NBA: Los Angeles królowie, deklasują najlepszą ekipę ligi | Luka i LeBron super!

Cześć. Wirażem wchodzimy w ostatnią prostą rundy zasadniczej NBA. Nie wiem czy obieranie tegoż produktu z warstw ma sens w tym konkretnym momencie, ale jak zwykle nie mogę się bez pewnych analiz obejść. Wejdźmy zatem spójrzmy w tabelę, a wiele się wyjaśni, tak w zasadzie. Słowo wyjaśnienia, parę dni mnie nie było, bo partnerka z […]

Kwi 7, 2025 - 20:03
 0
NBA: Los Angeles królowie, deklasują najlepszą ekipę ligi | Luka i LeBron super!

Cześć. Wirażem wchodzimy w ostatnią prostą rundy zasadniczej NBA. Nie wiem czy obieranie tegoż produktu z warstw ma sens w tym konkretnym momencie, ale jak zwykle nie mogę się bez pewnych analiz obejść.

Wejdźmy zatem spójrzmy w tabelę, a wiele się wyjaśni, tak w zasadzie. Słowo wyjaśnienia, parę dni mnie nie było, bo partnerka z bratem zrobili mi niespodziankę urodzinową i zabrali z Polski. Patronami odcinka są CWcienista3527 oraz Przemek Stępski, ja nazywam się Bartek Gajewski, a to kolejny odcinek z cyklu GWBA bawi, uczy i marudzi. Fajnie, że wpadliście.

Lecimy po kolei? Dobrze, tak zróbmy. Oklahoma City gra o nic. Zagwarantowali sobie pole position na zachodniej mapie i uwierzcie na słowo, że patrząc na ich dwa ostatnie występy, trudno oprzeć się wrażeniu, że spuścili z tonu. Dziś w nocy pokonali… tam pokonali, ROZGROMILI ich Lakers, trafiając do przerwy 15/22 zza łuku! 68% skuteczności przy tym wolumenie to jest nie do przejścia dla żadnego rywala.

Lakers 126 Thunder 99

Mało tego, LeBron (19 punktów 7 asyst) z bajeczną łatwością dziabał młodych chłopaków na półdystansie, a Luki (30/7/6) nie przyspieszy żadna obrona świata. Zobacz asystę za plecami:

Albo to tutaj to. W normalnych warunkach leci podwojenie, ale gdy każdy wokół strzela, a obrona jest rozciągnięta jak gacie na wypiętej d%pie to się można bawić. Tym niemniej, egzekucja ofensywy, jaką proponuje Słoweniec, to jest broń dużego kalibru w playoffs. Duży to jest także chłopak, mocny fizycznie. Oczywiście tego rodzaju efektywność partnerów jest absolutnie nie do utrzymania, ale dobrze widzieć jaki majstersztyk są nam zdolni zaoferować, zawistować:

Najśmieszniejsze: Lakers zostały cztery mecze do rozgrania, są na trzecim miejscu w tabeli, ale wciąż nie mogą być pewni udziału w playoffs! Oto jak wyrównana jest rywalizacja w tym roku. Warto też zauważyć, że bilans meczów wewnątrz zachodniej konferencji Lakers mają niewiele gorszy (33-14) niż OKC (35-12) a wchodząc w szczegóły i „moc rywala” wyglada to jeszcze korzystniej dla pierwszorocznego trenera JJ Redicka. 

A propos: jak sądzicie komu przypadnie statuetka Coach of The Year w tym roku? Redicka należałoby przynajmniej wymienić wśród kandydatów. Wyżej stać jednak muszą Kenny Atkinson, za robotę, którą wykonał w Cleveland no i JB Bickerstaff w Detroit, którzy potroili swą liczbę zwycięstw względem zeszłego sezonu. Mark Daigneault w Oklahomie też wyżej niż JJ moim zdaniem. Jak będzie, zobaczymy. 

Lećmy dalej, zajmujący drugą lokatę Houston Rockets mogą być pewni udziału w playoffs, no i wygrania dywizji. W nocy z grali z rewelacją ostatniej części sezonu, czyli Golden State Warriors. W meczu „podwyższonego ryzyka” zatrzymali Stephena Curry’ego na trzech punktach oraz 1/10 z gry!!!

