Byłam świadkiem nietypowej wojny Kim Dzong Una. Po raz trzeci pojechałam na granicę Korei Północnej
Na granicy pomiędzy Koreą Północną a Południową byłam już trzy razy. Tym razem nie tylko mogłam na własne oczy przyjrzeć się najbardziej zamkniętemu krajowi świata, ale też po raz pierwszy go usłyszeć. Stałam się bowiem mimowolną "ofiarą" wojny na dźwięki prowadzonej przez reżim Kim Dzong Una. Brzmi ona jak połączenie zgrzytu metalu, ryku syren i huku lotniczych silników. W odgłosach jak z horroru na co dzień muszą żyć okoliczni mieszkańcy.
Na granicy pomiędzy Koreą Północną a Południową byłam już trzy razy. Tym razem nie tylko mogłam na własne oczy przyjrzeć się najbardziej zamkniętemu krajowi świata, ale też po raz pierwszy go usłyszeć. Stałam się bowiem mimowolną "ofiarą" wojny na dźwięki prowadzonej przez reżim Kim Dzong Una. Brzmi ona jak połączenie zgrzytu metalu, ryku syren i huku lotniczych silników. W odgłosach jak z horroru na co dzień muszą żyć okoliczni mieszkańcy.