w nim wyraźny prymat Boga może wnieść dobry wkład do współczesnego Kościoła. Dlaczego lękać się skarbów teologii, tradycji i pobożności w tradycyjnym rycie rzymskim?
Módlmy się, aby zakończył się czas ignorowania i forsowania, tak bolesnego, wrażliwości liturgicznej wiernych przywiązanych do tradycyjnego rytu rzymskiego, spychania ich na margines życia eklezjalnego. Pragną oni mimo przeciwności w pełni być w Kościele katolickim. Módlmy się szczególnie ufnie do Najświętszej Maryi Panny Wspomożenia Wiernych, którą czcimy jako pozwalającą przezwyciężać wszelkie doświadczenia dotykające Kościół tak zewnętrznie jak i wewnętrznie.
Poniżej przytaczam artykuł pt.: „Drzewo bez korzeni usycha, drzewo bez korzeni porywa wiatr”, opublikowany w październiku 2021 roku, w którym jest opis teologiczny i liturgiczny sytuacji tradycyjnego rytu rzymskiego i związanych w nim wiernych po „Traditionis custodes”. Ponowna lektura pozwoli na nowo uświadomić sobie na jakim etapie wciąż niezmiennie jesteśmy.
Ks. Grzegorz Klaja
***
***
Drzewo bez korzeni usycha, drzewo bez korzeni porywa wiatr. O wzajemnej relacji tradycyjnego rytu rzymskiego do zreformowanego po Soborze Watykańskim II
W obrębie rytu rzymskiego relacja starszej formy do zreformowanej wydaje się dziś jednym z najważniejszych zagadnień w dziedzinie liturgii. W perspektywie całego Kościoła, sprawa bowiem nie dotyczy czegoś błahego, lecz „źródła życia chrześcijańskiego”[1]. Duch świętości lub desakralizacji, pełne respektu lub lekceważące podejście do liturgii, ortodoksja lub szerzące się błędy, staranność lub niedbałość, powaga lub pośpiech, decydująco wpływają na egzystencję i kondycję Kościoła. Temat odniesienia dawniejszego zwyczaju rzymskiego do zreformowanego podjąłem w mojej książce pt.: „Msza Święta w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego” (Bielsko-Biała, 2020). Teraz, po publikacji „Traditionis Custodes”, pragnę podzielić się kilkoma refleksjami.
Jaka była, jaka jest, szczególnie zaś jaka winna być relacja między tradycyjnym, a zreformowanym rytem rzymskim. Czy w ogóle powinna istnieć jakaś zależność czy zażyłość? Pytanie to staje się zasadnicze wobec nowego Motu proprio „Traditionis Custodes” papieża Franciszka.
Ową zależność można rozpatrywać z różnych punktów widzenia: prawnego, historycznego, roli w kulturze i wpływu na cywilizację zachodnią, sztuki sakralnej, fenomenologicznego (zjawiska jego natury i ducha), pobożności, praktycznego, duszpasterskiego czy – określmy to – sytuacyjnego oraz społecznego. Jednakże analiza szczególnie ważna jest od strony teologicznej, wewnętrznej zależności treści wiary i kultu. Przede wszystkim ten ostatni aspekt będzie przedmiotem mojego zainteresowania.
1.Co się stało?
Czymś niepojętym i zaskakującym, powodującym konsternację jest to, iż nagle, od 16 lipca 2021 roku, „starożytny i czcigodny” ryt rzymski został w Kościele totalnie zmarginalizowany i właściwie przeznaczony na wymarcie.
Trzeba tu mocno podkreślić motyw którym kierował się Benedykt XVI w decyzji o publikacji Summorum Pontificum. Jak sam zaznaczył głównym i podstawowym motywem nie było pojednanie z Bractwem Św. Piusa X, lecz motyw był dużo głębszy, dużo istotniejszy, bardziej zasadniczy. Jak stwierdza papież Benedykt XVI chodziło o utożsamienie Kościoła z samym sobą, a więc o przyjęcie i zrozumienie samego siebie jako Kościoła. Cytuję wypowiedź rozmowy papieża Benedykta z Peterem Seewaldem, który przywołuje powszechnie panującą interpretację jakoby wprowadzenie „starej” Mszy było jedynie wyjściem naprzeciw Bractwu Piusa X:
„To absolutnie niewłaściwe podejście! Zależało mi na tym, żeby sam Kościół utożsamił się wewnętrznie z własną przeszłością; żeby to, co wcześniej było święte, nie stało się nagle błędne. Ryt musi się rozwijać, dlatego wskazana jest reforma, ale nie wolno degradować tożsamości. (…) Jak już powiedziałem, moje zamierzenia nie były natury taktycznej, lecz chodziło mi o samą kwestię”[2].
Nie chodziło więc jedynie o techniczne rozwiązanie problemu z Bractwem Piusa X i umożliwienie upragnionej jedności, ale o wewnętrzną spójność Kościoła rzymskokatolickiego, którego życie objawia się w liturgii. Chodziło więc o zrozumienie i przyjęcie samego siebie, swojej przeszłości.
