Łukasz Warzecha: Nagroda im. Michalik i Michalskiego dla Terlikowskiego
Z zasady niechętnie zajmuję się obszerniejszym recenzowaniem innych publicystów. Bywa jednak, że nie da się nie dostrzec ich konkretnych tekstów, zwłaszcza w kontekście całej ich aktywności. Dzisiaj o takim właśnie przypadku. O ewolucji Tomasza Terlikowskiego, jaka zaszła w ciągu ostatnich kilku lat, wiedzą chyba wszyscy orientujący się w polskiej publicystyce. Był Terlikowski katolickim integrystą i […] Artykuł Łukasz Warzecha: Nagroda im. Michalik i Michalskiego dla Terlikowskiego pochodzi z serwisu PCH24.pl.

Z zasady niechętnie zajmuję się obszerniejszym recenzowaniem innych publicystów. Bywa jednak, że nie da się nie dostrzec ich konkretnych tekstów, zwłaszcza w kontekście całej ich aktywności. Dzisiaj o takim właśnie przypadku.
O ewolucji Tomasza Terlikowskiego, jaka zaszła w ciągu ostatnich kilku lat, wiedzą chyba wszyscy orientujący się w polskiej publicystyce. Był Terlikowski katolickim integrystą i obrońcą konserwatywnych wartości, często przemawiającym w trudnym do przełknięcia stylu, stąd nazywany bywał przez stronę liberalną (kato)talibem. Zarazem – co trzeba podkreślić – wbrew mylnej opinii nie był nigdy krzewicielem wolności osobistych ani zwolennikiem gospodarczego liberalizmu. Wręcz przeciwnie, był na te kwestie niemal całkowicie niewrażliwy. Pamiętam moje starcie z nim na początku 2022 r. (czyli tuż przed tym, jak Putin w cudowny sposób zakończył pandemię) w „Układzie Otwartym” Igora Jankego o segregację sanitarną czy przymus szczepień. Terlikowski prezentował tam skrajnie zamordystyczne poglądy i całym sercem opowiadał się po stronie sanitaryzmu, w czym był konsekwentny od początku szaleństwa covidowego, czyli od 2020 r. Inna sprawa, że tamten właśnie moment, początek pandemii, wyznacza zarazem początkowy etap przemiany Terlikowskiego.
Z kolei za symboliczne zakończenie czasów dawnego Terlikowskiego można uznać ostatni moment, gdy był on autentycznie dyskryminowany za poglądy, te z poprzedniego życia. Było to w roku 2018, gdy został zwolniony z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, gdzie miał wykładać bioetykę i etykę lekarską. Wtedy kpiła sobie z jego skarg na tę sytuację „Gazeta Wyborcza” – Wojciech Karpieszuk pisał:
„Ja jednak uważam, że WUM, nie zatrudniając dr. Tomasza Terlikowskiego, stracił cennego wykładowcę. Dr Terlikowski swoimi poglądami rozsławiłby uczelnię nie tylko w Polsce, ale zapewne i na świecie.
Panie doktorze, głowa do góry. Może ojciec dyrektor, rektor dr Tadeusz Rydzyk kogoś szuka do swojej uczelni w Toruniu? Tam na pewno gwarantują wolność naukową. Tam zagłębi się pan w tematykę gejowską i muzułmańską jak nigdzie. A i może jakiś temat do habilitacji wpadnie”.
Brzmi jak z innej rzeczywistości, prawda? Dzisiaj WUM zapewne chętnie miałby pana Terlikowskiego w gronie swoich wykładowców, dla „Wyborczej” Terlikowski stał się chętnie przywoływanym autorytetem, a o. Rydzyk raczej nie chciałby mieć z Terlikowskim nic wspólnego.
Nic dziwnego, bo w czasie kilku ostatnich lat publicysta przyjął funkcję klasycznego koncesjonowanego katolika, którą wcześniej pełniły takie osoby jak Adam Szostkiewicz, Marek Zając czy Szymon Hołownia. Za tolerancyjność i postępowość wychwala go ta strona sporu światopoglądowego, z którą niegdyś zaciekle walczył. Stał się też pupilkiem mainstreamu na tyle bezpiecznym dla niego, że powierzono mu prowadzenie jednego z porannych wywiadów w RMF po Robercie Mazurku. W tych sprawach zaś nie ma przypadków – co piszę jako publicysta z ponad ćwierć wieku doświadczenia w zawodzie. Dobór dziennikarzy prowadzących kluczową dla stacji rozmowę jest zawsze bardzo ostrożny, a decyzje podejmowane są z uwzględnieniem interesów właściciela. Tam działać mogą tylko osoby w danym momencie bezpieczne. Jaki mamy moment, gdy idzie o władzę – wiadomo. I więcej komentarza tu nie trzeba.
