Blackout oznacza katastrofę. Tak wyglądałyby pierwsze 24 godziny w Polsce

Brak świateł i całkowity brak prądu? To nie jest nieprawdopodobny scenariusz, jak pokazuje sytuacja ogromnego blackoutu w Hiszpanii. Jednak z konsekwencji mało kto zdaje sobie sprawę. Tak jak mało kto jest świadomy, jak bardzo nasza cywilizacja, także lokalnie, tu – w Polsce – jest zależna od energii elektrycznej. W naszym serwisie temat blackoutu, czyli awarii […] Artykuł Blackout oznacza katastrofę. Tak wyglądałyby pierwsze 24 godziny w Polsce pochodzi z serwisu ANDROID.COM.PL - społeczność entuzjastów technologii.

Kwi 28, 2025 - 13:49
 0
Blackout oznacza katastrofę. Tak wyglądałyby pierwsze 24 godziny w Polsce
Świeca zapalona na tle klawiatury i myszy komputerowej, w ciemnym otoczeniu.

Brak świateł i całkowity brak prądu? To nie jest nieprawdopodobny scenariusz, jak pokazuje sytuacja ogromnego blackoutu w Hiszpanii. Jednak z konsekwencji mało kto zdaje sobie sprawę. Tak jak mało kto jest świadomy, jak bardzo nasza cywilizacja, także lokalnie, tu – w Polsce – jest zależna od energii elektrycznej.

W naszym serwisie temat blackoutu, czyli awarii sieci elektroenergetycznej o dużej skali, zdolnej wyłączyć całe dzielnice, miasta, województwa czy nawet kraj, już się przewijał. Szczególnie polecam wam tutaj bardzo pozytywny, poradnikowy materiał o tym, jak przygotować się na Blackout.

Ja chcę na tę kwestię spojrzeć inaczej. Okiem wirtualnej dokumentalistki, chcąc uświadomić Czytelnikom, jak bardzo obecnie jesteśmy uzależnieni od energii elektrycznej. Niemożność naładowania smartfonu z powodu przerwy w dostawie prądu to jeden z najbardziej błahych problemów związanych z blackoutem. W rzeczywistości wielkoskalowa awaria energetyczna zależnie od czasu trwania może okazać się albo olbrzymim kłopotem, albo wręcz prowadzić do cywilizacyjnego chaosu o niespotykanej skali.

Czym jest blackout?

Blackout w sensie, w jakim traktuję to pojęcie w niniejszym materiale, oznacza po prostu długotrwałą awarię dostaw energii elektrycznej. Innymi słowy, blackout to awaria systemu elektroenergetycznego na dużą skalę, prowadząca do przerw w dostawie prądu na znacznym obszarze – od miast i regionów po całe kraje.

Zwykle słysząc o awariach prądu, mamy na myśli wyłącznie zdarzenia o lokalnym, bardzo ograniczonym charakterze. Owszem, brak prądu w domu może być irytujący. To na pewno kłopot, ale nazywanie go katastrofą to gruba przesada. Z blackoutem jest inaczej, im dłużej on trwa, tym jego skutki mogą przerosnąć jakiegokolwiek potencjalne środki zaradcze podejmowane przez rozwinięte państwa.

Czy blackout jest w ogóle możliwy i czy tego typu sytuacje miały miejsce w przeszłości? Odpowiedzi na oba pytania są twierdzące. Blackout jest jak najbardziej możliwy i zdarzył się wielokrotnie, poniżej kilka przykładów.

Nowojorski blackout z 1977 roku

Elektrownia jądrowa z dwoma kopułami i kominem, położona nad rzeką na tle zalesionych wzgórz.
Elektrownia jądrowa Indian Point w Buchanan, 60 km na północ od Nowego Jorku. Fot. Daniel Case / Wikimedia Commons

Wszystko zaczęło się od uderzenia pioruna w podstację energetyczną w Buchanan South na rzece Hudson 13 lipca 1977 roku o godzinie 20:34 czasu lokalnego (nowojorskiego, czyli wschodnioamerykańskiego), co spowodowało awaryjne odłączenie podstacji, odpowiedzialnej za przekazywanie energii z nieczynnej już dziś (ostatni reaktor wygaszono w 2021 roku) elektrowni atomowej Indian Point. Dzieła zniszczenia dopełniły kolejne gromy, które przeciążyły linie przesyłowe, a także spowodowały wyłączenie kolejnej podstacji energetycznej. W efekcie niemal cały Nowy Jork i jego okolice pogrążyły się w mroku.