Wynika z tego, że według oceny papieża Benedykta, w łonie Kościoła rzymskokatolickiego nastąpiło rozdzielenie między przeszłością, z jej doktryną wiary oraz liturgią, a współczesnością i nowym postrzeganiem rzeczywistości. Zamiast ciągłości i rozwoju pojawił się rozłam. Nastąpiło zerwanie więzi z minionymi pokoleniami w zakresie tego, co ważne. Podczas Kanonu kapłan wypowiada słowa: „Zjednoczeni z całym Kościołem”. Jedność Kościoła nie polega tylko na zgodności obecnie żyjących, ale obejmuje wiernych wszystkich czasów. Grupa, która tworząc nową interpretację wiary zatraca rozumienie tego, co rozumiały poprzednie pokolenia, przestaje być z nimi w jedności.
Obecna sytuacja Kościoła charakteryzuje się coraz większym zatomizowaniem. „Tradycyjny katolicyzm” walczy o przetrwanie, postulując jedność z minionymi pokoleniami[3]. Z jednej strony są apele, że Kościół powinien rozwijać się wewnątrz tradycji/Tradycji, ponieważ istnieją prawdy niezmienne. Niekiedy trudno odróżnić w danym zagadnieniu tradycji/Tradycji, czy chodzi o sprawy istotne czy drugorzędne, stanowiące otoczkę, styl czy obyczaj. Dawne księgi liturgiczne nie zawierają żadnego błędu, stanowią ekspresję wiary, wychowują zdrową duchowość katolicką. Dlatego „współczesny człowiek” winien pozwolić się formować modlitwom i wierze, które kształtowały minione pokolenia lub przynajmniej powinny być one poważane i dopuszczone go głosu. Z drugiej strony są poglądy kierujące nowe spojrzenie na życie wiary, na moralność, na świat. Przy czym to nowe spojrzenie coraz radykalniej chce wykreślić przeszłość, uznaje ją za przeszkodę w budowie wspólnoty zdolnej prowadzić dialog ze współczesnym światem i potrafiącej godzić i dopasować nowoczesność do wiary. Uważa liturgię sprzed reformy jako obarczoną brakiem ducha postępu i światłej myśli. Oczywiście te poglądy mają różny charakter i odcienie radykalności. Szczególnym miejscem sporu okazuje się liturgia. Ta zreformowana stała się obrazem uwzględnienia okoliczności i warunków, otwartości, ukierunkowania duszpasterskiego, nieskrępowanego życia Ewangelią i otwarcia na działanie Ducha Świętego. Natomiast tradycyjnej przypisano obszar skostniały, w którym nie ma życia, w którym przepisy i sztywność ograniczają ducha.
Taki punkt widzenia oznacza odrzucenie solidarności międzypokoleniowej wierzących. Staje się to prawdziwą chorobą Kościoła rzymskiego i rozlewa się na całe jego życie, wpływając również na całą współczesną cywilizację. I choć wciąż słychać, iż trzeba otworzyć się na nowe i iść naprzód, to właściwie nikt nie zadaje pytania co to oznacza, w jakim kierunku. Co stanowić ma fundament. Odpowiedź sugerowana jest raczej intuicją niż refleksją rozumową.
Rodzi się kluczowe pytanie dla Kościoła: czy jego historia ma być kontynuacją czy zerwaniem i nowym początkiem? Papież Benedykt XVI pragnął egzystencję Kościoła, liturgię jak i całe nauczanie Soboru Watykańskiego II wpisać w tzw. hermeneutykę ciągłości. W Kościele nie może być zerwania, lecz organiczny rozwój. Nauczanie zawarte w Adhortacji „Sacramentum caritatis” jest wciąż aktualne i czeka na recepcję: „Głównie chodzi o to, by odczytywać zmiany, jakich pragnął Sobór, w obrębie tej jedności, o jakiej stanowi rozwój historyczny samego obrzędu, nie stosując nienaturalnego przerwania tej jedności”[4].
Motu proprio Summorum Pontificum papieża Benedykta XVI było wezwaniem do budowania mostu, miejsca spotkania, utożsamienia się Kościoła z samym sobą, rozpoznania własnego dziedzictwa i przyjęcia go. Liturgia jako miejsce życia Kościoła miała stać się przestrzenią wzajemnego przyjęcia i zgody. Udostępnienie starej liturgii miało służyć temu wewnętrznemu scaleniu, pojednaniu, samoakceptacji. Zamiast konfliktu, Papież zaproponował pojednanie.
Warto zauważyć, iż dla nowych pokoleń, tradycyjna liturgia stanowiła odkrycie własnego dziedzictwa, odzyskaniem religii własnych przodków. To nowe pokolenia nie były bowiem świadkiem ani stroną sporów liturgicznych, które miały miejsce po Soborze Watykańskim II. Ich spojrzenie na tradycyjną liturgię było świeże, pełne entuzjazmu, nie obarczone garbem konfliktów liturgicznych. Młode pokolenie zostało zauroczone i porwane przez piękno i bogactwo liturgii przodków. Zadaje ono pytanie: „W imię czego ma być ona ograniczona, trudnodostępna lub zabroniona?”.
Dlaczego tak ważna rola w opisie kondycji Kościoła przypisywana jest liturgii? Przecież w niniejszym artykule chodzi tylko o relację starego obrzędu do zreformowanego. Rozważania dotyczyć winny jedynie ceremonii i modlitw, a rozważania rozciągają się na Kościół, a nawet na cywilizację. Czy to nie jest przekroczenie założonej tematyki? Pozorny ogląd wydaje się właśnie taki. Jednakże istotnym jest uświadomienie roli liturgii w Kościele oraz stosunku liturgii do konkretnego obrządku.
