Od włókienniczej potęgi do kreatywnego miasta – oto fabryczna dusza Łodzi

Łódź to miasto, które zawdzięcza swoją tożsamość fabrykom. Dziś, mimo upływu lat, ślady po tej przemysłowej przeszłości wciąż są obecne, a miasto, z zachowanymi zabytkami fabrycznymi, staje się symbolem idących z duchem czasu zmian.

Kwi 28, 2025 - 07:50
 0
Od włókienniczej potęgi do kreatywnego miasta – oto fabryczna dusza Łodzi
Spis treści Jedyne takie muzeum Miasto, moda, maszyna Prosto do pałacu Łódzka enklawa Kiedy wjeżdżałam do Łodzi, nie zobaczyłam na horyzoncie ani jednego komina fabrycznego. Bezchmurne błękitne niebo wolne było od smogu, którego można by się spodziewać w tym „europejskim Manchesterze”, kojarzącym się nam do dziś z wysiłkiem włókniarek i włókniarzy, pracą na akord i kilkunastogodzinnym dniem pracy. Ale fabryczne dziedzictwo Łodzi jest wciąż żywe. Oto najważniejsze obiekty z nim związane. Jedyne takie muzeum Centralne Muzeum Włókiennictwa to jeden z najstarszych budynków fabrycznych w Łodzi. Zajmuje gigantyczną powierzchnię 16 tys. m². Powstało w 1960 r. w tzw. Białej Fabryce i jest skarbcem wiedzy o łódzkim włókiennictwie, gromadzi też sztukę. Ma w zbiorach m.in prace Magdaleny Abakanowicz i Władysława Strzemińskiego. W sumie znajduje się tu aż 2,5 tys. obiektów z tak zwanej polskiej szkoły tkaniny, w tym również kilimy i gobeliny. Co trzy lata odbywają się tu triennale ukazujące zmiany trendów w tkactwie. Kiedy weszłam do muzeum, od razu zatrzymałam się przy starej maszynie parowej. To właśnie tu uruchomiono ją w mieście po raz pierwszy i był to symboliczny początek przemysłu w Łodzi. Wreszcie można było uniezależnić się od naturalnych źródeł napędu – zwierząt pociągowych czy wody. Ta pierwsza oryginalna maszyna już nie istnieje, ale zastąpiła ją w muzeum inna, też nie byle jaka, bo ta, która zagrała w filmie „Ziemia obiecana” Andrzeja Wajdy. Kiedy założona przez Ludwika Geyera biała Fabryka ruszała, miała i przędzalnię, i wykańczalnię. Wszystkie podstawowe procesy mogły się odbywać w jednym miejscu. Co się więc musiało wydarzyć, że w 1869 r. Geyer umierał jako bankrut? Zaczęło się od pożaru, a potem było już tylko gorzej: przeinwestowanie, wybuch wojny secesyjnej w Stanach Zjednoczonych, skąd m.in. sprowadzał bawełnę. W rezultacie bank przejął fabrykę, a Geyer otrzymywał tylko ułamek procentu od dochodu za jej nadzór. Miasto, moda, maszyna Wchodzę do zaaranżowanej w muzeum hali fabrycznej, w której oprócz XIX-wiecznych maszyn pamiętających czasy pierwszych łódzkich fabrykantów stoją również zgrzeblarki, przędzarki, krosna i stół drukarski z lat 70. i 80. XX w. Na jednej z drewnianych belek wiszących pod sufitem ktoś wyrył datę 1839 – to rok budowy najstarszego skrzydła fabryki. Stropy i drewniane konstrukcje są wykonane z dębu i modrzewia, przetrwały tyle lat! Niektóre z maszyn wciąż można wprawić w ruch, podobnie jak dzwon fabryczny pochodzący z łódzkich zakładów wełnianych Juliusza Heinzla. Kiedy mocno pociągnęłam za sznur, rozległ się jego donośny głos kiedyś budzący robotników do pracy. Dowiaduję się, że w XIX w. zmiana trwała 14–16 godz. z przerwą na posiłek, pod koniec XIX w. robotnicy pracowali 12 godz. na dobę, a po rewolucji 1905 r. wywalczono skrócenie pracy do 10 godz. Dopiero w 1918 r. Józef Piłsudski, jako naczelnik państwa, wprowadził 8-godzinny dzień pracy. Na starych lampach widać bawełniany pył, w kantorku brygadzisty leżą paczka papierosów, popielniczka i zszywacz – tak jakby ktoś przed chwilą jeszcze tu pracował – tkał, snuł osnowę… Tymczasem dziś jest tu selfie point. Każdy może usiąść przy biurku brygadzisty i zrobić sobie zdjęcie. Na następnym piętrze muzeum obserwuję, jak fabryka kształtowała krajobraz miasta, przyspieszając jego rozwój. Na monitorach zawieszonych na ścianie widać wyraźnie, jak Łódź – z osady z niskimi