Albo my ich, albo oni nas

Ćwierćfinał Ligi Mistrzów, sezonu 2024/2025. Do północnego Londynu przyjeżdża Real Madryt. Gigant. Klub, który 15 razy wygrywał te rozgrywki. Najwięcej spośród wszystkich zespołów, kiedykolwiek biorących w nich udział. Ile napisali cudownych historii, ile zwrotów akcji, ile zdobyli pięknych bramek, ile cudownych interwencji bramkarzy. Nie starczyłoby czasu, żeby wszystkie przytaczać. Los Blancos znani są z tego, [...] Artykuł Albo my ich, albo oni nas pochodzi z serwisu Angielskie Espresso.

Kwi 8, 2025 - 12:18
 0
Albo my ich, albo oni nas

Ćwierćfinał Ligi Mistrzów, sezonu 2024/2025. Do północnego Londynu przyjeżdża Real Madryt. Gigant. Klub, który 15 razy wygrywał te rozgrywki. Najwięcej spośród wszystkich zespołów, kiedykolwiek biorących w nich udział. Ile napisali cudownych historii, ile zwrotów akcji, ile zdobyli pięknych bramek, ile cudownych interwencji bramkarzy. Nie starczyłoby czasu, żeby wszystkie przytaczać. Los Blancos znani są z tego, że nawet jak przegrywają, to wygrywają. A naprzeciw staniemy my. Arsenal. Historia w Europie pozostawia wiele do życzenia. Porównując do Realu, nie ma w zasadzie nawet o czym rozmawiać, ale… Pierwszy gwizdek sędziego. 0:0. Albo my ich, albo oni nas…

Od czego by tu zacząć… Dzień losowania

Wiadomość: Arsenal zagra z Realem Madryt w Lidze Mistrzów. Pierwsza myśl – dobry Boże, miej nas w opiece. Po chwili jednak nastąpiła refleksja. Oglądałem jak Arsenal odpada z Ligi Europy z Olympiakosem w 19/20. Patrzyłem jak Sporting wygrywa rzuty karne w 22/23. Przeżyłem porażkę z Villarreal w 20/21. O finale z Chelsea wspominać nie muszę, każdy kibic Arsenalu wie.

W tamtych momentach nawet nie myśleliśmy o pojedynkowaniu się z Realem Madryt o półfinał Ligi Mistrzów. Zatem nie mówię „dobry Boże, miej nas w opiece” tylko cieszę się, że jesteśmy wśród ośmiu najlepszych w Europie. Bijemy się o najważniejsze trofeum w klubowej piłce. Z drużyną, która jest przez wielu uważana za największą w historii europejskich rozgrywek. Jeśli walczyć – to z najlepszymi. Jak tworzyć, to historię.

W międzyczasie sprawdzam jeszcze historię pojedynków. Tylko dwa mecze. 1/8 finału Ligi Mistrzów sezonu 05/06. Dwumecz. Arsenal wygrywa 1:0 na wyjeździe, remisuje 0:0 u siebie. Przechodzi dalej, potem ogrywa Juventus i Villarreal. W finale Barcelona. 18. minuta – czerwona kartka. Sol Campell strzela gola i wyprowadza nas na prowadzenie. Druga połowa. 75. minuta wciąż 1:0. Starczy czasu? Dalej już nie pamiętam, co się działo.

Arsenal nigdy nie wygrał Ligi Mistrzów, więc chyba przegraliśmy. Europa nigdy nie była dla nas dobra.

Z minuty na minutę jest lepiej…

Nie dowierzam, szanowni państwo, gdy patrzę na kursy bukmacherów. Arsenal stawiany jest w roli faworyta. Nie jakiegoś jednoznacznego, ale jednak faworyta. Tygodnie oczekiwania na to spotkanie były rollercoasterem emocji. Aby nie przesadzać już z dokładną analizą każdego dnia, nie będę cofał się nazbyt daleko. Skupienie na ostatnich wydarzeniach.

Do dyspozycji Mikela Arteta jest już Bukayo Saka. Niekwestionowana gwiazda drużyny. Emirates Stadium dawno nie było tak głośne, kiedy wchodził na boisko po kontuzji wykluczającej go z gry na 99 dni. Chwilę po wejściu na boisko wpisał się na listę strzelców. Wtedy pomyślałem: a w zasadzie dlaczego mielibyśmy nie pokonać Realu Madryt? To przecież też nie jest tak, że Los Blancos w tym sezonie są niepokonani. Potykają się, mają swoje problemy. Wybaczcie proszę, ale nie będę wchodził w szczegóły. Nie znam tak dokładnie ich problemów, ale wiem, że są.

No ale podczas tych rozmyślań szybko przypominam sobie, że przecież kilkadziesiąt minut wcześniej, w tym samym meczu, w którym wrócił Bukayo Saka, z powodu kontuzji boisko opuścił Gabriel Maghalaes.

Nie wiem ilu kibiców Realu lub innych drużyn czyta ten tekst, ale drodzy… Kim jest Gabriel Maghalaes dla Arsenalu? Każdy z was ma pewnie takiego jednego kolegę, który nie pęka, jak jest kiepsko. Który idzie pierwszy, gdy są kłopoty. Brazylijczyk to mentalny lider tego zespołu. Nie jest kapitanem, jednak na boisku walczy najwięcej. Jeśli kogoś rywal ma się bać, to Gabriela.

No i właśnie tego kluczowego piłkarza zabraknie w meczu z Realem Madryt. Tego kluczowego piłkarza zabraknie drużynie, która ma w swoim zwyczaju „pękać” w tych najważniejszych meczach.

