Kontrola to nie inwigilacja, ale sprawdzanie, czy trzymamy się zasad. Psycholog o dzieciach w świecie gamingu
Rodzice często traktują gry jak e-nianię – oddają dziecko komputerowi i znikają, żeby wykonywać w tym czasie swoje obowiązki. A gry powinny być pod taką samą kontrolą, jak dieta, higiena, nauka czy relacje z rówieśnikami. Najważniejsze jest trzymanie się zasad Sonia Gulina, dziennikarka Android.com.pl: Jak to jest z tymi grami: szkodzą, czy nie szkodzą? Łukasz Kaczmarek, […] Artykuł Kontrola to nie inwigilacja, ale sprawdzanie, czy trzymamy się zasad. Psycholog o dzieciach w świecie gamingu pochodzi z serwisu ANDROID.COM.PL - społeczność entuzjastów technologii.


Rodzice często traktują gry jak e-nianię – oddają dziecko komputerowi i znikają, żeby wykonywać w tym czasie swoje obowiązki. A gry powinny być pod taką samą kontrolą, jak dieta, higiena, nauka czy relacje z rówieśnikami.
Najważniejsze jest trzymanie się zasad
Sonia Gulina, dziennikarka Android.com.pl: Jak to jest z tymi grami: szkodzą, czy nie szkodzą?
Łukasz Kaczmarek, psycholog: Gry to narzędzie, które może pomagać albo szkodzić – dużo zależy od tego, jak jest wykorzystywane. Głównym problemem nie są same gry, ale kwestia trzymania się pewnych zasad.
Gdybym teraz zapytał panią o dobre i złe praktyki, to prawdopodobnie powtórzyłaby pani wszystko, co ja zaraz powiem.
Nie jestem pewna, bo słyszałam różne głosy. Z jednej strony – że granie ogłupia i wzmaga agresję. Z drugiej – że rozwija bardzo wiele umiejętności i w gruncie rzeczy wcale nie szkodzi. Ale o pozytywnym wpływie gier dowiedziałam się dopiero na studiach.
Gry mogą rozwijać intelektualnie, emocjonalnie, motywacyjnie, społecznie i kulturowo. Ale nie da się wszystkich sprowadzić do jednego mianownika. Dlatego naukowcy mówią często: „to zależy”. Bo nie ma dwojga takich samych dzieci i dwojga takich samych rodziców. A jeśli pytamy się o wpływ gier, to jakich? Candy Crush Sagi, Pokemon Go, Minecrafta czy Diablo?
Możemy to jakoś podzielić? Chociażby na bardziej i mniej szkodliwe?
To również nie jest takie proste. Weźmy na przykład Candy Crush Sagę – będzie miała ona zupełnie inny wpływ na dziecko z tendencjami obsesyjno-kompulsywnymi i na dziecko, które takich tendencji nie przejawia. Dla tego pierwszego może być bezpieczną i szybko nudzącą się formą rozrywki, a dla drugiego – jednym z przejawów problemów, z którymi będzie borykać się w dorosłym życiu.
A może istnieje chociaż jedna, uniwersalna rada, która pomoże rodzicom odnaleźć się w świecie gamingu?
Najważniejsze, aby ustalić z dzieckiem zasady i się ich trzymać. Można je spisać, przyczepić na lodówce. Z synem nazwaliśmy to „spisywaniem konstytucji” i nawet mu się to spodobało. Warto sobie i dziecku przypominać, że zasady wprowadzamy, aby dziecko mogło czerpać radość z grania i nie popadać w pułapki, które się z tym wiążą.
W jakie pułapki?
Na przykład w uzależnienie behawioralne, które sprawia, że gra przestaje cieszyć, a staje się źródłem frustracji. Kiedy sam w coś gram, czasami dostrzegam, że to już nie ja gram w grę, ale ona gra mną. Wtedy szybko się wycofuję.
