
Po "W głębi lasu" i "Zachowaj spokój" nadszedł czas na "Tylko jedno spojrzenie". To już trzecia polska ekranizacja powieści Harlana Cobena na Netfliksie i nie ma wątpliwości, że będzie kolejnym hitem. Ale czy warto obejrzeć thriller z Marią Dębską?
Współpraca Netfliksa i Harlana Cobena, jednego z najpopularniejszych współczesnych pisarzy amerykańskich i autorów niezliczonych bestsellerów, to prawdziwa żyła złota. Kolejne seriale, nawet te słabsze, to globalne hity, bo nazwisko "Coben" to już marka. Nikt nie pisze tak złożonych thrillerów z dziesiątkami zwrotów akcji i nikt tak nie wpędza czytelników (i widzów) w maliny. Tajemnice z przeszłości, kłamstwa, zabójstwa, intrygi... Wszystko, co lubimy najbardziej.
W Polsce mamy już dwa seriale na podstawie książek Harlana Cobena. Pierwsze to "W głębi lasu" z 2020 roku z Damianem Damięckim i Agnieszką Grochowską, historia mężczyzny, który próbuje rozwikłać zagadkę zniknięcia swojej siostry przed laty. Dwa lata później obejrzeliśmy z kolei "Zachowaj spokój" z Magdaleną Boczarską i Leszkiem Lichotą o rodzicach, którzy poszukują swojego nastoletniego syna. Oczywiście obie historie nie były tym, czym się początkowo wydawały.
Teraz doczekaliśmy się "Cobenowego" serialu numer trzy. "Tylko jedno spojrzenie" to ekranizacja książki Amerykanina z 2004 roku. I to ekranizacja bardzo wierna, mimo że – tak jak w przypadku wspomnianych tytułów – fabuła została przeniesiona na polskie realia i do nich dostosowana. Reszta została praktycznie bez zmian, bo sukces międzynarodowych produkcji Netfliksa na podstawie powieści Harlana Cobena pokazuje, że tworzy on naprawdę uniwersalne historie.
O czym jest "Tylko jedno spojrzenie"? To trzecia polska ekranizacja książki Harlana Cobena
Koncert, romantyczna piosenka, ogień, tratujący się ludzie. Koszmar Grety (Maria Dębska) często ją nawiedza w nocy, ale wcale nie jest fikcją. To tak naprawdę wspomnienie przed 15 lat, kiedy bohaterka cudem ocalała z pożaru na koncercie popularnego wokalisty Jimmy'ego (Piotr Stramowski). Zginęło wówczas ponad 20 młodych osób. Ona żyje, ale zupełnie nic nie pamięta.
Dziś Greta jest szczęśliwą żoną i matką: ma oddanego męża Jacka (Cezary Łukaszewicz) i dwoje dzieci w wieku szkolnym. Projektuje biżuterię. Jednak pewnego dnia, kiedy wywołuje zdjęcie z wakacji, znajduje w odbitkach starą fotografię. Bohaterka nie ma pojęcia, skąd się wzięła, nie wie też, kogo dokładnie przedstawia: rozpoznaje jednak swojego męża w młodości. Obok niego jest dziewczyna z przekreśloną czerwonym markerem twarzą.
Greta pokazuje zdjęcie mężowi, a ten... znika. Wtedy życie bohaterki zmienia się o 180 stopni. Jak to u Cobena, jeden element (w tym przypadku zdjęcie) i jedno zniknięcie (jeden z ulubionych motywów pisarza), prowadzi do szokujących odkryć, które zniszczą rodzinną sielankę projektantki.
Niczego więcej zdradzić nie mogę, bo zwyczajnie zniszczyłoby to przyjemność z oglądania. Intryga jest złożona i skomplikowana, dochodzą nowe postaci i wątki, zaskakują nas zwroty akcji, a pozornie niezwiązane ze sobą wątki nieoczekiwanie się łączą. Przeszłość Grety i pożar sprzed lat również powracają i to w najbardziej nieoczekiwany sposób.
Fabuła jest momentami tak złożona, że można się pogubić, więc lepiej nie oglądać "Tylko jednego spojrzenia" do sprzątania. To nie jest tego typu serial. Thrillery Cobena wymagają uwagi i łączenia faktów, co zresztą dobrze wiedzą widzowie "W głębi lasu" czy "Zachowaj spokój" (nowy serial Netfliksa jest jednak znacznie bardziej brutalny i ma więcej akcji).
Momentami było nawet... zbyt skomplikowanie i parowała mi głowa. Na szczęście twórcy (reżyserami są Marek Lechki i Monika Filipowicz, a scenarzystami Agata Malesińska i Maciej Kowalewski) nie zapędzili się jednak w kozi róg – na końcu wszystko zostało doprowadzone do końca, wyjaśnione i zakończone w przekonujący sposób. A to wcale nie jest oczywiste w tego typu produkcjach.
