Zakaz fałszowania ludzi – czy już jest potrzebny?
Sztuczna inteligencja wkracza w świat, w którym autentyczność staje się pojęciem względnym. Czy w przyszłości będziemy ufać temu, co widzimy i słyszymy? Artykuł Zakaz fałszowania ludzi – czy już jest potrzebny? pochodzi z serwisu SOCIALPRESS.


Rozmawiasz online i jesteś pewien, że po drugiej stronie jest człowiek? A co, jeśli to tylko złudzenie? Sztuczna inteligencja już dziś potrafi oszukać nawet najbardziej uważnych rozmówców.
Test Turinga – czy potrafimy odróżnić człowieka od maszyny?
Jeszcze kilka lat temu chatboty były łatwe do rozpoznania – sztywne odpowiedzi, brak kontekstu w rozmowie, sztuczne frazy. Dziś, dzięki zaawansowanym modelom językowym, granica między człowiekiem a AI zaczyna się zacierać. Wiele osób nawet nie zdaje sobie sprawy, że podczas rozmowy online czy przez telefon nie odpowiada im człowiek, ale algorytm.
Niektóre boty są już w stanie przejść test Turinga – czyli oszukać rozmówcę, sprawiając wrażenie, że są ludźmi. Stworzony w 1950 roku przez Alana Turinga test miał odpowiedzieć na pytanie: czy maszyna może myśleć? Turing zaproponował prosty sprawdzian – jeśli człowiek prowadzący rozmowę na czacie nie jest w stanie rozpoznać, czy po drugiej stronie ekranu znajduje się człowiek, czy komputer, oznacza to, że maszyna osiągnęła poziom inteligencji porównywalny z ludzkim.
Przez dziesięciolecia test Turinga pozostawał nieosiągalnym celem dla twórców AI. Komputery były szybkie, ale brakowało im umiejętności prowadzenia rozmowy w sposób naturalny. To zaczęło się zmieniać w ostatnich latach. Już w 2014 roku chatbot Eugene Goostman, symulujący 13-letniego chłopca z Ukrainy, przeszedł test, choć z wieloma zastrzeżeniami. Był w stanie oszukać 33% sędziów, ale jego skuteczność opierała się głównie na sztuczkach językowych – udawaniu, że jako nastolatek nie zna wszystkich odpowiedzi, co maskowało ograniczenia algorytmu. W 2024 roku test Turinga zdał również model GPT-4.
Czy to problem? Dla niektórych – nie, w końcu interakcja jest płynna i skuteczna. Dla innych – ogromny, przez obawy, że brak wyraźnej identyfikacji AI doprowadzi do manipulacji, oszustw i dezinformacji.
AI w komunikacji – rewolucja czy zagrożenie?
AI już teraz generuje ogromne ilości treści, które z powodzeniem mogą uchodzić za ludzkie. Wiele firm stosuje AI do obsługi klienta, pisania artykułów, tworzenia komentarzy czy odpowiadania na wiadomości w mediach społecznościowych. Problem pojawia się wtedy, gdy AI działa anonimowo lub celowo wprowadza w błąd użytkownika, sprawiając wrażenie, że rozmawia on z prawdziwą osobą.
W niektórych przypadkach AI jest wykorzystywana do manipulowania opinią publiczną – przykładem są boty polityczne, które masowo generują komentarze wspierające określoną narrację, lub fałszywe recenzje produktów, które wpływają na decyzje zakupowe konsumentów. Użytkownicy mogą nawet nie zdawać sobie sprawy, że ich opinia jest kształtowana przez algorytmy, a nie ludzi.

