Bliżej klientów niż Żabka? Piko24 chce na nowo zdefiniować pojęcie convenience. Na rynku pojawi się nowa sieć sklepów autonomicznych
Niebawem rusza nowa sieć sklepów bezobsługowych, która w niedługiej perspektywie może wyprzedzić pod względem liczebności Żabkę Nano. W rozmowie z naszym portalem prezes Piko24 Krzysztof Gawałek mówi o unikatowym modelu działalności, ofercie dla franczyzobiorców oraz planach rozwojowych. Te są ambitne, bo już w tym roku na południu Polski działać ma ponad 20 placówek.

Uwaga! Przedstawiciel sieci Piko24 weźmie udział w kongresie Retail Trends 2025 (1 kwietnia, Warszawa). Zapraszamy! Nie czekaj. Kliknij. Sprawdź agende i listę gości wydarzenia.
---
- Na rynku dynamicznie rozwija się kanał smart convenience, w którym dominuje Żabka. Jest mała i blisko ludzi. Możemy być jednak jeszcze bliżej z jeszcze mniejszym sklepem. Osobiście nazywam go osiedlową lodówką albo spiżarnią - mówi Gawałek.
Wspomniana ”lodówka” to 20-metrowy kontener, do którego konsument ma spacerować maksymalnie pięć minut od miejsca swojego zamieszkania. Box jest naszpikowany nowoczesnymi technologiami, które pozwalają na bezobsługowe funkcjonowanie przez 24 godziny, siedem dni w tygodniu.
Za innowacyjnym, własnym systemem stoi firma Shopbox z Krakowa, która pracuje nad nim od ponad pięciu lat. Rozwijany jest przez deweloperów z doświadczeniem AI w największych BigTechach, takich jak Google czy Meta. Daje to firmie niezależność i brak konieczności ponoszenia kosztów licencji.
Pasywna franczyza
Pierwsze sklepy mają ruszyć jeszcze w tym roku, obecnie w ramach zamkniętych testów funkcjonuje jedna placówka we wspomnianym Krakowie. Dla wszystkich zainteresowanych ma ona zostać udostępniona jeszcze w marcu. Do końca tego roku operator chce mieć co najmniej 20 sklepów własnych. Wszystkie na Śląsku.
To jednak tylko początek, bo Piko24 ma być rozwijane także we franczyzie. Nie będzie to jednak klasyczny model, a bardziej forma pasywnej inwestycji kapitału. Franczyzobiorca staje się właścicielem zatowarowanego sklepu-kontenera wraz ze wdrożoną tam technologią. Spółka gwarantuje zwrot inwestycji na poziomie 8 proc. w skali roku. Do tego dochodzi miesięczne fee od obrotu powyżej pewnego progu (ok. 20 tys. złotych). Od tego momentu franczyzobiorca zgarnia 60 proc. zysku, a pozostałe 40 proc. trafia do franczyzodawcy.
- Chcemy, żeby partnerzy franczyzowi zarabiali więcej niż my. Jeśli będą zadowoleni to pozwoli nam to zwiększać skalę i na jej podstawie generować zyski - mówi Gawałek.
Rola samego franczyzobiorcy sprowadzać ma się do tworzenia marketingu i budowania popularności placówki - bycia swego rodzaju ambasadorem. Całą resztą zajmie się Piko24 i będzie to robić na podobnych zasadach jak w przypadku sklepów własnych. Firma ma podpisane umowy z grupą hurtowni, współpracuje z firmą ochroniarską i sprzątającą. Franczyzobiorca może mieć wpływ na asortyment w ramach dostępnych indeksów, ale nie musi tego robić i zlecić wszystko specjalistom z Piko24, którzy zarekomendują odpowiednie produkty.
Pełna intymność
Jak będzie wyglądać towarowanie? Piko24 ma bieżący podgląd do stanu produktów na półkach swoich sklepów autonomicznych. Widzą go również dostawcy i dzięki temu wiedzą, kiedy półka z ich produktami wymaga uzupełnienia. Mogą w dowolnym momencie otworzyć drzwi i dostawić towar.
Nie wykluczamy, że nasze sklepy będą w przyszłości przypominać nieco marketplace’y, na których producenci eksponują swoje produkty. Możemy być też swego rodzaju automatem paczkowym, do którego się wchodzi i odbiera produkty - podkreśla Gawałek.
Samo korzystanie ze sklepu ma być podobne do tego, co znamy już chociażby z mechanizmu zastosowanego przez Żabkę Nano. Klient ściąga aplikację i dokonuje weryfikacji oraz podpina kartę. Później generuje kod QR, którym otwiera drzwi i swój paragon zakupowy. Różnica między sklepem kontenerowym Piko24 a formatem Nano od Żabki polega na tym, że w tym pierwszym “otwarty” może być tylko jeden paragon. Do środka może więc wejść tylko jedna osoba lub grupa osób, a drzwi ponownie otworzą się dla nowego klienta, gdy poprzedni opuści kontener.
