
"Czarne lustro" nie kazało długo na siebie czekać. Siódmy sezon ponurej antologii ma w sobie więcej nadziei niż wcześniej, aczkolwiek znajdziemy w nim też przynajmniej jeden scenariusz będący powrotem do korzeni. Oto ranking najnowszych odcinków hitu Netfliksa – od najgorszych po najlepsze.
Oceniamy odcinki 7. sezonu antologii "Czarne lustro"
Antologia "Czarne lustro" (oryg. "Black Mirror") narodziła się z chęci dystopijnego spojrzenia na przyszłość ludzkości. Początkowo serial był produkcją stricte brytyjską, ale później został przeniesiony z kanału Channel 4 na amerykańską platformę Netflix. Odkąd pieczę nad nim sprawuje gigant streamingu, odcinki zaczęły robić się coraz lżejsze i lżejsze. Oczywiście nadal mamy w nich mrok, tyle że w miarę możliwości są one przeplatane komediowym humorem.
Siódmy sezon "Czarnego lustra" ma w sobie więcej z "San Junipero" niż z ponurych "Białych świąt" czy "Zamknij się i tańcz". Owszem znów zgłębiamy tematykę wpływu niezwykłych technologii na ludzkie życie, jednak w wielu przypadkach ma ona słodko-gorzki wydźwięk.
W nowej odsłonie słynnej antologii przygotowano dla widzów aż sześć odcinków. Oto ich ranking, który – przypomnijmy – jest subiektywny.
6. Bête Noire
"Bête Noire", czyli tytuł drugiego odcinka najnowszego sezonu, oznacza w języku francuskim "zmorę czyjego istnienia". Maria pracuje w firmie produkującej czekoladę. Podczas kontroli degustacji nowego produktu dostrzega wśród testerów znajomą z czasów szkolnych, Verity. Gdy dowiaduje się, że jej rówieśniczka ubiega się tutaj o pracę, próbuje zniechęcić pracodawców do jej zatrudnienia.
Pomimo próby podcięcia jej skrzydeł Verity udaje się dołączyć do zespołu. Maria czuje się zagrożona obecnością koleżanki w firmie, tym bardziej że radzi sobie ona świetnie i wszyscy ją uwielbiają.
W odcinku ze Sieną Kelly ("Targowisko próżności") i Rosy McEwen ("Blue Jean") zgłębiamy temat gaslightingu – manipulacji, która polega na wprowadzaniu kogoś w błąd, aby podważyć jego zdolności do prawdziwej oceny otoczenia. Gdy szybko połapiemy się, o co chodzi w fabule "Bête Noire" i do czego ona dąży, reszta seansu będzie pozbawiona smaku, kolorów i jakiejkolwiek satysfakcji.
5. Hotel Reverie
"Hotel Reverie" zabiera nas na plan zdjęciowy remake'u klasyki Złotej Ery Hollywood. Gwiazda współczesnego kina, Brandy Friday, przyjmuje ofertę pracy nad zaawansowaną technologicznie nową wersją romansu pod tytułem "Hotel Reverie", który podbijał serca widzów w latach 40. XX wieku. Aktorka zamierza rzucić nowe światło na rolę doktora Alexa Palmera, w którego w oryginale wcielał się mężczyzna.
Brandy przenosi się do czarnobiałego świata, w którym już na samym wstępie wywołuje reakcję łańcuchową, psując chronologię wydarzeń fabularnych. Pomyłki w kwestiach i brak umiejętności muzycznych aktora z oryginału sprawiają, że Clara, jej ekranowa ukochana, faktycznie się w niej zakochuje.
Trzeci odcinek "Czarnego lustra" może pochwalić się bardzo dobrym aktorstwem Issy Rae ("Niepewne") i Emmy Corrin ("The Crown") oraz zabawnym kontrastem między współczesnymi komediami romantycznymi a tym, jakimi historiami miłosnymi żyła Fabryka Snów w ubiegłym wieku.