Ważny jest również kontekst przemiany. Terlikowski był „katotalibem” w czasach, gdy atak na konserwatywne normy oraz po prostu na zdrowy rozsądek nie miał w Polsce jeszcze tej intensywności, jaką ma obecnie – szczególnie za rządów uśmiechniętej koalicji. Relatywnie zatem jego poglądy w tamtym czasie były mimo problemów wcale nie na ekstremum, choć oczywiście tak chciała je przedstawiać druga strona. Na postępackość natomiast Terlikowski przechrzcił się w czasie, gdy woke’izm, tęczowe brednie i inne podobne pomysły zaczęły do Polski wjeżdżać z wielką intensywnością. Obrazowo mówiąc – stanie przy prawdzie o istnieniu dwóch płci wtedy, gdy robił to Terlikowski, nie było tak ryzykowne jak teraz, gdy Terlikowski w tej sprawie milczy, ale za to nie milczy pan minister Bodnar, wydawszy swoje słynne wytyczne dla prokuratorów. Głoszenie poglądów integralnie konserwatywnych, także w sferze religii, byłoby obecnie znacznie większą odwagą niż za czasów ortodoksji Terlikowskiego i jego pobożnych książek.
Z kolei konwersja na postępackość nie jest objawem żadnej odwagi – można ją odbierać jako przejaw daleko posuniętego koniunkturalizmu. Co w tym konkretnym wypadku za nią stoi, pozostaje zagadką i przedmiotem spekulacji. Nie będę się w to zagłębiał, bo nie mam do takich spekulacji podstaw. Dość, że jest ona faktem.
Warto przy tym zwrócić uwagę na cechę Terlikowskiego, na którą wskazywał kilkakrotnie w swoich ciekawych analizach redaktor naczelny „Christianitas”, Tomasz Rowiński. Rowiński wskazywał, że Terlikowski jeszcze za dawnych czasów bywał arogancko bezkompromisowy i zapalczywy, głosząc swoje poglądy z ferworem kalwińskiego kaznodziei. To wiele osób odrzucało. Poglądy się zmieniły, ale ta cecha pozostała i tak jak niegdyś raziła apodyktyczność Terlikowskiego, tak razi i dzisiaj. Mogę to zresztą potwierdzić z własnego doświadczenia, miałem bowiem niedawno okazję brać udział w spotkaniu, w którym uczestniczył również Terlikowski. A było to spotkanie zamknięte, nie można zatem mówić o przemawianiu w określony sposób na użytek jakiegoś dużego audytorium.
Pewnie nie pisałbym o tym wszystkim, gdyby nie piątkowy wpis Terlikowskiego na Facebooku, który naprawdę trudno pozostawić bez komentarza. Przytaczam go tutaj w całości.
Wielki Piątek.
Kolejne ataki na Sumy i Charków. Kolejni ludzie zamordowani z decyzji Władimira Putina. A Piłat umywa ręce.
„Stany Zjednoczone zaprzestaną prób negocjowania porozumienia pokojowego między Rosją a Ukrainą w ciągu kilku dni, chyba że pojawią się wyraźne oznaki, że jest ono możliwe” – powiedział w Paryżu sekretarz stanu USA Marco Rubio.
Umywa ręce, bo nie ma łatwego sukcesu, bo okazało się, że pokoju nie ma, choć się go obiecało. Niech ludzie giną, byle Trump miał święty spokój.
„Będą patrzeć na Tego, którego przebili”.
Zacząć trzeba od tego, że Terlikowski, który wypowiada się o wojnie na Ukrainie w sposób skrajnie egzaltowany, nie ma pojęcia o polityce międzynarodowej. Nigdy się nią nie interesował, nie zna historii relacji międzynarodowych, nie ma też najmniejszego pojęcia o teorii stosunków międzynarodowych. Jego zainteresowanie jest incydentalne i skokowo wzrosło przy okazji wojny na Ukrainie, gdzie Terlikowski zajął oczywiście stanowisko w pełni zgodne ze stanowiskiem mainstreamu i nacechowane dziecinnymi emocjami. Polskiego mainstreamu, bo nie ma to rzecz jasna nic wspólnego z rozkładem opinii w debacie na poziomie międzynarodowym.
