NBA playoffs: Jimmy Butler na ratunek Warriors | Miami Heat poniżone
Witam serdecznie w świecie koszykówki amerykańskiej z domieszką literackiej dezynwoltury. Patronami dzisiejszego odcinka są Bartek Mierzwicki oraz Woyteck, ja nazywam się Bartek Gajewski, obumierający naskórek / komórki skóry są głównym składnikiem kurzu w domu, a to są GWBA, czyli gwiazdybasketu. Cavs 138 Heat 83 [4-0] Tyler Herro przepowiadał, że do zera nie będzie, ale wiele […]

Witam serdecznie w świecie koszykówki amerykańskiej z domieszką literackiej dezynwoltury. Patronami dzisiejszego odcinka są Bartek Mierzwicki oraz Woyteck, ja nazywam się Bartek Gajewski, obumierający naskórek / komórki skóry są głównym składnikiem kurzu w domu, a to są GWBA, czyli gwiazdybasketu.
Cavs 138 Heat 83 [4-0]
Tyler Herro przepowiadał, że do zera nie będzie, ale wiele poradzić na kolejne lanie nie mógł. Dwa mecze playoffs przed własną publicznością i dwie przegrane łączną różnicą… 92 punktów!
Od pierwszego gwizdka, pierwszej akcji meczu, zawody ustawił Jarrett Allen przechwytując piłkę i mknąć z nią pod kosz Miami. Kolejny raz aktywność wysokich obrońców Cavs sprawiła, że gospodarze dosłownie stracili ochotę do gry.
Temat jest jeden, a mianowicie: zespół z bilansem (37-45) nie powinien w ogóle dostąpić gry w playoffs, bo to świadczy o wyjątkowo słabej konferencji. Turniej play-in miał dodać emocji, dać szanse zespołom, które przykładowo borykają się z kontuzjami, ale w wypadku Miami mówimy raczej o schyłku pewnej ery. Jimmy Butler przeniósł swe talenty do San Francisco i faktycznie walczy o tytuł (o nim wkrótce). Miami zostali z dziurami w składzie, przestrzelonymi kontraktami oraz kierownictwem, którego ideały chyba przebrzmiały.
Smutny, zmęczony człowiek
Patrząc wczoraj na Pata Rileya i jego nieodłącznego „ochroniarza” Alonzo Mourninga, widziałem człowieka zmęczonego. Tylko tyle i aż tyle.
Przyjrzyjmy się księgom klubu na przyszły sezon. Bam Adebayo, Tyler Herro, Andrew Wiggins, cieniutki Duncan Robinson, przejrzały Kyle Anderson oraz (całkowicie już niegrywalny) Terry Rozier zarobią łącznie… uwaga: 152 miliony dolarów.
Kolejni gracze: defensywny Haywood Highsmith, środkowy Kel’el WAre, weteran Kevin Love, niebroniący Jaime Jaquez, Nikola Jovic (po którym zbyt wiele sobie obiecują) oraz Pelle Larsson to kolejne 22.3 miliony dolarów w gaży zapisanej i gwarantowanej. Łącznie 174 miliony przy regulaminowym budżecie płacowym (salary cap) na poziomie 154 milionów.
Wolnym strzelcem jest kluczowy Davion Mitchell (bez którego nie wygraliby żadnego meczu w play-in) którego powinni chcieć utrzymać. Próbuję powiedzieć, że nie tylko nie dysponują środkami, ale zatrudniani ludzie są w ogromnej większości przepłaceni i nie mają żadnej wartości rynkowej lub minimalną.
Rozier i Robinson to całkowicie zbędny balast, który obwisa Rileyowi na blisko 50 milionów dolarów rocznie, ale nawet magiczne wymazanie obu z ksiąg nie naprawiłoby sytuacji budżetowej. Trzon w osobach Bam, Herro i Wiggins ma potencjał mistrzowski, ale w lidze niemieckiej czy włoskiej, ale nie w NBA.
