Łukasz Warzecha: Prezydent pomógł czy zaszkodził?

Wkrótce przyjdzie czas na ocenę 10 lat prezydentury pana Andrzeja Dudy. Nie jest to jeszcze moment, żeby pisać o tym obszernie, ale coś jednak napisać trzeba, skoro pan prezydent zdecydował się otwarcie wesprzeć pana Karola Nawrockiego podczas konwencji tego ostatniego w Łodzi. Skoro udzielił wsparcia kandydatowi „obywatelskiemu”, to wsparł go w pewnym sensie swoimi dokonaniami, […] Artykuł Łukasz Warzecha: Prezydent pomógł czy zaszkodził? pochodzi z serwisu PCH24.pl.

Kwi 28, 2025 - 10:48
 0
Łukasz Warzecha: Prezydent pomógł czy zaszkodził?

Wkrótce przyjdzie czas na ocenę 10 lat prezydentury pana Andrzeja Dudy. Nie jest to jeszcze moment, żeby pisać o tym obszernie, ale coś jednak napisać trzeba, skoro pan prezydent zdecydował się otwarcie wesprzeć pana Karola Nawrockiego podczas konwencji tego ostatniego w Łodzi. Skoro udzielił wsparcia kandydatowi „obywatelskiemu”, to wsparł go w pewnym sensie swoimi dokonaniami, ale też obciążył zaniechaniami czy złymi decyzjami.

Staram się przyglądać tej sytuacji nie z punktu widzenia tego, co być powinno lub nie, czyli wartościująco, lecz jedynie z punktu widzenia tego, co może być skuteczne lub przeciwskuteczne. I to nie gdy idzie o elektorat jednoznacznie pisowski, bo ten, szczególnie w drugiej turze, oczywiście zagłosuje na kandydata wskazanego przez pana prezesa Kaczyńskiego. Ważne jest, co pocznie elektorat potencjalnie niechętny dominacji KO, a zatem zwycięstwu pana Trzaskowskiego, ale bynajmniej nie tęskniący za powrotem do czasów dominacji PiS i bardzo krytycznie oceniający tamte osiem lat. To w dużej mierze elektorat pana Mentzena, Jakubiaka, Bartoszewicza, Brauna. Tych ludzi z pewnością nie interesuje powtórka z lat 2015-2023 po roku 2027, czyli kolejnych wyborach parlamentarnych. A wygląda na to, że bez ich głosów pan Nawrocki szans na wygraną nie ma. Tymczasem ta właśnie grupa – w przeciwieństwie do twardego pisowskiego elektoratu – rozważa pozostanie w drugiej turze w domach.

Ci właśnie wyborcy mogą sobie przede wszystkim postawić sobie pytanie, czy urzędujący wciąż prezydent w ogóle powinien udzielać oficjalnego poparcia któremukolwiek kandydatowi. Nie jest to oczywiście nigdzie zabronione, ale też nie udawajmy – jak próbował przekonywać sam pan prezydent Duda – że mamy do czynienia z deklaracją wartą tyle samo co deklaracja pierwszego lepszego Kowalskiego. Moje zdanie w tej sprawie jest krytyczne – nie tylko uważam, że urzędująca głowa państwa robić takich rzeczy nie powinna (co ma tutaj mniejsze znaczenie), ale też, że dla części wyborców już sam fakt, że tak właśnie zachował się pan Duda, może zniechęcać do wzięcia udziału w drugiej turze wyborów. Szczególnie że z Pałacu Prezydenckiego do tej pory płynęły zapewnienia, że pan prezydent nikomu poparcia nie udzieli.

Czy potrzebna jest zachęta akurat ze strony pana Dudy dla wyborców PiS? To bardzo wątpliwe. Po pierwsze dlatego, że ci wyborcy i tak w drugiej turze niemal w komplecie zagłosują przeciwko panu Trzaskowskiemu. Nie jest im do tego potrzebna mobilizacja ze strony pana prezydenta. Po drugie – w tej grupie pan Duda może wywoływać ambiwalentne odczucia i niekoniecznie akurat on jest osobą, która miałaby najskuteczniej mobilizować elektorat PiS w jakimkolwiek celu. Wszak za panem prezydentem ciągnie się kilka spraw, co do których był on w ostrym sporze z najważniejszymi gremiami PiS.

Czy w takim razie poparcie pana prezydenta może przekonać do głosowania na pana Nawrockiego wspomnianą wcześniej grupę wyborców o poglądach wyraźnie na prawo, ale niegłosujących na PiS lub do PiS zrażonych, a w każdym razie tę jej część, która mocno się waha – a możemy tu mówić o dobrych kilkuset tysiącach kluczowych w drugiej turze głosów? Stawiam tezę, że nie, a nawet przeciwnie – że może to mieć skutek odwrotny: zniechęcający. Pan Andrzej Duda ma bowiem na swoim koncie wiele działań – lub też zaniechań – które dla tego właśnie elektoratu są co najmniej problematyczne, a może i budzą głęboki sprzeciw i które duża część tego elektoratu uważa za kluczowe.

