Wychowani w erze Tumblra. „Zakochałyśmy się w Grze o Tron, a potem w sobie”

Grono osób, z którymi rozumiecie się bez słów, ludzie z pasją, artyści i twórcy na wyciągnięcie ręki. Bezpieczeństwo, bliskość oraz swoboda wyrażania siebie. Miłość. Tak także może wyglądać Tumblr. Gdy dowiaduję się o naszym reportażu Sonii Guliny, w którym bohaterki opowiadają o swoich wspomnieniach związanych z anoreksją i autoagresją na Tumblr, w mojej głowie otwiera […] Artykuł Wychowani w erze Tumblra. „Zakochałyśmy się w Grze o Tron, a potem w sobie” pochodzi z serwisu ANDROID.COM.PL - społeczność entuzjastów technologii.

Mar 16, 2025 - 09:21
 0
Wychowani w erze Tumblra. „Zakochałyśmy się w Grze o Tron, a potem w sobie”
Postać w stroju średniowiecznym na tle zamglonego terenu, z logo Tumblra w prawym górnym rogu.

Grono osób, z którymi rozumiecie się bez słów, ludzie z pasją, artyści i twórcy na wyciągnięcie ręki. Bezpieczeństwo, bliskość oraz swoboda wyrażania siebie. Miłość. Tak także może wyglądać Tumblr.

Gdy dowiaduję się o naszym reportażu Sonii Guliny, w którym bohaterki opowiadają o swoich wspomnieniach związanych z anoreksją i autoagresją na Tumblr, w mojej głowie otwiera się zapadka. Choć sam nigdy nie korzystałem z serwisu, wiele osób z mojego otoczenia od lat nie wyobraża sobie dnia bez sprawdzenia tam paru mikroblogów. Słyszę też, że od 2011 roku po dziś dzień jest to najpewniej najlepsza platforma społecznościowa w całym internecie.

Ciężko jest mi pogodzić w głowie dwa obrazy „wspaniałego” i „okrutnego” Tumblra. Znam jednak dwie osoby, których wspólna historia z tym serwisem jest niemal jak z hollywoodzkiego filmu, oczywiście z happy endem. Desi i Ola z miejsca zgadzają się na rozmowę.

Pokolenie Tumblra – inaczej

Dziś Ola jest zawodową graficzką, od dziecka rysowała na potęgę i stale obserwowała, co inni wrzucają na DeviantArta. W okolicach 2012 roku wszyscy cyfrowi autorzy zaczęli jednak masowy exodus na nieznaną jej platformę – Tumblra. Była wtedy w liceum, a na stronę ostatecznie trafiła po tym, jak koleżanka z klasy pokazała jej świetne miejsce z dyskusjami o serialach. To był ten sam serwis!

Ola: Ona była wielką fanką Sherlocka BBC i Supernatural, ja odkrywałam w tym czasie magię Doktora Who. Bardzo szybko znalazłyśmy własne kąciki serwisu, gdzie zbierała się społeczność fanowska tych konkretnych seriali i można było przeglądać treści wrzucane przez innych. Tumblr z miejsca pchnął mnie i ją w objęcia fandomu.

Nie pisałam za dużo sama, śledziłam konta z memami czy fanartami, które mi odpowiadały. Jak tak myślę, to Desi mogła być pierwszą osobą z Tumblr, do której aktywnie zaczęłam pisać sama z siebie. I trafiłam w dziesiątkę za pierwszym razem.

Desi wychowała się w Szwajcarii, ale od paru lat mieszka w Polsce –  z Olą, są parą. Pracuje w korpo, a w wolnym czasie niemal codziennie rysuje, do tego uczy się polskiego.

Ma cudownie świeżą perspektywę na nadwiślańską rzeczywistość i sprawy, nad którymi nigdy się nie zastanawiamy. Pyta, czy słowo „iść” musi mieć u nas ze 40 różnych form. Rozkładam ręce.