Dzieciom nie zawsze włącza się ta czerwona lampka. Na szczęście takie negatywne zjawiska dotyczą zdecydowanej mniejszości – tylko 2 proc. dorosłych jest uzależnionych od gamingu i nie jest to wiodąca pozycja na liście uzależnień współczesnego człowieka.
„Dzieciom trudniej wyznaczyć bezpieczną granicę”
Mówi pan o dorosłych. A dzieci?
W przypadku dzieci trzeba ostrożniej mówić o uzależnieniach, ponieważ ich zdolności regulacyjne dopiero się rozwijają, a zachowanie ze swej natury przypomina zachowanie osoby uzależnionej.
Najlepiej widać to w przypadku słodyczy czy oglądania bajek – dzieciom trudno samodzielnie wyznaczyć bezpieczną granicę. Rozwój dziecka i wspomaganie tego rozwoju przez rodzica polega w dużej mierze na kształtowaniu zdolności kontroli impulsów i akceptowaniu granic, a to zajmuje długie lata.
Dlaczego gry potrafią tak uzależnić?
Zabawa to podstawowa potrzeba człowieka, a zwłaszcza dziecka. Gry komputerowe koncentrują ją i intensyfikują, odrywając zabawę od aktywności fizycznej. Nie dochodzi przez to do naturalnego zmęczenia organizmu, które hamuje grę.
W grach pojawia się jeszcze jedno zagrożenie: zakupoholizm. Dzieci lubią nie tylko samą grę, ale też możliwość kupowania skórek dla postaci i otwierania skrzynek z nagrodami. Podczas Wigilii widziałem prezenty w postaci kart zakupowych, które były wykorzystywane jeszcze przy stole. Nie był to impuls gamingowy, lecz zakupoholiczny.
Dochodzi do tego hazard – w grach często nie kupujemy konkretnych rzeczy, a jedynie los, z którego może „wypaść” coś wartościowego, jak jackpot w Las Vegas. To prowadzi do wydzielania ogromnych dawek dopaminy. Gaming to bardzo złożone zjawisko, pełne szans i zagrożeń. Musimy zrozumieć, że przede wszystkim należy trzymać się pewnych zasad.
Proszę o nich opowiedzieć.
Pierwsza: jako rodzice uczestniczymy w aktywności gamingowej dzieci. Wydaje się oczywiste, a nie jest przestrzegane. I to jest źródło większości problemów.
Jako rodzice powinniśmy po prostu wiedzieć, co się w grach dzieje. Tak samo jak wiemy, co dziecko je, jak komunikuje się ze znajomymi, co robi w szkole. Niektórzy rodzice traktują gaming inaczej, niż wszystkie inne obszary aktywności – umieszczają dzieci w tym środowisku, zamykają oczy i otwierają je dopiero gdy pojawiają się poważne problemy.
Rodzice powinni kontrolować, ale nie inwigilować
A może po prostu nie wiedzą, w jaki sposób powinni to nadzorować?
Istnieje wiele organizacji i stowarzyszeń, które zajmują się formułowaniem wytycznych – wystarczy wpisać hasło w wyszukiwarce. Większość z nich podkreśla, że granie to aktywność, którą dziecko powinno poznawać w kontakcie z rodzicem. A często bywa zupełnie odwrotnie. Sam nie czuję się bez winy, bo pokusa, aby posadzić dziecko przed ekranem i o nim na chwilę zapomnieć, jest ogromna.
Ale mimo tej pokusy, którą odczuwa wielu rodziców, powinniśmy stale obserwować i kontrolować dziecko?
Ciągła kontrola i obserwacja to inwigilacja. Tutaj natomiast chodzi o sprawdzenie, czy trzymamy się zasad, o znalezienie złotego środka. Przede wszystkim zweryfikować, czy dziecko gra w grę adekwatną dla jego wieku i czy przestrzega maksymalnego czasu grania. Możemy też zerknąć, czy dobrze się bawi, czy nie dzieje się coś złego. Wtedy można porozmawiać o ewentualnej zmianie gry.
