"Każdy z nas mógł być przypadkową ofiarą". Studenci nie mogą uwierzyć, co stało się na UW

– Jak mam przejść obok tego miejsca w przyszłym tygodniu, jakby nigdy nic się nie wydarzyło? – pyta w rozmowie z naTemat studentka Uniwersytetu Warszawskiego. Po brutalnym morderstwie, do którego doszło na terenie uczelni, powtarzają się dwa słowa: szok i przerażenie. Nie wszyscy studenci, do których odezwaliśmy się po tragedii na Uniwersytecie Warszawskim, chcieli rozmawiać o tym, co wydarzyło się w środowy wieczór. Jedni wolą w ogóle się nie wypowiadać. Dla innych to po prostu szokujący moment i nie chcą być z tym łączeni. Ale niektórzy powiedzieli nam, jak ich społeczność zareagowała na to, co wydarzyło się 7 maja. Przypomnijmy, 22-letni mężczyzna, student trzeciego roku prawa na UW, zaatakował siekierą 53-letnią pracowniczkę uczelni, która zamykała drzwi do Auditorium Maximum. Kobieta nie żyje, a szczegóły tej zbrodni są drastyczne. "Każdy z nas mógł być przypadkową ofiarą" – Było przede wszystkim ogromne przerażenie. Byliśmy w szoku. Nikt z nas nigdy nie pomyślałby, że taka sytuacja mogłaby wydarzyć się na uniwersytecie – mówi dla naTemat Dominika Kosmalska, studentka drugiego roku Prawa i Administracji na UW, wiceprzewodnicząca Samorządu Studentów WPiA. Gdyby nie ten cały dramat, w czwartek pewnie wszyscy rozmawialiby o juwenaliach, które miały się odbyć. Teraz już wiadomo, że o takich wydarzeniach w najbliższym czasie nie ma mowy. 8 maja na UW jest dniem żałoby. – Na zajęcia wrócimy w poniedziałek, sama jestem ciekawa atmosfery. W mailach proszono nas, aby zajęcia w najbliższych dniach rozpoczynać chwilą refleksji – opowiada nam studentka UW, która nie jest bezpośrednio związana z wydziałem prawa. – Mieliśmy angielski, 20 minut przed tym zdarzeniem wychodziliśmy z zajęć, więc przebywaliśmy w okolicy, w której to się stało. Jak już byłam w domu, zaczęłam dostawać screeny o tym, co się wydarzyło. Na początku byłam tym oszołomiona – nie ukrywa. Moi rozmówcy nie kojarzą Mieszka R., studenta prawa, któremu postawiono już zarzuty zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem oraz znieważenia zwłok. – Ja z nim absolutnie nigdy nie miałam osobiście styczności. Nigdy nie miałam z nim żadnych zajęć i nie wiedzieliśmy, kto to jest – podkreśla Dominika Kosmalska. Niektórzy studenci pytani o sprawcę w ogóle nie chcą o nim rozmawiać, żeby nie powielać plotek. – Przechodziłam obok miejsca zdarzenia 6 godzin wcześniej, idąc na zajęcia – mówi nam anonimowo kolejna studentka UW. Jak dodaje, na kampusie zawsze czuła się bardzo bezpiecznie ze względu na ochronę i ciepłą społeczność. "Jak teraz nie mieć strachu z tyłu głowy?" Najtrudniejsza kwestia to dla niej powrót na zajęcia. – Jak mam przejść obok tego miejsca w przyszłym tygodniu, jakby nigdy nic się nie wydarzyło? – zastanawia się. – Ciężko, żeby po takiej tragicznej sytuacji nie mieć z tyłu głowy myśli o strachu. Tak naprawdę nie ma znaczenia, z jakiego roku czy kierunku był sprawca, tylko sam fakt, że do czegoś takiego w ogóle doszło – zauważa też Dominika Kosmalska. W rozmowie z nami podkreśla, że uczelnia dba o to, żeby studenci mieli dostęp do informacji. – Uniwersytet zapewni pomoc psychologiczną każdemu studentowi, który będzie jej potrzebował. Udostępniamy telefony zaufania, działa też Centrum Pomocy Psychologicznej UW. Przez najbliższe dwa tygodnie kolegium dziekańskie i pełnomocniczka do spraw równości będą organizować dyżury dla studentów, by pomóc im przejść ten trudny okres – zaznacza. Chociaż niektórzy po prostu czują strach przed powrotem na zajęcia, nie wyobrażają sobie też, jak miałyby wyglądać zaostrzone środki bezpieczeństwa na uczelni. – To ogromna tragedia, niestety tego nie cofniemy, ale nie wiem, jak miałoby to wpływać na bezpieczeństwo na kampusie – wskazuje studentka wydziału prawa. Kilka osób mówi nam wprost, że zamknięcie uniwersytetu, czyli radykalne wzmocnienie ochrony, też nie jest rozwiązaniem. – To mogło się wydarzyć wszędzie, w każdym miejscu publicznym. No i niestety ta tragedia dotknęła Uniwersytet Warszawski – tłumaczy wiceprzewodnicząca Samorządu Studentów WPiA. – Sprawcą jest student, więc kontrola legitymacji na wejściu niczego nie załatwi. Nie da się przejrzeć wszystkich plecaków, postawić wykrywaczy metali w drzwiach, bo to też mija się z celem. Takiego przedsięwzięcia nie da się zorganizować w tak dużej placówce – dodaje Kosmalska. – Przeszukiwanie każdego jest raczej nie możliwe, bo bez odpowiedniej infrastruktury do tego, np. bramek takich jak na lotnisku, paraliżowałoby to cały uniwersytet – przekonuje kolejna studentka.