Riley od lat prezentuje dość nieszablonowe podejście do budowy zespołu. Jak w wojsku, nagradza ludzi za wolę do wykonywania rozkazów, za profesjonalizm, etykę pracy, ceni inteligencję koszykarską, tępi zaś przejawy gwiazdorstwa. Co za tym idzie, rokrocznie zespół przepełniony jest graczami o jasnym odcieniu skóry, poukładanych i skorych do pracy, ale którym brakuje jednakowoż dynamiki, pazura, swoistego elementu „wariactwa” pod presją.
Herro, Robinson, Larsson, Jaquez, Love, Jovic, Anderson – siedmiu białych w rotacji. Nie jestem rasistą, ale to naprawdę nie ma prawa się udać. Potrzebny jest zderzak, taran za którym ci ludzie pójdą pod naporem ognia po stronie rywala. Kimś takim do pewnego stopnia był Butler, kimś takim nie jest Bam czy Wiggins, więc o czym my w ogóle dyskutujemy.
Cavs za sprawą Allena (14 punktów 12 zbiórek 6 przechwytów) Mobleya (Defensive Player of The Year) Mitchella (22 punkty 5 asyst) Huntera (19 punktów) obskoczyli ich z każdej strony. Koszykarskie IQ i solidność białych: Maxa Strusa, Ty Jerome’a, Sama Merrilla czy Deana Wade’a tu owszem się zaznacza, ale to jest dodatek, a nie jak w przypadku Miami „główny składnik potrawy” którą przez cały sezon, od października do kwietnia serwuje się kibicom na South Beach, kasując przy tym dużą kapuchę za wjazd.
15-4 w przechwytach, 22/47 zza łuku i przewaga w kulminacyjnym momencie wynosząca 60 punktów. Cavs bezproblemowo stopowali wszelką grę dwójkową, bezkarnie podwajali, tłumem szli na stronę piłki. Nikt, może za wyjątkiem Daviona Mitchella, nie potrafił wkręcić się kozłem w strefę podkoszową. Herro (4 punkty 1/10 z gry) cierpiał katusze. Czy to jest franchise-player, pierwsza opcja zespołu w playoffs, oceńcie sami.
Nie wiem jaki los czeka Miami, zakładam że wiele się nie zmieni w najbliższych dwóch latach. Pojawią się nowi gracze, nowi wierni żołnierze Rileya, zapewne gdzieś z międzynarodowej sceny: Szwed, Meksykanin, Serb albo Hiszpan, choć ci mają zbyt gorącą krew jak dla Pata i zbyt niepokorni są, hehe.
Tymczasem Cavaliers w drugiej rundzie czeka na Indianę, z którymi o dziwo (!) przegrywali 1-3 w rundzie zasadniczej. Ja sądzę, że Pacers nie dadzą rady. Podobnie jak Miami, za słabi są jeden na jeden, a do tego sprowadzi się ta seria. Do zera nie przegrają, doświadczenie i spacing pod wezwaniem Mylesa Turnera zrobią swoje, ale ciężko myśleć o wygraniu serii, zgadzacie się?
Rockets 106 Warriors 109 [1-3]
Butler wrócił, w pierwszej piątce nieoczekiwanie zobaczyliśmy Buddy’ego Hielda. Steve Kerr poszedł więc w mobilność oraz offense. Jak im poszło? Nieprawdopodobna walkę toczyli od samego startu, walkę powiedziałbym godną NBA Finals! Rockets słyną z fizyczności, zadziorności, wchodzenia rywalom pod skórę, ale Dubs za sprawą charakteru i doświadczenia choćby dwójki skrzydłowych (Green, Butler) potrafili się temu przeciwstawić, wejść na potrzebny poziom intensywności i sportowej złości.
Sędziowie pozwolili na wiele, ale gracze im nie ułatwiali zadania. Co chwila utarczki, starcia, dyskusje twarzą w twarz, próby wymuszenia faulu, prowokacje.
