NBA: zakrzepica wyklucza z gry Damiana Lillarda | Heat pokazali Jimowi Butlerowi środkowy palec
Patronami dzisiejszego odcinka są niezawodny Michał Machał oraz Wilku 1423, dziękuję! B Najważniejsza informacja jest taka: Damian Lillard boryka się z zakrzepicą. Badania wykazały zakrzep w łydce, na której ból gracz się uskarżał. Podają mu obecnie środki na rozrzedzenie krwi, grać w kosza nie pozwalają, bo w tej sytuacji stanowi zagrożenie życia. No widzicie, najpierw […]

Patronami dzisiejszego odcinka są niezawodny Michał Machał oraz Wilku 1423, dziękuję! B
Najważniejsza informacja jest taka: Damian Lillard boryka się z zakrzepicą. Badania wykazały zakrzep w łydce, na której ból gracz się uskarżał. Podają mu obecnie środki na rozrzedzenie krwi, grać w kosza nie pozwalają, bo w tej sytuacji stanowi zagrożenie życia. No widzicie, najpierw Victor Wembanyama, a teraz Dame. Myślicie, że to przez odżywki dla sportowców, które serwują im za oceanem?
Lillard wypada więc na czas nieokreślony, a cały plan Milwaukee idzie do kosza. Z całym szacunkiem dla Giannisa i kolegów, nie ugrają niczego mając do dyspozycji strzelbę i kilka tępych noży, bo rywale wyjmą karabiny automatyczne i ich po prostu położą. Trzymamy kciuki za „kontuzjowanych” chłopaków, oby nas jeszcze emocjonowali grą w kosza!
Magic 111 Hornets 104
Paolo Banchero zdobywa imponujące 32 punkty 7 zbiórek i 6 asyst. W każdej akcji miętosi piłkę w rękach, momentami bardzo forsuje rzuty i choćby skały srały, wiadomo, że nie poda piłki. Zespół z Orlando oddaje w sumie 90 rzutów do kosza, z czego 64 próby notuje trzech zawodników: Paolo, Franz oraz Anthony Black. Pozostała szóstka oddaje po cztery rzuty na głowę.
Mówię o tym dlatego, że Orlando demonstrują historycznie nieefektywny atak: 31.2% zza łuku oraz 22.8 asyst to zdecydowanie najgorsze wyniki w lidze, gorsze niż w Waszyngtonie, Charlotte czy Utah. Przestoje w ich wydaniu są rzeczą normalną, do której mam wrażenie kibice już dawno się przyzwyczaili. Trzeba Wam popatrzeć jak grają, wówczas zrozumiecie.
Trudno mi chwalić Banchero, który pracuje sam na siebie i dla siebie. Franz Wagner jest świetny, tak sprawnego, tak kozłującego zawodnika o wzroście 208 centymetrów nie było dawno, a jego rzut za trzy, z przytrzymaniem piłki przed czołem dla wyważenia chyba i poprawy chwytu, wcale mi nie przeszkadza.
Przeszkadza mi natomiast rozczłonkowana ofensywa i złe nawyki lidera. Nie podaj dwa razy na wolną pozycję, a sprawisz że ludzie przychodzić będą już wyłącznie do pracy. Nie chcesz kreować w kolegach poczucia, że ja tu tylko małą rólkę gram, nie biorę na siebie odpowiedzialności, bo gdy w końcu będziesz chciał coś wygrać, oni się zmyją. Nie będziesz mógł na nich liczyć, zabraknie pewności siebie, zaufania, czyli zespołowości. Tak się zespołowości nie buduje.
Oczywiście gratuluję zwycięstwa. Charlotte chciałoby już skończyć sezon, Miles Bridges wygląda dosłownie jak zdjęty z krzyża, LaMelo Ball cały wieczór zmaga się z faulami (ten też się nadaje do zwyciężania jak brudna woda do picia) a reszta może sobie nagwizdać.