Wymieńmy hasłowo tylko niektóre z nich:

– Skrajnie uległa postawa wobec Ukrainy.

– Całkowita bierność wobec działań rządu podczas pandemii.

– Akceptacja bez zastrzeżeń kolejnych ograniczeń praw obywateli, wprowadzanych między innymi poprzez zwiększanie zakresu inwigilacji czy kolejne zakazy lub nakazy, w tym wprowadzanie cenzury z wykorzystaniem instrumentów prawa telekomunikacyjnego (obecnie zastąpionego przez prawo komunikacji elektronicznej).

– Jednoznacznie lewicowa linia w gospodarce, pan prezydent nie zawetował bowiem żadnego rozwiązania etatystycznego czy kreującego nowe opodatkowanie, z polskim ładem na czele.

Pan Nawrocki na razie dystansował się od dwóch sfer działania rządu PiS – a więc także pana prezydenta poprzez jego „współudział”: polityki wobec Ukrainy oraz ograniczeń covidowych. Delikatnie krytykował także polski ład. Jednocześnie jednak w ostatnim czasie zajął bardzo wyraźnie etatystyczne i właściwie wprost socjalistyczne stanowisko, mówiąc o obronie „zdobyczy socjalnych PiS” czy zmieniając swoje stanowisko w sprawie podatku katastralnego na pozytywne (taką odpowiedź przekazał sztab pana Nawrockiego Latarnikowi Wyborczemu na pytanie „Czy osoby, które mają kilka nieruchomości, powinny płacić podatek od ich wartości (podatek katastralny)?”, mimo że podczas debaty w Końskich pan Nawrocki stwierdził, że zakaz wprowadzania takiego podatku w ogóle chciałby wpisać do konstytucji). Na temat wolności obywatelskich, inwigilacji, prywatności i innych kwestii, które mają znaczenie zwłaszcza w okresie namiętnego straszenia nas sytuacją wojenną, kandydat PiS w ogóle się nie wypowiadał. Nie wiemy zatem, czy pan Karol Nawrocki jako prezydent sięgnąłby po weto w razie, gdyby władza się zmieniła i gdyby PiS miał jakieś kolejne pomysły w rodzaju wyposażenia następnych służb w instrumenty inwigilacji czy wprowadzenia kolejnego genialne zakazu w rodzaju zakazu fotografowania.

Czy ktoś może mi racjonalnie wyjaśnić, w jaki sposób taka narracja kandydata w połączeniu z poparciem ze strony pana prezydenta miałaby przekonać wyborców niepisowskich prawicowych kandydatów, że mieliby zaufać właśnie panu Nawrockiemu? Jeśli ktoś szuka u panów Mentzena, Brauna czy Bartoszewicza choćby wątków wolnościowych, to w ogóle ich od kandydata PiS nie dostał, a już na pewno nie podczas konwencji. Dla niektórych – jakkolwiek może trudno to pojąć politykom największej partii opozycyjnej – wybór w drugiej turze pomiędzy panami Nawrockim a Trzaskowskim będzie w gruncie rzeczy wyborem pomiędzy dwiema niemal równie złymi opcjami. Co może ich skłonić do pozostania w domach. Jaką właściwie wartość dodaną wniósł tutaj pan prezydent Duda? Ja żadnej nie widzę.

Dodajmy do tego wystąpienie pana prezesa Kaczyńskiego i kolejne podziękowania oraz peany, skierowane pod jego adresem ze strony pana Nawrockiego. Po mniej więcej dwóch, trzech tygodniach, wydawałoby się, sensowniejszej kampanii kandydata PiS, próbującego podkreślać swoją bezpartyjność, dostaliśmy powrót do fazy poprzedniej, czyli okresu, w którym dla wszystkich niepisowskich wyborców o prawicowych czy konserwatywnych poglądach pan Nawrocki był po prostu kandydatem dla pisowskiego betonu, a nie dla prawicy szeroko pojętej. Nie bardzo rozumiem, jaka za tym powrotem do dawnego kursu stała logika. Być może – żadna.

Pewien mój znajomy, świetny publicysta nieco młodszego pokolenia, zasugerował, gdy o tym rozmawialiśmy, że mogło w tym nie być żadnej przemyślanej taktyki czy tym bardziej strategii. Że było to po prostu działanie na zasadzie odruchu partii, która jest już co do zasady intelektualnie niewydolna:

– Zróbmy coś, o czym się będzie gadać. Macie jakiś pomysł?
– Nie wiem… A może prezydenta ściągniemy?
– Możemy, nie było go jeszcze na żadnej konwencji.
– A będzie chciał poprzeć Karola? Bo inaczej nie ma sensu.
– Pogadam z nim, poproszę Mastalerka, niech się postara.
– No i gitara, mamy to!

Jestem w stanie uwierzyć, że tak to właśnie wyglądało.

Łukasz Warzecha

 

Artykuł Łukasz Warzecha: Prezydent pomógł czy zaszkodził? pochodzi z serwisu PCH24.pl.