Awarię usunięto i zasilanie przywrócono po ok. 25 godzinach. W tym czasie w mieście zapanował chaos komunikacyjny, liczne przypadki grabieży, podpalenia, problemy z zaopatrzeniem w wodę. Splądrowano lub zniszczono ponad 1600 sklepów i innych obiektów, aresztowano ponad 4500 osób, odnotowano cztery zgony, ponad 550 rannych. A to tylko 25 godzin bez prądu i to w czasach, kiedy od energii elektrycznej nie byliśmy jeszcze tak bardzo zależni, jak dziś.

Blackout we Włoszech w 2003 roku

Kolejnym przykładem może być zdarzenie, które miało miejsce 28 września 2003 roku. Od razu zaznaczę, że chętni do zgłębienia tego zdarzenia mogą zapoznać się z opublikowanym raportem CIRE (Centrum Informacji o Rynku Energii; dokument w formacie PDF w języku polskim).

Tutaj w skrócie, co się stało i jak do tego doszło. Ok. godziny 3:00 nad ranem wspomnianego 28 września 2003 roku szwajcarska linia przesyłowa 400 kV Lukmanier została automatycznie wyłączona w wyniku przeciążenia spowodowanego nadmierną temperaturą linii przesyłowej. Wysoka temperatura spowodowała wydłużenie przewodów, przez co przewody napowietrzne zwisały tak bardzo, że dotknęły koron drzew, co spowodowało zwarcie i automatyczne odłączenie linii Lukmanier.

Energia płynąca tą linią była jednak dalej produkowana, więc została przekierowana na linie francuskie i kolejne linie włoskie, przeciążając je. Szereg błędów proceduralnych szwajcarskich energetyków w połączeniu z błędami w komunikacji z partnerami we Francji i na półwyspie apenińskim spowodował, że o 3:30 praktycznie całe Włochy zostały awaryjnie odłączone od sieci energetycznej. Zasilanie przywrócono w północnych Włoszech już po kilku godzinach, a większości Włoch po niecałej dobie, jedynie nieliczne miejsca musiały czekać na przywrócenie zasilania nawet kilka dni.

Skutki? To przede wszystkim chaos transportowy, 110 zatrzymanych pociągów wymusiło ewakuację blisko 30 tysięcy podróżnych, w Rzymie tego dnia trwał cykl wydarzeń kulturalnych, na ulicach stolicy Włoch znajdowało się ok. 1,5 mln ludzi w momencie awarii. Problemem było to, że wiele szpitali we Włoszech nie miało generatorów prądu, co wymusiło konieczność transportowania chorych do lepiej wyposażonych klinik.

Blackout w Indiach w 2012 roku

Kolejnym przykładem może być blackout w Indiach w 2012 roku, kiedy to znaczna część półwyspu indyjskiego utraciła dostęp do energii elektrycznej. Był to jak dotąd największy blackout w historii pod względem liczby dotkniętych awarią ludzi. Brak prądu dotknął ponad 600 milionów ludzi. Tym razem przyczyną nie były kaprysy natury (pioruny, burze, itp.) czy proceduralne błędy operatora energetycznego, co raczej nie przystająca do dynamicznie rozwijającego się i bardzo ludnego państwa infrastruktura, niedostatki mocy wytwórczych i problemy z przesyłem w razie odłączenia części linii.

Indyjski blackout z 2012 roku to w istocie dwa zdarzenia mające miejsce dzień po dniu: 30 i 31 lipca 2012 roku. Najpierw w wyniku przeciążenia sieci nadmiernym poborem energii dostęp do prądu straciło ok. 400 mln mieszkańców północnych Indii. Tę awarię udało się usunąć po 13,5 godzinach, niemniej następnego dnia nastąpiła kolejna, jeszcze większa, która dotknęła aż 22 stany Indii, objęła ponad 600 milionów ludzi i spowodowała odłączenie ok. 32 GW (gigawatów) mocy wytwórczych od sieci energetycznej.

W naszym serwisie wcześniej opisywaliśmy również mały blackout w Kazachstanie, wywołany pośrednio… przez kryptowaluty.