Spurs 96 Pistons 122
Detroit to jest zespół intensywny, grający w obronie, pewny siebie. Nawet ująwszy lidera Cade’a Cunninghama, potrafili przez ponad dziesięć minut meczu przytrzymać San Antonio bez ani jednego trafienia z gry. Mecz wymknął się gościom spod kontroli krótko po tym jak się zaczął. Druga połowa stanowiła formalność. No panie JB Bickerstaff, imponująca robota! Siedmiu zawodników Pistons z dwucyfrową zdobyczą, wszyscy grają po dwie kwarty, cisną aż miło!
Pisałem już? Detroit obok Oklahomy zalicza najlepszy defensywny rating NBA po All-Star Game! To ich najlepszy sezon od 2008 roku, gdy w klubie kończyła się (mistrzowska) kadencja Chaunceya Billupsa, Ripa Hamiltona czy Rasheeda Wallace’a. Pamiętacie tamte czasy jeszcze czy wyparliście z pamięci?
Warriors 86 Heat 112
Czapki z głów dla Erika Spoelstry, który pięknie przygotował swój zespól na spotkanie z byłym kolegą Jimmy’m Butlerem. Wydaje mi się, że szatnia Heat bardzo poważnie, wręcz personalnie potraktowała temat. Spójrzmy prawdzie w oczy: Jimmy po prostu się na nich wypiął. Uznał, że nie są wystarczająco dobrzy, że niczego razem nie ugrają, a on sam nie zamierza wypruwać sobie flaków. Wyniki obu zespołów, tego który opuścił i tego, do którego przyszedł, zdają się rzecz potwierdzać. Być może… ale nie dzisiaj!
Heat zaliczyli absurdalne 17/25 zza łuku (!!) ale wynik ten nie wziął się z powietrza. Od pierwszych minut zęby wbite w parkiet, żadnego wycofania, ENERGIA! Nawet stracone wydawałoby się sytuacje byli w stanie przekuć na małe zwycięstwa, zobacz na przykład na to, sam początek zawodów, takimi akcjami się wygrywa mecze!
Dubs grali bez Stepha, ale myślę że jego obecność dzisiaj nie zrobiłaby wielkiej różnicy, bo rewanż, zemsta to najlepsze paliwo, a koszykówka to wciąż gra energii! Cała pierwsza piątka z dwucyfrowym dorobkiem punktowym, Bam Adebayo na szpicy ataku: 27 punktów 8 zbiórek. Ach trzeba Wam było widzieć jak latali po parkiecie. Tu nie było farta czy szczęśliwych odbić piłki, oni energetycznie sobie wypracowali wszystko, co zdobyli. Byli jak snajper beznamiętnie przeładowujący karabin i strzelający do impertynenckiego faceta byłej żony.
Mavericks 113 Knicks 128
Chwaliłem wczoraj Dallas, ale dziś przepraszam, ale to było dno. PJ Washington i Anthony Davis OUT. Pierwszy podkręcił wczoraj kostkę, drugi jest ściśle monitorowany po przebytej niedawno kontuzji pachwiny i w meczach dzień po dniu nie gra. To oznacza, że na placu, do dyspozycji trenera Jasona Kidda, znów zostało dziewięciu, choć w sumie raczej ośmiu typa.
Naji Marshall (38 punktów 7 zbiórek) możemy sobie zadać pytanie dlaczego tak duży, silny i atletyczny skrzydłowy z tak mocnym kozłem i kontrolą ciała nie jest gwiazdą NBA? Pierwsza sprawa: totalne klapki na oczach i uliczny styl uprawiania koszykówki. Nie ma sytuacji, która nie byłaby odpowiednia by oddać rzut. JR Smith vibes. Po drugie, zespołowa obrona ukazuje jakim jest koszykarskim imbecylem. Znacie takich ludzi, którzy w obronie biegają tylko za swoim zawodnikiem i nie zauważyliby rywala z piłką stojącego sam na sam pod własnym koszem? Naji to jest właśnie tego typu gagatek.