Jak dzieci reagują na taką dociekliwość?
Wiele dzieci, zwłaszcza młodszych, reaguje pozytywnie – chętnie dzielą się one swoimi pozytywnymi doświadczeniami, a w grach jest ich sporo. Podobnie, chciałaby Pani zapewne wiedzieć, jak dziecko funkcjonuje poza domem, na dworze, w szkole.
Większość rodziców uważa, że to naturalne, aby rozmawiać o takich rzeczach. Dlaczego gry miałyby być wyłączone z tego rodzaju rozmów? Poznałem kiedyś matkę, która celowo zaczęła grać w gry komputerowe, żeby lepiej zrozumieć własne dziecko i mieć z nim płaszczyznę porozumienia. Imponuje mi taka postawa.
Nie raz słyszałam, że dla rodziców samotnie wychowujących dziecko to ogromne ułatwienie: wiedzą, że posadzenie dziecka przed telewizorem czy komputerem nie jest najlepszym wyborem, ale dzięki temu są w stanie wypić ciepłą kawę, położyć się na chwilę, odetchnąć. Więc włączają dziecku Minecrafta i zajmują się sobą.
A dziecko wchodzi do Netheru, czyli minecraftowego Piekła, i ma koszmary w nocy. Rodzic jest zdziwiony, bo myśli, że tam się tylko buduje, ustawia klocki. Jak pokazałem mojemu młodszemu synowi tę krainę, to kazał przyciszyć dźwięk, bo przerażały go odgłosy, które się stamtąd wydobywały.
Obecność komputerów nie jest niezbędna dla prawidłowego rozwoju dziecka – gry są zjawiskiem masowym dopiero od 30 lat. Wcześniej dzieci osiągnęły podobny poziom zaangażowania, bawiąc się „analogowo”. Rodzice są przekonani, że jeśli nie jeśli nie pozwolą dziecku grać albo oglądać bajek, to nie będą mieli czasu dla siebie.
Często nie dopuszczamy, aby dziecko przeszło przez stan nudy. Ja mówię synowi wprost: „dobra, muszę teraz popracować, a ty siedź i się nudź”. On wtedy zaczyna wynajdywać różne zadania. Dzieci naprawdę miały się czym bawić, jak nie było komputera czy telewizora. I mają nadal. Wystarczy w nie uwierzyć i dać im bodziec do poszukiwań.
Współczesne dzieci zaczynają grać dużo wcześniej
Mam tę świadomość, bo u mnie w domu komputer pojawił się dość późno.
Ja też mam to wspaniałe doświadczenie, że zobaczyłem pierwszy komputer dopiero w wieku siedmiu lat. Współcześnie dzieci zaczynają grać dużo wcześniej i borykają się przez to z czymś, co u osób dorosłych nazywa się tzw. zespołem amotywacyjnym: jeśli zbyt wcześnie doświadczą aktywności wysokodopaminergicznej, a taki właśnie jest gaming, to wszystkie inne rzeczy mogą wydawać się na tym tle o wiele mniej atrakcyjne.
Gry są przepełnione różnego rodzaju nagrodami: tu coś robię, tu coś osiągnąłem, widzę efekt mojego działania. Gdybyśmy zrobili sobie monitoring mózgu systemu dopaminowego – czyli tzw. ośrodka nagrody odpowiedzialnego za ekscytację w trakcie dążenie do nagrody – zobaczylibyśmy, jak rozświetlają się poszczególne punkty.
Gry wyewoluowały przez ostatnie 30 lat, hakując umysł człowieka. Nie bez powodu, na świecie w gry komputerowe grają już regularnie ponad 3 miliardy ludzi.
Więc jeśli mówi pani, że dziecko nie ma nic do wyboru, jest to w pewnej mierze efekt zaniedbań, które zostały poczynione na drodze wspomagania rozwoju tego dziecka. Bo nie rozwinęło ono zdolności do bawienia się poza kontaktem z rodzicami. I tutaj coś jest coś nie tak z nami, Polakami, bo jesteśmy w pierwszej trójce w kwestii wypalenia rodzicielskiego.
