O tym, że „wdrożenie deregulacji” zaczyna się od normatywnej regulacji deregulacji
Rada Ministrów, wykonując zadania w zakresie polityki wewnętrznej państwa, dostrzega konieczność przeprowadzenia analizy obowiązującego stanu prawnego, w szczególności w zakresie warunków prowadzenia działalności gospodarczej, oraz podjęcia działań wdrażających deregulację i w związku z tym postanawia, co następuje: (preambuła uchwały Rady Ministrów nr 20 w/s koordynacji procesu legislacyjnego wdrażającego deregulację, M.P. z 2025 r. poz. 223) ... Dowiedz się więcej Tekst O tym, że „wdrożenie deregulacji” zaczyna się od normatywnej regulacji deregulacji pojawił się poraz pierwszy w Czasopismo Lege Artis.
Rada Ministrów, wykonując zadania w zakresie polityki wewnętrznej państwa, dostrzega konieczność przeprowadzenia analizy obowiązującego stanu prawnego, w szczególności w zakresie warunków prowadzenia działalności gospodarczej, oraz podjęcia działań wdrażających deregulację i w związku z tym postanawia, co następuje:
(preambuła uchwały Rady Ministrów nr 20 w/s koordynacji procesu legislacyjnego wdrażającego deregulację, M.P. z 2025 r. poz. 223)
Miałem nic nie pisać o premiera Tuska pędzie deregulacyjnym, już choćby dlatego, że jako człek pamiętliwy nie mam trudności z przypomnieniem sobie takich hasełek jak „3×15%”, zapowiedzi odblokowania dobrych projektów ustaw jak tylko Bronisław Komorowski zasiędzie w pałacu, a nawet ździebko liberalnej twarzy PO (która rychło stała się łże-liberalną, a później to już wiadomo). Skoro jednak najnowszy chochoł doczekał się uregulowania normatywnego w postaci uchwały rządu — że jak ma być wdrożenie deregulacji, musi być normatywna regulacja deregulacji, przeto nie obejdzie się bez zespołu d/s koordynacji procesu legislacyjnego — to ominąć tematyki na tutejszych łamach się nie godzi.
Obywatel współczesnego państwa jest jak ten piesek, co to rwie się na smyczy do przodu w poszukiwaniu umiłowanej wolności (krzycząc przy tym „wolność! wolność!”), ale na widok kałuży wraca do pana, prosi na ręce, żeby go ratował i przeniósł bezpiecznie na drugą stronę. Takie porównanie zawsze przychodzi mi na myśl jak słyszę, że był/jest jakiś dotkliwy problem, ale państwo nie zareagowało / za późno zareagowało / źle zareagowało / etc., etc.: kredyty frankowe, kantory wirtualne, Amber Gold, pokoje zagadek — te przykłady można mnożyć, a ich wspólnym mianownikiem jest wolność łamana przez uzasadnioną konieczność.
Taki gatunek publicystyki jakim jest felieton ma to do siebie, że każdy akapit może być od czapy, więc teraz będzie nieśmiertelny Bareja wsparty Tuwimem. Oto jest uchwała, w której czytamy, że za wdrożenie deregulacji odpowiadać będzie zespół do spraw koordynacji procesu legislacyjnego wdrażającego deregulację, którego zadaniem będzie stymulowanie regulacji — projektów aktów normatywnych, oczywiście tych, z których ma wyjść deregulacja.
Wszystko zgodnie z zasadą: legislacja + regulacja = deregulacja… A mnie od razu przychodzi na myś, że przecież deregulacją „nazwać niczego nie możesz. I nie możesz uchwałą specjalną zarządzić ani jej ustanowić. Kto inaczej sądzi, świeci jak zgasła świeczka na słonecznym dworze”, więc „choćby przyszło tysiąc legislatorów / i każdy zjadłby tysiąc kotletów / i każdy nie wiem jak się natężał / to nie zderegulują — taki to ciężar!”
Dla jasności: nie, żebym nie chciał, żeby się udało, bo chciałbym jak cholera. No ale popatrzcie sami: tyle lat żyliśmy bez RODO, bez DORY, bez NIS2, a nawet bez DMA i DSA — bez nakazów usunięcia nielegalnych treści — a teraz się okazuje, że żyć bez nich już nie możemy. A przecież to nie wszystko: prawo bankowe z 1960 r. to 52 artykuły i cztery strony Dziennika Ustaw (obowiązujące prawo bankowe jest cztery razy dłuższe, a przecież na tej ustawie regulacje się nie kończą), no ale można też powiedzieć, że za Gomułki banków nie było…
Mnie się po prostu deregulacja kojarzy z dodatkowymi postulatami: więcej wolności, w tym wolności gospodarczej (kapitalizm!) — więcej odpowiedzialności, w tym za swoje własne (lepsze lub gorsze) decyzje — mniej interwencji państwa, która bywa złem koniecznym, ale zawsze jest „mniej dobra” od swobody oddolnych decyzji jednostek — mniej redystrybucji dochodów traktowanych jako kupowanie sobie popularności przez polityków dla — mniej regulacji, bo nadmiar prawa jest chyba bardziej szkodliwy, niż „luka” w prawie — mniej bicia piany, w tym markowania roboty, choćby był to rządowy zespół d/s koordynacji procesu legislacyjnego, którego zadaniem jest wdrożenie deregulacji.
To się nazywa liberalizm, głupcze. (Ale czy to przejdzie, skoro liberalizm ostatecznie skonał pod rozpędzonym walcem Trumpowsko-Muskowskiej „deregulacji”?)
Tekst O tym, że „wdrożenie deregulacji” zaczyna się od normatywnej regulacji deregulacji pojawił się poraz pierwszy w Czasopismo Lege Artis.