Sobór Watykański II stwierdza, iż „liturgia jest szczytem, do którego zmierza działalność Kościoła, i jednocześnie jest źródłem, z którego wypływa cała jego moc[5].” Dogłębna recepcja tej prawdy pozwala zrozumieć jej wyjątkową wagę i rolę. Liturgia w sposób unikalny i wątkowy wyraża Ecclesiae, jej wiarę i jej życie. Liturgia jest „domem” wiary i „przebywania” teologii. Nie w sensie poukładanego zbioru prawd czy doktryn, które można abstrakcyjnie, intelektualnie czy akademicko poznawać i rozważać, lecz w sensie dynamicznego uobecnienia. Liturgia jest również żyjącą i obecną Tradycją. Ona nie jest czymś zewnętrznym wobec liturgii, lecz stanowi jest żywą część, przenika ją. Liturgia to misterium Boga i Jego odkupienia. Liturgia jest trwającą doksologią Boga i wydarzeniem zbawczym. Staje się ekspresją całego Kościoła – ziemskiego i niebieskiego, ponadczasowego. Liturgia nie jest tylko jakąś praktyczną funkcją, rytuałem Kościoła, lecz jego realnym a zarazem mistycznym i nadprzyrodzonym życiem, wykraczającym poza doczesność i widzialność[6].
Istotne jest zaznaczenie relacji liturgii do obrządku. Liturgia realizuje się poprzez wybrany obrządek. Jednakże jego nie można traktować jako coś tylko zewnętrznego wobec liturgii, jak ubrania, które można dowolnie zmieniać i dopasowywać, kroić na własną miarę. W tym wypadku forma – czyli obrządek/ryt – jest integralnie i spójnie związana z treścią liturgii. Trudno rozdzielić treść od formy. Ta ostatnia wypowiada treść, jest jej nośnikiem. Choć liturgii nie można sprowadzić do danego rytu i wykracza poza niego, to jednak bez niego ona nie istnieje. Nie istnieje abstrakcyjna, arytualna liturgia. Zawsze wciela się w konkretny obrządek, który wyraża tajemnicę liturgii. Warto tu zaznaczyć, iż obrządek rzymski jest jednym z najstarszych chrześcijańskich rytów. Trudno wyobrazić sobie organiczny rozwój liturgii dokonujący się przez pospieszne eksperymenty i chaotyczną kreatywność[7]. Obrządku się nie tworzy, on wzrasta w pobożności wieków – można sparafrazować powiedzenie Owena Chadwicika[8]. Eksperymenty lub destrukcja obrządku uderza w liturgię, co przekłada się na Kościół, co niesie dalsze konsekwencje w kształtowaniu cywilizacji. Nie można bezkarnie mącić wód „źródła”. Takie zmącone wody zaczynają wtedy krążyć w żywym organizmie Kościoła. Zanieczyszczone źródło określa kondycję całego Kościoła. Kryzys liturgii prowadzi do kryzysu Kościoła. „W sprawowaniu liturgii decyduje się przyszłość wiary i Kościoła[9]” – pisał J. Ratzinger. Stąd rozważania dotyczące obrządku dotyczą w bezpośredni sposób istoty Kościoła i jego istnienia oraz jego wiary. Dlatego wgląd w relację starego do nowego zwyczaju musi wykraczać poza zwykłe zestawienie modlitw i ceremonii.
Lex orandi tradycyjnej Mszy św. wedle nowych przepisów zostało anulowane. Jedynym lex orandi obrządku rzymskiego jest zreformowana liturgia. Pojawia się zagadnienie: czy rzeczywiście można wykluczyć aktem administracyjnym wartość lex orandi i co za tym idącym lex credendi wiekowego Missale Romanum? Przecież on sam w sobie jest modlitwą zbudowaną z tekstów Pisma Świętego czy świętych Ojców i niesie przesłanie wiary, należąc do obrządku rzymskiego. Stwierdzenia, iż celebracja według starego rytu nie stanowi już lex orandi Kościoła, nie sposób rozumieć teologicznie. Tym samym mówi się, iż zreformowana liturgia nie ma dziedzictwa. Kościół z jego liturgią zostaje ograbiony i wykorzeniony ze swoich modlitw, obrzędów, tradycji. Tworzy się na nowo. Odnowionej liturgii przypisuje się, że stanowi pełną zwartą całość, samodzielny system liturgiczny, tworzący pełne lex orandi, nie potrzebujący żadnego odniesienia do historycznej formy. Czy rzeczywiście zreformowany obrządek rzymski stanowi zamknięty i spójny system zaspokajający całe potrzeby liturgiczne i wyrażające pełnię lex credendi Kościoła Katolickiego?