Dlaczego?
Ponieważ bierzemy ogromną odpowiedzialność za każdą chwilę spędzenia czasu przez nasze dziecko. Nie pozwalamy, aby było optymalnie zaniedbane, czyli żeby samo organizowało sobie zajęcia i miało okresy nudy.
Mamy poczucie, że musimy zajmować się dziećmi cały czas. Tak mi się wydaje, gdy patrzę na rozmowy z rodzicami. Ale w badaniach też wychodzi, że jesteśmy szczególnie przemęczeni rolą rodzica. A dlaczego? No chyba dlatego, że jesteśmy szczególnie zaangażowani.
Dziecko powinno mieć alternatywę dla gamingu
Z jednej strony powinniśmy sprawować kontrolę nad dzieckiem, z drugiej – odpuszczać, bo skończy się przemęczeniem?
Tu wychodzi też czwarta zasada: kontekst. Jakie nasze dziecko ma alternatywy? Jeśli często zanurza się w aktywność gamingową, to być może rzeczywiście nie ma lepszych alternatyw. Jest ona najlepszym, co może mieć w danym momencie.
Bardzo mnie zaskoczyło, że mój starszy syn zaczął kilka lata temu grać w piłkę i obecnie jest w nią bardziej wciągnięty, niż w gry (komputerowe – przyp. red.). Trafił na świetną grupę rówieśników, mądrego trenera, odkrył coś, w czym dobrze mu idzie. To był dla mnie szok, ponieważ wcześniej jego zainteresowania koncentrowały się głównie wokół ekranu.
Sama pani widzi: jak dziecko ma ciekawą alternatywę, to nawet komputer może pójść w odstawkę. W sporcie też jest niesamowita dopamina, ale tak jak wspomniałem, aktywność fizyczna sprawia, że organizm osiąga stan przyjemnego zmęczenia. Gry nie dają tego uczucia sytości.
Mój syn – mimo iż uwielbiał gry – po upływie czasu przeznaczonego na granie zaczął czytać książki, czego również się nie spodziewałem. Odkrył satysfakcję w czytaniu – najpierw książek związanych z jego ulubionymi grami, takich jak seria „Minecraft Wyspa”. Trzymanie się bezpiecznego czasu gry może otworzyć dziecku drzwi do nowych, rozwijających zainteresowań.
To wszystko ma sens, jeśli od początku wyznaczaliśmy granice i stosowaliśmy zasady. Ale jeśli pozwalaliśmy dziecku na granie przez całe wieczory, a teraz spróbujemy mu to zabrać, pojawi się bunt.
To, o czym pani mówi, to bardzo trudna sytuacja. Zawsze lepiej jest zapobiegać niż leczyć. Natomiast jeżeli widzimy, że wprowadzenie zdrowych zasad nie jest możliwe, warto udać się do psychologa zajmującego się uzależnieniami behawioralnymi.
Czasami bywa i tak, że w trakcie aktywności gamingowej można zauważyć pewne tendencje w funkcjonowaniu dziecka, które mogą wymagać uwagi specjalisty, takie jak wyższa agresywność, trudność w regulacji impulsów, czy izolacja społeczna.
Jeśli widzimy problem, zgłośmy się do specjalistów
Ale nie zawsze da się zapobiec.
Znowu posłużę się przykładem diety: jeśli mamy do czynienia z sytuacją, w której dziecko spełnia medyczne kryteria otyłości, to nie próbujemy tego rozwiązać na własną rękę, tylko idziemy do dietetyka i realizujemy zalecenia. Tak samo w przypadku gier: jeżeli mamy do czynienia z dzieckiem, które czuje przymus grania – nawet pomimo tego, że nie czerpie satysfakcji z grania, a na próby ograniczenia aktywności gamingowej reaguje silną frustracją – to udajemy się do terapeuty uzależnień behawioralnych i opracowujemy profesjonalny plan dalszego działania.
