Fisherman Angles, oddolny przyczółek jazzu
Założenie było proste: grać jazz w sposób możliwie otwarty i zapraszający, bo to muzyka, którą wielu uważa za trudną, choć u jej podstaw leży radość i współpraca.

Najpierw przyjechały nogi, potem – pudło rezonansowe, przewożone na specjalnych pasach. Operacja jak składanie potężnego manekina. Pięciu ludzi, samochód transportowy z podnośnikiem, ostrożne przenoszenie część po części i skrupulatna procedura składania organizmu na miejscu. Zamiast operacji na otwartym sercu – zabieg na otwartych strunach i młoteczkach. Nie przymocowano ostatnich elementów, gdy Wiosna odebrała telefon. Obiecane pieniądze na sprowadzenie fortepianu, na którym za dwa dni miał zagrać jeden z najlepszych polskich pianistów jazzowych, nie wpłynęły na konto.
Tymczasem muzycy, nagłośnienie i reszta instrumentów w drodze. Na ścianach plakaty promujące wydarzenie, zaprojektowane przez Martę „Zdybę” Prabucką i Michała Trojanowskiego; na monochromatycznej grafice trzy postaci wpatrują się w morze – światowej sławy kompozytor muzyki fortepianowej, orkiestrowej, filmowej i teatralnej, Sławek Jaskułke, w towarzystwie wybitnych młodych muzyków jazzowych, perkusisty Alana Kapołki i kontrabasisty Filipa Arasimowicza. Bilety rozdane – nie sprzedane, bo maksyma organizatorów jest taka, że muzyka ma łączyć, nie dzielić, więc musi być dostępna dla każdego. Publiczność, planująca przy okazji koncertu długi weekend w okolicy, zaczyna się zjeżdżać. Tylko obiecanych funduszy jak nie było, tak nie ma.
Fisherman Angles – stowarzyszenie pasjonatów muzyki, oddolnych koncertów jazzowych ijam sessions, którego celem jest tworzenie darmowych wydarzeń artystycznych w Kątach Rybackich oraz prowadzenie działalności edukacyjnej w obszarze muzyki alternatywnej.
Pozostało nerwowe wydzwanianie do urzędu gminy. Ktoś nie zdążył podpisać umów na czas. Ktoś się kaja, ktoś złości, wygląda na to, że pieniądze nie dotrą. – Co mam zrobić… – wzdycha Wiosna, kiedy odbieram telefon z trasy w drodze na koncert. – Wyjęliśmy kasę z własnej kieszeni… Może uda się zebrać przez Patronite [platformę służącą docrowdfundingu– przyp. red.] chociaż tyle, żebyśmy wyszli na zero.
To pierwszy raz, gdy słyszę Wiosnę wkurzoną, bo w jej przypadku pseudonim odgrywa rolę spełnionej obietnicy. Wystarczy chwila, by zrozumieć, że Anna „Wiosna” Rogowska – wokalistka jazzowa, animatorka kultury i autorka tekstów piosenek – wnosi wiosenną aurę, gdziekolwiek się pojawi. Jest wulkanem energii i uosobieniem oddania temu, co robi – zarówno muzyce, jak i ludziom, którzy podobnie jak ona kochają jazz.
Wiosnę i jej partnera, pianistę jazzowego Jakuba Janoszka, poznałam na konferencji w Gdańsku, zorganizowanej z okazji Dnia Działających w Kulturze. Nadbałtyckie Centrum Kultury zaprosiło mnie do poprowadzenia panelu zatytułowanegoJak robić niezależną kulturę na końcu świata?. W dyskusji, oprócz Wiosny i Kuby, wzięła udział Patrycja Blindow, prowadząca wraz z mamą i babcią jeden z moich ulubionych przyczółków filmu w Polsce – kultowe kino Żeglarz w Jastarni na Półwyspie Helskim, gdzie od lat pokazywany jest niebanalny, ambitny program, aby aktywizować kulturalnie okolicę (również poza sezonem, który nad polskim morzem nie trwa długo).