Symptomatyczne jest to, że odrzucenie starodawnego rytu rzymskiego podobnym jest do zjawisk i procesów, które dzieją się we współczesnym świecie: odrzucenia dorobku historii, nieustannego krytycznego i podejrzliwego postrzegania przeszłości, panującego ducha rewolucji społecznej. Uważamy, iż mamy nieograniczone prawo do tworzenia nowości bez oglądania się na straty. Dyskontynuacja a nawet demontaż wydaje się naczelną zasadą cywilizacji, w której żyjemy[10]. Ten duch rewizjonizmu w jakiś sposób przeniknął do Kościoła i stał się jego udziałem. A przecież tradycyjna liturgia przez swoją „niezmienność” i skodyfikowanie chroni zreformowaną liturgię, a przez to cały Kościół przed zapędami rewolucyjnymi, przed nieustannym wprowadzaniem kategorii postępu. Inaczej liturgia staje się tylko wektorem czasów współczesnych i ich gorączkowości. Czyż odcięcie się od starego rytu, które znalazło aplauz w niektórych środowiskach kościelnych nie świadczy o braku akceptacji samych siebie, braku akceptacji własnej przeszłości Kościoła, własnego dziedzictwa wiary, niedocenieniu własnych skarbów? Zachowanie przypomina nastolatków, którzy wyzwolili się od opieki rodziców i mogą robić co chcą. W tej odmowie przyjęcia tradycji i przeszłości tracimy samych siebie[11]. W Kościele nie dostrzegamy już związku między przeszłością a nami samymi. Jakbyśmy wymazali historię, zupełnie zlekceważyli dorobek teologiczny przeszłości, jakby go nie było, jakby nie miało on żadnego znaczenia, nie niósł żadnej prawdy. Chcemy teologię pisać na nowo, bez odniesienia do dorobku przeszłości. Wybieramy teologiczną i liturgiczną amnezję. Czy odrzucając starą liturgię jeszcze zasługujemy na przyjaźń z minionymi pokoleniami wierzących w Kościele? Czy nękając i utrudniając dostęp do niej nadal jesteśmy we wspólnocie z tymi co przekazywali wiarę od samego początku? Drzewo bez korzeni usycha, drzewo bez korzeni przewraca wiatr, porywają go wichury – dziejowe wichury[12].
Zachodnie i wschodnie obrządki Kościoła zawsze się przenikały i wzajemnie na siebie oddziaływały. Był to proces naturalny. Z punktu widzenia nowych, papieskich zaleceń dawniejszy zwyczaj rzymski ma wymrzeć. Na razie ma zostać hermetycznie zamknięty w trudno dostępnym obszarze, tak aby nie mógł już oddziaływać na zewnątrz. W ten sposób podcina się jednak korzenie zwyczaju zreformowanego. Rodzi się pytanie: dlaczego nie może być miejsca na ubogacającą różnorodność? W Kościele tyle się mówi o jej wartości. Pozostawienie tradycyjnego rytu ograniczone zostaje do grupki wiernych, jakoby nie potrafiących dostosować się do nowych czasów. Wierni ci stają się migrantami liturgicznymi. Na marginesie trudno nie zapytać – wbrew werbalnym deklaracjom troski o każdego w Kościele – kto dziś zważa na ich wrażliwość liturgiczną, na przeżywany ból z doświadczanych ograniczeń i niesionych w związku z tym ciężarów?
Częste są opinie, że „stara” Mszy św. jest niedostosowana do współczesnych ludzi Zachodu żyjących w dostatku, a tym bardziej nie jest rozumiana przez ludzi ubogich czy żyjących na marginesie. Ta Msza jest rzekomo obca i daleka tym, którzy zmagają się z zaspokajaniem zwykłych potrzeb życiowych. Twierdzi się, iż liturgia winna być bardziej pospolita, aby stała się komunikatywną. Jednakże istotą liturgii jest wejście w czas zbawienia, w wieczność. W tradycyjnym rycie jest to bardzo wyraźne. Ludzie odczuwają to ponad rozumowo, całym sobą. Natomiast w nowym rycie, w jej rzeczywistej realizacji, wciąż istnieje problem z przeskokiem do „nurtu wieczności”, cały czas dalej jesteśmy gdzieś na brzegu, na zewnątrz. Może gdzieś się zbliżamy, ale nie potrafimy przejść zajęci za bardzo samymi sobą.
2.Konsekwencje
Refleksja nad zreformowaną liturgią rzymską pozwala wyraźnie dostrzec motywy będące jej inspiracją. Kluczowe nie była tradycja ojców Kościoła i święte początki wiary, lecz idee humanizmu czasów nowożytnych, a zwłaszcza oświecenia. Pod ich wpływem osłabieniu uległa właściwa natura liturgii: uczestnictwo w czymś co jest dane, a nie tworzone, sakralność, nadprzyrodzoność, transcendencja, misterium, perspektywa ofiary. Natomiast wyrastające z ducha oświecenia prądy nadały ton nowej formie rytu rzymskiego. Wymieńmy kilka: pragmatyczność, użyteczność, przejrzystość i czytelność dla odbioru zmysłowego i racjonalność dla rozumu, widzialność, „sterylność” obrzędowa, dydaktyzm, subiektywizm, duch demokratyczny i w tym poczucie wspólnotowości i równości, moralizatorstwo, podkreślenie indywidualnej roli uczestników, kryterium duszpasterskie[13]. Zaznaczmy również, iż zreformowana liturgia rodziła się przy nieustannym akompaniamencie „aggiornamento” – dostosowania do współczesnych czasów. To odsłania słabą stronę nowej liturgii i zagrażające jej pokusy, którym wciąż może ulegać. To właśnie żywa i dogłębna zależność novus ordo od dawniejszego zwyczaju może chronić ją przed upadkiem i uleganiu owym pierwotnym pokusom. Dotyczy to zarówno strony treściowej liturgii zapisanej w rubrykach i nigrykach Mszału, jak i rzeczywistej, konkretnej ogólnej praktyki celebracji jak i w danym pojedynczym przypadku.
