Łukasz Warzecha: Żale wolnościowca
Kampania prawie się skończyła. Nie była nudna, na koniec stała się niemal pasjonująca, w czym duża zasługa mediów niepublicznych, a konkretnie Kanału Zero i Telewizji Republika. Przy moich licznych krytycznych uwagach do jednego czy drugiego medium, muszę uczciwie przyznać, że w znacznej mierze weszły one w rolę, którą w normalnych warunkach powinny spełniać media publiczne, […] Artykuł Łukasz Warzecha: Żale wolnościowca pochodzi z serwisu PCH24.pl.

Kampania prawie się skończyła. Nie była nudna, na koniec stała się niemal pasjonująca, w czym duża zasługa mediów niepublicznych, a konkretnie Kanału Zero i Telewizji Republika. Przy moich licznych krytycznych uwagach do jednego czy drugiego medium, muszę uczciwie przyznać, że w znacznej mierze weszły one w rolę, którą w normalnych warunkach powinny spełniać media publiczne, a której te nie spełniają od z górą dekady. O ile w ogóle kiedyś ją spełniały. Oczywiście w przypadku Republiki to kwestia kontekstu – gdyby nadal rządziło PiS, ta stacja trwałaby prawdopodobnie w marazmie, komfortowo zasilana z państwowych źródeł. Nie zmienia to faktu, że to ona zorganizowała najwięcej debat, w następstwie których znacząco zaszkodził sobie pan Trzaskowski, poprzez absencję okazując lekceważenie znacznej części elektoratu. Jego rywal, pan Hołownia, tego błędu nie popełnił.
A jednak czuję na finiszu niedosyt. Wprawdzie w pierwszej turze możemy mieć komfort zagłosowania na kandydata, który najbardziej nam pasuje – w drugiej, o ile się na to zdecydujemy, znaczna część z nas będzie głosować już głównie przeciwko – ale w całym kampanijnym przekazie brakuje mi tematów, za którymi zawsze się rozglądam, a które mają olbrzymie – choć dla wielu niedostrzegalne – znaczenie: wolność osobista, prywatność, ograniczenie samowoli inwigilacyjnej służb.
Osiem lat rządów PiS pozostawiło w tych sprawach bardzo ponury dorobek. Partia centralizmu, etatyzmu, uwielbiająca państwowe, odgórne regulacje ograniczyła znacząco zakres naszej swobody, dodatkowo ograniczając również naszą prywatność i ogromnie powiększając kompetencje służb do prowadzenia kontroli operacyjnej (takie możliwości za czasów PiS otrzymały m.in. Służba Więzienna i Służba Ochrony Państwa). Dzisiaj mało kto już to pamięta – dobra pamięć polityczna to moje przekleństwo – ale jedną z pierwszych decyzji rządu PiS, bardzo symboliczną, było wprowadzenie obowiązku rejestracji przedpłaconych kart SIM. Oczywiście jak zwykle działo się to pod pretekstem walki z przestępczością. Czy w jakikolwiek sposób przyczyniło się to do jej zwalczania? Oczywiście nie, bo jasne jest, że przestępcy zawsze znajdą sposoby, aby kontaktować się z sobą poza kanałami kontroli. Za to utrudniło to życie zwykłym ludziom oraz odebrało nam kolejny ze sposobów zachowania anonimowości wobec wszechobecnego aparatu państwa. Dla centralistycznego PiS nie stanowiło to jednak problemu. „Uczciwi nie mają się czego bać” – słyszeliśmy nagminnie zgrany i fałszywy frazes.
Następcy tymi sprawami w ogóle się nie zajęli. Czy może raczej: przejęli wszystkie zastane metody i kompetencje i z ochotą zaczęli je wykorzystywać, wprowadzając przy okazji – także symboliczny – akt będący dopełnieniem najgłupszych, najbardziej idiotycznych i najbardziej szwejkowskich pomysłów poprzedników: rozporządzenie wykonawcze do zawartego w Ustawie o obronie ojczyzny zakazu fotografowania.
Proszę zwrócić uwagę, że wątek wolnościowej emancypacji obywateli nie pojawił się jako samodzielny przekaz w programie niemal żadnego z kandydatów. Bodaj jedynym, który poświęcał tym sprawom trochę miejsca, był pan Grzegorz Braun – co uczciwie przyznaję, choć w wielu aspektach nie jestem fanem tego polityka. Na pewnym etapie mówił o tym także pan Sławomir Mentzen, ale potem jakby trochę o tym zapomniał. Choć trzeba przyznać, że jego odruchy w tej dziedzinie były prawidłowe, jak wówczas, gdy podczas debaty w Republice zaatakował go z demagogicznego klucza pan Artur Bartoszewicz, oskarżając o to, że impreza „Piwo z Mentzenem” odpowiada za rozpijanie nieletnich (jakbym słyszał nauczycielkę w kultowej scenie z muzeum w „Brunecie wieczorową porą” Barei). Pan Mentzen całkowicie słusznie odparł, że alkohol jest dla ludzi.
Jednak żaden z kandydatów nie poświęcał czasu antenowego czy pytań zadawanych innym kandydatom podczas debat sprawom takim jak ograniczenie możliwości inwigilacyjnych służb albo skasowanie absurdalnej liczby zakazów i nakazów, które krępują nas na co dzień.
Czy kwestia osobistej wolności nie jest dla wyborców ważna? Czy nie ma w Polsce poważniejszej klienteli na wolnościowy przekaz? Czy może i wyborcy, i kandydaci tak bardzo przywykli do tego, że jesteśmy na każdym kroku krępowani, ograniczani, instruowani; do tego, że przemądre państwo ustami swoich przemądrych mandarynów coś nam każe lub czegoś zabrania – że całkowicie się na to już znieczulili? Nie wiem, która odpowiedź jest właściwa, ale wiem, że jest to bardzo przygnębiające.
Łukasz Warzecha
Artykuł Łukasz Warzecha: Żale wolnościowca pochodzi z serwisu PCH24.pl.