Potencjalne przyczyny blackoutu

Powyższe przykłady pokazują, że blackout może mieć bardzo różnorodne przyczyny i wcale nie trzeba uciekać się do wymyślania scenariuszy, w których awarię sieci energetycznej na dużym obszarze powoduje eksplozja ładunku termonuklearnego na niskiej orbicie wokółziemskiej (i wywołany tą eksplozją silny impuls EMP obejmujący bardzo duży obszar).

Jak pokazuje przykład blackoutu we Włoszech, już przeciążenie i odłączenie zaledwie jednej linii przesyłowej w gęstej sieci energetycznej spinającej kilka państw, może spowodować, w połączeniu z niekompetencją ludzką, kaskadowe narastanie kolejnych awarii skutkujące finalnie całkowitą utratą zasilania na znacznym obszarze.

Przyczyn może być zresztą znacznie więcej, mogą to być awarie stacji transformatorowych, awarie elektrowni (nagłe wyłączenie elektrowni może zaburzyć równowagę całej sieci energetycznej, szczególnie w przypadku niedostatków mocy), przestarzała infrastruktura, ekstremalne warunki pogodowe, zbyt duże zapotrzebowanie na energię, brak właściwego zarządzania energią, sabotaż, ataki cybernetyczne, błędy ludzkie itd.

Warto też mieć na uwadze, że blackout ma najczęściej wiele przyczyn. Tak duże awarie to kombinacja wielu czynników, co nie zmienia jednego: blackout to realny scenariusz, który należy brać pod uwagę.

Blackout a brownout

W kontekście dystrybucji energii elektrycznej mogliście spotkać się również z terminem brownout, który często dla konsumenta wydaje się czymś bardzo podobnym do blackoutu, bo z jego perspektywy oznacza to samo: brak prądu.

Jest jednak bardzo istotna różnica. Blackout to zdarzenie nagłe, nieplanowane, awaria zasilania na dużym obszarze trwająca od kilkunastu godzin do nawet kilku dni. Z kolei brownout jest celowym obniżeniem napięcia w sieci, bądź odłączeniem poszczególnych elementów sieci elektroenergetycznej w celu zapobieżenia poważniejszym awariom.

Przejdźmy jednak do naszego hipotetycznego scenariusza: blackoutu w Polsce, bo to, że on nam realnie grozi, już wielokrotnie podkreślaliśmy.

Blackout: Dzień pierwszy

Scenariusz ogólnokrajowego blackoutu wydaje się nieprawdopodobny. Niemniej przeszłe zdarzenia tego rodzaju wielokrotnie pokazywały, że blackout to zdarzenie jak najbardziej prawdopodobne. Owszem, wymagałoby to wystąpienia wielu szczególnie niekorzystnych czynników, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że dziś Polska jest częścią europejskiego systemu synchronizacji sieci energetycznej. W praktyce oznacza to, że gdy w naszej sieci mamy niedostatki mocy, energię możemy importować. I odwrotnie, gdy produkujemy chwilowo za dużo (podaż przerasta popyt), część energii możemy eksportować sąsiadom. Najczęściej wygląda to w ten sposób, że jednocześnie importujemy i eksportujemy. Można się o tym łatwo przekonać, zaglądając na dynamicznie zmienną mapę KSE (Krajowej Sieci Energetycznej) publikowaną na witrynie Polskich Sieci Elektroenergetycznych (PSE).

Mapa Polski z zaznaczonym przepływem energii elektrycznej na granicach; pokazano wartości dla: DE, SE HVDC, CZ, SK, LT, UA oraz saldo i plany przepływów. Data: 30-12-2024.
Zrzut ekranu z dynamicznej mapy KSE prezentującej planowe i chwilowe przepływy mocy. Źródło: PSE

Jak łatwo możemy odczytać, polska sieć elektroenergetyczna jest dynamicznie spięta z siecią niemiecką, szwedzką, litewską, czeską, słowacką i ukraińską. Jako ciekawostkę warto podać, że w 2022 roku, krótko po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę, zsynchronizowano polską i ukraińską sieć energetyczną. Wcześniej sieć ukraińska była połączona synchronicznie z siecią rosyjską i białoruską. Nietrudno zgadnąć skąd taka zmiana.