Podobna misja przyświeca Wiośnie i Kubie, którzy wraz z 12 innych muzyków założyli stowarzyszenie Fisherman Angles. Nazwa pochodzi od wsi Kąty Rybackie w gminie Sztutowo na Mierzei Wiślanej, zahaczającej o Żuławy Wiślane. To właśnie stamtąd pochodzi Kuba i to właśnie tam, dzięki działalności stowarzyszenia, odbywają się od trzech lat koncerty i oddolnejam sessions, a od czasu do czasu grają największe tuzy jazzu. – Trasa koncertowa niektórych muzyków wygląda tak: Tokio, Nowy Jork, Kąty Rybackie – śmieje się Wiosna. – Na przykład Tomek Chyła [polski skrzypek jazzowy, kompozytor i dyrygent – przyp. Z.K.] zakończył w Kątach swoją trasę po Chinach. Ale oprócz gwiazd grają wszyscy, którzy chcą i kochają muzykę tak jak my.
Brakowało nam miejsca koncertowego bez «limitów decybeli», gdzie jednocześnie można pooddychać najlepszym morskim powietrzem, i tak powstał cykl comiesięcznych koncertów, który integruje artystów z całego kraju – piszą na swojej stronie Fishermani. – Eskalowało ekspresowo, rozrosło się kaskadowo i teraz nie ma odwrotu. Stworzyliśmy społeczność dzielącą się kulturą z najwyższej półki, inspirującą siebie nawzajem i rozwijającą współpracę na scenie muzycznej i poza nią”.
Tę społeczność i łączące ją więzi czuć od momentu przekroczenia progu Janosikówki – ponadstuletniej chaty rybackiej, należącej do rodziny Janoszków, przerobionej na restaurację i dom wypoczynkowy, a od czasu do czasu, gdy zjeżdżają się Fishermani (członkowie i przyjaciele stowarzyszenia), również salę koncertową. To jeden z pierwszych domów, jakie mija się, wjeżdżając do Kątów Rybackich od zachodniej strony mierzei. Szpalery drzew, dzika przyroda, po prawej Zalew Wiślany, po lewej, za gęstym pasem lasu, Bałtyk.
Gdy przyjeżdżam tam na początku grudnia, krajobraz tonie w mlecznej, chłodnej mgle. Zamknięte na trzy spusty kramy, powiewające na wietrze plandeki z reklamami niejedzonych od miesięcy lodów, gofrów i smażonych ryb. Wszędzie pusto i cicho, jak to tylko potrafi być po sezonie w niewielkich nadmorskich miejscowościach. Wszędzie – poza Janosikówką, przed którą zaczynają się gromadzić auta z rejestracjami z całej Polski, od tych pomorskich po warszawskie, podlaskie, a nawet śląskie czy krakowskie.
– Naszym głównym celem jest tworzenie przestrzeni do wspólnej gry i wymiany doświadczeń dla alternatywnych muzyków, ale także sprawienie, aby tego typu muzyka przestała straszyć swoją niedostępnością. – Przy słowie „straszyć” Wiosna kreśli w powietrzu cudzysłów. – Między innymi dlatego z założenia wszystkie nasze wydarzenia są darmowe. Naprawdę nam zależy, żeby ośmielić ludzi z sąsiedztwa do poznawania muzyki, której wielu nie miało dotąd okazji posłuchać na żywo, na profesjonalnym sprzęcie, bez wydawania setek złotych na bilety.
Właśnie dlatego Wiosna nie waha się mówić o misji. I właśnie dlatego nie rozumie, dlaczego pomimo ich nastawienia na dobro zarówno muzyków (również tych młodych, dopiero zbierających doświadczenie), publiczności (także tej lokalnej), jak i okolicznych przedsiębiorców (którzy mogliby korzystać na przyjeżdżających poza sezonem turystach), wciąż mają kłopot z pozyskiwaniem środków na swoją działalność i zgraniem się z sąsiedzką społecznością. W swoich wyzwaniach nie są jednak osamotnieni. Na konferencji w Gdańsku niemal wszystkie osoby, które podobnie jak Fishermani działają w kulturze oddolnie, starając się zaproponować coś nowego na terenach wiejskich Pomorza, wymieniały te same przeszkody: ograniczone zasoby gmin, nieprzyjazność wniosków o granty, trudności wynikające z robienia czegoś nowego w miejscu, gdzie przyzwyczajono się do innej oferty kulturalnej. W większości przypadków nie udałoby się, gdyby nie ogromna determinacja i pasja pojedynczych zapaleńców.