Maj 9, 2025 - 06:33
 0
"Każdy z nas mógł być przypadkową ofiarą". Studenci nie mogą uwierzyć, co stało się na UW
– Jak mam przejść obok tego miejsca w przyszłym tygodniu, jakby nigdy nic się nie wydarzyło? – pyta w rozmowie z naTemat studentka Uniwersytetu Warszawskiego. Po brutalnym morderstwie, do którego doszło na terenie uczelni, powtarzają się dwa słowa: szok i przerażenie. Nie wszyscy studenci, do których odezwaliśmy się po tragedii na Uniwersytecie Warszawskim, chcieli rozmawiać o tym, co wydarzyło się w środowy wieczór. Jedni wolą w ogóle się nie wypowiadać. Dla innych to po prostu szokujący moment i nie chcą być z tym łączeni. Ale niektórzy powiedzieli nam, jak ich społeczność zareagowała na to, co wydarzyło się 7 maja. Przypomnijmy, 22-letni mężczyzna, student trzeciego roku prawa na UW, zaatakował siekierą 53-letnią pracowniczkę uczelni, która zamykała drzwi do Auditorium Maximum. Kobieta nie żyje, a szczegóły tej zbrodni są drastyczne. "Każdy z nas mógł być przypadkową ofiarą" – Było przede wszystkim ogromne przerażenie. Byliśmy w szoku. Nikt z nas nigdy nie pomyślałby, że taka sytuacja mogłaby wydarzyć się na uniwersytecie – mówi dla naTemat Dominika Kosmalska, studentka drugiego roku Prawa i Administracji na UW, wiceprzewodnicząca Samorządu Studentów WPiA. Gdyby nie ten cały dramat, w czwartek pewnie wszyscy rozmawialiby o juwenaliach, które miały się odbyć. Teraz już wiadomo, że o takich wydarzeniach w najbliższym czasie nie ma mowy. 8 maja na UW jest dniem żałoby. – Na zajęcia wrócimy w poniedziałek, sama jestem ciekawa atmosfery. W mailach proszono nas, aby zajęcia w najbliższych dniach rozpoczynać chwilą refleksji – opowiada nam studentka UW, która nie jest bezpośrednio związana z wydziałem prawa. – Mieliśmy angielski, 20 minut przed tym zdarzeniem wychodziliśmy z zajęć, więc przebywaliśmy w okolicy, w której to się stało. Jak już byłam w domu, zaczęłam dostawać screeny o tym, co się wydarzyło. Na początku byłam tym oszołomiona – nie ukrywa. Moi rozmówcy nie kojarzą Mieszka R., studenta prawa, któremu postawiono już zarzuty zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem oraz znieważenia zwłok. – Ja z nim absolutnie nigdy nie miałam osobiście styczności. Nigdy nie miałam z nim żadnych zajęć i nie wiedzieliśmy, kto to jest – podkreśla Dominika Kosmalska. Niektórzy studenci pytani o sprawcę w ogóle nie chcą o nim rozmawiać, żeby nie powielać plotek. – Przechodziłam obok miejsca zdarzenia 6 godzin wcześniej, idąc na zajęcia – mówi nam anonimowo kolejna studentka UW. Jak dodaje, na kampusie zawsze czuła się bardzo bezpiecznie ze względu na ochronę i ciepłą społeczność. "Jak teraz nie mieć strachu z tyłu głowy?" Najtrudniejsza kwestia to dla niej powrót na zajęcia. – Jak mam przejść obok tego miejsca w przyszłym tygodniu, jakby nigdy nic się nie wydarzyło? – zastanawia się. – Ciężko, żeby po takiej tragicznej sytuacji nie mieć z tyłu głowy myśli o strachu. Tak naprawdę nie ma znaczenia, z jakiego roku czy kierunku był sprawca, tylko sam fakt, że do czegoś takiego w ogóle doszło – zauważa też Dominika Kosmalska. W rozmowie z nami podkreśla, że uczelnia dba o to, żeby studenci mieli dostęp do informacji. – Uniwersytet zapewni pomoc psychologiczną każdemu studentowi, który będzie jej potrzebował. Udostępniamy telefony zaufania, działa też Centrum Pomocy Psychologicznej UW. Przez najbliższe dwa tygodnie kolegium dziekańskie i pełnomocniczka do spraw równości będą organizować dyżury dla studentów, by pomóc im przejść ten trudny okres – zaznacza. Chociaż niektórzy po prostu czują strach przed powrotem na zajęcia, nie wyobrażają sobie też, jak miałyby wyglądać zaostrzone środki bezpieczeństwa na uczelni. – To ogromna tragedia, niestety tego nie cofniemy, ale nie wiem, jak miałoby to wpływać na bezpieczeństwo na kampusie – wskazuje studentka wydziału prawa. Kilka osób mówi nam wprost, że zamknięcie uniwersytetu, czyli radykalne wzmocnienie ochrony, też nie jest rozwiązaniem. – To mogło się wydarzyć wszędzie, w każdym miejscu publicznym. No i niestety ta tragedia dotknęła Uniwersytet Warszawski – tłumaczy wiceprzewodnicząca Samorządu Studentów WPiA. – Sprawcą jest student, więc kontrola legitymacji na wejściu niczego nie załatwi. Nie da się przejrzeć wszystkich plecaków, postawić wykrywaczy metali w drzwiach, bo to też mija się z celem. Takiego przedsięwzięcia nie da się zorganizować w tak dużej placówce – dodaje Kosmalska. – Przeszukiwanie każdego jest raczej nie możliwe, bo bez odpowiedniej infrastruktury do tego, np. bramek takich jak na lotnisku, paraliżowałoby to cały uniwersytet – przekonuje kolejna studentka.