Klay Thompson (6 punktów 2/11 z gry) bez systemu gry ten facet jest skończony. Co gorsza wciąż próbuje się przełamywać. Rozumiem oczywiście napastliwość strzelecką, ale pod warunkiem gdy grasz swoje, rzeczy które potrafisz robić dobrze, czyli w przypadku Klaya wychodzisz po zasłonie do rzutu, składasz się i w ten sposób stanowisz zagrożenie niezależnie od tego czy piłka wpadnie do kosza. Kiedy wchodzisz w kozioł, kiedy wydaje ci się, że w pierwszym kroku miniesz rywali o dekadę młodszych, kiedy przy braku cienia dynamiki próbujesz rzucać spod kosza mając obok siebie dwóch rywali, to grasz przeciwko własnemu zespołowi.
Jaden Hardy (15 punktów 7/9 z gry) świetny wynik? Trener kazał biegać do przodu więc biegał nie bacząc na resztę. Nie bacząc na wynik, na rytm, na energię ludzi obok. Dwoma idiotycznymi stratami i błędem w obronie gość w pojedynkę odebrał pozostałym Mavs wszelką ochotę do walki.
Dochodziło do tego, że dwóch biegało, reszta chodziła do ataku. W pierwszej połowie gdy piłką zawiadywał najbardziej ułożony w tej grupie Spencer Dinwiddie, jeszcze jakoś szło. W drugiej straty i rozczłonkowanie poddały mecz. Knicks cały wieczór uciekali im za plecy! Aż przecierałem oczy, bo ile razy można się nabrać na tę samą akcję? Dość powiedzieć, że Karl Towns (26 punktów 12 zbiórek 11 asyst) i Josh Hart (16 punktów 12 zbiórek 11 asyst) porobili triple-doubles, młodziutki Tyler Kolek dodał kolejne 9 asyst, a Cameron Payne, którego miejsce jest w PLK, zaliczył kolejnych asyst pięć! Dlatego mówię, patrz pierwsze zdanie.
A skoro jesteśmy przy ekipie Mavs: Dante Exum kupuje kartę Pokemon za kwotę czterech tysięcy dolarów (nie szkodzi, że w proporcji do jego zarobków, to jak dla nas cztery dolary). Śmiesznie to wygląda, bo handlarz nie wie z kim ma do czynienia. Skromny chłopak ten Dante i jeszcze na karcie ponoć zarobił:
Hawks 114 Rockets 121
Wynik i tak jest bliższy niż mogliśmy się spodziewać i jak wynikało z przebiegu spotkania. Oto mecz, w którym najbardziej brakowało Jalena Johnsona. Podstawowy problem, który mają Hawks i który mądre ekipy zawsze przeciwko nim wykorzystają jest następujący.
Mouhamed Gueye oraz Dominick Barlow nie stanowią w ataku. Można ich zostawić, z silnego skrzydła zamknąć pole trzech sekund, grać dwoma środkowymi bez ryzyka kary czy straty. Z kolei wstaw na czwórkę Georgesa Nianga, a okaże się, że nie możecie niczego zebrać. Przecież Tari Eason (14 zbiórek) mu zza pleców chwytał piłki, wyprzedzał i przeskakiwał. Niang kryjący Senguna wyglądało nieco lepiej, ale to również mismatch i bez sensu, bo gdy Turek już zaczyna się ruszać, gdy po picku chwyci piłkę, to rywal nie ma wiele do powiedzenia.
Braki kadrowe panie, bo jeśli chodzi o guard play Younga czy zadziorność, Hawks nie mają się czego wstydzić. Wielki zryw nastąpił wraz z rozpoczęciem czwartej kwarty, ale to chyba tylko dlatego, że Houston czuło się zbyt pewnie i wyraźnie spuścili z tonu. Wcześniej, przewaga dochodziła do 25 punktów. Steven Adams na placu spędził 25 minut, w tym dziesięć u boku Senguna. Nie do wiary, że jeszcze nikt ich nie ukarał za to Twin Towers!
Najlepszym strzelcem na parkiecie Jalen Green, autor 32 punktów oraz 11 zbiórek. Zasłony od Aquamana to najlepszy prezent jaki może dostać ball-handler. Nic nie przechodzi!