Desi: Nie mogę do końca powiedzieć, że „wychowałam się na Tumblr”, bo zaczynałam z serwisem raczej jako młoda dorosła niż nastolatka. Przerzuciłam się około 2010 czy 2011 roku. Wcześniej też byłam na DeviantArcie, a na Tumblr szybko zadomowiłam się w fandomie Harry’ego Pottera, bo wtedy byłam mocno zajarana serią.

To, co mnie zainteresowało, to fakt, że artyści i fani wrzucali na Tumblr treści bardziej poważne czy dorosłe – mocniej mnie angażujące, niż to, co można było znaleźć na innych platformach. Początki serwisu to był też jednak trochę Dziki Zachód, zero filtrów, minimalna moderacja. Dopiero po latach administratorzy zaczęli przymuszać użytkowników do zakładania kont i potwierdzenia, że są pełnoletni, by zobaczyć część wpisów.

Wspaniały Tumblr

Atmosfera prowadzi nas w stronę nostalgii i wspomnień z młodości. Obie używają platformy od ponad dekady. Prowadzą te same blogi, choć ich życia wyglądają teraz zupełnie inaczej. Ciekawi mnie, czy są rzeczy, które z Tumblra zapamiętają do końca życia. Widzę błysk w oku.

Ola: W pamięci utkwiło mi parę sytuacji, gdzie narysowałam fanart jakiejś bardzo, bardzo niszowej rzeczy, którą pokochałam na zabój. No i okazało się, że twórca tej konkretnej rzeczy jest aktywny na Tumblr. Co więcej, widział mój rysunek. Co WIĘCEJ, podał go dalej i skomentował, jak mu się spodobał. Czułam się doceniona i wyróżniona. To było jak największy zaszczyt dla młodej mnie.

Inna strona serwisu, którą bardzo szanuję, to mocna kultura „bycia sobą” i otwartość. Nikt nie krył się z poglądami, czy na przykład z tym, że jest nieheteronormatywny. Ja wychowałam się w katolickiej, polskiej rodzinie i myśli „o nie, co jeśli nie jestem hetero, co pomyśli XYZ” były pełne strachu. Na Tumblr zobaczyłam, że ludzie mogą tacy być, są inni tacy jak ja i to jest normalne.

Tu zaczynam zauważać pierwszy element jak ze scenariusza. Choć obce wtedy dziewczyny na mapie dzieli ponad 1000 kilometrów, w podobnym czasie Desi przeżywa to samo co Ola.

Desi: U mnie było tak samo. Tumblr w pewien sposób pomógł mi odkryć i zrozumieć, co czuję i że pociągają mnie kobiety. Całe dzieciństwo spędziłam w małej szwajcarskiej miejscowości, kościół tuż pod domem. Konserwatywna, mała społeczność. Wiedziałam, że geje i lesbijki istnieją, ale nigdy nie widziałam ich na żywo. Więc zetknięcie się z aktywną społecznością LGBT na Tumblrze bardzo pomogło mi „dojść do porozumienia”, tak samej ze sobą.

Szwajcarka przypomina mi też o pozytywnych aspektach młodego internetu, o których dawno nie myślałem. Poczucie wspólnoty z innymi, absolutnie niezależnej od granic i krajów. Łatwość znajdowania grupek, które są ekstremalnie zainteresowane tym, co ty.

Zarzeka się, że na Tumblr sporo elementów tej kultury pozostało nienaruszonych przez fale botów, podziałów, influencerów, fake newsów, trolli i oszustów.

Desi: Mikroblogi na Tumblrze są bardzo osobiste, więc nawet bez bezpośredniej interakcji czułam i czuję, że mam dobrą więź z osobami, które followuje. Wiem, co siedzi w ich głowach. To bardzo przyjemne uczucie, należeć do takiej społeczności.

Jeśli dwie osoby wzajemnie się obserwują (tzw. mutuals, „wzajemni”) to jest często prawie przyjaźń, choć pisana na dwóch niezależnych blogach. Jest nawet mem – „ja i moich 5 wzajemnych, nigdy nie napisaliśmy do siebie wiadomości, ale oddałabym za nich życie”.