- Chcemy, żeby nasi klienci czuli się wręcz intymnie i nikt nie patrzył im na ręce. Podczas rozpoczęcia sesji zakupowej szyby robią się “mleczne” zapewniając pełną dyskrecję zakupów - dodaje Gawałek.
Zastosowana technologia, która tworzona i rozwijana jest w Polsce, zdaniem przedstawiciela Piko24 pozwala obniżyć niemal do zera współczynnik błędów. Stąd też zainstalowano na półkach dodatkowe czujniki wagi, a nie wyłącznie kamery, jak zrobiono to w Żabce Nano. Ma się to sprawdzać zwłaszcza w sytuacji, gdy w sklepie znajdzie się grupa osób, która mogłaby zasłonić część regałów. Poza tym sam system wizyjny ma być niewystarczający w sytuacji, gdy klient odłoży produkt w inne miejsce lub zostawi go całkowicie poza półką.
Zyski z reklam
Mały metraż to też niewiele miejsca na półkach i konieczność mocnej pracy z asortymentem. W typowym sklepie autonomicznym Piko24 ma być ok. 400 SKU, przy czym ma być on mocno sprofilowany pod lokalizację - jeżeli kontener stanie w pobliżu siłowni, pojawią się tam różnego rodzaju odżywki czy suplementy.
Gawałek zwraca uwagę, że sieć będzie w stanie zaoferować wszystkie niezbędne produkty, ale będzie musiała szukać balansu między odpowiednią marką dla większości okolicznych konsumentów oraz ceną. Ofertę mają stanowić jakościowe produkty, ale Piko24 nie zamierza iść w kierunku asortymentu premium. Budowanie asortymentu oparte będzie o najlepiej rotujące produkty z grupy 10 kategorii. Oferta wzbogacona jest o liczne propozycje z segmentu on the go. Sklepy mają też generować zyski z czegoś, co zwykło się obecnie nazywać retail media, czyli wykorzystania przestrzeni do pokazywania komunikatów marketingowych.
- Chcemy generować przychody z wyświetlania reklam na kontenerach oraz w aplikacji. Przed ważnym meczem polskiej reprezentacji możemy bez problemu wyświetlać reklamy chipsów i piwa na ekranach w witrynie. Planujemy takie działania po osiągnięciu poziomu 100 sklepów i wejściu we franczyzę - dodaje prezes Gawałek.
Ponad setka
Piko24 chce być blisko klientów, stąd też niezwykle starannie dobiera lokalizacje. Założenie jest takie, że dojście piechotą do sklepu ma zająć nie więcej niż pięć minut. Sieć chce współpracować ze spółdzielniami mieszkaniowymi, ale też szpitalami czy uczelniami.
Krzysztof Gawałek przekonuje, że spółka jest w stanie zarabiać niemal od razu, a sklep staje się rentowny po przekroczeniu ok. 19 tys. złotych przychodu miesięcznie. Należy jednak pamiętać, że wcześniej trzeba było zainwestować kilka milionów złotych w oprogramowanie, które jest sercem całej sieci. Dodatkowe zyski przyjdą w momencie uruchomienia modelu franczyzowego i zwiększenia skali.
Gawałek zapewnia, że w tym roku na pewno ruszy 20 wspomnianych sklepów własnych, które mają zapewnione finansowanie. To też swego rodzaju wizytówka, która powinna zachęcić do współpracy potencjalnych franczyzobiorców. W kolejnych latach może się ich pojawić nawet ponad setka.
- Zobaczymy, co przyniesie przyszłość, bo projekt jest oparty na ciekawym fundamencie wnoszenia wartości do świata i życia. Chcemy, aby część kapitału wróciła do społeczeństwa. Myślę, że prawdziwość tego fundamentu pozwoli nam robić solidne, stabilne kroki w przyszłość - podkreśla prezes.
Zaznacza, że przynajmniej trzy pierwsze lata działalności sieć chce spędzić na Śląsku, aby mocniej kontrolować kwestie logistyki i dostaw oraz serwisu.
- Widzimy w tym projekcie olbrzymi potencjał i niskie koszty funkcjonowania oraz dużą stopę zwrotu z każdego punktu. Wyjdziemy także z ofertą franczyzową nie po to, żeby finansować swój biznes sprzedażą kontenerów, ale żeby jeszcze dynamiczniej go rozwijać i wnosić większy wkład w polską gospodarkę - podkreśla Gawałek.