Jeremy Clarkson, który jest raczej znany z konserwatywnych poglądów dla The Sunday Times (uwaga, będzie długo):
Krótko po tym, jak Donald Trump ponownie wtoczył się do Białego Domu, promieniując i pieniąc się niczym pomarańczowy napój gazowany, kilku znanych amerykańskich aktorów ogłosiło, że rozważają natychmiastowe opuszczenie kraju.
Kiedy do tego chóru dołączył Robert De Niro, wyrażając obawy przed życiem pod rządami Donalda, byłem bliski, by do niego zadzwonić. "Powiem ci tak, stary. Wprowadź się do mojego domu i ciesz się wszystkimi tymi ekologicznymi, proimigranckimi cudami, które Kamala by wprowadziła, a ja zamieszkam w twoim. Wiem, że masz tylko 78 akrów, ale nie będę marudził. A potem, gdy za cztery lata Starmer zniknie ze sceny, zamienimy się z powrotem."
Na początku miałem pewien sentyment do Trumpa. Zakazał mistrzom boksu wagi ciężkiej startowania w zawodach dla uczennic szkół podstawowych, zauważył, że papierowe słomki "eksplodują", stwierdził, że ropa i gaz są lepszym sposobem na produkcję prądu niż wiatr (i słusznie), a także zapoczątkował projekt wysyłania nielegalnych imigrantów do tego więzienia w Salwadorze, gdzie osadzeni spędzają cały dzień, siedząc na podłodze w samych gaciach, a jeśli chcą się napić, muszą zlizywać pot z pleców współwięźnia przed sobą.
A potem nadeszło to spotkanie w Białym Domu, kiedy tego biednego Wołodymyra Zełenskiego wywleczono przed kamery i otwarcie sponiewierano w jego, bądź co bądź, trzecim języku. Wkrótce cała banda rzuciła się na niego, domagając się wyjaśnienia, dlaczego nie wysłał Amerykanom listu z podziękowaniami i dlaczego nie nosi garnituru. Gdyby nie wyrzucono go po kilku minutach, można by przypuszczać, że ktoś nazwałby jego ojca "ciotą" i zarzucił, że pachnie moczem i kałem. Niektórzy określili to wydarzenie jako "niekomfortowe do oglądania". Było znacznie gorsze: odrażające.
Od tego czasu sprawy tylko się pogorszyły. Trump poparł Rosję i Koreę Północną w głosowaniu ONZ w sprawie Ukrainy. Całkowicie wycofał wsparcie militarne USA, a kiedy przywódcy europejscy spotkali się, by omówić, co dalej, wiceprezydent J.D. Vance wzruszył ramionami, nazywając Wielką Brytanię i Francję "przypadkowymi krajami, które nie walczyły w żadnej wojnie od 30 czy 40 lat".
Nie chcę zniżać się do jego poziomu, ale to zrobię. Vance to brodaty fanatyk, który uważa, że zgwałcone kobiety powinny być zmuszone do urodzenia dziecka. Szukałem odpowiedniego określenia dla niego i myślę, że "kretyn" pasuje idealnie. A do tego nie ma bladego pojęcia o historii.
Bo jeśli rzeczywiście uparł się na te "ostatnie 30-40 lat", to warto mu przypomnieć, że nasi dzielni młodzi żołnierze ginęli w jakimś zapomnianym przez Boga pustynnym piekle, wspierając kolejną szaloną wojnę rozpętaną przez amerykańskiego prezydenta. A kiedy tam umierali, Wielka Brytania wciąż spłacała długi wobec USA za broń, którą kupiliśmy, by pokonać Hitlera w II wojnie światowej. Ostatnia rata wyniosła 43 miliony funtów i została uiszczona w 2006 roku.
Skoro już jesteśmy przy II wojnie światowej, to warto zauważyć, że to, co Trump wyrządza Ukrainie, brzmi jakby Franklin Roosevelt powiedział do Churchilla: "Słuchaj, Hitler wziął sobie Polskę, pozwólmy mu ją zatrzymać."
Wielu komentatorów twierdzi teraz, że tak właśnie dzieje się, gdy oddajemy władzę miliarderom. Cóż, znam kilku superbogaczy i większość z nich to normalni, uprzejmi i hojni ludzie. Ale kilku z nich jest z gówna i myślę, że Trump, Elon Musk i Władimir Putin należą właśnie do tej kategorii.