4. USS Callister: W głąb Infinity
Witajcie z powrotem na pokładzie statku USS Callister. Załoga tylko na pierwszy rzut oka wygląda jak wyjęta żywcem z kultowego "Star Treka". "W głąb Infinity" to sequel odcinka z czwartego sezonu, który powstał 8 lat temu. W finale pierwszej części blackmirrorowy kapitan Kirk ginie, a stery tytułowego pojazdu kosmicznego przejmuje torturowana przez swojego poprzedniego dowódcę Nanette Cole (Cristin Milioti z "Pingwina").
Przypomnijmy, że zabity tyran, czyli Robert Daly, którego odegrał utalentowany Jesse Plemons ("Psie pazury"), zaludnił swoją grę "Infinity" klonami własnych współpracowników.
W odcinku "W głąb Infinity" Nanette i jej kompani stają się kosmicznymi piratami okradającymi prawdziwych graczy z mikropłatności. Robią to po to, by przetrwać. W przeciwieństwie do zwykłych użytkowników "Infinity" załoga USS Callister nie może odradzać się po śmierci. I tak jak w klasycznych opowieściach o wilkach morskich bohaterowie postanawiają znaleźć legendarne Serce Infinity, które ma być kodem źródłowym gry.
Reżyser Toby Haynes obdarza fanów "Czarnego lustra" trzymającym w napięciu misz-maszem motywów typowych dla kina superbohaterskiego, gatunku science fiction i space oper, chowając gdzieś pod zewnętrzną warstwą rozrywki dość dołujący komentarz na temat rozwoju sztucznej świadomości.
3. Zwyczajni ludzie
"Zwyczajni ludzie" to historia o miłości, poświęceniu i błędnych pułapkach kapitalizmu, który w "Czarnym lustrze" zamienia opiekę zdrowotną w abonament à la Netflix.
Mike pracuje jako spawacz na budowie, a jego żona Amanda jest nauczycielką w szkole podstawowej. Para wiedzie skromne życie i od wielu lat stara się o dziecko. Pierwsze minuty odcinka pokazują, że pomimo braku wystarczających pieniędzy i problemów z donoszeniem ciąży, małżeństwo stara się dostrzegać pozytywy nawet w najobrzydliwszym burgerze z taniego dinera, w którym wzięło ślub.
Pewnego dnia u Amandy zostaje zdiagnozowany guz mózgu, którego nie da się wyleczyć normalnymi metodami. W szpitalu do Mike'a podchodzi konsultantka technologicznego start-upu, który specjalizuje się w usuwaniu patologicznych zmian i zastępowaniu ich syntetyczną tkanką podpiętą pod serwery. Niestety taka subskrypcja słono kosztuje i – jak się później okazuje – wcale nie ma przełożenia na dobrą jakość życia.
Seans dzieła reżyserki Ally Pankiw niesamowicie frustruje – do tego stopnia, że na język aż cisną się przekleństwa. "Zwyczajni ludzie" podkręcają do granic możliwości pokraczną ideę, zgodnie z którą nie każdy zasługuje na ochronę zdrowia.
Pomimo dystopijnego pomysłu, który w świecie postępu technologicznego wcale nie wydaje się taki niemożliwy, rdzeniem odcinka staje się to, co ludzkie. Na małym ekranie widzimy w końcu ludzi, którzy niespecjalnie różnią się od nas samych; którzy za swoimi bliskimi, wskoczą nawet w ogień. Chris O'Dowd ("Technicy-magicy") i Rashida Jones ("Parks and Recreation") wprost wycisną z widzów łzy. W finale ich występ niesie ze sobą ulgę i usprawiedliwioną złość.
2. In Memoriam
"In Memoriam" to mój faworyt, któremu niestety nie jestem w stanie przyznać pierwszego miejsca. Zarezerwowałam je dla odcinka, który w pewnym sensie staje się powrotem do korzeni "Czarnego lustra". Ale zanim do niego przejdę, skupię się na rewelacyjnych 50 minutach dramatu z wybitnym i zarazem niedoceniony przez Amerykańską Akademię Filmową Paulem Giamattim ("Przesilenie zimowe").