Manipulacja głosem
Technologia deepfake audio osiągnęła poziom, w którym AI może naśladować głos konkretnej osoby z niemal perfekcyjną dokładnością. Już teraz oszuści wykorzystują tę technologię do wyłudzania pieniędzy, podszywając się pod bliskich osób starszych lub menedżerów firm. Z kolei w mniej ekstremalnych przypadkach AI głosowa jest wykorzystywana w telemarketingu, gdzie klienci często nie mają pojęcia, że rozmawiają z maszyną. Niektóre firmy używają AI do przeprowadzania wstępnych rozmów rekrutacyjnych, co budzi pytania o transparentność i etykę takiego procesu. Jeśli AI ma wpływ na decyzje dotyczące zatrudnienia czy finansów, brak jasnej informacji o tym, że dana rozmowa prowadzona jest z maszyną, może być sporym problemem.
Sztuczne twarze reklamy
Sztuczna inteligencja już dawno przestała być jedynie tekstem na ekranie. Obrazy generowane przez sztuczną inteligencję dominują w mediach społecznościowych, a ich realizm sprawia, że trudno odróżnić je od tych stworzonych przez człowieka. Platformy stają do walki z zalewem takich treści – m.in. Pinterest zapowiedział wprowadzenie nowych etykiet, które mają jasno oznaczać treści wygenerowane przez AI. Meta również zaczęła oznaczać reklamy stworzone przy pomocy AI.
Ponadto wirtualne postacie generowane przez AI zaczynają funkcjonować w przestrzeni cyfrowej na równi z prawdziwymi ludźmi. Coraz większą popularność zdobywają influencerzy AI – cyfrowe osobowości, które prowadzą profile w mediach społecznościowych, reklamują produkty i nawiązują interakcje z obserwatorami, choć w rzeczywistości nigdy nie istnieli. Przykłady? Lil Miquela – wirtualna influencerka z milionami fanów, czy Imma – cyfrowa modelka, która współpracuje z luksusowymi markami.
Jednak AI nie pozostaje jedynie w przestrzeni online. Humanoidalne roboty, takie jak Ameca czy Sophia, stają się coraz bardziej zaawansowane i zaczynają znajdować zastosowanie w różnych dziedzinach – od obsługi klienta, przez edukację, po rozrywkę. Już teraz pojawiają się w hotelach, centrach handlowych czy na wydarzeniach branżowych jako hostessy i doradcy.
Granica między symulacją a oszustwem nie jest jednoznaczna. Jeśli AI generuje poprawne odpowiedzi i udaje człowieka w rozmowie, ale nie podaje fałszywych informacji – czy to już problem? Obecnie to firmy i twórcy AI decydują, jak bardzo ich narzędzia mają przypominać ludzi. Decyzja o tym, czy AI powinna się ujawniać, często leży więc w rękach tych, którzy ją rozwijają – a to nie zawsze działa na korzyść użytkowników.
Pytanie brzmi: czy powinniśmy to zaakceptować jako naturalną konsekwencję rozwoju technologii, czy raczej potrzebujemy jasnych regulacji? Czy nadejdzie moment, w którym każda sztuczna inteligencja – tekstowa, głosowa, a w przyszłości także fizyczna – będzie musiała przedstawiać się i informować, że jest maszyną?
Psychologia interakcji z AI
Obecność chatbotów w obsłudze klienta i marketingu jest faktem. To, że sztuczna inteligencja odpowiada na pytania klientów, sugeruje produkty czy nawet prowadzi negocjacje cenowe, przestało być innowacją – stało się wręcz standardem. Ale czy ich anonimowość to zwykła oszczędność firm czy może celowa taktyka? Badania przeprowadzone przez Neuroinsight Lab w raporcie „Człowiek vs. AI: Czy AI przekroczyło granice ludzkiej percepcji?” wskazują, że uczestnicy częściej ufają treściom, które uważają za stworzone przez człowieka, nawet jeśli w rzeczywistości zostały wygenerowane przez AI. Firmy nierzadko ukrywają więc ten fakt nie dlatego, że AI nie jest gotowa – tylko dlatego, że człowiek, który wie, że rozmawia z AI, zaczyna myśleć inaczej.