Z pozostałymi sąsiadami również mamy połączenia synchroniczne, a nasza sieć energetyczna jest częścią europejskiej sieci ENTSO-E (European Network of Transmission System Operators for Electricity). Z jednej strony zapewnia to nam większe bezpieczeństwo energetyczne, bo pozwala pozyskać niezbędną energię w sytuacjach kryzysowych (klęska żywiołowa na znacznym obszarze, awaria elektrowni, niedostateczne zasoby lokalne, by sprostać zwiększonemu popytowi, itp.). Wyjątkiem jest połączenie ze Szwecją, prowadzone nie synchronicznie, lecz kablami przesyłającymi prąd stały wysokiego napięcia HVDC (High Voltage Direct Current), co jest efektywniejszą metodą przy większych (ponad 250 km, z tego większość pod dnem Bałtyku) odległościach.

Z drugiej jednak strony połączenie z siecią europejską może potencjalnie zwiększać ryzyko rozprzestrzeniania się awarii (efekt kaskadowy). Jeżeli np. w Niemczech nastąpiłaby poważna awaria sieci, mogłaby ona wpłynąć również na stabilność naszej sieci energetycznej, w skrajnym przypadku doprowadzając do kolejnych awarii. Przykładem takiej awarii był wspomniany wcześniej blackout we Włoszech, gdzie wszystko zaczęło się od przeciążenia jednej ze szwajcarskich linii energetycznych.

Jak zatem wyglądałyby potencjalne skutki blackoutu w Polsce na przykładzie sytuacji w dużym mieście, np. w Warszawie?

Brak światła to dopiero początek

Pierwszy dzień totalnego blackoutu w Polsce. Zapadł zmrok, a wraz z nim nie nadeszło światło latarni, neonów, okien. Miasta i wsie pogrążyły się w ciemnościach, przerwanych jedynie blaskiem księżyca i gwiazd, widocznych jak dawno nie były. To pierwszy dzień totalnego blackoutu. Nikt jednak nie będzie mieć czasu na kontemplację nagłej zmiany w otoczeniu.

Pozornie może się wydawać, że utrata zasilania to błahostka. Co w tym złego, że zgasły światła? Takie sytuacje są jednak drobiazgiem wyłącznie w przypadkach, kiedy dotyczą mieszkania, domu, bloku czy jednej ulicy i trwają kilkanaście minut, maksymalnie godzinę, dwie. Rozległa na cały kraj awaria trwającą wiele dni i obejmująca całą infrastrukturę może mieć wręcz katastrofalne skutki. Zacznijmy od transportu.

Transport i ruch drogowy

Wyobraźmy sobie Warszawę w godzinach wieczornego szczytu. Ulice tętnią życiem, samochody poruszają się w gęstym sznurze, tramwaje i autobusy kursują po swoich trasach, kursuje metro, a piesi spieszą się do domów. Nagle, bez ostrzeżenia, miasto pogrąża się w ciemności – następuje blackout.

W pierwszej sekundzie panuje konsternacja. Światła samochodów stają się jedynymi punktami orientacyjnymi w ciemności. Kierowcy instynktownie zwalniają, wielu z nich włącza światła awaryjne. Światła sygnalizacji świetlnej gasną, co natychmiastowo wprowadza chaos na skrzyżowaniach. Kierowcy, pozbawieni wskazówek, zaczynają improwizować, próbując ustąpić sobie nawzajem pierwszeństwa. Wkrótce jednak na wielu skrzyżowaniach dochodzi do drobnych kolizji i stłuczek, blokujących ruch.

W ciągu kilku minut sytuacja staje się coraz bardziej napięta. Na głównych arteriach komunikacyjnych tworzą się korki, które z każdą chwilą się wydłużają. Kierowcy, zdezorientowani i zaniepokojeni, zaczynają trąbić, co potęguje chaos i stres. Piesi, którzy znajdowali się na przejściach dla pieszych w momencie blackoutu, z ostrożnością próbują dokończyć przejście, polegając jedynie na światłach nadjeżdżających samochodów. Ci, którzy dopiero zamierzali przejść przez jezdnię, zmuszeni są do czekania na dogodny moment, ryzykując wejście na ciemną i niebezpieczną ulicę.

Ulica nocą z samochodami stojącymi w korku obok budynków.
Blackout w mieście Calle Larga w Chile w 2009 roku. Fot. Jen / Wikimedia Commons.

