Polacy nie gęsi, swoje kino familijne mają / Oskar, Patka i Złoto Bałtyku

Ostatnie dwie dekady ubiegłego stulecia obfitowały w produkcje filmowe przeznaczone dla całej rodziny, choć w Polsce nawet wtedy kino familijne robiło się raczej rzadko. Dziś Hollywood zdaje się być nieco mniej zainteresowane tym gatunkiem, za to w Europie – także w naszym kraju – produkcje dla młodszych widzów przechodzą prawdziwy renesans. I choć prym na tym polu wiodą przede wszystkim kraje

Mar 9, 2025 - 17:43
 0
Polacy nie gęsi, swoje kino familijne mają / Oskar, Patka i Złoto Bałtyku
Ostatnie dwie dekady ubiegłego stulecia obfitowały w produkcje filmowe przeznaczone dla całej rodziny, choć w Polsce nawet wtedy kino familijne robiło się raczej rzadko. Dziś Hollywood zdaje się być nieco mniej zainteresowane tym gatunkiem, za to w Europie – także w naszym kraju – produkcje dla młodszych widzów przechodzą prawdziwy renesans. I choć prym na tym polu wiodą przede wszystkim kraje skandynawskie, Polska także nie ma powodów do wstydu – a najnowszym dowodem na to jest "Oskar, Patka i Złoto Bałtyku" w reżyserii Magdaleny Nieć i Mariusza Paleja, kontynuacja dobrze przyjętego filmu "Detektyw Bruno" z 2022 roku. Rodzice młodych widzów, chcąc zabrać swoje pociechy do kina, najczęściej mają do wyboru amerykańskie lub europejskie animacje lub – także zagraniczne – filmy aktorskie z dodatkowymi bohaterami zwierzęcymi. Nieczęsto w repertuarach kinowych znaleźć można polskie produkcje adresowane do całych rodzin, choć w ostatnich latach trend ten zaczął się odwracać – wystarczy wspomnieć "Tarapaty" (2017) Marty Karwowskiej, "Za duży na bajki" (2022) Kristoffera Rusa czy "O psie, który jeździł koleją" (2023), także w reżyserii Magdaleny Nieć, twórczyni recenzowanej tu produkcji. Każdy z wymienionych tytułów, albo już doczekał się sequela, albo wkrótce się doczeka, co stanowi niezbity dowód na to, że rodzima widownia spragniona jest jakościowego kina familijnego. Polskie filmy dla najmłodszych nie rozbijają zazwyczaj banku (wyjątkiem jest tu "Akademia Pana Kleksa" Macieja Kawulskiego, adresowana jednak bardziej do rodziców niż ich dzieci), ale zyskują widownię na tyle dużą, by nakręcenie kontynuacji okazało się biznesowo uzasadnione. Najnowsze dzieło duetu Nieć-Palej, wyrastającego na absolutnych specjalistów od kina familijnego w Polsce, w bardzo subtelny sposób nawiązuje do "Detektywa Brunona". Owszem, pojawiają się dialogi, które jednoznacznie dają do zrozumienia, że to nie pierwsza wspólna przygoda wypalonego już nieco aktora (Piotr Głowacki) i jego małoletniego kumpla Oskara (Oliwier Grzegorzewski), ale tych nawiązań jest na tyle niewiele, by przyjemność z seansu mogli czerpać także widzowie nieznający poprzedniego filmu. Historia jest dość prosta: tytułowi Oskar i Patka (debiutująca na ekranie Klara Olszewska), "rodzeństwo" z rodzinnego domu dziecka, pod opieką przyrodniej siostry Kai (Maria Kuśmierska) wyjeżdża na wakacje do cioci Marysi z Trójmiasta (Dorota Kolak). Oskar wyjątkowo cieszy się na ten wyjazd, bowiem ma do niego dołączyć jego kumpel Bruno, ale szybko okazuje się, że misternie przygotowany wakacyjny plan chłopca nie ma szansy się spełnić – Bruno otrzymuje zawodową szansę, jaka zdarza się raz w życiu. Mapa skarbów, którą Oskar znajduje w drewutni przy domu cioci, będzie zatem musiała poczekać. Ale czy na pewno? Kochający przygody chłopiec ma przecież równie odważną przyrodnią siostrę, która nie zamierza łatwo zrezygnować z niezapomnianych wakacji. Akcja toczy się wartko, a piękne, skąpane w słońcu trójmiejskie plenery stają się idealną scenerią dla tej ekscytującej przygody. Reżyserski duet doskonale wie jak pracować z młodymi aktorami i choć Oliwier Grzegorzewski, który zastąpił w roli Oskara Iwo Rajskiego (nieubłagane są prawidła dziecięcego aktorstwa, dyktowane upływem czasu), nieco gorzej odnajduje się na ekranie, to – posługując się szkolną skalą – całej obsadzie należy wystawić piątkę z plusem. Jest między aktorami chemia, dialogi są niewymuszone i często bardzo zabawne, a całość oczywiście podszyta jest ważnym morałem. Sporo mówi się tu o miłości i poświęcaniu się dla szczęścia drugiej osoby i choć nie do końca zgadzam się ze sposobem, w jaki scenarzystka Ewa Rozenbajgier zdecydowała się rozwiązać główny konflikt filmu, "Oskar, Patka i Złoto Bałtyku" bez wątpienia mówi o rzeczach ważnych i tłumaczy je w sposób bardzo przystępny dla młodych widzów. Jednym z najlepszych tego przykładów jest rozmowa Oskara z partnerką Bruna, Hanią (Karolina Gruszka) – scena napisana tak dobrze, że aż żal, iż trwała tak krótko. Jeśli ktoś jeszcze wątpił, że nad Wisłą potrafimy robić jakościowe kino familijne, "Oskar, Patka i Złoto Bałtyku" powinno te wątpliwości ostatecznie rozwiać. Jasne, nie jest to jeszcze poziom hollywoodzki (choć finałowa sekwencja pościgu w porcie to majstersztyk!), ale na pewno europejski. Bo choć Niemcy, Norwegowie czy Holendrzy kinu familijnemu poświęcają więcej uwagi i funduszy, nasi filmowcy w niczym nie ustępują tamtejszym. Mam nadzieję, że polscy widzowi także coraz chętniej będą wybierać rodzime produkcje dla całej rodziny, dzięki czemu będzie rosnąć zarówno ich liczba, jak i jakość.