Terlikowski nie zna się również na polityce amerykańskiej. W trakcie rządów Joego Bidena nie wykazywał nią zainteresowania, choć z punktu widzenia konserwatysty działy się wówczas w USA rzeczy zatrważające. Teraz Terlikowski natomiast zajmuje oczywiście stanowisko agresywnie antytrumpowskie – co również jest całkowicie zgodne z kursem głównego nurtu.
W cytowanym wpisie każdego z odrobiną przyzwoitości musi uderzyć przede wszystkim ewangeliczne porównanie: Ukraina jako Jezus (choć wprost to nie pada; chyba w ostatniej chwili Terlikowskiemu drgnęła ręka), Waszyngton jako Piłat. To zwykłe, prymitywne obrazoburstwo i prostackie wykorzystanie naczelnego i fundamentalnego motywu Ewangelii dla załatwiania kwestii doraźnych. Jak widać, wraz z konwersją na postępowość naturalne bariery wobec takich porównań zanikają.
Ale jest to również absurd na poziomie niższym. Terlikowski, podobnie jak wielu idealistów (takich jak choćby Piotr Zaremba), tworzy paralelę pomiędzy sprawami ludzkimi a porządkami międzypaństwowymi. Co jest groźnym nadużyciem i fałszem. Pisałem i mówiłem o tym w wielu miejscach, w tym w kilku obszernych tekstach na łamach „Do Rzeczy”, więc nie będą tutaj rozwijał tematu odrębności porządku międzynarodowego od porządku etyki międzyludzkiej. Mogę jedynie odesłać do Hobbesa, Morgenthaua, Kissingera czy Mearsheimera. Gdyby jednak Terlikowski był konsekwentny, musiałby sypać potępieniami na prawo i lewo oraz domagać się zrywania stosunków dyplomatycznych z jedną trzecią krajów świata.
Potem mamy rażącą niekonsekwencję. Idealiści, do których należy Terlikowski, potępiali przecież od dawna jakiekolwiek wysiłki na rzecz zaprowadzenia choćby tymczasowego pokoju pomiędzy Rosją a Ukrainą. Wojna miała się toczyć dalej, a pochwalanie pokoju było onucyzmem. I oto nagle okazuje się, że złe jest niedoprowadzenie do pokoju – nawet jeśli, co dla każdego uważniejszego obserwatora sytuacji jest jasne, odpowiedzialność za to ponosi w tym momencie Moskwa (sam zresztą od momentu inauguracji prezydentury Trumpa wskazywałem, że od jej woli zawarcia porozumienia będzie ostatecznie wszystko zależało), która nie jest zainteresowana podjęciem amerykańskiej oferty. Przede wszystkim jednak sytuacja jest dynamiczna, a rozmowy się toczą, zatem niczego ostatecznego nie można tu stwierdzić. Przytaczanie zaś przez Terlikowskiego amerykańskiej zapowiedzi wycofania się z negocjacji jako dokonanego faktu jest typowe dla nurtu publicystyki histerycznej – zapowiedź ta to jedynie część taktyki negocjacyjnej.
Słowa „niech ludzie giną, byle Trump miał święty spokój” – są już kompletnym bełkotem. Wszak właśnie USA zrobiły w ostatnich tygodniach najwięcej, żeby ludzie ginąć przestali, co kontestowała frakcja, do której zalicza się Terlikowski! A jeśli ceną za rzekomy święty spokój Trumpa miałaby być śmierć ludzi, to czego właściwie życzyłby sobie Terlikowski? Co Trump miałby zrobić? Przecież kontynuacja szerokiej pomocy dla Ukrainy to nie koniec, ale dalszy ciąg tragicznych skutków wojny. W takim razie co? Atak jądrowy na Moskwę?
Kiedyś Terlikowski bywał może irytujący, ale przynajmniej miał walor wojownika własnych poglądów. Wiadomo było, czego bronił. Jego przemiana całkowicie ten walor zniszczyła. Dzisiaj walczy najwyżej z dawnymi kolegami, którzy wyrażają zdumienie jego przemianą, zasługującą na nagrodę im. Elizy Michalik i Cezarego Michalskiego.
Łukasz Warzecha
Artykuł Łukasz Warzecha: Nagroda im. Michalik i Michalskiego dla Terlikowskiego pochodzi z serwisu PCH24.pl.