W kolejnych minutach miasto ogarnia paraliż komunikacyjny. Korki blokują całe dzielnice, uniemożliwiając swobodny przejazd nie tylko samochodom osobowym, ale także autobusom i tramwajom, czy służbom które będą próbować zapanować nad postępującym chaosem.

Pojazdy zasilane z linii trakcyjnych: tramwaje, koleje, metro, zatrzymują się w miejscach, w których zastał je blackout, blokując torowiska i dodatkowo komplikując sytuację. W tunelach metra zostają uwięzieni pasażerowie.

Służby ratunkowe – karetki pogotowia, straż pożarna i policja – próbują dotrzeć do miejsc wezwań, ale z powodu zablokowanych ulic mają z tym ogromne trudności. Poza tym służb nie wystarczy. Nie w przypadku awarii o takiej skali obejmującej całe duże miasto, a co dopiero cały kraj. Każda minuta opóźnienia może mieć tragiczne konsekwencje. Informacja o awarii rozchodzi się błyskawicznie przez media społecznościowe i telefony komórkowe, ale wkrótce (do tego jeszcze wrócę) stracimy tę możliwość komunikacji.

Nie tak dawno, w maju 2024 roku w Warszawie miała miejsce awaria sygnalizacji świetlnej na skrzyżowaniu ulic Grójeckiej i Wawelskiej. To było zaledwie jedno ruchliwe skrzyżowanie, a i tak awaria spowodowała gigantyczne korki. Tutaj jednak kierowcy mogli liczyć na pomoc służb: funkcjonariusze policji szybko zostali skierowani na miejsce i ręcznie kierowali ruchem. Poza utratą czasu, nikt nie ucierpiał.

W przypadku awarii o skali obejmujące całe duże miasto i większej, nie ma możliwości, by ręcznie kierować ruchem na każdym skrzyżowaniu. Według danych Zarządu Dróg Miejskich w Warszawie jest 849 skrzyżowań i przejść z sygnalizacją świetlną. Nie ma się co łudzić, że wszyscy tego dnia dotrą bezpiecznie do swoich domów.

Po kilkunastu minutach od utraty zasilania miasto jest całkowicie sparaliżowane. Ulice są zakorkowane, panuje chaos i dezorientacja. W ciemnościach trudno ocenić odległość i prędkość nadjeżdżających pojazdów, co zwiększa ryzyko wypadków. Wiele osób decyduje się opuścić swoje pojazdy. Zostawiają je wprost na ulicach i próbują kontynuować podróż pieszo, co dodatkowo komplikuje sytuację.

Transport to nie tylko pojazdy. To również windy. Te również są na prąd. Według danych UDT (Urząd Dozoru Technicznego) w całej Polsce funkcjonuje ponad 80 tysięcy wind. Czysto umownie zakładając ich obciążenie na poziomie 10-15 procent (nie udało mi się znaleźć żadnych krajowych statystyk na ten temat) i zajętość rzędu 1-2 osoby w użytkowanej w danym momencie windzie, blackout oznaczałby uwięzienie w windach jakieś kilkanaście tysięcy osób. Przy bardzo oszczędnych i ostrożnych założeniach. Wyobraźcie sobie zatem, że cała populacja np. podwarszawskiego Brwinowa jest uwięziona w windach, bo o takiej skali jeżeli chodzi o liczbę osób, tu mówimy przy założonym scenariuszu awarii. Minie wiele godzin, zanim służby dotrą do wszystkich uwięzionych.

Łączność

Na początek dobra wiadomość. W Polsce stacje bazowe sieci komórkowych, jak również klasyczne centrale telefoniczne, są wyposażone w awaryjne systemy zasilania. Nie ma w naszym kraju stacji bazowej telefonii komórkowej, która byłaby pozbawiona zasilania awaryjnego i nie mogła funkcjonować przynajmniej przez kilka godzin od utraty zasilania.

Podobnie jest w przypadku łączy internetowych. Operatorzy starają się dbać o zabezpieczenie ich działania, co było dobrze widoczne bezpośrednio po ataku Rosjan na Ukrainę w 2022 roku. Jedna z polskich firm telekomunikacyjnych zabezpieczyła ok. 80 tys. litrów paliwa (!), by w uzupełnić zbiorniki zapasowe swoich agregatów prądotwórczych odpowiedzialnych za dostarczanie awaryjnego zasilania systemom telekomunikacyjnym.