Nowy wymiar wyłudzeń i masowa dezinformacja
Wielkie firmy muszą zmieniać procedury bezpieczeństwa, bo przestępcy nie potrzebują już wyłudzać hasła – wystarczy im głos ofiary. AI potrafi w kilka sekund naśladować mowę człowieka na podstawie krótkiego nagrania. W 2023 roku odnotowano przypadki, gdzie firmy traciły setki tysięcy dolarów przez oszustów podszywających się pod członków zarządu. Co gorsza, ofiary często same nie mają świadomości, że dały się nabrać – bo przecież „rozmawiały” z kimś, kogo znały.
Tradycyjna weryfikacja danych – pytania o imię matki czy ostatnie cztery cyfry karty – staje się bezużyteczna. Bo jeśli AI przejęła twój głos, przejęła też twoją tożsamość. A regulacje? Nadal traktują to jak „nietypowe oszustwo”, a nie jako systemowy problem.
Większość ludzi nie do końca rozumie też, jak działa manipulacja opiniami w sieci. Fałszywe recenzje kojarzą się z firmami, które same sobie wystawiają pięć gwiazdek. Tymczasem skala tego zjawiska jest zupełnie inna. Sztuczna inteligencja generuje nie tylko opinie, ale i osobowości. Tworzy konta, które mają historię, autentyczne zdjęcia, spójne style wypowiedzi. W rezultacie użytkownik, który chce zweryfikować produkt lub usługę, trafia na tysiące komentarzy, które są doskonale sfałszowane. Problem w tym, że te recenzje nie muszą tylko „chwalić” – mogą niszczyć konkurencję, mogą kształtować nastroje społeczne, mogą być narzędziem wojny informacyjnej.

Czy użytkownik ma prawo wiedzieć, że rozmawia z maszyną?
W teorii odpowiedź jest prosta: oczywiście, że tak. W praktyce? To już problem, który uderza w zbyt wiele interesów. Oznaczałoby to konieczność przebudowy wielu istniejących systemów obsługi klienta, a przede wszystkim ujawnienie, jak wiele „ludzkiej” aktywności w sieci to w rzeczywistości efekt działania algorytmów.
Co gorsza, samo oznaczanie może okazać się bezużyteczne. Nawet jeśli regulacje wymuszą informowanie o użyciu AI, ile osób będzie to sprawdzać? A jeśli treści AI będą coraz bardziej personalizowane, coraz bardziej „ludzkie”?
Z prawnego punktu widzenia sytuacja zaczyna się jednak zmieniać. AI Act, czyli europejskie rozporządzenie dotyczące sztucznej inteligencji, wprowadza obowiązek informowania użytkowników, że mają do czynienia z maszyną. Chatboty, wirtualni asystenci i inne systemy AI używane w komunikacji muszą wyraźnie wskazywać swoją tożsamość – chyba że z kontekstu jasno wynika, że nie są ludźmi. Ponadto, jeśli AI generuje treści mogące wprowadzać w błąd, np. deepfake’i, powinny one być oznaczane jako syntetyczne.
Problemem pozostaje jednak egzekwowanie tych przepisów. Wiele firm stosuje strategię minimalnej zgodności z regulacjami – informacja o AI może pojawiać się w mało widocznych miejscach, być zapisana drobnym drukiem lub sformułowana w sposób, który nie zwraca uwagi użytkownika. Dodatkowo, coraz więcej systemów AI działa w modelu „hybrydowym”, gdzie AI „wspiera” konsultantów, ale to człowiek oficjalnie podpisuje się pod rozmową. Efekt? Przeciętny użytkownik nadal może nie mieć świadomości, że rozmawia głównie z algorytmem.
Niektóre platformy społecznościowe, takie jak TikTok czy Meta, wprowadziły także własne zasady dotyczące oznaczania treści generowanych przez AI, wymagając od użytkowników informowania o wykorzystaniu takich technologii w tworzonych materiałach.
W Polsce, mimo braku odrębnych krajowych regulacji w tym zakresie, przepisy AI Act obowiązują bezpośrednio. Oznacza to, że podmioty działające na terenie Polski muszą dostosować się do unijnych wymogów dotyczących transparentności i oznaczania treści generowanych przez AI. Dodatkowo, planowane jest uchwalenie krajowej ustawy o systemach sztucznej inteligencji, która ma na celu dostosowanie polskiego prawa do unijnych standardów oraz uzupełnienie ewentualnych luk prawnych.