Wbili sobie do głów, że ponieważ są pracoholikami, którym się poszczęściło — bo jak wiadomo tylko tyle potrzeba, by zostać miliarderem — są lepsi od innych. W końcu dochodzą do przekonania, że wszyscy biedniejsi to tylko referenci biurowi. A kiedy zostajesz przywódcą mocarstwa, ta logika zaczyna odnosić się do całych narodów. Kogo obchodzi co myśli Grecja albo Łotwa? To tylko chłopcy na posyłki.
Mamy więc Trumpa mówiącego do Putina: "Dobra, Vlad, bierzesz Ukrainę. My bierzemy Panamę, Grenlandię i Kanadę, a jak następnym razem zobaczysz Xi, daj mu znać, że może sobie wziąć Tajwan. A jeśli komuś się to nie podoba, to niech się odp…. A żeby naprawdę się odp…, dowalimy mu cłami, a ty możesz mu zakręcić gaz. Golf w przyszłym tygodniu? Kupię Hiszpanię, to sobie tam pogramy."
W tym miejscu bardzo chcę przypomnieć, że przewidziałem dokładnie ten stan rzeczy w moim proeuropejskim artykule sprzed lat. Pisałem wtedy, że świat potrzebuje porządnie zintegrowanych i liberalnych Stanów Zjednoczonych Europy – z jedną walutą i jedną armią - żeby przeciwstawić się szaleństwu płynącemu z Rosji, Chin i Ameryki. Może teraz wreszcie to się wydarzy. Mam taką nadzieję.
Ale boję się, że to tylko marzenie ściętej głowy, bo, o zgrozo, nie widzę w naszych obecnych przywódcach choćby cienia churchillowskiego ducha. Sir Keir Starmer kłania się w pas Trumpowi, Nigel Farage jak papuga powtarza narrację Białego Domu, że może jednak Zełenski nie jest aż takim bohaterem, za jakiego go uważaliśmy, a Kemi Badenoch przekonuje, że zna Vance’a i że on wcale nie powiedział tego, co powiedział. Tylko że powiedzia
Krótko po tym, jak Donald Trump ponownie wtoczył się do Białego Domu, promieniując i pieniąc się niczym pomarańczowy napój gazowany, kilku znanych amerykańskich aktorów ogłosiło, że rozważają natychmiastowe opuszczenie kraju.
Kiedy do tego chóru dołączył Robert De Niro, wyrażając obawy przed życiem pod rządami Donalda, byłem bliski, by do niego zadzwonić. "Powiem ci tak, stary. Wprowadź się do mojego domu i ciesz się wszystkimi tymi ekologicznymi, proimigranckimi cudami, które Kamala by wprowadziła, a ja zamieszkam w twoim. Wiem, że masz tylko 78 akrów, ale nie będę marudził. A potem, gdy za cztery lata Starmer zniknie ze sceny, zamienimy się z powrotem."
Na początku miałem pewien sentyment do Trumpa. Zakazał mistrzom boksu wagi ciężkiej startowania w zawodach dla uczennic szkół podstawowych, zauważył, że papierowe słomki "eksplodują", stwierdził, że ropa i gaz są lepszym sposobem na produkcję prądu niż wiatr (i słusznie), a także zapoczątkował projekt wysyłania nielegalnych imigrantów do tego więzienia w Salwadorze, gdzie osadzeni spędzają cały dzień, siedząc na podłodze w samych gaciach, a jeśli chcą się napić, muszą zlizywać pot z pleców współwięźnia przed sobą.
A potem nadeszło to spotkanie w Białym Domu, kiedy tego biednego Wołodymyra Zełenskiego wywleczono przed kamery i otwarcie sponiewierano w jego, bądź co bądź, trzecim języku. Wkrótce cała banda rzuciła się na niego, domagając się wyjaśnienia, dlaczego nie wysłał Amerykanom listu z podziękowaniami i dlaczego nie nosi garnituru. Gdyby nie wyrzucono go po kilku minutach, można by przypuszczać, że ktoś nazwałby jego ojca "ciotą" i zarzucił, że pachnie moczem i kałem. Niektórzy określili to wydarzenie jako "niekomfortowe do oglądania". Było znacznie gorsze: odrażające.
Od tego czasu sprawy tylko się pogorszyły. Trump poparł Rosję i Koreę Północną w głosowaniu ONZ w sprawie Ukrainy. Całkowicie wycofał wsparcie militarne USA, a kiedy przywódcy europejscy spotkali się, by omówić, co dalej, wiceprezydent J.D. Vance wzruszył ramionami, nazywając Wielką Brytanię i Francję "przypadkowymi krajami, które nie walczyły w żadnej wojnie od 30 czy 40 lat".