Cechą charakterystyczną w odniesieniu do celebracji Mszy w odnowionym rycie rzymskim, nad którą pragnę się pokrótce zatrzymać, jest to, iż staje się na wskroś antropocentryczna, skierowana na człowieka, na wspólnotę. Uczestnicy, którzy są właśnie w tym momencie zebrani na liturgii stanowią punkt odniesienia. Materialnym wyrazem tego jest ołtarz ustawiony „versus populum”. Cechą charakterystyczną starego obrządku rzymskiego jest całościowe ukierunkowanie na Boga, nieustanne zwracania się ku Bogu, Jego obecność nawet w tych momentach, które są wprost odnoszące się do człowieka, jak choćby wykonywana lekcja czy Ewangelia. Teocentryzm, nieustanne zwracanie do świata nadprzyrodzonego, do królestwa niebieskiego oraz świadomość własnej słabości i nędzy, stanowią o duchu tradycyjnego obrządku. Liturgia zawsze jest sprawowana na cześć Boga i pożytek Kościoła Świętego, jak wyrażamy to podczas Mszy Świętej: „Niech Pan przyjmie ofiarę z rąk twoich na cześć i chwałę swojego Imienia, a także na pożytek nasz i całego Kościoła świętego”. Celebracja Eucharystii winna być odniesieniem do Boga i przez to przynosząca dobra duchowe i zbawcze człowiekowi. Czy można więc powiedzieć że ma być teocentryczna i antropocentryczna? Pożytek człowieka z uczestnictwa w liturgii wynika przede wszystkim z tego, że jest ona teocentryczna i w ten sposób człowiek przez Boga otrzymuje przede wszystkim dar zbawienia i odnajduje samego siebie w odniesieniu do Niego. To w tym sensie jest ona antropocentryczna. Nigdy zaś w sensie niezależności od Boga i stanowienia człowieka suwerennym centrum.
Zreformowany po Soborze ryt rzymski, bez żywego związku z bogactwem tradycji rzymskiej, ulegać będzie skarłowaceniu i tracił będzie wyczucie czym jest liturgia. Będzie tworzony przez doraźne, tymczasowe panujące potrzeby, będzie mu dramatycznie brakowało odczucia wieczności, odczucia wkraczania w to co większe, niż to czym sami jesteśmy i czym w danym momencie żyjemy. Liturgia będzie na miarę człowieka, ale nic poza tym. Istotą świętej liturgii jest wejście w czas wieczności, czas gdzie trwa zbawienie. Natomiast gdy liturgia będzie nieustannie pod wpływem doraźnych, chwilowych trendów czy potrzeb, wejście w czas sakralny staje się utrudnione.
Dobrym przykładem są uroczystości pogrzebowe. Te często są bardziej lub mniej formą akademii na temat zmarłego. Niekiedy akcentują też treści teologiczne inne niż te, które wynikają z liturgii pogrzebowej, śpiew samych pieśni Eucharystycznych lub lirycznych. Natomiast w starym rycie rzymskim pierwszorzędną rolę odgrywa wołanie do Boga o zmiłowanie dla zmarłego, o przyjęcie go do królestwa niebieskiego. Tradycyjny obrzęd, jakby „skostniały”, staje się buforem przeciw zniekształceniom właściwej natury liturgii pogrzebowej. Wygasza on ton wychwalania, czy ton nagany wobec zmarłego, podczas obrzędu wszyscy traktowani są równo, jako z natury grzesznicy, stając wobec majestatu Bożego i błagając o zmiłowanie. Bóg jest najważniejszym punktem odniesienia i do Niego płynie modlitwa o miłosierdzie.
Gdy nowa liturgia ulegać będzie swoim słabościom, to kluczowym w niej staną się nauki psychologiczne, socjologiczne czy antropologiczne, i to one będą kształtować wiernych, a nie duchowość wiary. Nastąpi proces tworzenia nowej eklezjologii. Ograniczenie możliwości dostępu do tradycyjnego rytu rzymskiego spowoduje, iż zajdą procesy zupełnego oddalenia się od własnego dziedzictwa, od własnej tożsamości, zaniknie poczucie jedności i więzi międzypokoleniowej. Korozji ulegać będzie jedność Kościoła rozumiana na osi czasu. I tak np. o świętych minionych wieków będziemy słuchać jakby o bohaterach z innej religii, czy mitologii, nie będzie poczucia bliskości z tymi osobami. Będą to historie, które właściwie nas nie dotyczą i są w gruncie rzeczy obojętne. Postępował będzie proces nieustającego „aggiornamento”, prawie coroczne dostosowywanie się do „współczesnych” czasów, ostatecznie liturgia stanie się igraszką panujących społecznych czy politycznych trendów.