Natomiast ja dalej będę za zapobieganiem. Dziecko w okresie przedszkolnym nie potrzebuje gier, bo cały świat jest dla niego fascynujący. W psychologii mówi się na to niekiedy „wiek koziołka”.
I tu się znowu pochwalę – chociaż atmosfera w moim domu jest mocno gamingowa, mój sześciolatek dopiero teraz zaczął samodzielnie grać. Wcześniej wiedział, że jest pewna granica wiekowa, która musi przekroczyć. Znał oczywiście całą kulturę gamingową, w szczególności Minecrafta, ale zamiast grać, przeglądał książki, rysował, robił kolorowanki, składał zestawy z klocków Lego.
I teraz widzę, że być może bawił się tym wszystkim lepiej, niż samymi grami, które trochę jednak go frustrują. Na szczęście do tamtych aktywności jeszcze wraca.
Czyli gry warto wprowadzić w wieku szkolnym.
Takie są zalecenia. Pamiętamy, że wcześniej dziecko dopiero poznaje świat, a rysowanie, budowanie z klocków czy zabawa w piratów to wystarczająco fascynujące aktywności. I dziecku naprawdę nic się nie stanie, jeśli nie będzie grało w gry komputerowe.
Ale taki scenariusz nie jest realistyczny w każdym przypadku – więc jeśli pozwalamy dziecku grać, to warto trzymać się ram czasowych. Dla dzieci w wieku szkolnym powinna być to godzina dziennie, w weekend maksymalnie dwie – najlepiej rozbite na dwa bloki czasowe, żeby dziecko nie wpadło w dopaminowy deszcz. Komputer nie powinien być też elementem wyposażenia pokoju dziecka, ale znajdować się w ogólnodostępnej przestrzeni.
Oczywiście stosujemy aplikacje do kontroli rodzicielskiej, czyli wyznaczamy próg wiekowy dla gier i czas, który dziecko może spędzić przed komputerem. To jest wygodne dla obu stron: rodzica i dziecka. Tak jak wspomniałem wcześniej, wszystko warto wspólnie przedyskutować, żeby dziecko zrozumiało, o co chodzi – podobnie jak w przypadku wszystkich innych zasad.
„Dziecko i sytuację trzeba obserwować”
I dziecko faktycznie zrozumie?
Dla mnie bardzo miłym uczuciem było, gdy starszy syn powiedział, że cieszy się, że nie mógł grać tyle, ile chciał. Bo teraz widzi tego korzyści – zwłaszcza gdy patrzy na niektórych kolegów, którzy popadli w uzależnienie.
Nigdy nie sądziłem, że coś takiego usłyszę. Ale może usłyszałem to, bo zawsze sporo rozmawialiśmy o grach i ich roli w życiu człowieka? Wprowadzanie i trzymanie się zasad, wracanie do nich, to wszystko nie było łatwe i kosztowało nas obu sporo nerwów i wysiłku.
Jak tłumaczy pan synowi, że nie może dłużej posiedzieć przy komputerze?
Mówię prawdę. Przyjrzyjmy się objawom uzależnienia – pierwszy z nich to utrata kontroli, drugi – że gra staje się kompulsją. Osoba uzależniona gra nie dlatego, że sprawia jej to frajdę, ale dlatego, że kiedy nie gra, to czuje się fatalnie.
I granie traci cały smak. Więc mówię synowi: „Jak będziesz grać bez umiaru, to przestaniesz czerpać z tego przyjemność. Jeśli chcesz dalej cieszyć się grami, nie możesz grać dłużej niż półtorej godziny dziennie.”
To wszystko takie proste?
Te zasady są proste. Oczywiście bywają też kwestie bardzo indywidualne, bo do różnych osób trafiają różne argumenty. Dziecko i sytuację trzeba obserwować.