Warto pamiętać, że ważniejsze maszty i inne elementy infrastruktury łączności, będące istotnymi węzłami sieci operatorskich nie tylko mają zabezpieczenia pozwalające korzystać im z różnych sieci energetycznych (np. w razie awarii jednej z nich; w tym scenariuszu przy całkowitym blackoucie nie jest to jednak pomocne), ale też wyposażone są w agregaty prądotwórcze, zatem teoretycznie mogą działać dowolnie długo, pod warunkiem dostarczania paliwa. Kwestię transportu jednak już omówiliśmy. Z dostawami mogą być, delikatnie rzecz ujmując, pewne problemy, dlatego dbałość o zapasy również poza kryzysem, ma kluczowe znaczenie.

W pierwszych sekundach po utracie zasilania większość osób nie odczuwa jeszcze bezpośrednich problemów z komunikacją. Telefony komórkowe, o ile są naładowane, działają normalnie. Podobnie telefony stacjonarne, o ile centrale telefoniczne mają zasilanie awaryjne (a w Polsce mają). Jednak z każdą mijającą minutą sytuacja zaczyna się komplikować.

W ciągu kilku minut od blackoutu, obciążenie sieci komórkowych gwałtownie wzrasta. Wszyscy naraz próbują dzwonić do bliskich, informować o sytuacji, szukać informacji w internecie. To powoduje przeciążenie stacji bazowych, co skutkuje problemami z nawiązywaniem połączeń, przerwami w rozmowach, a także spowolnieniem lub całkowitym brakiem dostępu do internetu mobilnego. Oczywiście nie wszędzie, ale liczba takich „czarnych dziur” w łączności może rosnąć w miarę wydłużania się czasu trwania blackoutu.

A co z informacją publiczną? Stacje telewizyjne i radiowe mają zasilanie awaryjne i wciąż mogą nadawać, choć nie w pełnym zakresie. Niemniej tutaj problemem jest przede wszystkim brak odbiorników. Telewizorów na baterię jest mało, a większość klasycznych telewizorów w trakcie opisywanej awarii po prostu nie będzie działać. Nie dziwne zatem, że powtarzanym w wielu wiarygodnych źródłach survivalowych zaleceniem jest posiadanie zasilanego niezależnie zasilanego (na akumulator, na dynamo, na baterie, na panel solarny itp.) przenośnego radia. Komunikacja radiowa w trzeciej dekadzie XXI wieku wciąż pozostaje kluczowym środkiem przekazu informacji publicznej w czasie kryzysu.

Woda i ścieki

Nasza cywilizacja przyzwyczaiła nas do wygód, o jakich nasi przodkowie mogli jedynie pomarzyć. Jednym z benefitów cywilizacji jest łatwy dostęp do bieżącej wody. Wystarczy odkręcić kran. Kran przecież nie jest na prąd, prawda?

Nie, kran oczywiście nie jest na prąd. Jednak stacje uzdatniania wody, pompownie, hydrofory, oczyszczalnie ścieków i inne elementy infrastruktury wodociągowej i ściekowej są wręcz od energii elektrycznej uzależnione. Jeżeli np. mieszkasz w bloku na jednym z osiedli dużego miasta na np. 9 piętrze, to właśnie energia elektryczna odpowiada za napędzanie urządzeń, które tą wodę pompują na twoje piętro.

O ile jednak w przypadku infrastruktury łączności wielu operatorów nawet bez prawnego przymusu zadbało o instalacje awaryjnego zasilania, o tyle w przypadku sieci wodociągowych wiele wodociągów w Polsce wciąż nie ma wdrożonych systemów awaryjnego zasilania. To oznacza, że podłączeni do takiej sieci tracą wodę w kranach od razu w momencie utraty zasilania.

Nie najlepszy stan bezpieczeństwa kryzysowego polskich wodociągów potwierdza też opublikowany jeszcze w 2017 roku raport NIK (Najwyższa Izba Kontroli), pt. „Zapewnienie bezpieczeństwa zaopatrzenia w wodę dużych aglomeracji miejskich na wypadek wystąpienia sytuacji kryzysowych”. Owszem, niektóre sieci wodociągowe zadbały o możliwość awaryjnego zasilania elektrycznego swojej infrastruktury w razie blackoutu, ale ponad połowa nie ma takiej możliwości.