Grizzlies 140 Jazz 103
Mecz rozstrzygnął się w trzeciej kwarcie wygranej przez gości 41:17. Drugi z meczu z rzędu Utah całkowicie rozpada się po przerwie. Memphis zaczęli tę część od trzech celnych trójek (Aldama, Pippen, Jackson) za czym poszła energia, ofensywne zbiórki, biegi na obręcz środkowego Jaya Huffa. Potem na chwilę odpalił się Luke Kennard, parę razy bez piłki ściął Desmond Bane, jeszcze jedną tróję władował atletyczny Vince Williams i polecieli. Ze stanu 64:65 do 105:82 po dwunastu minutach!
Cavaliers 122 Blazers 111
Kolejny raz bez Donovana Mitchella pojechali po zachodniej mapie NBA panowie Kawalerzyści. Numer jeden stanowił Darius Garland (27 punktów) na którego Blazers nie znaleźli odpowiedzi po zasłonie. To samo w ramach drugiego składu, mojo swe odzyskał Ty Jerome (25 punktów 9/15 z gry). Reszta solidna jak zawsze, Mobley i Allen trzymający przestrzenie podkoszowe, zagrożenie stanowiący Strus, Hunter, do tego trafiający swój przydział Sam Merrill, awaryjnie umieszczony w pierwszej piątce.
Portland i tak dobre zawody rozegrało zważywszy warunki. Donovan Clingan (18 punktów 12 zbiórek) ma swe naturalne ograniczenia, ale to jest center myślący i będzie tylko lepszy. Największy zawód fanom sprawił Anfernee Simons (1/10 z gry). Rozdzielał owszem piłki, szybki jest, ale filigranowy strzelec nie trafiający rzutów, to trzeba zawijać z placu i już grasz nie w swoją grę.
Thunder 121 Kings 105
Sześćdziesiąte zwycięstwo OKC, którzy jak sądzę mogliby spokojnie dociągnąć do siedemdziesiątki. No widzicie, Shai G. Alexander miał otrzymać pomoc, ale koniec końców J-Dub jeszcze nie zagrał, tak samo Aaron Wiggins. W efekcie trzeba było cisnąć, kosztem efektywności, ale 32 punkty przy 10/23 z gry to wciąż wynik celujący. DeMar DeRozan poddany torturom przez Lu Dorta osiagnął zaledwie 4/15 z gry.
Malika Monka nie było. Szybkościowo gospodarze nie mieli do OKC podjazdu. Sabonis znów waleczny, nieskuteczny. Po kontuzji trochę go piłka nie słucha, ale i tak stanowi najgroźniejszy element ofensywny swojego zespołu (8 punktów 12 zbiórek 8 asyst) bo wokół niego odbywa się wszystko co efektywne, na modłę Jokera w Denver.
Sacramento to jest widzicie, zespół dwóch prędkości, dwóch przestrzeni. Po jednej stronie Keegan Murray, Keon Ellis, Jake LaRavia – głodni, energiczni. Po drugiej spowalniający DeMar DeRozan, Zach LaVine nie stanowiący bez piłki w rękach. To się trudno klei i to należałoby rozłupać. DeRozan wyglądałby świetnie jako „gracz zadaniowy” na ławce w Orlando Magic (może) ale na to nie pozwalają ambicje i kontrakt. Myślę, że jego pociąg już dawno odjechał.
Dzięki epizodowi w San Antonio z pewnością rozwinął się jako podający, lepiej zbiera, co widzę i doceniam, ale to już temat Paula George’a, schyłkowy. Nie chodzi o zdrowie, chodzi o styl, o podejście, o granice układu nerwowego. Zach LaVine? Paskudna decyzyjność, kiedy powinien rzucać wchodzi w kozioł, gdy powinien zaatakować kozłem, rzuca. W koźle niepewny (Alex Caruso wiedział jak go kryć, to inna sprawa) podania kiepskie, nic nie wnoszące, nie generował przewag. I co najgorsze, zero chemii z Sabonisem.
To wszystko na dzisiaj. Mimo całego mego narzekania liczę, że pewne walory w lekturze odnaleźliście. Dziękuję za odwiedziny, B