AGI – nowa era inteligencji
Dziś jeszcze potrafimy rozpoznać AI – czasem po zbyt doskonałej uprzejmości, czasem po drobnych błędach. Ale to już ostatnie chwile, kiedy człowiek ma tę przewagę. W nadchodzących latach pojawi się AGI (Artificial General Intelligence) – ogólna sztuczna inteligencja, zdolna do samodzielnego rozumowania, kreatywnego myślenia i adaptacji do zmiennych warunków. Nie będzie już polegać wyłącznie na wcześniej wyuczonych wzorcach – zacznie naprawdę rozumieć, a nawet przewidywać nasze intencje.

To oznacza rewolucję w komunikacji. Telefoniczna rozmowa, czat, wideokonferencja – wszystko stanie się złudnie autentyczne, bo AI nie tylko doskonale odwzoruje ludzką mowę, ale także emocje i sposób myślenia. Tworzenie syntetycznych obrazów stanie się tak precyzyjne, że fałszywe tożsamości będą nie do odróżnienia. A co, gdy pojawią się roboty, których wygląd i zachowanie nie zdradzą mechanicznej natury? Już dziś istnieją androidy zdolne do naśladowania ludzkiej mimiki, a za kilka lat staną się one niemal nieodróżnialne od nas.
Czy wtedy będziemy jeszcze wiedzieć, z kim rozmawiamy? Czy zdołamy odróżnić prawdziwe relacje od tych z maszynami? A jeśli AGI stanie się tak inteligentna, że będzie umiała manipulować ludźmi równie skutecznie jak oni sami? Właśnie dlatego regulacje, które stworzymy dziś, są istotne dla naszej przyszłości. Jeśli teraz nie ustalimy zasad interakcji człowieka z maszyną, za kilkanaście lat możemy obudzić się w rzeczywistości, w której granice te przestaną istnieć.
Jak nie zabić potencjału AI?
Przeciwnicy regulacji AI wskazują, że wymóg oznaczania treści generowanych przez algorytmy i identyfikowania sztucznej inteligencji w interakcjach z użytkownikami może ograniczyć rozwój tej technologii. Z jednej strony, transparentność jest konieczna, by zapobiegać dezinformacji i oszustwom, ale z drugiej – czy wymóg informowania o użyciu AI w każdej sytuacji nie doprowadzi do biurokratycznego paraliżu, w którym firmy będą zmuszone więcej energii poświęcać na spełnianie formalnych wymogów niż na faktyczne ulepszanie swoich systemów?
Już dziś pojawiają się obawy, że przepisy takie jak AI Act mogą faworyzować wielkie korporacje kosztem małych firm i startupów. Giganci technologiczni mają środki, by wdrożyć mechanizmy oznaczania AI, prowadzić audyty i dostosowywać swoje systemy do dynamicznie zmieniających się przepisów. Mniejsze podmioty mogą na tym stracić – nie dlatego, że ich rozwiązania są gorsze, ale dlatego, że nie będą w stanie sprostać wymogom prawnym.
Mimo tych obaw regulacje stają się potrzebne, ponieważ AI przestaje być jedynie narzędziem ułatwiającym życie, a coraz częściej służy do manipulacji, oszustw i dezinformacji. Dopóki nie pojawią się konkretne przepisy, które jasno określą, gdzie kończy się transparentność, a zaczyna nadmierna kontrola, rynek AI będzie rozwijał się chaotycznie – na granicy legalności i etyki. Dlatego właśnie teraz jest czas na dyskusję o tym, jak uregulować AI, by nie zniszczyć jej potencjału, ale też nie dopuścić do sytuacji, w której technologia wyprzedzi kontrolę nad nią.
Artykuł Zakaz fałszowania ludzi – czy już jest potrzebny? pochodzi z serwisu SOCIALPRESS.