Leon XIV. Papież prawdy – czy papież kompromisu?

Kardynałowie z całego świata oczekują, że Leon XIV uspokoi sytuację w Kościele i połączy to, co zostało podzielone. W Kościele toczy się jednak walka prawdy z fałszem. Nie da się pogodzić zwaśnionych stron, bo jedna z nich po prostu błądzi. Do prawdziwego pokoju można dojść wyłącznie drogą konfrontacji z herezją. Media na całym świecie prześcigają […] Artykuł Leon XIV. Papież prawdy – czy papież kompromisu? pochodzi z serwisu PCH24.pl.

Maj 13, 2025 - 06:54
 0
Leon XIV. Papież prawdy – czy papież kompromisu?

Kardynałowie z całego świata oczekują, że Leon XIV uspokoi sytuację w Kościele i połączy to, co zostało podzielone. W Kościele toczy się jednak walka prawdy z fałszem. Nie da się pogodzić zwaśnionych stron, bo jedna z nich po prostu błądzi. Do prawdziwego pokoju można dojść wyłącznie drogą konfrontacji z herezją.

Media na całym świecie prześcigają się w ujawnianiu kulisów konklawe. Wielkie włoskie i amerykańskie gazety publikują swoje wersje wydarzeń, często całkowicie sprzeczne. W jednych relacjach Prevost jest kandydatem progresistów, w innych konserwatystów. Być może z czasem dowiemy się bliżej, jacy kardynałowie poparli augustianina, ale póki co pewne jest tylko jedno. Nigdy w historii nie było jeszcze papieża, który jawiłby się jako tak idealnie kompromisowy i zarazem „globalny”.

Zacznijmy od wyjścia na balkon św. Piotra. Leon XIV nie przywitał się z wiernymi tradycyjnym „Laudetur Iesus Christus”. Nie poszedł też w ślady Franciszka, używając świeckiego powitania. Zamiast tego powiedział: „Pokój z wami”, jakby godząc dwie wizje. Mówił następnie dużo na temat kontynuacji linii Franciszka; ale zarazem pomodlił się z wiernymi „Zdrowaś Maryjo”. W jego pierwszych słowach mogli znaleźć się wszyscy: najwięksi progresiści, ale również tradycjonaliści.

Homilia wygłoszona następnego dnia do kardynałów – bardzo tradycyjna, oparta na Chrystusie. Pierwsze przemówienie do tych samych kardynałów – zapowiedź kroczenia po śladach poprzednika, z odwołaniem do programowego dokumentu Franciszka „Evangelii gaudium”.

Niedzielne rozważania po „Regina caeli” – główny temat to pokój światowy, coś dla każdego; spotkanie z dziennikarzami w poniedziałek – znowu pokój światowy jako nić przewodnia.

Styl – trochę z Benedykta XVI, trochę z Franciszka. Z jednej strony godniejsze szaty liturgiczne i bardziej uporządkowany sposób przemawiania, z drugiej – czarne buty i spodnie, jak u papieża z Argentyny.

Można powiedzieć, że w pierwszych dniach Leon XIV jawi się jako idealny mix obu poprzednich papieży – każdy znajdzie w nim coś dla siebie.

Robert Prevost jest też prawdziwym obywatelem świata. Dotyczy to już jego pochodzenia. Ojciec – pół Włoch, pół Francuz. Matka – urodzona na Hispanioli w rodzinie mieszanej rasowo. Sam Leon XIV urodził się w głównym mocarstwie globalnym, USA. Znaczną część życia spędził jednak w Peru, uzyskując nawet obywatelstwo tego kraju. Poza tym, wiele lat mieszkał w Rzymie, a jako generał augustianów odwiedzał liczne państwa świata. Trudno do końca powiedzieć, skąd konkretnie jest nowy papież. Właściwie: po prostu zewsząd.