Nie chcę zniżać się do jego poziomu, ale to zrobię. Vance to brodaty fanatyk, który uważa, że zgwałcone kobiety powinny być zmuszone do urodzenia dziecka. Szukałem odpowiedniego określenia dla niego i myślę, że "kretyn" pasuje idealnie. A do tego nie ma bladego pojęcia o historii.
Bo jeśli rzeczywiście uparł się na te "ostatnie 30-40 lat", to warto mu przypomnieć, że nasi dzielni młodzi żołnierze ginęli w jakimś zapomnianym przez Boga pustynnym piekle, wspierając kolejną szaloną wojnę rozpętaną przez amerykańskiego prezydenta. A kiedy tam umierali, Wielka Brytania wciąż spłacała długi wobec USA za broń, którą kupiliśmy, by pokonać Hitlera w II wojnie światowej. Ostatnia rata wyniosła 43 miliony funtów i została uiszczona w 2006 roku.
Skoro już jesteśmy przy II wojnie światowej, to warto zauważyć, że to, co Trump wyrządza Ukrainie, brzmi jakby Franklin Roosevelt powiedział do Churchilla: "Słuchaj, Hitler wziął sobie Polskę, pozwólmy mu ją zatrzymać."
Wielu komentatorów twierdzi teraz, że tak właśnie dzieje się, gdy oddajemy władzę miliarderom. Cóż, znam kilku superbogaczy i większość z nich to normalni, uprzejmi i hojni ludzie. Ale kilku z nich jest z gówna i myślę, że Trump, Elon Musk i Władimir Putin należą właśnie do tej kategorii.
Wbili sobie do głów, że ponieważ są pracoholikami, którym się poszczęściło — bo jak wiadomo tylko tyle potrzeba, by zostać miliarderem — są lepsi od innych. W końcu dochodzą do przekonania, że wszyscy biedniejsi to tylko referenci biurowi. A kiedy zostajesz przywódcą mocarstwa, ta logika zaczyna odnosić się do całych narodów. Kogo obchodzi co myśli Grecja albo Łotwa? To tylko chłopcy na posyłki.
Mamy więc Trumpa mówiącego do Putina: "Dobra, Vlad, bierzesz Ukrainę. My bierzemy Panamę, Grenlandię i Kanadę, a jak następnym razem zobaczysz Xi, daj mu znać, że może sobie wziąć Tajwan. A jeśli komuś się to nie podoba, to niech się odp…. A żeby naprawdę się odp…, dowalimy mu cłami, a ty możesz mu zakręcić gaz. Golf w przyszłym tygodniu? Kupię Hiszpanię, to sobie tam pogramy."
W tym miejscu bardzo chcę przypomnieć, że przewidziałem dokładnie ten stan rzeczy w moim proeuropejskim artykule sprzed lat. Pisałem wtedy, że świat potrzebuje porządnie zintegrowanych i liberalnych Stanów Zjednoczonych Europy – z jedną walutą i jedną armią - żeby przeciwstawić się szaleństwu płynącemu z Rosji, Chin i Ameryki. Może teraz wreszcie to się wydarzy. Mam taką nadzieję.
Ale boję się, że to tylko marzenie ściętej głowy, bo, o zgrozo, nie widzę w naszych obecnych przywódcach choćby cienia churchillowskiego ducha. Sir Keir Starmer kłania się w pas Trumpowi, Nigel Farage jak papuga powtarza narrację Białego Domu, że może jednak Zełenski nie jest aż takim bohaterem, za jakiego go uważaliśmy, a Kemi Badenoch przekonuje, że zna Vance’a i że on wcale nie powiedział tego, co powiedział. Tylko że powiedział. Wszyscy to słyszeliśmy.
I poniekąd to rozumiem. Globalny porządek właśnie doznał wstrząsu. W Białym Domu zasiada maniakalny przemocowiec, na Kremlu siedzi morderca, a NATO stoi na krawędzi rozpadu. I nikt nie chce pisnąć słowa, bo Trump to szkolny łobuz, który wepchnie ci głowę do kibla. Potrzebujemy kilku tygodni, żeby oswoić się z nową rzeczywistością. Ale wkrótce będzie nam potrzebny ktoś, kto się wścieknie i stanie do walki z nadciągającą ciemnością.