Zostanie zredukowane teologiczne rozumienie Eucharystii. Dla przykładu – bardzo uwypuklona zostanie kategoria uczty przy zaniku kategorii Ofiary. Swobodnej interpretacji teologicznej pozostawać będą te elementy Mszy, które nie mają nadanej interpretacji poprzez modlitwy, np. okadzenie ołtarza (w starym rycie jest dokładna interpretacja okadzeń poprzez przypisane modlitwy, w nowym – bez tych modlitw – interpretacja jest otwarta na doświadczenie ogólno religijne)[14]
Odcięcie się od przeszłości spowoduje utratę wspólnego, międzypokoleniowego „języka”. W tym kontekście warto podkreślić rolę łaciny, która stanowi język uniwersalny i niezmienny, który był węzłem łączącym przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Inaczej wydani zostajemy tylko na współczesny, wciąż ewoluujący język danych czasów[15].
Jeśli zostanie zachowana żywa więź pomiędzy starodawnym a zreformowanym rytem rzymskim, wtedy dziedzictwo Kościoła wciąż ma szansę być bliskie, tworzyć dzień dzisiejszy i wyznaczać kierunki przyszłości. To, co przeszłe, dzień dzisiejszy i przyszłość będą stanowić spójną całość. Wierni odzyskują swoją tożsamość, odnajdują klucz do zrozumienia własnej historii i dziedzictwa.
Pragnę podkreślić jeden, choć szczegółowy, to bardzo istotny rys. Tradycyjna liturgia uczy ogromnego respektu i wiary w żywą, realną i rzeczywistą obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Wyraża szacunek wobec tajemnicy Jego męki śmierci i zmartwychwstania uobecnianych w świętych czynnościach Mszy św. i modlitwie liturgicznej.
Dzięki stałemu odniesieniu do tradycyjnego rytu rzymskiego, zreformowany obrządek ma szansę odzyskiwać właściwą sobie harmonię i naturę, budować należną hierarchię wartości, odniesienie do Boga, a przez to przynosić „pożytek” człowiekowi. Oczywiście nie jest to wykonalne natychmiast. Potrzebny jest proces coraz dojrzalszego rozumienia liturgii. W tym sensie stary ryt rzymski może przywracać „ducha liturgii” nowemu. Wobec nadużyć nie da się wszystkiego wykorzenić poprzez przepisy i restrykcje odgórne. Zresztą w końcu i same ośrodki decyzyjne i mające dbać o liturgię będą zagubione. Proces musi dokonywać się wewnętrznie, samo formacyjnie. „Instytucjonalnie i jurydycznie niewiele można zdziałać. Ważne jest powstanie wewnętrznego oglądu, tak by ludzie ‘od środka’ poznali czym jest liturgia i co rzeczywiście oznacza. (…) Tu nie chodzi o zgodę na wydumane błahostki, tylko o to, żeby liturgia napełniała Kościół i była celebrowana poniekąd od wewnątrz. Ale tego nie da się rozkazać ani narzucić[16]” – mówił Benedykt XVI. Stary ryt rzymski winien stanowić kustosza właściwego ducha i natury liturgii.
Odgrodzenie się Kościoła z nową formą rytu rzymskiego od tradycyjnego spowoduje straty – choć paradoksalnie to zabrzmi – nie w starym obrządku, on sam w sobie stanowi zwartą systematyczną całość, lecz w nowym, obowiązującym. Odstawienie tradycyjnego rytu rzymskiego do lamusa wywołuje boleść i smutek. W istocie to my tracimy, to my odcinamy się od życiodajnych zapisów i obrzędów wiary. To my stajemy się bezbronni, będąc bez korzeni, bez dziedzictwa, bez własnej dogłębnej tożsamości i zmuszeni do budowania własnej identyczności naprędce, w oparciu o różne idee w tym wyrosłe nie z gleby wiary.
Tradycyjny zwyczaj rzymski zebrał w warstwie obrzędowej i modlitewnej, a także w swoim duchowym przesłaniu, całe bogactwo starożytnego Kościoła. Wiara jaką żył Kościół przez wieki została zapisana w oracjach i rytach. Modlitwy i obrzędy przeszły przez sito wieków, wyrastając w geniuszu wiary dziesiątków pokoleń stały się ponadczasowe. Ograniczając dostęp do tej liturgii odcinamy się od całego tego bogactwa dziedzictwa Kościoła. Zdajemy się na liturgię tworzoną w oparciu tylko o nasze własne siły.
3.I co dalej?
Po „Traditionis custodes” tym jeszcze bardziej wydaje się aktualne wezwanie by Kościół utożsamił się z własną tożsamością. Pojednał się sam ze sobą. Inaczej tworzony będzie wciąż nowy Kościół, „posoborowy”, „po 16 lipca 2021 roku”. Ten zaś wciąż będzie płynny, zmienny tworzony o nowe pomysły duszpasterskie. Winniśmy budować świadomość naszej zależności od tych, którzy kiedyś byli i do tych, którzy będą. Zreformowana liturgia w stosunku do rytu sprzed reformy powinna nieustannie budować przyjaźń, poczucie bliskości, więź duchowego pokrewieństwa[17]. Pozwoli to właściwie ujmować nową liturgię. Inaczej rzeczywiście stajemy się jedynie momentowym i doraźnym Kościołem oraz rozsianymi atomami żyjącymi według własnych pomysłów. Nie rozumiemy wtedy liturgii jako daru nadprzyrodzonego i boskiego, lecz rzeczywistość, którą my tworzymy, kreujemy, wytwarzamy według potrzeb chwili. Taka liturgia nie nasyci człowieka. Odniesienie do vetus ordo uczy, iż liturgia nie jest stworzona przez nas samych. Wykracza poza naszą moc sprawczą i dlatego stanowi źródło łaski i zbawienia. Nie można ważność i świętość modlitwy oceniać na podstawie zachowania poszczególnych osób czy grup wiernych.