W zadziwiający sposób łączy też różne szkoły teologiczne. Jako augustianin związany jest z platonizującą tradycją św. Augustyna. Ukończył jednak rzymskie Angelicum, pod auspicjami arystotelesowskiego św. Tomasza. Ma doktorat z prawa kanonicznego, ale znaczną część życia spędził jako zaangażowany duszpasterz i misjonarz.

Kto zatem wybrał Roberta Prevosta na papieża? Umiarkowani konserwatyści? Progresiści? Wydaje się, że mogli to zrobić wszyscy, bo nowy następca św. Piotra ma coś dla każdego. Nikomu nie przeszkadza i każdy może pokładać w nim swoje nadzieje. Konserwatyści liczą, że podniesie piękno liturgii i wyprostuje doktrynalny zamęt po Franciszku. Progresiści, że będzie głosić synodalność i ekologię.

Robert Prevost został bardzo szybko wybrany przez Kolegium Kardynalskie – już w czwartym głosowaniu. Oczywiście, jego kandydatura była przygotowana i rozważana już wcześniej, o czym kardynałowie mówią zupełnie otwarcie. W pierwszych trzech głosowaniach zaczęły upadać sztandarowe kandydatury: prawdopodobnie Pietro Parolina, Luisa Antonio Tagle’a, Petera Erdö, może jeszcze kilku innych papabili. Wydawało się, że przy bardzo podzielonym Kolegium Kardynalskim znalezienie dobrego kandydata, którego zaakceptuje większość, potrwa długo. Kardynałowie przed konklawe mówili, że słabo się znają i stąd tym razem procedura wyboru papieża potrwa pewnie nieco dłużej. Było wręcz odwrotnie: okazało się, że po upadku głównych kandydatur niemal natychmiast znalazła się wystarczająca większość dla Roberta Prevosta.

Leon XIV w pewnym sensie zaprezentował się jako papież pokoju – między narodami i w samym Kościele. Czy taki pokój jest jednak w ogóle możliwy?

Pokoju międzynarodowego nie ma – i nigdy nie będzie, jeżeli polityka nie zostanie oparta na Chrystusie, o czym pisał pięknie Pius XI w encyklice „Quas primas”. Jest zrozumiałe, że papież o taki pokój jednak apeluje, niezależnie od wszystkich trudności. Miejmy nadzieję, że wystosowując swoje apele, będzie wskazywać na fundament, czyli na krzyż. Pokoju światowego nie da się zbudować na „braterstwie” ani innych rewolucyjnych ideach. Będzie to tylko Ersatz pokoju, ale nie pokój taki, jaki pochodzi od Chrystusa, Księcia Pokoju.

W sprawie pokoju wewnątrzkościelnego rzecz wygląda może jeszcze trudniej. Nie będzie pokoju bez prawdy. Tymczasem dziś jedni katolicy wyznają wiarę spod znaku LGBT, inni są doktrynalnymi modernistami w doktrynie, inni jeszcze starają się wierzyć i żyć zgodnie z Tradycją. Papież Franciszek nie starał się pogodzić. Obrażał tradycjonalistów i próbował ich rugować z Kościoła („Traditionis custodes”), a progresistom po prostu dawał to, czego chcą („Amoris laetitia”, „Fiducia supplicans”). Mówił wiele o „decentralizacji doktrynalnej”, to znaczy zgodzie na to, by na płaszczyźnie Kościoła lokalnego biskupi mogli podejmować własne decyzje w niektórych sprawach doktrynalnych i moralnych, co w praktyce miało tylko przyspieszać rewolucyjne i progresywne zmiany. Ten wątek stał się główną osią Synodu o Synodalności w latach 2021 – 2024.

Jak rozwiąże problem wewnątrzkościelnej wojny Leon XIV? Po jego wyborze wielu ludzi mówiło o konieczności przezwyciężania podziałów. Kardynał kurialny Kurt Koch stwierdził, że ma nadzieję na „próbę” ich przezwyciężenia, podkreślając, że mówi świadomie zaledwie o próbie, bo zadanie jest tak trudne. Na czym taka próba mogłaby w ogóle polegać?