Rockets 106 Warriors 96

Fenomenalnie bronili Stepha, ostro, na granicy przepisów, nierzadko je przekraczając. Steph chyba z szacunku do kolegów, zgadzał się na odcięcie. Zajmował sobą obrońcę, reszta zespołu grała czterech na trzech i pół. Z szacunku zaś do sędziów nie narzekał, nie krzywił się, nie marszczył i nie płakał, choć go obijali jak te meksykańską kukłę wypełnioną słodyczami. Taki to jest pełen szacunku facet. Dubs go chcą bez piłki oglądać (i słusznie!) więc czasem trudno mu po nią sięgnąć. Zwłaszcza gdy go rywal obejmuje jak pijany wujek na weselu. 

Z drugiej strony „śmierdziuch” mógł się chłopakom Steve’a Kerra przytrafić. Na dużej energii grali ostatnio z Memphis, Lakers i Denver (trzy wygrane) dziś nogi mieli ciężkie i to było widać, zwłaszcza na tle fizycznej, atletycznej grupy Ime Udoki. Do tego doszedł incydent z Draymondem, który… sami zobaczcie, bo w zasadzie to były dwa:

Green na zaostrzoną grę reaguje zaostrzoną grą i tak to się nakręca. 

Niepotrzebnie prowokował arbitrów, klaskał i się pompował, bo od tamtego momentu gwizdków Dubs dostali jeszcze mniej. Tak to działa, psychologia. Dla mnie Houston było zespołem lepszym w tym meczu, po prostu. Jalen Green (21/3/5) czy Amen Thompson (14/6/6) byli o tempo szybsi niż reszta, zwłaszcza ten pierwszy mieszał piłką jak pług zagon.

Raz tak Stephenowi rytm piłką wystukał, że ten na nogach oberka zatańczył. W drugiej połowie podwajany, pozostał efektywny, szacunek! Poza tym 56:40 w polu trzech sekund oraz 26:12 w punktach z kontry. Fizyczność i energia przeważyły. 

Obok Lakers i Golden State w tabeli lecą Denver, Minnesota, Clippers i Memphis, którzy bilans mają praktycznie identyczny. Nikt nie chce w fazie play-in uczestniczyć, ekstra się stresować, ale dwa z sześciu wymienionych zespołów będą musiały. Najsłabiej w tej stawce wypadają Memphis i Denver na ten moment konkretny, ale tu zaważą grafiki, zdrowie i jak wspomniałem, poziom energii. 

Pacers 125 Nuggets 120

Denver tej nocy dostali w łeb we własnej hali od dynamicznej Indiany. 41 punktów 15 zbiórek i 13 asyst Jokera jak krew w piach. Wciąż nie gra jego partner najlepszy Jamal Murray (naciągnięte ścięgno udowe) ale żadne to wytłumaczenie, bo Indiana bez Siakama oraz z cieniutkim strzelecko Haliburtonem. To znaczy cieniutkim, owszem do kosza nie trafiał (wiele uwagi poświęcili mu rywale) ale wciąż ma się czym pochwalić jako rozgrywający: 14 asyst, sześciu kolegów z dwucyfrowym dorobkiem punktowym oraz zaledwie sześć strat zespołu! 

Brak zdrowia rozgrywającego, straty, niedokładność, zmęczenie, brak alternatywy dla gry wszystkiego przez Jokera: oto rzeczy, które powinny martwić kibiców Denver. W kalendarzu zostali Kings, Grizzlies, Rockets. Przegrali trzy mecze z rzędu, udział w play-in zespołu z Colorado jest realny. Co to oznacza? Iskry będą lecieć:

Szatnia wie, to moja odpowiedzialność byśmy byli odpowiednio nastawieni przed wybiegnięciem na plac. W trakcie gry też. Ktoś musi gadać, ktoś musi chłopaków nakręcać i tym kimś zamierzam być ja [Christian Braun]

Nie wspomniałem, ale Braun zrobił dziś 30 punktów na 12/16 z gry dodał osiem zbiórek i 4 asysty. Brawo! Po drugiej stronie zaś, skoro idą playoffs, budzi się Andrew Nembhard (19 punktów 4 zbiórki 6 asyst) pamiętacie zeszłoroczną kampanię w jego wykonaniu? Powszechnie niedoceniana postać w lidze. Obaj świetni zawodnicy, prawdziwi energizers! 