Motu proprio Summorum Pontificum papieża Benedykta XVI stanowiło wyzwanie dla współczesnego Kościoła do odrobienia lekcji historii, zaakceptowania samego siebie. Jeśli pytamy więc o relacje starego rytu do zreformowanego, to zadanie jest wciąż aktualne. Trzeba pochylić się nad teologią liturgii zawartą choćby w nauczaniu J. Ratzingera/Benedykta XVI. Otóż celebracja według starych ksiąg liturgicznych stanowi korzenie, podstawę i fundament zreformowanej celebry. Naturalnie więc powinna stanowić żywe i obecne dziedzictwo w odnowionej celebracji. Relacja starożytnego rytu rzymskiego do odnowionego powinna być ujęta w kategoriach podjęcie i kontynuacji.
Osoba ludzka zawsze nosi charakter relacyjny. Ale ta relacyjność nie może zamykać się tylko na „tu i teraz”, odnosi się również do tych, którzy żyli w przeszłości, u początku i poprzedzali nas na drodze wiary. Kościół nie może być budowany tylko w oparciu o „teraźniejszość,” lecz w żywej relacji do tych, którzy byli i czego nauczali. „To, co poprzednie pokolenia uważały za święte, świętym pozostaje i wielkim także dla nas[18]” – pouczał Benedykt XVI. To stawia problem przeszłości względem teraźniejszości a właściwie osób z przeszłości i zobowiązań żyjących współcześnie względem nich. Odniesienie dawnej liturgii do zreformowanej staje się więc kategorią personalną. Nie jest to tylko zagadnienie teoretyczne, ale dotyczące relacji osobowych[19]. Troska o starszy zwyczaj rzymski to nie refleksja o bezdusznych ceremoniach, lecz strzeżenie żywej wspólnoty.
Papież Benedykt XVI, rozróżniając w obrządku rzymskim dwie jego formy: zwyczajną i nadzwyczajną, podkreślał wspólne dziedzictwo oraz pewną jedność wybranych elementów Mszy św. Oczywistym przy tym było, że forma zwyczajna i nadzwyczajna ma również podstawowe różnice i to nie tylko w sposobie wykonania. Te ostatnie z czasem mocniej się uwypukliły, co powoduje coraz większą trudność dostrzeżenia pokrewieństwa obu form. A przecież, przykładowo, odnowiona Msza mogłaby być celebrowana we wspólnym ukierunkowaniu i kapłana, i wiernych ku Krzyżowi. Podobnie może być sprawowana – choćby części stałe – w języku łacińskim. Można w czasie nowej liturgii używać Kanonu rzymskiego, mogą być wykonywane antyfona na wejście i na komunię z Graduału rzymskiego. Można czerpać ze wzorca tradycyjnej liturgii. Niestety utrwala się raczej inny praktyka sprawowania zreformowanej liturgii. Nowa Msza kojarzy się już niemal zawsze z celebracją versus populum, czymś wyjątkowym jest wykonanie gregoriańskich antyfon czy użycie Kanonu Rzymskiego.
Niemniej trzeba mocno sobie uświadomić, iż odnowiona forma rytu rzymskiego w odniesieniu do starego stanowi pewne radykalne novum. Mimo, iż możemy znaleźć wspólne elementy, to jednak zasadnicza część modlitw, w tym Eucharystyczne, oraz modlitwy offertorium, dobór czytań, obrzędy, kalendarz są zupełnie nowe. Wylicza się, iż w Mszale św. Pawła VI tylko kilkanaście procent modlitw mszalnych zostało zachowanych z poprzedniego Mszału Rzymskiego[20]. Dochodzi do tego jeszcze duch i styl celebracji. Nie sposób twierdzić, iż tradycyjny ryt rzymski jest tożsamy z odnowionym. Naprawdę trudno w to uwierzyć.
Dlatego vetus ordo, jako przez wieki funkcjonujący obrządek, ma pełne prawo do oddzielnej i samoistnej, żywej obecności, a nie tylko jako historyczny dodatek do zreformowanego rytu rzymskiego. Kardynał Newman stwierdzał, iż Kościół w całej swej historii nigdy nie zakazywał czy unieważniał prawowiernych obrządków. Jest to zupełnie obce duchowi Kościoła[21]. W historii kultu chrześcijańskiego istniały obok siebie różne ryty i nie uderzało to w jedność. Różnorodność obrządków i zwyczajów nie występuje przeciwko jedności Kościoła. Dziś dobrze zdajemy sobie sprawę, iż to nie „jednakowość” czy „jednolitość” tworzy jedność, lecz wiara. Ona wyraża się w różny sposób w bogactwie modlitw i rytów. W obecnej sytuacji tradycyjny ryt rzymski powinien być włączony w „wielką orkiestrę” gry jedności i harmonii, „w której panuje różnorodność” Kościoła[22]. Nastał czas by uszanować prawo żywego istnienia „starożytnego i czcigodnego” rytu rzymskiego w całym jego bogactwie. Stary ryt rzymski w żaden sposób nie zasłużył, aby zostać wyalienowanym, traktowanym podejrzliwie czy wrogo[23]. Kapłani i wierni związani z tym obrządkiem mają prawo do pełnego jego bogactwa. Nie powinni być spychani na margines Kościoła czy stygmatyzowani.