Przeczytaj też:10 materiałów o Polsce pozamiejskiej
Podobnie rzecz się ma ze stowarzyszeniem Fisherman Angles. Organizacji nie udałoby się rozkręcić, gdyby nie Piotr Janoszek – ojciec Kuby, właściciel Janosikówki, który od początku wierzył w szalony pomysł, że w Kątach Rybackich może powstać oddolny przyczółek polskiego jazzu.
– Tyle że w efekcie wiele osób z okolicy myśli tak: syn robi koncerty w knajpie u swojego ojca, więc Janoszek sobie na tym zarobi, jak nie na biletach, bo są za darmo, to z baru. Czemu należałoby im więc dokładać z samorządowej tacy? – opowiada Wiosna, gdy pijemy kawę dzień po koncercie. – Ale prawda jest taka, że pan Janoszek nadal wyciąga pieniądze z własnej kieszeni i po prostu daje nam na sprzęt, żeby te wydarzenia mogły się odbyć. To jest filantrop, który łoży z własnego portfela na darmowe koncerty, na które może przyjść każdy, bo kocha jazz i uwierzył, że warto wspierać młodych muzyków. Nie tylko długo nie zarabiał, ale wręcz na tym tracił.
– Ja bym nazwał tatę głównym patronem stowarzyszenia – dopowiada Kuba.
Sprowadzenie samego fortepianu do Kątów na koncert Sławek Jaskułke Trio to koszt około 3 tysięcy złotych. Wydarzenia udaje się spinać wyłącznie dzięki temu, że muzycy, którzy mogliby za swój występ oczekiwać wysokiej gaży, u Fishermanów są gotowi grać za symboliczne kwoty, dopóki ci nie otrzymają zewnętrznego finansowania. Za sprawą społeczności, która zawiązała się wokół jazzu w Kątach, w ostatnich latach koncerty w Janosikówce zagrali między innymi Aleph, Piotr Damasiewicz, Confusion Project, Magda Kuraś Quintet, Filip Żółtowski Quartet, Artificiale, Irek Wojtczak, Tomasz Chyła Quintet czy Tentno.
To w większości przedstawiciele trójmiejskiej sceny jazzowej, która rozkwita w dużej mierze w środowisku związanym z tak zwanym Czwartym Wydziałem – Katedrą Jazzu i Muzyki Estradowej w Akademii Muzycznej w Gdańsku, kształcącą w trzech specjalnościach: wokalistyce jazzowej, instrumentalistyce jazzowej oraz kompozycji i aranżacji. Wykładają na niej postaci dobrze znane bywalcom festiwali jazzowych w Polsce i na świecie, jak choćby Krystyna Stańko, Sławek Jaskułke, Tomasz Sowiński, Maciej Obara, Maciej Sikała, Emil Miszk, Irek Wojtczak, Piotr Orzechowski, Irena Zapolska czy Tomasz Chyła. Dobrze znani są już także jej uczniowie – w 2019 roku aż czterech absolwentów Czwartego Wydziału dostało nominacje do Fryderyków, jednej z najważniejszych polskich nagród muzycznych. Na stronie katedry czytam o tym, co w luźnych rozmowach z muzykami w Janosikówce przebijało się jednym głosem: „Trójmiasto jest wyjątkowym miejscem na jazzowej mapie Polski. Mamy tu prężnie działające środowisko jazzowe, otwarte na współpracę z muzykami młodego pokolenia, mamy kluby regularnie organizujące koncerty i jam sessions, mamy wreszcie międzynarodowe festiwale, podczas których młodzi adepci sztuki jazzowej mogą podziwiać największe światowe sławy”.
– Wyjątkowość Czwartego Wydziału polega przede wszystkim na bardzo bliskiej współpracy pedagogów z uczniami – opowiada mi jedna ze studentek, która przyjechała na koncert Sławek Jaskułke Trio z Gdańska. – Gramy razem, tak jak dziś Sławek [Jaskułke – przyp. Z.K.] gra z Kapołką i Arasimowiczem, i ten twórczy przepływ w atmosferze równości tworzy coś totalnie niepowtarzalnego.
Wyjątkowość Czwartego Wydziału polega przede wszystkim na bardzo bliskiej współpracy pedagogówz uczniami.
Coraz więcej młodych muzyków, czerpiących ze spuścizny mistrzów jazzowych, takich jak Michał Urbaniak, …