Zdarzają się jednak absurdy, niejasności i stereotypy (jak złoczyńca słuchający muzyki klasycznej), a momentami możemy pośmiać się z braku logiki i niektórych bezsensownych zachowań bohaterów. Najbardziej twardo stąpający po ziemi są tutaj policjant i jego partnerka, którzy często kwestionują wszystko, co wyczynia Greta i reszta. To oni są "głosem" rozsądku i widzów.
Jednak mimo "głupotek" serial ogląda się jednym tchem. Umówmy się, to thriller, który ma nas wciągnąć, a nie super ambitny serial o złożoności ludzkiej egzystencji. "Tylko jedno spojrzenie" ma być rozrywką i nią jest, więc od oglądania trudno się oderwać. Ani się obejrzycie, a pochłoniecie wszystkie odcinki za jednym razem.
"Tylko jedno spojrzenie" jest bardziej realistyczne od "Zachowaj spokój". A przynajmniej trochę
Jeśli oglądaliście poprzednie "Cobeny" Netfliksa (nie tylko te polskie), to dobrze wiecie, czego się spodziewać: również wizualnie. "Tylko jedno spojrzenie" nie odstaje od tego wzorca: zdjęcie są estetyczne i eleganckie, realizacja sprawna i "na bogato", a bohaterowie prowadzą życie o wysokim standardzie.
Greta i Jacek w "Tylko jednym spojrzeniu" na szczęście są bliżsi "zwykłym" Polakom niż grani przez Boczarską i Lichotę bohaterowie "Zachowaj spokój", którzy żyli na absurdalnie ekskluzywnym warszawskim osiedlu (które zrobiło się tak samo głośne jak sam serial) i robili codzienne zakupy w drogich delikatesach.
Owszem, bohaterowie nowego serialu mają przestronne, piękne mieszkanie, ale wzięte na kredyt (choć reszta postaci w większości mieszka w dużych domach) i wyglądające jak... mieszkanie.
To polska klasa średnia po trzydziestce, ale bardziej "ekstra", bo Jacek jest architektem i pracuje w dużej firmie, a Greta ma własny sklep z biżuterią połączony z pracownią. Rozgrywa się w niej kilka scen, ale za żadnym razem w lokalu nie ma żadnych klientów, co z jednej strony jest (niestety) smutną rzeczywistością wielu artystów rzemiosła artystycznego, a z drugiej rodzi pytanie: "to jak ona właściwie zarabia?". Cóż, może pracuje dla pasji, bo sama przyznaje, że więcej zarabia jej mąż.
Mimo że zdanie "muszę odebrać dzieci ze szkoły" jest odmieniane tutaj przez wszystkie przypadki, to jest to realizm, którego w "Zachowaj spokój" czy w "W głębi lasu" nieco zabrakło. Bohaterka może i szuka męża oraz prowadzi swoje własne śledztwo, ale scenarzyści nie zapominają o tym, że jest matką, a jej pociechy magicznie nie znikają z planu. To się chwali, chociaż nie każdy w realu może liczyć na pomoc – w każdej sytuacji i o każdej porze – swojej przyjaciółki (tutaj granej przez Martę Malikowską).
Problemem w "Tylko jednym spojrzeniu" jest jednak prowadzenie akcji na dwóch planach czasowych. Lata 2000. nie wypadają przekonująco: stroje bohaterów są zbyt współczesne, a postaci wyglądają tylko odrobinę młodziej. Trudno uwierzyć, że są młodzi o 15 lat, kiedy jedyne zabiegi odmładzające zastosowane przez twórców to inne fryzury albo... czapka z daszkiem. Momentami kuleje także montaż w czasach współczesnych i trudno się połapać, ile właściwie czasu minęło od ostatniej sceny: kilka godzin czy cały dzień?
Maria Dębska w "Tylko jednym spojrzeniu" jest naprawdę dobra. Towarzyszą jej gwiazdy
Nie zawodzą jednak aktorzy, a w "Tylko jednym spojrzeniu" oglądamy całą śmietankę: świetnych Mirosława Zbrojewicza, Andrzeja Zielińskiego, Monikę Krzywkowską, Dorotę Pomykałę, Piotra Stramowskiego, Cezarego Łukaszewicza, Mirosława Haniszewskiego (jak zawsze znakomitego w roli złola).
Najważniejsza jest jednak oczywiście Maria Dębska, która po raz drugi (po "Ślebodzie") prezentuje się w mocniejszych klimatach. Mimo że Greta jest momentami irytująca (choć można to zrozumieć, biorąc pod uwagę sytuację, w której się znalazła), to do gry 33-latki trudno się przyczepić. Mimo że to rola wymagająca zarówno psychicznie, jak i fizycznie, Dębska tworzy przekonującą postać, której mimo wszystko życzymy jak najlepiej.
Ale czy warto obejrzeć "Tylko jedno spojrzenie"? Jeśli lubicie: A) książki Harlana Cobena, B) podobały wam się ich poprzednie ekranizacje ze stajni Netfliksa, C) lubicie akcyjniaki, thrillery i mnóstwo zawiłych tajemnic, to włączajcie ten serial. Będziecie się dobrze bawić, a o to właśnie chodziło.