Pytając o relacje starego rytu rzymskiego wobec nowego, wskazówką – nadal aktualną przez siłę prawdy i argumentu – jest oczywiste i podstawowe stwierdzenie zawarte w Liście papieża Benedykta, skierowanym do biskupów przy publikacji Summorum Pontificum: „To, co poprzednie pokolenia uważały za święte, świętym pozostaje i wielkim także dla nas, przez co nie może być nagle zabronione czy wręcz uważane za szkodliwe. Skłania nas to do tego, byśmy zachowali i chronili bogactwa będące owocem wiary i modlitwy Kościoła i byśmy dali im odpowiednie dla nich miejsce[24]”. Tradycyjny ryt był i jest święty, i pewnego dnia nie przestał nim być. Z punktu widzenie doktryny i teologii nie może być zabroniony. Księża i wierni mają prawo do korzystania w pełni z niego. On nie powinien być reglamentowany, ani wyliczany.
W obecnej chwili trzeba być gotowym do wytrwałości, wyrzeczeń i poświęceń. Istnieje konieczność podjęcia starań i wszelkiego wysiłku o zachowanie tradycyjnej liturgii rzymskiej dla nas i następnych pokoleń. W końcowym efekcie bez niej grozi erozja Kościoła i wiary. Dla „starożytnego i czcigodnego” zwyczaju, dla vetus ordo, powinniśmy znaleźć odpowiednie i właściwe miejsce w życiu Kościoła rzymskokatolickiego. Miejsce adekwatne do wartości jaką on przedstawia.
Bielsko-Biała, 26 października 2021 roku
Ks. Grzegorz Klaja
[1] KDK 11, KL 10.
[2] P. Seewald, Benedykt XVI Ostatnie rozmowy, przekł. J. Jurczyński, Kraków 2016, s. 236-237.
[3] Por. J. Melonowska, Pisma Machabejskie. Religia i walka, Warszawa 2020, s. 13nn.
[4] Benedykt XVI, Posynodalna adhortacja apostolska Sacramentum caritatis, nr 3 wraz z przypisem nr 6.
[5] KL 10.
[6] Por. Liturgy and Tradition, Theological Reflectioons of Alexander Schmemann, red. T. Fisch, New York 2003, s. 11-47.
[7] Por. J. Ratzinger, Duch liturgii, w: Opera omnia, Teologia Liturgii, t. XI, s. 128-136.
[8] Cyt. za A. Nichols, Patrząc na liturgię, b.m.r., s. tytułowa.
[9] Por. J. Ratzinger, Opera omnia, Teologia Liturgii, t. XI, okładka.
[10] Por. J. Melonowska, Pisma… dz. cyt., s. 118nn, 166nn, 232.
[11] Por. tamże, s. 200-201; por. J. Ratzinger, Europa i jej podwaliny dzisiaj i jutro, przekł. S. Czerwik, Kielce 2005, s. 31-32.
[12] Por. J. Ratzinger, Europa Benedykta, W kryzysie kultur, przekł. W Dzieża, Częstochowa 2005, s. 62.
[13] Por. A. Nichols, Patrząc na liturgię, dz. cyt., s. 9-65.
[14] Por. G. Klaja, Msza Święta w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego, dz. cyt., s. 58-59.
[15] Por. J. Melonowska, Pisma…, dz. cyt., s. 185.
[16] Benedykt XVI, Ostatnie rozmowy, dz. cyt., s. 237.
[17] Por. J. Melonowska, Pisma…, dz. cyt., s. 214-216.
[18] Benedykt XVI, List do biskupów z okazji publikacji Listu apostolskiego Motu proprio Summorum Pontificum, w: P. Wulgaris (red.) Vademecum Nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego, Gdańsk 2015, s. 227.
[19] Por. J. Melonowska, Pisma…, dz. cyt., s. 9-10, 219.
[20] Dokładna analiza, por. B. Hazell, „All the Elements of the Roman Rite”? Dispelling the Myths of the Post-Vatican II Liturgical Reforms, https://rorate-caeli.blogspot.com/2021/10/all-elements-of-roman-rite-dispelling.html#more, 12.10.2021.
[21] Por. M. Davies, Report from Rome, The papal audience for traditionalists, w: “The Latin Mass, Chronicle of Catholic Reform, Vol. 8, nr 1, 1999, s. 16.
[22] Por. Franciszek, Audiencja generalna, 9.10. 2013 r., https://opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/franciszek_i/audiencje/ag_09102013.html
[23] Por. J. Melonowska, Pisma…, dz. cyt., s. 155.
[24] Por. Benedykt XVI, List do biskupów…, dz. cyt., s. 227.
Artykuł Módlmy się o wybór papieża pełnego świętości i mądrości Bożej pochodzi z serwisu PCH24.pl.