Ja jestem też osobą, która lubi wpadać do znajomych z sieci, by zobaczyć się na żywo. Byłam tak w Nowym Jorku, odwiedziłam parę krajów Europie i tak dalej. To były zawsze spoko doświadczenia.

Okrutny Tumblr?

Wiem już, jak odmienne mogą być doświadczenia różnych osób w tyglu, jakim okazuje się Tumblr. Czuję, że muszę zapytać rozmówczynie nie tylko o słodkie wspomnienia, ale także o bardziej mroczne strony portalu. Czy zaczynając z serwisem widziały żyletki, sławne czarno-białe zdjęcia, thinspiracje?

Ola wspomina, że jak przez mgłę pamięta jeden post. Co ciekawe, był on publicznym ostrzeżeniem, że ostatnio zaczynają się pojawiać tego typu wpisy. Była też instrukcja, na co uważać i gdzie zgłaszać nieodpowiednie treści. Wydaje się, że w jej przypadku użytkownicy serwisu oddolnie rozłożyli pewien parasol ochronny.

Ola: Zobaczyłam, że to istnieje, ale bardzo szybko stwierdziłam „to nie ja, będę się od tego trzymać z daleka” i to by było na tyle. Na Tumblrze byłam z konkretnych powodów – fandom, sztuka itp. Osobiście po prostu trzymałam się tego kącika.

Trzeba zrozumieć jedno. Tumblr jest doskonały w zapewnieniu ci bardzo dokładnej rzeczy, której szukasz. Jeśli chcesz mieć w feedzie powiedzmy zdjęcia słodkich gołębi, ale tylko takich grubszych – znajdziesz o tym bloga. Mopsy, ale tylko śpiące? Też się uda znaleźć po tagach. I można to odnieść do dowolnego tematu, a więc stawiam, że w przeszłości wyszukanie i wejście w mniej bezpieczne zagadnienia też było możliwe.

Do zadanego pytania Desi podchodzi analitycznie. Na sprawę trzeba jej zdaniem spoglądać szerzej niż „ten zły Tumblr”. To grupy pro-ana i inne „kluby anoreksji” zachęcały do głodzenia się, a nie konkretny serwis. Stary Instagram miał sporo takich treści, choć nie każdy to pamięta. 

Ogólnie rzecz biorąc – każdy serwis z prostą funkcją prywatnych pokojów dyskusyjnych lub czatów grupowych mógł potencjalnie stać się domem dla grup promujących zaburzenia odżywania. Prostota obsługi Tumblra mogła zaś działać zbawiennie… albo wręcz odwrotnie.

Desi: Dawny Tumblr nie miał absolutnie żadnego algorytmu. Teraz jest strona „dla ciebie” i jakieś sugestie, ale wcześniej było to niezmiernie uproszczone. Obserwujesz blogi. Jak coś ci się podoba, to zaczynasz obserwować. Autor zaczyna skręcać w jakąś dziwną stronę we wpisach – unfollow. Ktoś się uprzykrza, to blokujesz. W feedzie widzisz chronologicznie notki od obserwowanych osób. I to tyle.

Na wczesnym Tumblrze nic nie działo się samo. Ktoś musiał kliknąć „tak, wyświetlaj mi te diety”, musiał dać followa na konkretny blog. Może ktoś inny przekonał taką osobę, że to fajne i modne – tego nie wiem.

Jednak każdy użytkownik niemal w 100% tworzył własne doświadczenie na serwisie. I to mogły być słodkie kotki, fanfiki, rysownictwo, seriale, książki, komiksy, ale też tematy dla dorosłych czy niebezpieczne.

Historia jednej znajomości

Desi i Ola wprost mówią, że Tumblr autentycznie zmienił ich życia i bez platformy najpewniej by się nie poznały. Ich obecna codzienność zapewne wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby lata temu splot wielu wydarzeń potoczył się nieco inaczej. Nie chcą też myśleć o alternatywach dla swojego personalnego efektu motyla.

Jest połowa 2012 roku. Najgorętszym serialem na rynku jest dopiero co zakończony drugi sezon Gry o Tron. Kamień milowy rozchwytywanej produkcji HBO zbiega się z lawinowo rosnącą popularnością pewnej platformy mikroblogowej.