Znowu delikatnie powątpiewam w możliwość awansu.

Dla futbolu to jednak byłoby przecież za proste prawda? Pech jednego, jest szansą dla drugiego. No i tutaj właśnie pojawia się Jakub Kiwior.

Chłopak z Tych zdecyduje o losie wielkiego klubu

Jakub Kiwior prawdopodobnie dostanie życiową szansę.

Na przestrzeni jego kariery w Arsenalu odpowiadałem na setki pytań: właściwie to dlaczego on w tym Arsenalu jest, skoro nie gra?

Kariera Polaka w Londynie mogła się potoczyć lepiej, to prawda. Grał trochę na pozycji środkowego obrońcy, trochę na pozycji lewego. W końcu stał się etatowym zmiennikiem, wreszcie głębokim rezerwowym.

Los obdarzył go jednak czymś, czego nie mają koledzy z zespołu. Arsenal ma bardzo „szklanych” obrońców. Nie wszystkich oczywiście, ale większość. Jakub Kiwior natomiast jest ciągle do dyspozycji trenera. Mikel Arteta nie może sprzedać tak potrzebnego piłkarza. Piłkarza, który jest zawsze wtedy, kiedy go potrzebuje, a przy tym: dostarcza odpowiedni poziom.

Arsenal miał kiedyś głębokiego rezerwowego: Roba Holdinga. Nie oszukujmy się, to był przykład na to, że zmiennik też musi wnosić jakość. Holding kiedyś doczekał się szansy i nagle musiał zostać piłkarzem pierwszego składu. Nie wracam do tamtych meczów, po co sobie psuć nastrój.

Zatem.

Jakub Kiwior prawdopodobnie zostanie desygnowany do podstawowej jedenastki na mecz z Realem Madryt. Spróbuje zatrzymać Mbappe i inne wielkie gwiazdy. Po to przyszedł do Arsenalu. Grać z największymi, o największe cele.

To są spotkania, o których się marzy. Marzy o nich kibic, marzy o nich piłkarz. Przed Polakiem otwiera się wielka szansa, żeby napisać swoją historię. Ma wsparcie wśród kibiców. Ostatnio w meczu z Evertonem zachwycał swoimi długimi podaniami za linię obrony przeciwnika. Tajna broń polskiego obrońcy.

Z tym Evertonem jednak zremisowaliśmy. Może jednak nie przejdziemy Realu?

O, Real przegrał z Valencią. Może jednak przejdziemy.

Polak będzie sobie pisał swoją historię, jaką to się okaże. Najciekawszy jednak wątek piszę się w osobie kapitana Arsenalu.

Martin Odegaard, czyli coś do udowodnienia

W seniorskiej piłce debiutował w wieku 15 lat.

W 2015 roku utalentowanego 16-latka wyciąga Real Madryt.

Martin miał kłopoty z aklimatyzacją. Wypożyczany do Heerenveen, Vitesse, Realu Sociedad, w końcu do… Arsenalu.

W Realu Madryt wystąpił w zaledwie 11 spotkaniach. Bez bramki, bez asysty.

Aresnal decyduje się na wykupienie wypożyczonego piłkarza, choć szczerze mówiąc, ten pierwszy sezon wcale nie zapowiadał się obiecująco.

I wtedy coś przeskoczyło.

187 meczów, 40 bramek, 34 asysty. Maestro. Mózg drużyny, kreator. Piłkarz poruszający się z gracją, szukający niekonwencjonalnych rozwiązań. Gwiazda zespołu. W sezonie 22/23 zdobywa dla Arsenalu 15 bramek w Premier League, najwięcej obok Gabriela Martinellego, grającego wtedy swój najlepszy sezon.

Kapitan drużyny, która w sezonie 23/24 ociera się o mistrzostwo. Przegrywa na ostatniej prostej.

Kapitan drużyny, która mogła przynieść kibicom to, na co czekają od tak wielu lat.

Symbol przemiany zespołu grającego w Lidze Europy i walczącego o 4. miejsce w Premier League w drużynę mierzącą się z Bayernem Monachium i Realem Madryt w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, a także rywalizującej jak równy z równym z Manchesterem City czy Liverpoolem o upragnione mistrzostwo Anglii.

Nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie Martin.

Ten dwumecz, mam wrażenie, będzie czymś wyjątkowym dla Norwega. Wyjechał z Madrytu jako chłopiec, wróci jako mężczyzna. Długo nie mógł znaleźć swojego miejsca na ziemi, swojego domu. Znalazł go tutaj, w północnym Londynie, gdzie jest zimno i deszczowo. Tu go pokochano.

O 21:00 wyprowadzi swoją drużynę na Emirates Stadium i poprowadzi ją… zobaczymy do czego.

W zasadzie: dlaczego nie?

Martin Odegaard, Bukayo Saka, Jakub Kiwior, Mikel Merino. Patrzę sobie na piłkarzy i wymyślam w głowie scenariusze. Kto, dlaczego, w jaki sposób.

Marzę o zwycięstwie nad Realem Madryt w ćwierćfinale Ligi Mistrzów.

Europejskie rozgrywki, które zawsze wypluwały Arsenal. Wyjazd na Nottingham Forest, z trybun niesie się gromkie „Champions of Europe, you never sing that”. Trzeba zacisnąć zęby. Oni mają, my nie. Trudno.

Kolejny sezon, spróbujemy.

11:01, wtorek 8 kwietnia. W zasadzie: dlaczego nie? W zasadzie dlaczego mielibyśmy ich nie pokonać.

11:02. Albo my ich, albo oni nas.

Artykuł Albo my ich, albo oni nas pochodzi z serwisu Angielskie Espresso.