Niektóre przypadki wymykają się regułom. Ostatnio miałem bardzo ciekawy wywiad z Januszem Kubskim, ojcem Neo (Filipa Kubskiego), jednego z najwybitniejszych graczy w grę Counter-Strike.
Jednym z tematów była ilość czasu poświęcanego na gry i ogólne zaangażowanie rodziny. Wszelkie normy czasowe były tam znacznie przekroczone. Ale gaming był jednym z obszarów budujących wspólną aktywność członków tej rodziny. I nie był jedynym. Dużą rolę odgrywał również sport czy podróże. Przyszły mistrz świata i ikona e-sportu, był raczej antyprzykładem wszelkich formalnych zaleceń instytucjonalnych.
Przeszedł jednak całą ścieżkę rozwojową, mimo że absolutnie nie podążał za wytycznymi organizacji pediatrycznych. Także to jest to, o czym mówiłem wcześniej: musimy obserwować aktywność gamingową dziecka i patrzeć, czy mu służy.
Badania potwierdzają, że granie usprawnia procesy poznawcze: gdy mózg jest stymulowany, lepiej radzi sobie z kojarzeniem, planowaniem, wybieganiem w przyszłość. Rozwijają się procesy motywacyjne, emocjonalne, społeczne. Cała masa pozytywnych następstw.
Zasady są po to, aby je łamać?
No dobrze, więc mamy taką sytuację: przychodzi siedmioletnie dziecko i mówi, że chce zagrać w strzelankę.
Większość gier przechodzi proces certyfikacji PEGI, gdzie eksperci oceniają ich zawartość i przypisują odpowiednią kategorię wiekową. Jeśli dziewięciolatek mówi, że chce grać w Counter-Strike’a, który jest przeznaczony dla osób od 18. roku życia, to mówimy „nie”.
Tak samo postąpimy przecież w przypadku każdego innego produktu przeznaczonego dla osób dorosłych.
Ale sam pan powiedział, że niektórzy to naginają. Chociażby wspomniana rodzina e-sportowców.
Trzymanie się zasad daje pewną wolność, bo są to wyznaczone bezpieczne granice, na ogół z dużym zapasem. Zasady można łamać, jeśli rzeczywiście wiemy, co robimy i jesteśmy w stanie wziąć za to odpowiedzialność.
Na przykład, nie tak dawno mieliśmy pandemię, lockdown. Dzieci zostały zamknięte w czterech ścianach. Mój syn miał dziewięć lat, gdy zaczął się COVID. Wiedziałem, że Fornite jest od trzynastego roku życia, ale syn się nim bardzo interesował. I pomyślałem: Mamy COVID, izolację. Lepiej będzie, jak pogra w Fortnite, niż jak spadnie na niego ciężar pandemii. Niech ona będzie najlepszym okresem w jego życiu.
Czyli pan też się ugiął.
Tak, ale zrobiłem to na własną odpowiedzialność. Na początku sporo graliśmy wspólnie. Starałem się obserwować, czy ten eksperyment dziecku rzeczywiście służy.
I znowu to powtórzę: nie ma dwóch takich samych rodziców, dwóch takich samych dzieci, dwóch takich samych gier. Nikt tak dobrze nie zna naszych dzieci, jak my sami. Więc uczestniczmy w aktywności gamingowej dziecka, dbajmy, żeby miało atrakcyjne alternatywy, ustalajmy jasne zasady i trzymajmy się ich.
Łukasz Kaczmarek – psycholog, dr hab. nauk społecznych, profesor uczelni Wydziału Psychologii i Kognitywistyki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Kierownik Positive Gaming & Streaming Psychophysiology Lab. Prowadzi kanał na YouTube „Psychologia & Gaming”.
Zdjęcie otwierające: Sonia Gulina / montaż własny
Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.
Artykuł Kontrola to nie inwigilacja, ale sprawdzanie, czy trzymamy się zasad. Psycholog o dzieciach w świecie gamingu pochodzi z serwisu ANDROID.COM.PL - społeczność entuzjastów technologii.