Tumblr tętni życiem, a na serwisie mieszają się zarówno „weterani” mający za sobą książki, jak i „nowi” fani samego serialu. Wschodzącą gwiazdą fandomu staje się Theon Greyjoy, którego wątek fabularny zdecydowanie nabiera tempa.

Ola: Jakby to nie zabrzmiało – zakochałyśmy się w Grze o Tron, a potem w sobie. Wpadłam na rysunki z Theonem kompletnie nie znając tematu i zastanawiałam się co to ten cały ASOIAF (A Song of Ice and FirePieśń lodu i ognia George’a R.R. Martina).

Ramsay Bolton nie był jeszcze nawet wprowadzony w serialu, ale fani książek wiedzieli, co się święci. Theon i Ramsay byli łączeni w parę, tzw. shipa. Ludzie rysowali ich razem i strasznie podobały mi się te grafiki. Szczególnie styl z tego jednego bloga…

Zeitgeist nie ominął też Desi, która studiowała wtedy w Japonii. Siedząc w niewielkim mieszkaniu pół świata od domu jednym tchem zbinge’owała pierwsze dwa sezony serialu. Potem wpadła w książki z serii – musiała wiedzieć, co będzie dalej. Zaczęła też regularnie rysować fanarty i wrzucać je na mikrobloga.

Wstrzymuję dziennikarskie odruchy i pytania – zamykam się. Nie opowiem tego lepiej niż one same. Roześmiane, kończące za siebie zdania.

Desi: Theon Greyjoy od razu zyskał miejsce w moim sercu, bo kocham postaci, które są… niezrozumianymi przegrywami, których nikt nie lubi. Ramsay ma ogromną rolę w jego fabule, więc rysowałam ich razem. Często. Dużo razy. Ola wpadła na moje fanarty, też ich rysowała. Zostałyśmy mutualsami. Dziś się śmieję, że zostałam przez nią bezczelnie „zgroomowana”, choć jestem starsza.

Ola: Bez takich. Ja po prostu metodycznie do tego podchodziłam. Sprawdzałam nieco, co piszesz na swoich pobocznych mikroblogach na inne tematy. Wrzucałam moje rysunki i cię tagowałam, byś je zobaczyła. Wysłałam ci kiedyś fanarta w stylu „ej, sądzę, że jesteś super, wiec trzymaj rysunek specjalnie dla ciebie”. Wcelowałam w twoje urodziny, by nie robić za dużo zamieszania. 

Odezwanie się zajęło mi jakoś z rok po kliknięciu follow, Desi miała też włączona opcję „zadaj pytanie”. To zadałam.

Desi: Brzmiało „jakich cech szukasz w partnerze”. Bardzo zawiłe. Nikt się nie domyśli, o co chodzi. Moja mała mistrzyni kamuflażu. Zaczęłyśmy czatować częściej, o wszystkim i o niczym. Jak wspominałam, lubię odwiedzać ludzi poznanych w sieci, więc wybrałam się do Polski. 

Ze Szwajcarii do Polski w środku pandemii

Rodzice dziewczyny o mało nie zemdleli, gdy powiedziała im o swoim planie. Dla Szwajcarów z małej miejscowości Polska to już „gdzieś tam daleko na Wschodzie”. Z niedowierzaniem, może lekkim rozbawieniem, tłumaczyła im, że nikt nie ukradnie jej tam nerki. „To kraj jak każdy inny, są w Unii Europejskiej” – podkreślała cierpliwe.

Odwiedzając Polskę po raz pierwszy była w roli przyjaciółki, nie myśląc o związku. Zwiedzały razem muzea, była też turystyczna przejażdżka na segway’ach i inne atrakcje. By się odwzajemnić, Ola pojechała potem w odwiedziny do Szwajcarii.

Desi: Zaczęłyśmy tak jeździć raz do Polski, raz do Schweiz, parę razy. I po którymś takim spotkaniu i zbliżaniu się do siebie oficjalnie stwierdziłyśmy, że jesteśmy parą.