drewnianymi domami – zmieniała się w miasto fabryk, kominów, okazałych kamienic, a nawet – pałaców. Wzruszają mnie zdjęcia kraciastych chust, którymi włókniarki otulały się w drodze do pracy, na kilkunastogodzinną zmianę. Kolejny etap wystawy – moda – to już prawdziwa podróż w przeszłość. Łódź po II wojnie światowej została okrzyknięta polską stolicą mody, a w muzeum możemy dziś oglądać wzory wszystkich marek sprzed 40 czy 50 lat. Sala jest na tyle przestronna, że przez chwilę możemy poczuć się jak podczas spaceru ulicą Piotrkowską w latach 70. Kultowa Telimena, Dom Mody „Nestor”, motyl – słynne logo Pewexu, Cora, Moda Polska, Wólczanka i Cepelia. Wizytę w Białej Fabryce kończę na wystawie mody Arkadiusa, wśród jego kolorowych tkanin i wzorów. Lekkich, szalonych, tak bardzo różniących się od pierwszych tkanin wyprodukowanych w tych murach blisko dwieście lat temu. Krzysztof Kierepa, od 36 lat mistrz tkacki, mechanik i nastawiacz maszyn, pracuje w Muzeum na maszynie pokazowej. – To nie jest trudne – przekonuje. – Metr materiału można utkać w niespełna 15 min. Niech pani spróbuje – zachęca. Biorę do ręki miękką przędzę bistoru, porównuję ją z bardziej gęstą bawełną. I już od dziś wiem, że prawdziwa bawełna nigdy nie jest śnieżnobiała. – Ma odcień écru – dodaje mój rozmówca, kiedy wspólnie uruchamiamy maszynę. Prosto do pałacu Ruszam dalej włókienniczym łódzkim szlakiem, prosto do pałacu Izraela Poznańskiego, który również zaczynał tu swój biznes od zera. Ale kiedy pytano go po kilkunastu latach ciężkiej pracy, w jakim stylu chce zbudować swój dom, odpowiadał, że stać go na każdy styl. I rzeczywiście, sala balowa w tym największym fabrykanckim pałacu w Łodzi nie ma sobie równych. Złoto, błękitny sufit, wyszukane meble, secesyjne detale, obrazy. Najwyraźniej Poznański przywiązywał uwagę do detali, bo w jednej z szaf zobaczyłam jego laskę z gałką w kształcie głowy charta. Dziś dawny huk maszyn w jego fabryce został zastąpiony gwarem kawiarnianych rozmów i muzyką. Stara fabryka otrzymała drugie życie i znana jest dziś wszystkim jako Manufaktura – kompleks 13 historycznych budynków i nowo wybudowanego centrum handlowego, obejmujący powierzchnię 27 ha. Zrewitalizowane budynki z charakterystyczną bramą fabryczną, prowadzącą kiedyś do tekstylnego królestwa Poznańskiego, znów są symbolem Łodzi. Cegły, z których Poznański zbudował fabrykę i bramę, pochodziły z jego prywatnej cegielni i były sygnowane inicjałami IP. Przy bramie połowa z nich posiada taką sygnaturę, a inne oryginalne egzemplarze można zobaczyć w Muzeum Fabryki znajdującym się na terenie Manufaktury. Łódzka enklawa Do dawnego imperium Karola Scheiblera jadę z Manufaktury niespełna 20 minut. Księży Młyn to moja ulubiona łódzka enklawa, zielona wiosną i latem, stylowa i spokojna. To właśnie tu w drugiej połowie XIX w. Scheibler, król miasta i konkurent Poznańskiego, wybudował – na wzór angielskich osad przemysłowych – ogromny zespół fabryczno-mieszkalny. Prawdziwe miasto w mieście! Dawne budynki fabryczne, osiedle dla robotników, wille dyrektorskie, szkoła, dwa szpitale, remiza straży pożarnej, sklep, gazownia, ulice i bocznice kolejowe zostały zrewitalizowane, a cały kompleks został uznany za zabytek w skali światowej. I pomyśleć, że kiedy Scheibler zarobił w Łodzi swój pierwszy milion, kupił sobie grunt, wytyczył ulicę i nazwał ją – Milionową. Wyjeżdżając z Łodzi zajechałam jeszcze do wciąż pracującej pełną parą fabryki Dywilan, kiedyś słynącej z dywanów, której historia sięga 1881 r., kiedy to Juliusz Fial i Wilhelm Lucker założyli niewielką fabrykę pluszu. Dzisiaj specjalizuje się ona nie tylko w dywanach, ale też, jako pierwszy producent na świecie, w tkaniu sztucznej trawy na boiska piłkarskie. – Tak właśnie zmienia się moja Łódź! – pomyślałam. Wciąż dostosowując się do potrzeb nowych czasów.