Wody odeszły
Trafiła do szpitala tuż przed długim weekendem. Czuła dziwne bóle, coś nie tak wyszło w badaniach, zostawili ją więc na obserwację, „bo przecież i tak zaraz do nich wróci”. Być może pomógł fakt, że prywatnie prowadził ją ordynator oddziału.

Kiedy jechała taksówką – sama, mąż był tego dnia w delegacji – wszystko wydawało się wilgotne. Ciemnozielona, ciężka pogoda. Taka, o której można by powiedzieć „nabrzmiała”. Miała pewność, że nie padało, w końcu ze stresu i z bólu nie spała całą noc – a jednak wszystko było ciemniejsze, jakby zwilżone wodą. Chodniki, jezdnia, liście na drzewach tracące już ten niepokojący odcień jaskrawej świeżości, trawa, tynk na budynkach, nawet ludzie sunący po ulicach wyglądali, jakby nosili na sobie wilgotne ubrania. Powietrze było rześkie.
Gdy usiadła w taksówce, wzdrygnęła się ze wstrętu, miała wrażenie, że tapicerka też jest mokra.
– Wszystko w porządku? – zapytał taksówkarz, który chyba zauważył, że przeszedł ją dreszcz.
Przesunęła ręką po chłodnym siedzeniu.
– Tak, wszystko w porządku.
Czemu wszystko jest mokre? – zapytała pielęgniarkę. – Bardzo chce mi się pić.
– Żadnego picia, będzie znieczulenie.
– Proszę…
Pielęgniarka pogłaskała ją spoconą ręką po głowie. Miała ochotę złapać tę dłoń i polizać palce, wyssać z nich wilgoć.
– Jest ci po prostu zimno, dziecko. Pierwszy raz tutaj?
Pokiwała głową.
– Szybko pójdzie.
Wydawało jej się, że leży tam już od wielu godzin, kiedy poczuła, że zimne plastikowe prześcieradło wreszcie zaczyna się pod nią rozgrzewać.
Pielęgniarka, inna niż poprzednio, pociągnęła nosem.
– Odchodzą! Czemu pani nie woła?
Usiłowała odpowiedzieć, ale gardło miała tak suche, że tylko się rozkaszlała.
Ciepło było przyjemne.
– Jeszcze zostało pani dużo czasu, to dopiero początek – dodała pielęgniarka.
Nie wiedziała, czy to pocieszenie, czy groźba. Wolała uznać, że pocieszenie. Pielęgniarka krzątała się przy niej, a ona czuła, że wreszcie zasypia.
Później pamiętała z tego wszystkiego niewiele. Męża nie poinformowano – chociaż powinni byli – więc kiedy się obudziła, obok nie było nikogo. On się nawet nie zorientował, że nie odzywała się od kilkunastu godzin. Poprosiła pielęgniarkę o telefon, zadzwoniła do niego, powiedziała, że to już. W trzyosobowej sali tylko jej łóżko było zajęte. Na pozostałych nie leżała pościel.
Z dworca przyjechał prosto do niej.
Przypominała sobie, jak przez mgłę, chlupot. Wielka fala, wilgoć, wydawało jej się, że kiedy ją wywożono z sali operacyjnej, wszyscy byli mokrzy. Wszystko ociekało wodą, woda spływała po ścianach, kapała z sufitu, świeciła lekko opalizującym blaskiem.
Słodki, mdły zapach.
– Tak bardzo chciało mi się pić – powiedziała mężowi, kiedy ją zobaczył.
Dziecko nie chciało ssać. Jeszcze w szpitalu miała z tym problem, położna wydawała się rozczarowana. Nakarmiono dziecko butelką, mimo to wciąż płakało.
– Kolka. Jakby zjadło normalnie, z piersi, to by tego nie było – orzekła jedna z pielęgniarek.
Wciąż miała wrażenie, że wszędzie unosi się zapach wód płodowych.
Rana po operacji bardzo bolała.
Mąż wziął wolne, tak jak wcześniej ustalili. Nosił dziecko, kiedy płakało, a płakało ciągle. Pomagał jej przystawiać je do piersi. Delikatnie wsuwał mu sutek do ust, podtrzymywał dziecku główkę, którą próbowało odwrócić, wyrywając się z ich objęć.
Masował jej pierś, wyciskali z niej trochę mleka.
Mąż wrócił do pracy, ona się zagoiła.
Mijały miesiące. Dziecko jadło mało. Niewiele spało. Płakało też mniej – jakby straciło siły. Czasem zanosiło się bezgłośnym szlochem i wtedy czuła, że jej też brakuje tchu. Wiedziała, że coś jest nie tak.
Coraz bardziej się o nie bała.
Pediatra na kontroli obejrzał je dokładnie, nie zauważył „niczego niepokojącego”. Rzeczywiście, wolno przybierało na wadze, ale wciąż mieściło się w normie.
– Tak bywa przy pierwszym dziecku, mamy się stresują byle czym, a potem maleństwu się udziela. Trzeba się uspokoić.
– Ono w ogóle nic nie je.
– Coś tam chyba jednak je.
Na jej uporczywe naleganie niechętnie zlecił pakiet badań. Wyraźnie się zirytował, kiedy wyjęła komórkę i zaczęła z ekranu odczytywać nazwy, które wcześniej wyszukała w sieci. Mimo to wypisał skierowania, o które prosiła.
Dziecko nie płakało, gdy kłuli je igłą. Wolałaby, żeby płakało. Nawet pielęgniarki wyglądały na zdziwione.
Badania …