Ola: Co ciekawe, też przez czat. To był 2019 rok, mam nawet zachowanego screenshota tego wiekopomnego dnia. To było dosłownie „ej, nie miałabym nic przeciwko, gdybyśmy ze sobą chodziły. O, ja też”. Takie proste. Przyznam się, że czułam okropną mięte do niej, ale długo bałam się o tym powiedzieć.

Początkowo był to związek na dystans, ale loty co parę miesięcy szybko okazały się – jak to ujęły – morderstwem dla portfela. „Szwajcaria jest ok, ale nie byłam jakoś przyspawana do mojego kraju, a byłam też akurat między jedną pracą a drugą. Pomyślałam, że fajnie byłoby znaleźć pracę w Polsce i być bliżej mojej dziewczyny” – wspomina mi Desi.

Szczęśliwy los chciał, że osoba z grona znajomych Oli mogła polecić Szwajcarkę w swojej pracy w korporacji. Zaakceptowali ją na rozmowie, docenili języki, niemiecki, francuski. Wymagali jednak bardzo szybkiej przeprowadzki nad Wisłę.

Pech chciał zaś, że dokładnie w tym momencie świat wchodził w globalny lockdown związany z pandemią COVID-19. I tak stresujące przenosiny całego życia do innego kraju, wprowadzanie się do jednego lokalu ze swoją drugą połówką oraz zmiana pracy zostały więc jeszcze ostrzej przyprawione.

Mimo stresu wszystko udało się jednak znakomicie.

Dorosłość w erze Tumblra

Na koniec Desi i Ola mówią nieco o dzisiejszym Tumblrze, a nawet zachęcają mnie lekko do założenia konta (nie jest to pierwszy raz). Ich zdaniem platforma z jednej strony się zmieniła, ale jednocześnie pozostała taka sama.

Ola: Użytkownicy Tumblra starzeją się tak jak my wszyscy. Teraz jest mniej wpisów o dramatach z liceum a więcej w stylu „o Jezu, jaka jestem stara, zajarałam się właśnie ociekaczem na naczynia / odkurzaczem”. Są memy o robieniu prania i „adultowaniu”. 

Interfejs jest trochę bardziej przyjazny, społeczności nieco się zmieniły. To nadal świetne miejsce, by poznać ciekawych ludzi, wymieniać się fanartami, mieć bezpośredni kontakt z różnymi twórcami, pisarzami i tak dalej. To bardzo unikalne miejsce.

Druga rozmówczyni docenia zaś wiele poprawek „jakości życia” na Tumblr, m.in. ułatwienia w UI czy ulepszenie działania wielu funkcji serwisu, które były wcześniej dość ezoteryczne. Jednak Desi smutno opowiada też o sporym odpływie artystów z Tumblra na Twittera po zmianie zasad platformy mikroblogowej sprzed paru lat.

Desi: Jeśli miałabym to podsumować – to nadal jest podobnie i na szczęście Tumblr nie jest tak przesiąknięty algorytmami i innym szmelcem, którego po prostu nie potrzebuję, a mi wpycha mi się to do gardła.

Twitter/X Elona Muska jest cyrkiem pełnym klaunów, Instagram jest czasem po prostu toksyczny i zalany obrzydliwymi grafikami z AI. Tumblr nie ocenia, nie pcha cię, byś miała milion followersów i sławę oraz pieniądze. Tumblr jest tu dla ciebie i innych, którzy kochają to, co ty.

Gdy kończę materiał ręce same chodzą mi po klawiaturze. Niemal bezwiednie znajduję się w do bólu oczywistym miejscu – tumblr.com/register. Od lat trzymałem platformę na dystans, ale w sumie dlaczego? Może pora, bym na własnej skórze przekonał się, jakie oblicze pokaże mi Tumblr?

 Źródło: Opracowanie własne. Zdjęcie otwierające: HBO, Tumblr.com / materiały prasowe, montaż własny

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Artykuł Wychowani w erze Tumblra. „Zakochałyśmy się w Grze o Tron, a potem w sobie” pochodzi z serwisu ANDROID.COM.PL - społeczność entuzjastów technologii.