Jeżeli w Kościele miałby zapanować pokój, musiałaby najpierw zatriumfować prawda. To oznacza, że konieczne byłoby usunięcie błędów i skorygowanie błądzących. Innymi słowy, Leon XIV musiałby zakończyć błogosławienie par jednej płci, udzielanie Komunii świętej rozwodnikom, dopuszczanie do Eucharystii protestantów, twierdzenie, że inne religie prowadzą do Boga.

To doprowadziłoby jednak do konfrontacji, bo takich decyzji wielu po prostu nie zaakceptuje. Historia Kościoła pełna jest herezji. Katolicyzm leczył się z błędów zawsze w ten sam sposób: odcinając to, co ropiejące. Błędy Ariusza nie zostały włączone do spisu dopuszczalnych koncepcji teologicznych, ale po prostu je potępiono. Herezja Lutra nie stała się zaczątkiem nowego nurtu w katolicyzmie; Stolica Apostolska kategorycznie ją potępiła.

Od 50 lat błędy potępia się coraz rzadziej. Franciszek nie potępiał ich prawie wcale: obiecywał „jedność w różnorodności”, pozwalając neomodernistycznym heretykom na to, by swobodnie działali w Kościele. Pomieszanie prawdy z błędem w imię jedności – tak wyglądały minione dziesięciolecia historii Kościoła, zwłaszcza ostatnie dwanaście lat.

Leon XIV, papież pokoju, może stać się równie dobrze papieżem kompromisu. Jeżeli będzie zaprowadzać „pokój” w Kościele bez napiętnowania błędów, doprowadzi tylko i wyłącznie do tego, że rak herezji silniej wrośnie w ciało Kościoła. Kompromis nie jest katolicki, ale polityczny; katolicka jest wyłącznie prawda – a o prawdę trzeba walczyć.

Podobny efekt przyniesie ewentualne skupienie się Leona XIV przede wszystkim na sprawach społecznych, w tym na pokoju międzynarodowym. To ważne kwestie, ale nie mogą przecież zastępować fundamentalnych zagadnień doktrynalnych i moralnych, które domagają się dziś pilnego wyjaśnienia.

Papież Leon XIV już wkrótce będzie musiał podjąć konkretne decyzje. W 2028 roku ma odbyć się Zgromadzenie Kościelne – wielkie spotkanie biskupów i świeckich, które zwieńczy wieloletni proces synodalny. Ojciec Święty, jeżeli zdecyduje się je kontynuować, będzie musiał nadać mu swój własny charakter – albo zachowując centralną ideę „jedności w różnorodności”, albo też przekierowując synodalność na odkrywanie obiektywnej prawdy.

Szybkiego rozwiązania domaga się też sprawa błogosławienia par LGBT. Biskupi na całym świecie wydali w tej kwestii całkowicie sprzeczne decyzje. Jeszcze jako prefekt Dykasterii ds. Biskupów Robert Prevost popierał linię papieża, to znaczy przekazanie kompetencji doktrynalnych poszczególnym episkopatom. Jeżeli nie podejmie tu żadnych nowych decyzji, utrwali obecny podział.

Wkrótce dowiemy się, czy Leon XIV jest papieżem prawdy – czy papieżem kompromisu. Jeżeli wybierze pierwsze, czekają nas ostre lata, pełne bojowania przeciwko heretykom, którzy od lat zupełnie bezkarnie głoszą swoje błędy. Jeżeli zdecyduje się na drugie, będziemy mieć tak upragnioną przez wielu stabilizację, co tylko odsunie w czasie moment autentycznego starcia o autentyczność katolickiej doktryny.

Paweł Chmielewski

Artykuł Leon XIV. Papież prawdy – czy papież kompromisu? pochodzi z serwisu PCH24.pl.