Minnesota Timberwolves wygrali pięć meczów z rzędu i cały czas ostrzą sobie zęby na pierwszą rundę. W sobotę grali z tankującymi Sixers i ich na lenia, bez przekonania, ledwie pokonali. Zdecydowanie bardziej ostatnimi czasy w atak angażowany jest przez kolegów Rudy Gobert, oto ostatnie pięć meczów w jego wykonaniu: 

  • 17 punktów 13 zbiórek vs PHX
  • 19 punktów 25 zbiórek vs DET
  • 19 punktów 12 zbiórek vs DEN
  • 21 punktów 18 zbiórek vs BRK
  • 23 punkty 19 zbiorek vs PHI

Cieszy też większa aktywność Juliusa Randle’a jako asystenta, w jakimś sensie Wolves byli w stanie połączyć kropki. Są groźni dla każdego, choć w niektórych matchupach ich nie widzę. 

Los Angeles Clippers zaliczają bilans 46-32 choć bukmachery na starcie sezonu wątpiły, że wygrają choć połowę gier. O różnicach między tym, a ubiegłym rokiem najlepiej powie Wam lider składu: 

To zupełnie inny zespół. Mamy gości, którzy doskonale rozumieją swoje role i realizują swoje zadania na wysokim poziomie na przestrzeni całego sezonu. Chodzi głównie o personel. Wiecie o kogo mi chodzi. Wiecie z kim graliśmy w zeszłym roku [James Harden]

Kto odszedł? Najważniejsze nazwiska to oczywiście Paul George, Russell Westbrook oraz Mason Plumlee. W ich miejsce przyszli m.in. Batum, Derrick Jones Jr, Kris Dunn, Ben Simmons i Bogdan Bogdanovic. Nie tylko dodali obrońców „zadaniowców” i strzelca rodem z Serbii. Mając większą kanwę do malowania niesamowity progres poczynili Zubac oraz Powell, a Harden wrócił do roli solowego dyrygenta i świetnie mu to wychodzi.

Na razie tak to zostawmy, kolejne kilka dni powinno być ciekawe. LAC grają o wyjście z fazy play-in, na tapecie zostali Spurs, Rockets, Kings i Warriors, czyli można powiedzieć: los trzymają w swoich rękach. Ostatni mecz grali w sobotę, pokroili Dallas 135:104, a Zubac naprzeciw AD zaliczył 11/11 z gry! Kawhi i Broda też zagrali jak szefowie:

Grizzlies, Mavs i Kings to w moim odczuciu najsłabsza grupa i dwa z nich do ósemki się nie dostaną. Ja Morant i Dedsmond Bane są jak młodzi Lillard i McCollum. Dallas jest rozbite na piłce, niezgrane, grają bardzo indywidualnie. Kings nie bronią i momentami nie da się tego oglądać. Różnicę w wyniku największą robi Zach LaVine, czy mu siedzi trója. Bo jak siedzi to grają z każdym, a jak go kryją to jest suchym pędzlem wałkiem kręcenie po suficie, barki bolą. 

Suns przegrali pięć z rzędu i czym prędzej trzeba rozbić ten zespół, zanim do reszty kibiców do siebie zniechęcą. Reszty nie ma nawet co wspominać. Portland jest rozbite kontuzjami tak bardzo, że od dwóch czy trzech meczów tam gwiazdą jest Delano Banton, którego nie dałbym na lidera nawet w PLK. Wszystkim tankowcom życzę oczywiście szczęścia w loterii draftu, ale tankujecie obrzydliwie. 

Tankowce śmierdzące ropą

Dziś w nocy na przykład, pojedynek Toronto z Brooklynem albo Charlotte z tymi tam, Chicago. Raptors grali czwartą kwartę w składzie: Rhoden, Swider, Mogbo, Lawson, Agbaji. Brooklyn kontrował: Evbuomwan, Etienne, Beekman, Lewis i Whitehead. Tankowanie tak bezczelne, że powinni ludziom za bilety oddać. Syf, gnój. Z perspektywy klubu jest to oczywiście próba przyjrzenia się materiałowi ludzkiemu na przyszłość, ale umówmy się, że 80% tych chłopaków wyleci z NBA. 

Charlotte z kolei, też bardzo chcieli przegrać, ale ponieważ pierwszą kwartę poszli z Bulls równo. Na drugą trener wymodził taką piątkę: Simpson, Okogie, Salaun, Diabate i Williams. Najgorzej rzucająca piątka, jaką tylko mógł złożyć z klocków, które miał do dyspozycji. Przeciwko najszybszej, najbardziej dynamicznej ekipie NBA grał dwoma centrami i co tu wiele gadać, efekt swój osiągnął. W drugiej kwarcie Chicago wkleiło im 46 punktów. Miles Bridges spędzający na boisku 19 minut, też spoko. Nie, to nie jest spoko. To jest syf.