Kolejnym bardzo poważnym problemem w dość krótkim czasie po całkowitym zaniku zasilania w sieci energetycznej będą ścieki. Brak prądu to zatrzymanie pracy przepompowni ścieków, stanowiących kluczowe elementy systemu kanalizacyjnego, szczególnie na terenach, które są tak ukształtowane, że grawitacyjny spływ ścieków jest niemożliwy. Brak funkcjonowania przepompowni na płaskim terenie może wręcz spowodować, że ścieki dosłownie zaleją ulice w ciągu kilku dni od blackoutu. Brak zasilania oznacza również że nie działają oczyszczalnie ścieków, zatem ścieki trafiają albo do rzek, albo do wód gruntowych, co oznacza skażenie. Oczywiście nie nastąpi ono w pierwszej dobie blackoutu, ale gdy stan pozbawienia cywilizacji w energię elektryczną będzie się przedłużał, zagrożenie epidemiologiczno-sanitarne na znacznym terenie jest wręcz pewne.

Dostawy żywności i zaopatrzenie

Jesteś głodny/a? Idziesz do sklepu z artykułami spożywczymi i po problemie. Ta oczywista dla wielu z nas scena wymaga jednego: energii elektrycznej. Gdy jej zabraknie cały łańcuch dostaw żywności i zaopatrzenia ludności w niezbędne produkty się zmienia, a im dłużej trwa awaria, tym większe szanse, że ulegnie całkowitemu załamaniu.

W pierwszych minutach po awarii zasilania, większość osób nie odczuwa jeszcze bezpośrednich problemów z dostępem do żywności czy innych produktów. Sklepy, które były otwarte, nadal obsługują klientów, o ile pozwalają na to warunki oświetleniowe. Wiele sklepów ma awaryjne zasilanie, ale zwykle działa ono przez krótki czas (np. na tyle, by prawidłowo zamknąć kasy i wygenerować raport kasowy). Jednak z każdą mijającą minutą sytuacja zaczyna się komplikować.

W ciągu kilku minut od blackoutu, kasy fiskalne w sklepach przestają działać, co uniemożliwia normalną sprzedaż. Sklepy, które nie posiadają awaryjnych systemów zasilania o dłuższym czasie pracy, muszą zamknąć swoje podwoje. Dostawy towarów, które były w trakcie realizacji zostają wstrzymane, głównie z powodu kłopotów w systemie transportu. Magazyny i centra logistyczne, które bazują na systemach komputerowych i automatycznych sortowniach, przestają funkcjonować. Chłodnie i zamrażarki, w których przechowywana jest żywność, zaczynają tracić właściwą temperaturę, co stwarza ryzyko psucia się produktów, zwłaszcza mięsa, ryb i nabiału.

W takiej sytuacji kluczową rolę odgrywają zapasy zgromadzone przez mieszkańców, a także sprawna organizacja pomocy ze strony władz i organizacji pozarządowych. Pamiętajmy jednak, że lodówki w naszych domach też są na prąd. Zatem przez „zapasy” należy rozumieć takie produkty, które mogą zachować długi okres przydatności do spożycia i nie wymagają warunków chłodniczych do przechowywania. W ciągu pierwszej doby jedzenie w domowej lodówce na pewno się nie zepsuje, ale gdy blackout potrwa dłużej, żywność z chłodziarkozamrażarki nie będzie zdatna do spożycia.

System opieki zdrowotnej

Zespół chirurgiczny w sterylnej sali operacyjnej, gdzie lekarze w zielonych fartuchach, maskach i goglach Apple Vision Pro prowadzą operację, korzystając z zaawansowanego sprzętu medycznego.
Szpitale w Polsce muszą być wyposażone w systemy awaryjnego zasilania zdolne utrzymać 30% szczytowej mocy wymaganej przez daną placówkę. Zdjęcie ilustracyjne. Fot. London Independent Hospital / Daily Mail

Szpitale to placówki, które – jakby to nie zabrzmiało – są jednymi z lepiej przygotowanych do kryzysowych sytuacji związanych z zanikiem zasilania. Lepiej nie znaczy jednak, że idealnie. Po części stan przygotowania szpitali wynika z przepisów.