Piąty odcinek zabiera nas na malownicze wybrzeże, do domku pewnego starego kawalera, który broni się przed nowoczesną technologią i woli otaczać się wszystkim, co analogowe. Któregoś dnia Phillip odbiera telefon i dowiaduje się o śmierci miłości z dawnych lat, Carol. Tym samym ma okazję wziąć udział w nowatorskim projekcie, który pozwala wejść do starych zdjęć. Jego wspomnienia związane z fotografiami mogą urozmaicić doświadczenia uczestników ceremonii pogrzebowej – pozwolić innym poznać zmarłą z zupełnie nowej strony.
Problem tkwi w tym, że na wszystkich zdjęciach Phillipa jego była dziewczyna ma wypaloną, bądź wyciętą twarz. Mężczyźnie w dojściu do prawdy i przywróceniu wspomnień sprzed kilkudziesięciu lat pomoże sztuczna inteligencja (w tej roli Patsy Ferran). Im dalej w las, tym niezasklepione rany coraz bardziej będą krwawić.
"In Memoriam" jest kameralne i oparte na dynamice tylko dwóch graczy, przez co widzów głodnych akcji może zwyczajnie wynudzić. Ten odcinek – podobnie jak "Zwyczajni ludzie" – spycha motyw technologii na drugi plan, a prawdziwej zgrozy i bólu szuka w ludzkich niedoskonałości.
Giamatti wciela się w zgryźliwego starca, który nadal ma złamane serce po związku sprzed dekad. Tu też scenarzyści Charlie Brooker i Bisha K. Ali dodali element tragizmu, a konkretnie braku wpływu na swoje przeznaczenie. AI dostaje od nich ludzką twarz, stając się w tej opowieści bohaterką pozytywną. To ona uwalnia serce Philly'ego z dręczących je koszmarów.
1. Bawidełko
"Bawidełko" to "Czarne lustro" w najlepszym wydaniu. Twórcy wracają myślami do interaktywnego filmu "Bandersnatch" z 2018 roku, przywracając na ekran postać ekscentrycznego twórcy gier komputerowych, Colina Ritmana. Willowi Poulterowi ("Midsommar. W biały dzień") nie zostaje jednak powierzona główna rola w czwartym odcinku 7. sezonu. Zamiast tego jego bohater, którego tak na dobrą sprawę widzimy tylko w jednej scenie, pełni funkcję zapalnika.
W niedalekiej przyszłości londyńska policja zatrzymuje osobliwego Camerona Walkera za kradzież w sklepie. Funkcjonariusze ustalają, że mężczyzna jest poszukiwany w sprawie brutalnego morderstwa. Podczas przesłuchania długowłosy i zaniedbany Szkot unika odpowiedzi na pytania związane ze zbrodnią, kupując sobie trochę czasu niesłychaną opowieścią o tym, jak jako młody recenzent gier został zaproszony do biura słynnego Ritmana.
Colin pokazał Cameronowi symulator życia o nazwie "Thronglets", który nie miał żadnego celu poza ideą opieki nad zyskującymi coraz większą świadomość Throngletami. Dziennikarz ukradł dyskietkę z grą, a w domu poświęcał każdą minutę swojego dnia na obserwowaniu niewinnych komputerowych istotek. Po wzięciu kwasu chłopak zaczął rozumieć mowę swoich cyfrowych wychowanków.
"Bawidełko" kreśli postać Petera Capaldiego ("Doktor Who") zarówno jako złoczyńcę ludzkości, jak i zbawiciela uwięzionych w pececie Throngletów. Odcinek Davida Slade'a jest pstryczkiem w nos dla wszystkich tych, którzy kiedykolwiek usuwali drabinki w basenie w grze "The Sims". Scenariusz wnika w zjawisko znęcania się ludzi nad istotami uznawanymi przez nich za mniej wartościowe – w tym przypadku będącymi wytworem komputera.