Momentem przełomowym był na pewno faul techniczny dla Draymonda, kompletnie nieuzasadniony jeśli mnie pytacie, ale zagrała jak mniemam zła sława. Chwilę później starcie z Tari Easonem, buty na twarz, ciągnięcie za koszulkę, haczek i noga podniesiona w okolice krocza rywala. Niesamowite szczęście miał, że nie wyleciał. Skończyło się faulem niesportowym, a to oznaczało kolejne przewinienie i konieczność zejścia z placu. W połowie III kwarty Dray miał na koncie pięć fauli i nie pozostawało mu nic innego, jak tylko zebrać siły na końcówkę.
Dwa równorzędne zespoły, posiadające swoje przewagi. Bez Draya na boisku, więc w drugiej połowie odpalił się Alperen Sengun, którego Dubs w większości trzymali w pojedynczym kryciu. Bardzo skuteczne zawody grał Fred VanVleet (jego „odwrócony” pick and roll z Turkiem narobił nie lada zamieszania) wysiłki defensywnie Rockets skupili natomiast na zatrzymaniu Stepha Curry’ego, którego przekazywali sobie z rąk do rąk.
No i tu całe piękno Wojowników, bo Curry chcąc nie chcąc musiał przystać na bycie wabikiem dla obrońców. Prawdziwą krzywdę robili im w tym czasie Brandin Podziemski, Jimmy Butler i Buddy Hield. Ci trzej ciągnęli pięknie, zwłaszcza Podz, na którego koncie zapiszemy teraz 26 punktów i 5 asyst przy 6/11 zza łuku!
Defense rules!
W absolutnie kluczowej akcji meczu Warriors uniemożliwili rywalom rozegrać akcji, którą ci mordowali ich przez cały wieczór. Mam na myśli odwróconego pick and rolla, czyli mały (VanVleet) stawiający zasłonę będącemu przy piłce wysokiemu (Sengun). Zobaczcie jak Gary Payton II nie pozwolił Fredowi postawić zasłony, jak go fizycznością przytrzymał w blokach, na sekundę dwie, po których Rockets odeszli od początkowego pomysłu….
Fizyczność, motoryka, dynamika panie Pat Riley! Sengun zaatakował jeden na jeden Draymonda, a ten ustał na nogach i wybronił akcję.
Kluczową piłkę w tłoku podkoszowym zebrał Butler i było po herbacie. Co prawda po dwóch trafieniach z linii rzutów wolnych FVV miał jeszcze próbę na remis, ale piłka nie doleciała do obręczy. Koniec! Niniejszym ekipa Warriors przejęła serię, prowadzą 3-1, a akcja przenosi się z powrotem do Houston.
Mecz obfitował w emocje oraz fale dobrej gry po jednej i po drugiej stronie. Wspomnę tylko 13:0 gospodarzy w I kwarcie, 8:o Rockets dominujących do przerwy. Następnie serię 18-2 Dubs w III odsłonie oraz 10:2 Rockets wyrównujących zawody w czwartej części.
Luźne obserwacje:
-> Intensywna obrona Buddy’ego Hielda na Jalenie Greenie! Jeśli dalej tak będzie pracował, w wyjściowym składzie winien mieć etat u Kerra.
-> Jimmy Butler: mało aktywny, niewidoczny w pierwszej połowie, w drugiej połowie monster. Czternaście oczek w IV kwarcie oraz mądre ustawianie. Mowa o gościu, który potrafi rozkładać siły i nie klęka pod presją. Imponujące, życzę mu pierścienia: 27 punktów 5 zbiórek 6 asyst. Kerr powiedział, że gdyby był to sezon regularny, ze stłuczoną kością ogonową pauzowałby jeszcze z dwa tygodnie.
-> Brandin Podziemski: gigant! Brał na siebie offense gdy kolegom nie szło, korzystał z uwagi poświęcanej przez rywali Stephenowi, odważnie manewrował. Świetny pod presją!
A co Wy widzieliście? Dobrego dnia gwiazdy! B