Szpitale, zgodnie z obowiązującymi przepisami muszą posiadać dwustronne zasilanie elektroenergetyczne z sieci. Oznacza to, że w razie awarii jednej sieci, energia mogła być dostarczana przez drugą (podobne rozwiązanie, co już wcześniej wspomniałam, jest stosowane w przypadku kluczowych węzłów infrastruktury telekomunikacyjnej). Oprócz tego polskie przepisy wymagają, by zasilanie z własnego źródła energii, którym musi dysponować szpital, pokrywało nie mniej niż 30 procent mocy szczytowej w danej placówce.

Zasilanie awaryjne pozwala zwykle przeprowadzić bezpieczną ewakuację danej placówki. Niestety, żadne zasilanie awaryjne nie jest przygotowane na awarię o ogólnokrajowym zasięgu. Ewakuacja w takim przypadku nie ma sensu, bo inne placówki medyczne mają ten sam problem: brak prądu. Wyczerpywanie się paliwa w agregatach prądotwórczych stwarza realne zagrożenie dla pacjentów podłączonych do aparatury medycznej. Awaria systemów wentylacyjnych i klimatyzacyjnych może pogorszyć warunki w salach chorych, zwłaszcza w upalne dni.

Pamiętajmy też o niekorzystnych kumulacjach różnych zdarzeń. Utrata zasilania przez szpitale oznacza, że placówki te nie mogą pracować z pełnym potencjałem nawet zakładając, że dyrektor danej placówki zadbał o bardzo duży zapas paliwa do agregatów. Awaria dotykająca wszystkie elementy infrastruktury i wszystkich wokół oznacza, że rannych i poszkodowanych w ciągu najbliższych minut, godzin i dni będzie przybywać.

Sam transport pacjentów, np. karetkami staje się utrudniony ze względu na spowodowany blackoutem paraliż komunikacyjny. Dodatkowym problemem mogą być na przykład leki wymagające systemów chłodniczych. Szpitale są wyposażone w agregaty prądotwórcze, a co mają zrobić przewlekle chorzy i wymagający tego typu medykamentów ludzie w domach?

Warto również pamiętać o konsekwencjach dla innych aspektów funkcjonowania systemu opieki zdrowotnej. Apteki, laboratoria, stacje krwiodawstwa – wszystkie te miejsca są zależne od dostaw energii elektrycznej. Blackout z całą pewnością zakłóci ich pracę, co dodatkowo utrudni dostęp do leków, badań diagnostycznych i krwi. W takiej sytuacji kluczowa jest sprawna koordynacja działań służb ratunkowych, wojska, organizacji pozarządowych i władz lokalnych, a także informowanie społeczeństwa o sposobach postępowania w zaistniałej sytuacji.

Blackout trwający kilka dni i dłużej to już katastrofa

Blackout trwający dobę stanowiłby bardzo duży problem, wygenerował by olbrzymie straty i wywarłby długotrwały wpływ na całą gospodarkę i na nas samych. Jednak awaria trwająca wiele dni, czy nawet tygodni, to już jest cywilizacyjny armageddon. Biorąc pod uwagę już tylko to, co wymieniłam powyżej, a podkreślam, że jedynie z grubsza naruszyłam temat faktycznych konsekwencji awarii energetycznej o tak wielkiej skali, możemy łatwo wyobrazić sobie niezwykle ponure perspektywy przedłużającego się blackoutu.

Tylko przypomnę, że w listopadzie 2024 roku były prezydent Finlandii, Sauli Niinisto, a obecnie doradca Ursuli von der Layen, przewodniczącej Komisji Europejskiej, jednoznacznie wzywał mieszkańców Unii Europejskiej do gromadzenia zapasów wody, żywności i artykułów pierwszej potrzeby, na wypadek wojny lub innego, bardzo poważnego kryzysu. Blackout zdecydowanie wypełnia znamiona bardzo poważnego kryzysu, zwłaszcza ten trwający dłużej niż kilkanaście godzin. Na koniec ponownie odsyłam was do poradnika na temat przygotowań do blackoutu, który nie tylko pokazuje jak się przygotować, ale też udowadnia, że bycie przygotowanym, przynajmniej na krótki okres, po którym możemy liczyć, że awaria zostanie usunięta, nie jest ani kłopotliwe, ani kosztowne.

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Źródło: opracowanie własne. Zdjęcie otwierające: Alejo Miranda / Shutterstock

Artykuł Blackout oznacza katastrofę. Tak wyglądałyby pierwsze 24 godziny w Polsce pochodzi z serwisu ANDROID.COM.PL - społeczność entuzjastów technologii.